-STOP! Harry, nie możesz tak wyjść. To ubranie jest całe brudne i zakrwawione-powiedziałem sam do siebie, szybkim ruchem ściągnąłem z siebie koszulkę i odwiesiłem z wieszaka flanelową koszulę w niebieską kratę. Sięgnąłem jeszcze po nowe czarne rurki, zabrałem telefon, dokumenty i wsiadłem do samochodu. Miałem przed oczami jak umiera, jak jej serce przestaje bić, jak mnie na zawsze opuszcza, jak moje serce zamiera w bezruchu gdy słyszy o jej śmierci. To wszystko nie może się zdarzyć naprawdę. Przecież ona mnie kocha. Obiecaliśmy sobie, że nie umrze póki żadne z nas nie zwątpi w uczucia. Fakt bałem się jej ojca, ale chciałem zobaczyć jej zielone oczy, które zawsze wydawały się dla mnie bardzo tajemnicze. Jeszcze chyba nigdy nie pozwoliła mi dowieść kim tak naprawdę jest. Kogo skrywa za swoją "maską". Zaparkowałem i wyszedłem na górę. Moje dłonie coraz bardziej się pociły, serce przyspieszyło, a nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Gdy dostrzegłem jej ojca jak wychodzi z sali stanąłem jak wryty. Przełknąłem ślinę-Harry musisz tam iść, zrób to dla niej-wyszeptałem te słowa i zacząłem działać wbrew sobie. Nagle zniknął za rogiem. Pobiegłem w stronę sali w której leżała Dominice. Popatrzyłem przez szybę, a ona tam leżała. Już nie mogła nic poradzić na to, że za kilka minut wjedzie na blok operacyjny. Usiadłem obok i złapałem jej dłoń.
-Jednak przyszedłeś-uśmiechnęła się na mój widok-dzwoniłam do ciebie.
-Wiem kochanie, ale spałem. Przepraszam-wyszeptałem gładząc jej włosy.
-Boże, co on ci zrobił. Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie powinien cię tak traktować-powiedziała i wzięła mój nadgarstek z nowym tatuażem w rękę.
-Kochanie posłuchaj. Nie wolno ci zwątpić w swoje uczucia, musisz mnie kochać tak jak ja kocham ciebie. Rozumiesz-strasznie szybko wypowiadałem te słowa.
-Spokojnie, przecież cię kocham-uśmiechnęła się-a co się stało?
-Nie nic. Jak już będzie po operacji to ci opowiem-odpowiedziałem, pocałowałem ją i poczułem szarpnięcie za koszulę.
-Zostaw ją już-był to jej ojciec.
-Tylko niech mnie pan nie bije. Proszę. Kocham ją i tak nigdy się od niej nie odczepię-powiedziałem opadając na fotel przy ścianie.
-Ja już nie mam siły z wami walczyć. Mam już dość-opadł na łóżko Dominice i zalał się łzami-nie chcę was rozdzielać, ale boje się o was oboje. Wiem, że ona cię kocha, ale jeśli cokolwiek ci się stanie ona tego nie przeżyje. Od początku wiedziałem, że będą z tego wszystkiego kłopoty, ale chciałem dać ci szansę. Wszyscy mówią, że jesteś naprawdę niebezpiecznym chłopakiem..-nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przerwałem.
-Ja naprawdę się przy niej zmieniłem. Nie przerwę całego tego gówna, bo tylko z tego mogę się utrzymać, ale zrobię wszystko żeby pańska córka była bezpieczna-starałem się wszystko mówić w wielkim skrócie.
-Tato pozwól nam być razem-wyszeptała i złapała jego dłoń.
-Dobrze córeczko, ale jeśli coś jej się stanie to ucierpisz na tym-tym razem zwrócił się do mnie.
-Dobrze. Dziękuje proszę pana. Dziękuje, że dał mi pan tą ostatnią szansę-wreszcie poczułem niesamowitą ulgę, jej ojciec stara się mnie akceptować. Zacznę być normalnym człowiekiem, będę się starał dla niej. Nie pozwolę aby ktoś kiedykolwiek nas rozdzielił. Tak bardzo ją kocham. Siedzieliśmy w ciszy w pokoju, każdy próbował powstrzymywać łzy, ale po prostu się nie dało. Jej oczy co chwila patrzyły na mnie błędnym wzrokiem, a jej ojciec dosłownie cały chodził. Usłyszałem przez mgłę 'Proszę wychodzić, wywozimy panią Dominice na salę operacyjną'. Ojciec pożegnał się z nią i wyszedł, a ja. Ja nie potrafiłem powiedzieć jej żegnaj, nie potrafiłem się z nią rozstać. Delikatnie usiadłem obok niej, złapałem dłoń i mocno zacisnąłem ją.
-Kochanie nie płacz, wiesz że tego nie lubię-wyszeptała i wytarła jedną z łez z mojego policzka.
