niedziela, 29 czerwca 2014

13. Co to jest?

***
Minęło już prawie pięć miesięcy odkąd leży w śpiączce. Przez pierwsze dni potrafiłem siedzieć non stop z nią w sali, ale ona ani razu nie drgnęła. Powoli zaczynałem tracić nadzieję, że kiedykolwiek się wybudzi. Chciałem usłyszeć jej głos, który tak bardzo kochałem. Nie potrafiłem sobie odpuścić, nie mogę jej zostawić, a jeśli wybudzi się i nie będzie nikogo obok niej. Nawet nie zdążyłem się obejrzeć kiedy minęło kilka miesięcy i nadeszło Boże Narodzenie. Pierwszy raz spędziłem święta w tak licznym gronie. Od dwóch lat obchodziłem je samotnie. A te były całkowicie inne niż tamte, tata Dominice zaprosił mnie na poczęstunek, sprawili mi prezent zresztą tak jak ja im. Najbardziej zabolało mnie to gdy zobaczyłem pod choinką kilka prezentów, które nie były rozpakowane, ponieważ były dla niej. Tak naprawdę największym prezentem jaki mógłbym dostać to aby moja kruszynka się wybudziła i uśmiechnęła się do mnie. Czekałem, lecz to chyba już było bezskuteczne, ona już na zawsze pozostanie w tej śpiączce. Nowy rok minął ot tak. Byłem zamknięty w pokoju z moją królewną, nawet dostawili mi łóżko, ponieważ pielęgniarki nie mogły patrzeć jak śpię w fotelu. Każdego wieczora zastanawiałem się ile jeszcze będę musiał czekać aż zobaczę jej cudowne zielone tęczówki. Siedzę tu jak idiota, oni wszyscy wiedzą że ona się nie wybudzi, ale nie chcą żebym się denerwował. Ja już nigdy się do niej nie przytulę, nie usłyszę jej ciepłego głosu. Nie zobaczę jej podczas stosunku, pozostały mi tylko wspomnienia. Nie wytrzymywałem, codziennie włączałem nagranie na którym mówi do mnie abym mógł usłyszeć jej głos i nie zapomnieć jak brzmi. Każdej nocy budziłem się i miałem nadzieję, że zobaczę ją siedzącą, przynajmniej żeby coś mówiła. Nigdy nie odbierałem niepotrzebnych telefonów, chciałem aby w tym pokoju panowała cisza, może wyda z siebie jakiś cichy dźwięk a ja go wtedy nie usłyszę. Jej ojciec przychodził każdego wieczora i przynosił mi coś abym zjadł. Ostatniej nocy wydawało mi się, że się poruszyła, ale najwyraźniej pomyliłem się. Był pierwszy lutego dzień moich urodzin i największym prezentem byłoby to gdyby się wybudziła. Przebudziłem się i znów dzień czekania, może tym razem się uda. Może to ten dzień, może dziś ją przytulę. Odsunąłem zasłony i popatrzyłem przez okno. Widziałem ludzi wychodzących ze szpitala bardzo szczęśliwych, ale ja już chyba nigdy nie będę szczęśliwy. Nawet nie zauważyłem kiedy poroniłem kilka łez. Odwróciłem się w stronę łóżka lecz ona leżała w takiej samej pozycji jaką ją zapamiętałem. Traciłem powoli siły na to wszystko, nie chciałem tak dalej żyć. Wolałem umrzeć, niż żebym widział ją codziennie i wiedział, że nigdy się do niej nie przytulę ani nie pocałuję. Dlaczego akurat to musiało spotkać ją? Dlaczego nie mógł być to ktoś inny. Na pewno nie ona jedyna miała komplikacje podczas operacji. Usiadłem na krześle i gładziłem jej dłoń.
-Tak bardzo cię kocham, a ty sprawiasz mi tak cholerny ból. Dlaczego? Dlaczego my?-mówiłem dosłownie sam do siebie. Tak . Można powiedzieć że powoli wariowałem w tym szpitalu, nie było się do kogo odezwać. Po chwili poczułem czyjąś dłoń na barku-tak?-zapytałem gdy zauważyłem doktora Whilliams'a. 
-Muszę panu o czymś powiedzieć-usiadł na krześle obok mnie-pani Dominice, pana narzeczona ona już nigdy nie wybudzi się z tej śpiączki, jej organizm jest zbyt słaby. Może pan się z nią pożegnać, dzisiaj ją uśmiercimy-wypowiedział te słowa, a do mnie dalej to nie docierało. To były najgorsze słowa które mógłbym usłyszeć. Jak to Dominice się nie wybudzi? Jak to możliwe, przecież wszystko było w jak najlepszym porządku. Zwątpiła w miłość, wiedziałem że tak będzie. 
-Proszę. Może pan dać jej jeszcze jeden dzień. Dzisiaj są moje urodziny,nie chcę aby ktokolwiek zabierał ją ode mnie tego dnia-mówiłem zapłakany.
-Dobrze. Ale jutro rano ją zabieramy. Bez sensu jest to żeby pan na nią patrzył jak i tak nic się nie stanie-odpowiedział i wstał.
-Ja muszę coś jeszcze powiedzieć. Dziś w nocy wydawało mi się, że poruszyła prawą dłonią i delikatnie palcami u stóp-mówiłem i patrzyłem na nią.
-Nie możliwe. Panie Styles'ie wiem, że to jest dla pana trudne, ale pańska narzeczona już nigdy nie wróci-gdy wypowiedział te słowa wreszcie to wszystko doszło do mnie. Całe nasze chwile przeleciały w mojej pamięci od samego początku. Pamiętam jak jeszcze bała się mi ufać i uciekała. Kiedy była stanowcza w tym co mówi, kiedy płakała przeze mnie i kiedy potrafiła mi wszystko wybaczyć. Tak bardzo ją kocham. 