-Zaraz, zaraz przecież to moje słowa-uśmiechnąłem się i delikatnie przejechałem swoją dłonią po jej kasztanowych włosach.
-Proszę bądź silny, tak jak zawsze ja jestem gdy prosisz mnie o to abym nie płakała. Nigdy się nie poddam, nie pozwolę żebyś cierpiał. Zobaczysz wszystko się ułoży kotku, będziemy szczęśliwi. Będziemy mieli dwójkę dzieci tak jak chcemy. Nasz ślub będzie idealny, rozumiesz? Wszystko się ułoży. Na naszym ślubie cała rodzina się zjedzie, twoi rodzice, mój tata z macochą. Mama też będzie, zawsze jest przy mnie-gdy wypowiadała te słowa zachowywała się normalnie, jakby te operacje odbywały się codziennie.
-Kocham cię. Nie przejmujesz się nawet tym, że za chwilę obędzie się twoja operacja-uśmiechnąłem się-to trudno, ale musimy się pożegnać. Zobaczymy się za kilka godzin. Nie płacz proszę. Muszę już iść-delikatnie złożyłem pocałunek na jej ustach-bądź dzielna kotku, wierze w ciebie-wyszedłem z sali i usiadłem krzesło obok jej ojca-może się przedstawię, choć pewnie zna mnie pan już z wielu opowiadań.
-Ale nie, proszę powiedz-uśmiechnął się do mnie.
-Jestem Harry Styles, miło mi-podałem mu rękę.
-John Cromwell-delikatnie potrząsnął moją dłonią-proszę opiekuj się nią jak należy.
-Na mnie może pan polegać-odpowiedziałem i po chwili pomyślałem o niej. Na pewno leży na tym stole tak bezradnie, nie może się poruszyć, leży uśpiona i śni o czymś. Po chwili na korytarz zaczęli schodzić się jej przyjaciele.
-Co on tu robi?-usłyszałem znajomy mi głos. To była Drew, jej najlepsza przyjaciółka, nienawidziła mnie.
-Jest jej narzeczonym, ma prawo wiedzieć co się z nią dzieje Drew-jej ojciec wypowiedział te słowa bez żadnego zająknięcia. Wreszcie mnie akceptuje, czuję się w pełni spełniony.
-Jak narzeczonym, przecież oni tak krótko się znają. Ty o niej nic nie wiesz-usiadła obok mnie.
-Wiem więcej niż ci się zdaje królewno-uśmiechnąłem się.
-Na przykład?-zapytała i zagłębiała się w moich tęczówkach.
-Wiem, że lubi zimną kawę z rana, lubi kiedy ma się do kogo rano przytulić, nie lubić spać samotnie, a jeśli już śpi to dzwoni do osoby, która zawsze odbierze. Kiedyś paliła papierosy, ostatnimi czasy zaczęła podpalać, zaczęła ćpać ale nie dopuściłem do tego, żeby się uzależniła. Wieczorem woli pić herbatę, ponieważ to bardziej ją uspokaja, woli pieprzyć się w innych miejscach niż łóżko, ponieważ jest to bardziej ekscytujące. Wiem, że jej wujek molestował ją jak była mała, dlatego na początku bała mi się ufać. Wiem, że jej mama zawsze jest przy niej w tych trudnych chwilach. I wiem najważniejsze. Wiem, że nigdy nie zwątpi w miłość do mnie, ani ja do niej-mówiłem jej wszystko co przyszło mi na myśl.
-Ej ty naprawdę jesteś nienormalny-zaśmiała się pod nosem-ale słodki i przepraszam za wszystkie oszczerstwa które mówiłam na ciebie. Wybaczysz mi?-zapytała i popatrzyła na mnie.
-Jesteś jej przyjaciółką, więc dobrze-uśmiechnąłem się. Nawet nie wiem dlaczego, ale przytuliłem się do niej. Poczułem niesamowitą ulgę, była osobą którą Dominice także tak mocno kochała. Nawet nie ojciec, tylko Drew. Ona się dla niej liczyła tak samo jak ja. Nie wiedziałem, że może być tak miła, zawsze wydawała mi się taka jak Dominice była na początku. Dziewczyną, która nie dała sobie nic powiedzieć i się dotknąć. Poznałem także Jacob'a, obecnego chłopaka Drew, a byłego mojej myszki. Naprawdę miły chłopak, ale widać że jest wychowywany na wielkiego pana, który widzi tylko czubek własnego nosa. Wiem, że Dominice też była wychowywana w takim domu, ale się zmieniła. Pod wpływem wyprowadzki zmieniła się najwyraźniej bardzo od tamtych lat. Na pewno także nie była pod wpływem swojego ojca przez te wszystkie lata. Muszę zaakceptować jej przyjaciół i dobrze o tym wiem. Tak załamany siedziałem na krześle i myślałem. Myślałem, o tym czy będę gotowy na to aby z nią zamieszkać, czy będę miał za co opłacić swoją rodzinę Przecież będę musiał z tym wszystkim skończyć jak urodzą nam się dzieci. W tym momencie przyszła mi do głowy Gemma i Niall. Co jeśli oni? Oni będą mieli dziecko. Zabije chyba tego skurwiela gołymi rękami, zniszczy jej życie. Nie znajdzie nikogo porządnego, tylko będzie musiała być z takim idiotą jak on. Wybrałem numer, ale nikt nie odbierał. Moje myśli co minute odbiegały od Dominice, a przecież ona teraz była najważniejsza. Tak bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ta operacja trwała wieki, a miała być podobno prosta. Moje powieki stawały się coraz cięższe, właśnie kiedy miałem sobie odpuścić i zasnąć z sali wyszedł lekarz. Wszyscy zerwali się na równe nogi.