- Dlaczego dzisiaj musiał mi o tym powiedzieć. A z resztą to i tak bez różnicy, bo ty i tak mnie nie słyszysz. Zawsze cię będę kochał, nie pozwolę ci tak szybko odejść z mojego serca jak szybko zniknęłaś z życia-mocno zacisnąłem uścisk na naszych dłoniach i położyłem głowę na nich-jak ja powiem to twojemu tacie-wyszeptałem, a moje łzy zalewały jej dłoń i prześcieradło. Dlaczego zawsze wszystko musi być wbrew mnie. To ja ściągam na nią te wszystkie złe rzeczy. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, chciałem być z nią sam na sam. Ostatni raz trzymać jej dłoń tak cholernie długo, musiało mi to wystarczyć. Ten dzień tak szybko minął, że nie zdążyłem zauważyć. Nie jadłem nic, ale to nie liczyło się teraz, liczyła się tylko ona i to, że już jutro jej nie zobaczę. Było już dość późno-dobranoc kochanie-wyszeptałem pocałowałem jej czoło, uśmiechnąłem się i położyłem do swojego łóżka. Trudno było mi zasnąć z myślą, że jutro odejdzie. Nie będę jej miał przy sobie, a to najbardziej bolesna rzecz z tego wszystkiego. Uśmiechnąłem się i pogrążyłem się w krainie wiecznej szczęśliwości. Jednak coś nakazało mi się obudzić. Spojrzałem na zegarek, była 22:34. Usiadłem i patrzyłem na około siebie. Gdy popatrzyłem na jej łóżko zobaczyłem jej promienny uśmiech.
-Harry co się dzieje? Ile spałam?-zapytała i popatrzyła na mnie.
-Dominice pięć miesięcy nie słyszałem twojego głosu, nie widziałem twoich oczu-wypowiedziałem te słowa i zacząłem płakać.
-Dlaczego płaczesz?-zapytała.
-Tak cholernie za tobą tęskniłem-wyszeptałem, wstałem i podszedłem do jej łóżka, lecz wszystko nagle się rozpłynęło, ona zniknęła, jej łóżko także-nie! co ja zrobiłem-miałem ochotę bić samego siebie. Okazało się, że to był tylko sen. Wyrwałem się z niego ze łzami w oczach i krzyczałem. Ciężko łapałem oddech prawie w ogóle. Była 22:22. Opadłem znowu na poduszkę i odwróciłem się plecami do łóżka Dominice.
-Harry!-usłyszałem, że ktoś do mnie szepcze-Harry!-znów to usłyszałem-no obróć się-co to kurwa jest. O co tu chodzi. Odwróciłem się i ona. Ona żyła-co się stało, dlaczego krzyczałeś?-zapytała patrząc na mnie.
-Dominice to naprawdę ty. Przecież lekarz powiedział.
-Tak powiedział, że już nie mam szans, a jednak się pomylił-dokończyła za mnie.
-Czy ty wszystko słyszałaś?-zapaliłem lampkę przy łóżku, ale teraz już naprawdę była.
-Tak. Wszystko. Który dzisiaj jest?-zapytała.
-Dziś jest pierwszy lutego-odpowiedziałem i wstałem z łóżka.
-Kochanie przepraszam. Nie kupiłam ci nic. Nie mam dla ciebie prezentu-wyszeptała i zasmuciła się.
-Ty jesteś najwspanialszym prezentem jaki mógłbym dzisiaj dostać. Wybudziłaś się, a to jest najważniejsze-podszedłem do jej łóżka i oparłem się o ramę-zawołam lekarza.
-Harry zaczekaj. Najpierw mnie pocałuj-Boże jak dobrze, moja stara Dominice wróciła, jest taka jak kiedyś, za to ją kocham. Znów poczułem jej delikatne usta i jej dłonie, które były dokładnie takie jak zapamiętałem-aha! i słyszałam jak słuchasz nagrań jak do ciebie mówię-zaśmiała się-no idź już.
-Dobrze-uśmiechnąłem się. Tak bardzo ją kocham, wiedziałem że mnie nie zostawi. Nie mogłaby mi tego zrobić. Gdy wyszedłem na korytarz nagle wszystkie światła zgasły-co się dzieje?-zapytałem przechodzącej obok pielęgniarki.
-Awaria systemu, proszę wrócić do pokoju-odpowiedziała. Tak też zrobiłem, wszedłem do pokoju i chciałem położyć się obok mojej księżniczki. Gdy podszedłem do łóżka jej nie było, była tylko kołdra pozostawiona w nieładzie. To wszystko znów mi się śniło, niemożliwe, gdzie ona jest. Nie wiedziałem co mam robić, moje spuchnięte oczy znów zaczęły ronić łzy. 
-Harry co się dzieje, dlaczego nie ma światła?-gdy usłyszałem te słowa podniosłem głowę i zobaczyłem, że ona stoi w drzwiach od łazienki.
-Nie rób tak więcej, rozumiesz?-podszedłem do niej i złapałem jej dłonie-tak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też. Nie płacz już. Taki twardziel jak ty i płaczę. Zaręczyłam się z takim mięczakiem?-zapytała i zaplotła dłonie w moje włosy.
-Halo, halo. Jakim mięczakiem. Nadal jestem tym złym chłopcem, którym byłem. Tylko teraz mam uczucia, nie to co wcześniej.
-Mhm tak-wyszeptała w moje ucho, a ja przejechałem dłonią po jej włosach. Można było wyczuć brak włosów, ale tylko delikatnie.
-Nie wierzysz mi?-zapytałem opierając swój nos o jej.
-No nie wiem-delikatnie złożyła pocałunek na moich ustach.
-Mam dla ciebie prezent, zabukowałem te bilety na święta ale niestety nie wybudziłaś się. Jedziemy do Hiszpanii. Może być?-zapytałem poprawiając kosmyk jej włosów spadających na czoło.
-Tak Harry. Z tobą wszędzie-miałem nadzieję, że to usłyszę. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, że ona stoi obok mnie i przytula się jak gdyby nigdy nic. 
-Wiesz tylko ciebie mogę kochać tak, tak do końca jak kocha się tylko raz. Tylko tobie, tylko tobie dam skrzydła wiatru i wszystko to co mam-wyszeptałem do jej ucha.
-Chcę uciec z tobą stąd. Gdzieś jak najdalej stąd-odpowiedziała i zjechała swoimi dłońmi niżej-gdzieś jak najdalej stąd-znowu powtórzyła te słowa-chciałabym się z tobą pieprzyć.
-Chyba sobie żartujesz, nie możesz się przemęczać. Już do łóżka-niemalże na nią krzyknąłem.
-Uwielbiam cię takiego-wysyczała wprost w moje usta i złapała mnie za tyłek.
-No już spać-uśmiechnąłem się.
-A dostanę buziaka na dobranoc?-zapytała i stanęła delikatnie na palcach.
-Oczywiście-złożyłem delikatnie pocałunek na jej ustach. Przykryłem ją kołdrą i sam poszedłem szukać jej lekarza. Było ciemno jak w dupie. Nic nie widziałem, szedłem po omacku. Latarka z mojego telefonu coś dawała ale jednak nie za dużo. Gdy wszedłem do gabinetu zobaczyłem doktora Whilliams'a przewracającego papiery.
-Pożegnał się pan z nią?-zapytał kiedy usłyszał, że wszedłem.
-Nie. Raczej się przywitałem-zaśmiałem się pod nosem-panie doktorze Dominice się wybudziła. Jakieś pół godziny temu, akurat wtedy kiedy stała się ta awaria.
-Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej?-zapytał i wstał z krzesła.
-Pielęgniarka kazała wejść mi do pokoju, więc tak zrobiłem-odpowiedziałem.
-Chodź, trzeba ją zbadać. Pamięta cię, kontaktuje?-zadał mi kolejne pytanie.
-Tak. Wie nawet co mówiliśmy jak leżała w śpiączce i kontaktuje-powiedziałem i szedłem za nim szybkim krokiem w stronę sali w której leżała Dominice. Gdy otwarliśmy drzwi, miała chyba zasnąć. Ponieważ przewracała się już na drugi bok, a zawsze tak robiła kiedy była już zmęczona.
-Cześć Dominice. Przyszedłem cię szybko zbadać i dam ci spokój. Wiem, że jest późno, ale musimy-powiedział-podnieś koszulę do góry-moim oczom ukazało się inne ciało niż kiedyś. Miało na sobie liczne czerwone kropki, kilka siniaków i niektóre naczynka krwionośne było widać na zewnątrz. 
-Co jej jest?-zapytałem przerażony tym widokiem.
-Najwyraźniej źle zareagowała na któryś z leków. Niektórym nie służy leżenie w śpiączce i przyjmowanie leków. Ale spokojnie to zniknie po jakimś czasie-odpowiedział i wstał z jej łóżka-wszystko dobrze, połóżcie się i śpijcie spokojnie-odpowiedział i wyszedł. Położyłem się na łóżku obok i patrzyłem na nią. Zawsze uwielbiałem patrzeć jak zasypia. Tak bardzo ją kocham. 
-Harry wyglądam okropnie, prawda?-nagle wyszeptała w moją stronę.
-Nie kochanie. Jesteś piękna jak zwykle-odpowiedziałem-a teraz idź spać. Musisz się wyspać-kiedy zasnęła zacząłem nad tym wszystkim myśleć. Przecież jedna głupia wysypka, jakieś siniaki i naczynka nie sprawią że będzie brzydka. Fakt, patrzę na jej wygląd ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsza jest szczerość między nami, jej uczucia i charakter.

Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na pisaniu kolejnego rozdziału to zostaw nawet najmniejszy komentarz.
Bardzo proszę i dziękuję :)

sobota, 21 czerwca 2014

12.Wiem, że żyje, ale i tak się o nią boję.

Ze snu wyrwał mnie najgorszy z najgorszych koszmarów, praktycznie w ogóle nie łapałem oddechu. Śniło mi się, że Dominice zmarła na stole operacyjnym. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że wszystko widziałem przez szybę i nic nie mogłem poradzić. Patrzyłem bezradnie jak lekarze odpinają ją od tego wszystkiego i zaszywają. Jej serce stanęło, czyli zwątpiła w moją miłość albo przestała mnie kochać. Straciłem ją wtedy już na zawsze, wiedziałem że nie wróci. Dlaczego nie zapobiegłem tej śmierci, przecież tak bardzo ją kocham. Kiedy wreszcie mój oddech ustabilizował się spojrzałem na telefon. Dostałem trzy sms'y i dwa nieodebrane połączenia. Najwyraźniej byłem jej potrzebny. Była dziesiąta, o dziesiątej czterdzieści ma operację. Chciałem się z nią jeszcze pożegnać, nie pozwolić aby umarła tak jak w moim śnie. Szybko założyłem na siebie wczorajsze ubrania, spojrzałem w lustro.