-Miłe powitanie-uśmiechnął się. Nam nie było do śmiechu. Chcieliśmy znać prawdę, czy ona żyje czy umarła. Moje oczy powoli zaczęły ranić łzy. 'Proszę nie. Nie, ona nie mogła umrzeć. Nie zwątpiła przecież w moją miłość, to nie jest możliwe. Nie mogła mnie zostawić. Przecież tak bardzo ją kocham'.
-Może pan nareszcie nam powiedzieć-głos Drew przerwał ciszę między nami.
-Pani Dominice. Ona miała komplikacje-a jednak umarła, dlaczego mi to robi, dlaczego aż tak cholernie mnie rani-Przeżyła, lecz nie możemy jej wybudzić. Musimy wprowadzić ją w stan śpiączki. Zgadza się pan?
-Tak zgadzam się-wypowiadał te słowa z cholerną trudnością, a ja myślałem że za chwilę zemdleje. Mam nadzieję, że jednak szybko się wybudzi. Chce ją mieć przy sobie, mocno ją przytulić i wyszeptać że była cholernie dzielna.
-Kiedy będzie można ją zobaczyć?-to pytanie samo napatoczyło się do moich ust.
-Za jakieś półgodziny-odpowiedział i oddalił się na drugi koniec korytarza. Osunąłem się po ścianie, a wszyscy patrzyli się na mnie jak na idiotę. Zacząłem płakać.
-Harry co się dzieje?-zapytała Drew.
-Wiem, że żyje, ale i tak o nią się boję-wyszeptałem w jej stronę.
-Spokojnie-uśmiechnęła się-musisz być twardy i walczyć dla niej-pomogła mi wstać. Po chwili mogliśmy wejść, lecz ja wolałem poczekać, wolałem być z nią sam na sam. Patrzyłem przez szybę. Była taka bezradna, miała w ustach rurkę intubacyjną, już nie była taka szczęśliwa jak przed operacją, teraz zdawała się nieżywa. Kiedy wszedłem do środka, nie mogłem uwierzyć w to, że to jest ta sama osoba. Była inna, nie była promienna tak jak zwykle, była zimna i to było do odczucia. Złapałem jej dłoń, która teraz była inna. Usiadłem na krześle obok niej i zacząłem płakać.
-Kochanie, mówiłem że nie umrzesz dopóki będziemy się nawzajem kochać. Jesteś dla mnie najważniejsza, teraz zauważam to że gdybym cię stracił nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Tak bardzo chcę cię pocałować, przytulić lub żebyś chociaż coś do mnie wyszeptała. Będę czekał dniami i nocami aż się wybudzisz-powiedziałem i usiadłem na fotelu pod ścianą. Naprawdę będę czekał póki nie usłyszę jej ciepłego głosu.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na pisaniu kolejnego rozdziału to zostaw nawet najmniejszy komentarz.
Bardzo proszę i dziękuję :)
Jak zwykle śliczne :)
OdpowiedzUsuńpiękne :( Boże ona nie może umrzeć :( Ona musi życ ! ;3 Super ! Czekam na kolejny ;* Pisz dalej ♥
OdpowiedzUsuńNiech nie umiera, proszę. Jak ją uśmiercisz, stracisz czytelnika. :'(
OdpowiedzUsuńŚliczne, kurwa, śliczne.
http://destroyer-zayn-malik.blogspot.com/
http://sometimes-we-forget-who-we-are.blogspot.com/
jeju to jest super *.* dołączam się do ludzi, którzy twierdzą że ona musi żyć!
OdpowiedzUsuńzajrzysz? http://my-another-world-one-direction.blogspot.com/
ONA NIE MOŻE UMRZEĆ. Jeśli umrze, stracisz czytelników :C Piękne <3
OdpowiedzUsuńhttp://infatuated-fanfiction.blogspot.com/
Ona nie może umrzeć ! Twoj blog jets naprawdę zarąbisty ja właśnie płaczę :cc
OdpowiedzUsuń