-STOP! Harry, nie możesz tak wyjść. To ubranie jest całe brudne i zakrwawione-powiedziałem sam do siebie, szybkim ruchem ściągnąłem z siebie koszulkę i odwiesiłem z wieszaka flanelową koszulę w niebieską kratę. Sięgnąłem jeszcze po nowe czarne rurki, zabrałem telefon, dokumenty i wsiadłem do samochodu. Miałem przed oczami jak umiera, jak jej serce przestaje bić, jak mnie na zawsze opuszcza, jak moje serce zamiera w bezruchu gdy słyszy o jej śmierci. To wszystko nie może się zdarzyć naprawdę. Przecież ona mnie kocha. Obiecaliśmy sobie, że nie umrze póki żadne z nas nie zwątpi w uczucia.  Fakt bałem się jej ojca, ale chciałem zobaczyć jej zielone oczy, które zawsze wydawały się dla mnie bardzo tajemnicze. Jeszcze chyba nigdy nie pozwoliła mi dowieść kim tak naprawdę jest. Kogo skrywa za swoją "maską". Zaparkowałem i wyszedłem na górę. Moje dłonie coraz bardziej się pociły, serce przyspieszyło, a nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Gdy dostrzegłem jej ojca jak wychodzi z sali stanąłem jak wryty. Przełknąłem ślinę-Harry musisz tam iść, zrób to dla niej-wyszeptałem te słowa i zacząłem działać wbrew sobie. Nagle zniknął za rogiem. Pobiegłem w stronę sali w której leżała Dominice. Popatrzyłem przez szybę, a ona tam leżała. Już nie mogła nic poradzić na to, że za kilka minut wjedzie na blok operacyjny. Usiadłem obok i złapałem jej dłoń.
-Jednak przyszedłeś-uśmiechnęła się na mój widok-dzwoniłam do ciebie.
-Wiem kochanie, ale spałem. Przepraszam-wyszeptałem gładząc jej włosy.
-Boże, co on ci zrobił. Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie powinien cię tak traktować-powiedziała i wzięła mój nadgarstek z nowym tatuażem w rękę.
-Kochanie posłuchaj. Nie wolno ci zwątpić w swoje uczucia, musisz mnie kochać tak jak ja kocham ciebie. Rozumiesz-strasznie szybko wypowiadałem te słowa.
-Spokojnie, przecież cię kocham-uśmiechnęła się-a co się stało?
-Nie nic. Jak już będzie po operacji to ci opowiem-odpowiedziałem, pocałowałem ją i poczułem szarpnięcie za koszulę.
-Zostaw ją już-był to jej ojciec.
-Tylko niech mnie pan nie bije. Proszę. Kocham ją i tak nigdy się od niej nie odczepię-powiedziałem opadając na fotel przy ścianie.
-Ja już nie mam siły z wami walczyć. Mam już dość-opadł na łóżko Dominice i zalał się łzami-nie chcę was rozdzielać, ale boje się o was oboje. Wiem, że ona cię kocha, ale jeśli cokolwiek ci się stanie ona tego nie przeżyje. Od początku wiedziałem, że będą z tego wszystkiego kłopoty, ale chciałem dać ci szansę. Wszyscy mówią, że jesteś naprawdę niebezpiecznym chłopakiem..-nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przerwałem.
-Ja naprawdę się przy niej zmieniłem. Nie przerwę całego tego gówna, bo tylko z tego mogę się utrzymać, ale zrobię wszystko żeby pańska córka była bezpieczna-starałem się wszystko mówić w wielkim skrócie.
-Tato pozwól nam być razem-wyszeptała i złapała jego dłoń.
-Dobrze córeczko, ale jeśli coś jej się stanie to ucierpisz na tym-tym razem zwrócił się do mnie. 
-Dobrze. Dziękuje proszę pana. Dziękuje, że dał mi pan tą ostatnią szansę-wreszcie poczułem niesamowitą ulgę, jej ojciec stara się mnie akceptować. Zacznę być normalnym człowiekiem, będę się starał dla niej. Nie pozwolę aby ktoś kiedykolwiek nas rozdzielił. Tak bardzo ją kocham. Siedzieliśmy w ciszy w pokoju, każdy próbował powstrzymywać łzy, ale po prostu się nie dało. Jej oczy co chwila patrzyły na mnie błędnym wzrokiem, a jej ojciec dosłownie cały chodził. Usłyszałem przez mgłę 'Proszę wychodzić, wywozimy panią Dominice na salę operacyjną'. Ojciec pożegnał się z nią i wyszedł, a ja. Ja nie potrafiłem powiedzieć jej żegnaj, nie potrafiłem się z nią rozstać. Delikatnie usiadłem obok niej, złapałem dłoń i mocno zacisnąłem ją.
-Kochanie nie płacz, wiesz że tego nie lubię-wyszeptała i wytarła jedną z łez z mojego policzka.
-Zaraz, zaraz przecież to moje słowa-uśmiechnąłem się i delikatnie przejechałem swoją dłonią po jej kasztanowych włosach.
-Proszę bądź silny, tak jak zawsze ja jestem gdy prosisz mnie o to abym nie płakała. Nigdy się nie poddam, nie pozwolę żebyś cierpiał. Zobaczysz wszystko się ułoży kotku, będziemy szczęśliwi. Będziemy mieli dwójkę dzieci tak jak chcemy. Nasz ślub będzie idealny, rozumiesz? Wszystko się ułoży. Na naszym ślubie cała rodzina się zjedzie, twoi rodzice, mój tata z macochą. Mama też będzie, zawsze jest przy mnie-gdy wypowiadała te słowa zachowywała się normalnie, jakby te operacje odbywały się codziennie.
-Kocham cię. Nie przejmujesz się nawet tym, że za chwilę obędzie się twoja operacja-uśmiechnąłem się-to trudno, ale musimy się pożegnać. Zobaczymy się za kilka godzin. Nie płacz proszę. Muszę już iść-delikatnie złożyłem pocałunek na jej ustach-bądź dzielna kotku, wierze w ciebie-wyszedłem z sali i usiadłem krzesło obok jej ojca-może się przedstawię, choć pewnie zna mnie pan już z wielu opowiadań.
-Ale nie, proszę powiedz-uśmiechnął się do mnie.
-Jestem Harry Styles, miło mi-podałem mu rękę.
-John Cromwell-delikatnie potrząsnął moją dłonią-proszę opiekuj się nią jak należy.
-Na mnie może pan polegać-odpowiedziałem i po chwili pomyślałem o niej. Na pewno leży na tym stole tak bezradnie, nie może się poruszyć, leży uśpiona i śni o czymś. Po chwili na korytarz zaczęli schodzić się jej przyjaciele.
-Co on tu robi?-usłyszałem znajomy mi głos. To była Drew, jej najlepsza przyjaciółka, nienawidziła mnie. 
-Jest jej narzeczonym, ma prawo wiedzieć co się z nią dzieje Drew-jej ojciec wypowiedział te słowa bez żadnego zająknięcia. Wreszcie mnie akceptuje, czuję się w pełni spełniony.
-Jak narzeczonym, przecież oni tak krótko się znają. Ty o niej nic nie wiesz-usiadła obok mnie.
-Wiem więcej niż ci się zdaje królewno-uśmiechnąłem się.
-Na przykład?-zapytała i zagłębiała się w moich tęczówkach.
-Wiem, że lubi zimną kawę z rana, lubi kiedy ma się do kogo rano przytulić, nie lubić spać samotnie, a jeśli już śpi to dzwoni do osoby, która zawsze odbierze. Kiedyś paliła papierosy, ostatnimi czasy zaczęła podpalać, zaczęła ćpać ale nie dopuściłem do tego, żeby się uzależniła. Wieczorem woli pić herbatę, ponieważ to bardziej ją uspokaja, woli pieprzyć się w innych miejscach niż łóżko, ponieważ jest to bardziej ekscytujące. Wiem, że jej wujek molestował ją jak była mała, dlatego na początku bała mi się ufać. Wiem, że jej mama zawsze jest przy niej w tych trudnych chwilach. I wiem najważniejsze. Wiem, że nigdy nie zwątpi w miłość do mnie, ani ja do niej-mówiłem jej wszystko co przyszło mi na myśl.
-Ej ty naprawdę jesteś nienormalny-zaśmiała się pod nosem-ale słodki i przepraszam za wszystkie oszczerstwa które mówiłam na ciebie. Wybaczysz mi?-zapytała i popatrzyła na mnie.
-Jesteś jej przyjaciółką, więc dobrze-uśmiechnąłem się. Nawet nie wiem dlaczego, ale przytuliłem się do niej. Poczułem niesamowitą ulgę, była osobą którą Dominice także tak mocno kochała. Nawet nie ojciec, tylko Drew. Ona się dla niej liczyła tak samo jak ja. Nie wiedziałem, że może być tak miła, zawsze wydawała mi się taka jak Dominice była na początku. Dziewczyną, która nie dała sobie nic powiedzieć i się dotknąć. Poznałem także Jacob'a, obecnego chłopaka Drew, a byłego mojej myszki. Naprawdę miły chłopak, ale widać że jest wychowywany na wielkiego pana, który widzi tylko czubek własnego nosa. Wiem, że Dominice też była wychowywana w takim domu, ale się zmieniła. Pod wpływem wyprowadzki zmieniła się najwyraźniej bardzo od tamtych lat. Na pewno także nie była pod wpływem swojego ojca przez te wszystkie lata. Muszę zaakceptować jej przyjaciół i dobrze o tym wiem. Tak załamany siedziałem na krześle i myślałem. Myślałem, o tym czy będę gotowy na to aby z nią zamieszkać, czy będę miał za co opłacić swoją rodzinę Przecież będę musiał z tym wszystkim skończyć jak urodzą nam się dzieci. W tym momencie przyszła mi do głowy Gemma i Niall. Co jeśli oni? Oni będą mieli dziecko. Zabije chyba tego skurwiela gołymi rękami, zniszczy jej życie. Nie znajdzie nikogo porządnego, tylko będzie musiała być z takim idiotą jak on. Wybrałem numer, ale nikt nie odbierał. Moje myśli co minute odbiegały od Dominice, a przecież ona teraz była najważniejsza. Tak bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ta operacja trwała wieki, a miała być podobno prosta. Moje powieki stawały się coraz cięższe, właśnie kiedy miałem sobie odpuścić i zasnąć z sali wyszedł lekarz. Wszyscy zerwali się na równe nogi.
-Miłe powitanie-uśmiechnął się. Nam nie było do śmiechu. Chcieliśmy znać prawdę, czy ona żyje czy umarła. Moje oczy powoli zaczęły ranić łzy. 'Proszę nie. Nie, ona nie mogła umrzeć. Nie zwątpiła przecież w moją miłość, to nie jest możliwe. Nie mogła mnie zostawić. Przecież tak bardzo ją kocham'. 
-Może pan nareszcie nam powiedzieć-głos Drew przerwał ciszę między nami.
-Pani Dominice. Ona miała komplikacje-a jednak umarła, dlaczego mi to robi, dlaczego aż tak cholernie mnie rani-Przeżyła, lecz nie możemy jej wybudzić. Musimy wprowadzić ją w stan śpiączki. Zgadza się pan?
-Tak zgadzam się-wypowiadał te słowa z cholerną trudnością, a ja myślałem że za chwilę zemdleje. Mam nadzieję, że jednak szybko się wybudzi. Chce ją mieć przy sobie, mocno ją przytulić i wyszeptać że była cholernie dzielna.
-Kiedy będzie można ją zobaczyć?-to pytanie samo napatoczyło się do moich ust.
-Za jakieś półgodziny-odpowiedział i oddalił się na drugi koniec korytarza. Osunąłem się po ścianie, a wszyscy patrzyli się na mnie jak na idiotę. Zacząłem płakać.
-Harry co się dzieje?-zapytała Drew.
-Wiem, że żyje, ale i tak o nią się boję-wyszeptałem w jej stronę.
-Spokojnie-uśmiechnęła się-musisz być twardy i walczyć dla niej-pomogła mi wstać. Po chwili mogliśmy wejść, lecz ja wolałem poczekać, wolałem być z nią sam na sam. Patrzyłem przez szybę. Była taka bezradna, miała w ustach rurkę intubacyjną, już nie była taka szczęśliwa jak przed operacją, teraz zdawała się nieżywa. Kiedy wszedłem do środka, nie mogłem uwierzyć w to, że to jest ta sama osoba. Była inna, nie była promienna tak jak zwykle, była zimna i to było do odczucia. Złapałem jej dłoń, która teraz była inna. Usiadłem na krześle obok niej i zacząłem płakać.
-Kochanie, mówiłem że nie umrzesz dopóki będziemy się nawzajem kochać. Jesteś dla mnie najważniejsza, teraz zauważam to że gdybym cię stracił nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Tak bardzo chcę cię pocałować, przytulić lub żebyś chociaż coś do mnie wyszeptała. Będę czekał dniami i nocami aż się wybudzisz-powiedziałem i usiadłem na fotelu pod ścianą. Naprawdę będę czekał póki nie usłyszę jej ciepłego głosu.

Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na pisaniu kolejnego rozdziału to zostaw nawet najmniejszy komentarz.
Bardzo proszę i dziękuję :)

niedziela, 15 czerwca 2014

11. Proszę obiecaj.

-Harry gdzie my jedziemy?-zapytałam patrząc na niego.
-Nie chciałaś iść do szkoły, to teraz pokaże ci pewne miejsce-uśmiechnął się i pocałował moją dłoń. Drzewa powoli rozrzedzały się a w oddali widziałam jezioro i jakiś domek-kochanie zamknij oczy-na chwilę zatrzymał się i szepnął do mojego ucha.
-Dobrze-uśmiechnęłam się i przymknęłam swoje powieki mocniej zaciskając dłoń na mojej torebce. Po chwili poczułam, że wysiada z samochodu i otwiera moje drzwi. Złapał mnie za rękę i przeszliśmy kawałek. Poczułam wodną bryzę, czyli faktycznie byliśmy nad jeziorem. Objął mnie od tyłu delikatnie składając pocałunki na mojej szyi-Harry ale gdzie my jesteśmy-zapytałam otwierając oczy.
-Jest to domek w którym spędziłem większość wakacji jak byłem mały. Mieszkali tutaj moi dziadkowie-uśmiechnął się i zjechał swoimi dłońmi na moje biodra.
-Mieszkali? Czyli oni już nie żyją tak?-zapytałam i odwróciłam się w jego stronę.
-Znaczy no nie. Dziadek miał tętniaka mózgu i zmarł, ponieważ nie zgodził się na operację, a babcia jest przewlekle chora i mieszka z moją rodziną w Australii-odpowiedział i pogładził moje włosy.
-Kocham cię słonko-wyszeptałam i ucałowałam jego policzek. Nie odpowiedział tylko złożył pocałunek na moich ustach. Starałam nie pokazywać się mu tego, że jutro czeka mnie operacja, właśnie tego typu co miał mieć jego dziadek. Nie chcę żeby wiedział-mogę się przejść?-zapytałam. Czułam, że zaraz z moich oczu wypłynie milion łez. 
-Tak kochanie-odpowiedział i pocałował mnie w czoło-zrobię jakieś śniadanie-podałam mu swoją torebkę i poszłam w stronę lasu. Coraz bardziej się zagłębiałam, coraz bardziej płakałam. Nie chcę go stracić, jest dla mnie najważniejszy na świecie. Tak bardzo go kocham, nikt nigdy nie był dla mnie tak ważny, oczywiście oprócz mamy. Usiadałam na jednym z konarów i poczułam silny ból w okolicy kości potylicznej. Ten tętniak, powoli się nasila, coraz bardziej go odczuwam. Muszę zaryzykować ten jeden, raz może mi się uda. Może będziemy jeszcze szczęśliwi. Po chwili usłyszałam szelest, ktoś szedł w moją stronę. Odwracałam się w około, ale nikogo nie było. Słyszałam szelest chrustu, ale nikogo nie widziałam. Poczułam ciepły oddech na mojej szyi. Znowu mnie odwiedziła, czuje że jest mi potrzebna.
-Dziękuje mamo, że przy mnie jesteś-wyszeptałam i mocno zacisnęłam swoją dłoń. Coraz więcej łez spływało po mojej twarzy-kocham cię-wszystko jakby prysnęło. Przyszedł Harry i usiadł obok mnie.
-Kochanie muszę się coś zapytać-powiedział bardzo poważnie.
-Tak?-zapytałam ocierając łzy.
-Perrie mi powiedziała. Dlaczego to ukrywałaś?-zapytał i delikatnie jeździł palcem po mojej dłoni.
-A co miałam ci powiedzieć, że mogę umrzeć. Nie chciałam żebyś się mną przejmował, nie chciałam żebyś miał kolejny kłopot na głowie-wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
-Kochanie, przecież cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza-pocałował mnie w czoło-chodź! Nie myśl o tej operacji. Zabiorę cię w fajne miejsce-wstał i podał mi rękę aby pomóc mi. Mocno zacisnęłam dłoń na jego i szliśmy w stronę domku. Zanim tutaj przyjechałam, nie wiedziałam że w jakimś miejscu może być aż tak pięknie, przecież byłam na tylu wyjazdach, w tylu krajach i nigdy nie było tak ślicznie. Może to dzięki niemu, może inaczej patrzę na świat. Coraz mniej bałam się tego wszystkiego, wiedziałam że dalej mnie kocha i nie zostawi.
-Ale wiesz, że będą musieli mi obciąć trochę włosów?-zapytałam patrząc na niego zapłakanymi oczami.
-Jesteś dla mnie najważniejsza. Tak, jesteś piękna ale pokochałem cię z innego powodu. Pokochałem cię dlatego, że byłaś sobą, a nie udawałaś nikogo innego. Tak bardzo cię kocham-złapał moją twarz w swoje duże dłonie i oparł swój nos o mój-na zawsze będę z tobą-uśmiechnął się i złączył nasze usta w jedność-chodź-powiedział i pociągnął mnie za sobą. Na pomoście zaczął ściągać z siebie ubrania i rzucać je gdzie popadnie. Został w samych bokserkach. Uwielbiałam jego ciało, które było tak cholernie umięśnione, które przyprawiało mnie o zawał serca. Był idiotą, ale moim kochanym idiotą. Gdy wskoczył do wody, nie wynurzał się.
-Harry! Ej, nie wygłupiaj się!-powiedziałam i zaczęłam się śmiać, ale to powoli przestawało być śmieszne, a jak coś mu się stało. Zaczęłam ściągać z siebie wszystko, zostałam w samej bieliźnie, którą ostatnio chłopak mi podarował. Wskoczyłam i poczułam jak moje ciało oblewa zimna woda. Poczułam szarpnięcie za nogę i po chwili w wodzie zauważyłam go. Miałam ochotę go teraz zabić, ale mocno się do mnie przytulił i pocałował mnie. Po chwili wynurzyliśmy się na powierzchnię-głupi jesteś-wysapałam z siebie i popatrzyłam na niego z pogardą.
-Ej! Przepraszam, nie wiedziałem że aż tak się zdenerwujesz-uśmiechnął się i poprawił kosmyk moich włosów spadających na moje czoło-pięknie dziś wyglądasz-zaśmiał się.
-No mówię, że jesteś głupi-odpowiedziałam i zaczęłam płynąć w stronę pomostu. Gdy wyszłam usiadałam na nim i przebierałam nogami w wodzie. Harry przyniósł mi koc, nałożył go na mnie i poszedł jeszcze na chwilkę do domu.

Harry's Pov

Powiedziałem, jej że idę do toalety, ale tak naprawdę poszedłem po aparat. Tak pięknie wyglądała na tym pomoście. Tak bardzo chciałem się z nią pierdolić. Wyszedłem z domku i zacząłem robić jej zdjęcia. Jej ciało wyglądało tak pięknie, krople wody spływające po jej jak na amerykankę ciemnej skórze, którą tak bardzo kochałem. Wiem, że nie chciałaby abym robił jej teraz zdjęcia, bo wymyślałaby że jest nieuczesana, niepomalowana i takie tam. Kocham ją właśnie taką, naturalną i taką jeszcze dziewczęcą. Nagle poderwała się z pomostu i szła w stronę domku. Nie chciałem jej zatrzymywać, przecież dowiedziałaby się że robiłem jej zdjęcia. Wszedłem tylnymi drzwiami i zauważyłem, że siedzi na kanapie i płacze. Podszedłem do niej i delikatnie ułożyłem się w zagłębieniu kanapy. Położyłem swoją dłoń na jej kościstym i gładkim kolanie.
-Kotku czemu płaczesz?-zapytałem podnosząc jej twarz do góry.
-Nie chciałam żebyś się dowiedział. Nie chciałam żebyś się przejmował-wypowiedziała te słowa zalewając się łzami.
-Wszystko będzie dobrze. Nic ci nie będzie. Przecież i tak bym się dowiedział w jakiś sposób, a wtedy byłbym bardziej zdenerwowany-wyszeptałem w jej ucho i przytuliłem ją mocno do siebie-chodź-odpowiedziałem i pociągnąłem ją za sobą. Weszliśmy do sypialni i posadziłem ją na komodzie-bij mnie i mów mi brzydko po niemiecku-popatrzyłem na nią, a ona nawet nie wiedziała o co mi chodzi, myślałem, że za chwilę wybuchnę śmiechem widząc jej minę.
-Że co?-nagle usłyszałem jej ciepły głos.
-Dobra nie. Taki żart-zacząłem się śmiać i zauważyłem, że tym samym jej humor także się poprawił. Patrzyłem na jej pięknie zielone oczy w których teraz powoli zacząłem dostrzegać radość. Zeskoczyła z komody i dotknęła mojego torsu. Przejechała dłonią aż do mojego przyrodzenia okrytego tylko bokserkami. Delikatnie przygryzła wargę i wyjechała swoimi dłońmi na moje ramiona. 
-Kocham cię Styles-wyszeptała w moje ucho i zaczęła całować każdy skrawek mojego ciała jakby bała się, że za chwilę zniknę-co to jest?-zapytała.
-A nie, nic-odpowiedziałem, miałem taką cholerną ochotę na nią.
-Po co ci ta data, przecież dzisiaj jest dwudziesty pierwszy. Harry ja nic z tego nie rozumiem-patrzyła na mnie błądzącym wzrokiem, a jej paznokcie zaczęły wbijać się w miejsce nowego tatuażu na nadgarstku. Widziałem jak w jej oczach pojawiały się łzy-przecież obiecałeś, że nie zrobisz sobie bezsensownych tatuaży, bo robisz tylko jakieś z sensem-puściła moją rękę i pobiegła do łazienki. Położyłem się na łóżku i patrzyłem na tą datę, bez zastanowienia wziąłem to czerwone pudełko, które znajdowało się w szufladzie szafki nocnej. Delikatnie podszedłem do drzwi łazienki i zacząłem pukać.
-Kochanie proszę otwórz mi-nigdy by mi nie otworzyła tych drzwi, ale tym razem coś do niej przemówiło, może to że płakałem nie wiem. Naprawdę nie wiem.
-No chodź-odpowiedziała i wszedłem do środka.
-To nie jest bezsensowne. Ta data będzie najważniejszą datą w naszym życiu-uśmiechnąłem się i klęknąłem przed nią-chcę cię na zawsze mieć przy sobie, chcę żebyś wychowywała nasze dzieci i żebyś była moją żoną. Wyjdziesz za mnie?-zapytałem, a ona tylko zrobiła się cała czerwona, otarła łzy i uśmiechnęła się.
-Tak-ledwo wyszeptała, wyciągnęła dłoń w moją stronę, a ja odziałem ją w piękny pierścionek z brylantem warty bardzo dużo. Ale uśmiech mojej królewny jest dla mnie bezcenny-kocham cię-gdy wstałem rzuciła się na mnie i mocno przycisnęła do siebie-nie chcę cię opuszczać.
-Nigdy nie opuścisz, zawsze będziesz mieszkać w moim sercu. To ty jesteś tą jedyną, którą tak cholernie kocham-odpowiedziałem i zacząłem pieścić jej szyję. Zacząłem rozpinać jej stanik, który po chwili leżał już na podłodze. Odłożyłem ją na podłogę i przodem do lustra oparłem ją o umywalkę. Złapałem jej włosy tak, że wygięła się w łuk. Jednym ruchem ręki ściągnąłem z niej majtki i zacząłem coraz bardziej napierać na jej pośladki, które w dotyku były wprost idealne. Wszedłem w nią od tyłu. Cicho zajęczała lecz po chwili moje pożądanie coraz bardziej się rozrastało. Czułem ciepło w miejscu podbrzusza. Miałem ochotę pierdolić ją jak najszybciej mogłem. Jej usta były delikatnie rozchylone, a oczy przymknięte. Ta chwila zbliżała się coraz to większymi krokami, siły coraz bardziej mnie opuszczały ale musiałem dojść. Po chwili poczułem ulgę, wszystkie moje soki wypłynęły. Wziąłem ją na ręce i zaprowadziłem na łóżko. Widziałem, że cholernie się zmęczyła. Ułożyłem się obok niej i bawiłem się jej włosami. Patrzyła na mnie błądzącym wzrokiem. Jeździła dłonią po moim ciele jakbyśmy już nigdy nie mieli się spotkać.
-Jeśli umrę-wyszeptała słowa, których nienawidziłem słuchać z jej ust.
-Dopóki będę cię kochał, a ty mnie na pewno nie umrzesz. Nie możemy zwątpić w nasze uczucia-nie wiedziałem co mam odpowiedzieć-na zawsze będziemy razem.
-Nie mów tak! Obiecaj mi jedno, jeśli umrę ułożysz sobie życie z kimś innym-powiedziała i popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem, wiem że te słowa trudno jej przyszły.
-Nie, ja nie potrafię-próbowałem z nią walczyć.
-Proszę obiecaj-podniosła delikatnie głos.
-Dobrze-nie chciałem żeby się denerwowała dlatego tak odpowiedziałem, ale tak naprawdę myślałem co innego. Obiecałem sobie, że jeśli umrze ja też umrę. Straciliśmy poczucie czasu. Wieczór zbliżał się coraz większymi krokami, a my nie mieliśmy siły zwlec się z łóżka. Przynajmniej ja, ona pewnie bała się że już nigdy nie przytuli się do mnie. Kiedy chciałem wstawać, złapała moją rękę.
-Harry jeśli wszystko się ułoży i jeśli operacja dobrze się powiedzie. Obiecaj mi, że będę mogła przeprowadzić się do ciebie, wyjść za ciebie za mąż i wychowywać nasze dzieci-powiedziała.
-Oczywiście kochanie, tylko pozostaje jedno, a szkoła?-zapytałem patrząc na jej smutny wzrok.
-Nie obchodzi mnie szkoła, to ty jesteś najważniejszy-odpowiedziała i wstała z łóżka-zawieś mnie do domu, muszę się spakować do szpitala-po półgodzinie siedzieliśmy w samochodzie. Jej dłoń cały czas kurczowo trzymała się mojej jakby bała się, że za chwilę ją puszczę i nigdy już nie wrócę. Czułem jak się denerwuje, czułem ten sam ból co ona. Też się bałem, ale nie mogłem przecież jej tego pokazać. Gdy dojechaliśmy pod jej dom czekał na nas jej ojciec. 
-Zostań w samochodzie-powiedziałem, pocałowałem jej dłoń i podszedłem do niego
-Czy ty naprawdę nie rozumiesz. To nie jest dziewczyna dla ciebie. Ty jesteś zwykłym śmieciem, a ona jest delikatna i dobrze wychowana. 
-Jak mnie pan nazwał?-zapytałem i popatrzyłem na niego z pogardą.
-Jesteś śmieciem, wyrzutkiem społeczeństwa, zwykłym oszustem i bandytom-wykrzyczał mi to prosto w twarz.
-Tylko niestety pańska córka wybrała życie ze mną. Przyjęła moje oświadczyny, ona mnie kocha musi to pan wreszcie zrozumieć. Dominice już nigdy nie będzie taka jak zawsze, teraz będzie moja. Stała się obojętna na wszystko, najważniejszy jestem ja. Czy pan tego nie rozumie?-zapytałem i po chwili poczułem silne uderzenie w twarz. Nie miałem nawet jak oddać, ponieważ zaczął kopać moje ciało. Słyszałem tylko głos Dominice nade mną.
-Co ty narobiłeś? Harry proszę zostań ze mną-złapała moją rękę. Po chwili odzyskałem przytomność, ale leżałem na ulicy sam. Nikogo wokół mnie nie było. Wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu. Poszedłem do łazienki przemyć rany. Nigdy nikt mnie aż tak nie pobił, zawsze ja byłem ten silny, zawsze wszyscy bali się mnie. Ale teraz, siły mnie opuściły, nie miałem siły z nim walczyć. Walczyłem o swoją kobietę, ale i tak mi się nie udało. Modle się tylko o to, aby jej operacja udała się i wyszła z tego cało.

Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na pisaniu kolejnego rozdziału to zostaw nawet najmniejszy komentarz.
Bardzo proszę i dziękuję :)