niedziela, 1 lutego 2015

31. Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Prince Royce - You Are The One

Wchodzę do tej wielkiej sali, która jest prawie cała biała. Stoły jak i krzesła pokryte są białym materiałem. Kwiaty porozstawiane są prawie po całej sali, a mnie w oczach zbierają się łzy. Powstrzymywałam je przy całej przysiędze małżeńskiej, ponieważ byłoby wszystko widać na nagraniu, a naprawdę tego nie chce. Nasz stół rezydencki jako jedyny jest ustawiony inaczej niż inne. Jesteśmy obok oświetlonej ściany i widzimy wszystkich gości. Nasz stolik ma sześć miejsc. Zajmuje je ja, Harry, Ashton, Niall, Gemma i Julienne. Spoglądam jeszcze raz na swoją dłoń nie wierząc kompletnie w to, że nareszcie na mojej dłoni jest obrączka. Zastanawiam się czy na pewno nie jest to sen, ale kiedy ciepła dłoń Harry'ego owija się w mojej czuje, że to jest jednak rzeczywistość. Wszyscy ludzie siadają do stolików, kiedy my stoimy przy naszym stole i czekamy na baczność aż wszyscy zajmą swoje miejsce. Kiedy wreszcie się udaje my także siadamy na swoich krzesłach. Moje serce bije mocniej, kiedy wszyscy spoglądają na nas, a ja zdobywam się tylko na mały uśmiech. Spoglądam po kolei na każdego, niestety nie znam wszystkich, ponieważ ta pieprzona rodzina Harry'ego jest taka wielka, że nie umiem nawet zliczyć. Są też niektórzy z moich przyjaciół ze szkoły, ale nie bardzo dużo. Przełykam głośno ślinę, kiedy tata wstaje od stołu oddalonego od nas o jakiś metr i bije widelcem w szklankę. Poprawia swoją marynarkę i zapina ją na guzik. Uśmiecha się do nas, delikatnie kaszle i wreszcie wydobywa z siebie pierwsze słowa.
-Tak, a więc. Większość osób na tej sali wie jakie trudne było życie Dominice, kiedy zginęła jej matka. Niektórzy z was po prostu wiedzieli co stało się z nią i jej psychiką. I wtedy pojawił się on. Chłopak, którego wprost nienawidziłem. Wiedziałem, że jest niebezpieczny, ostrzegałem ją przed nim, ale nigdy mnie nie słuchała. Stawała się coraz bardziej zamknięta w sobie i wtedy była ta operacja. Jej tętniak, był już na takim poziomie, że musiała go operować, bo w przeciwnym razie by umarła. Wtedy poznałem go tak naprawdę, tę jego lepszą połowę. Tą która troszczyła się o nią, martwiła się, każdej nocy spał z nią w sali i pragnął być jak najbliżej. Poczułem, że może coś z tego być, ponieważ moja córka nigdy nie szalała za kimś tak jak za nim. Nigdy nie była, aż tak zakochana. Zaskoczyli mnie, moją żonę i rodzinę mojego zięcia oświadczynami i tym, że ślub będzie tak szybko. Wtedy zaczęły się te kłótnie, ale gdy wszystko się wyjaśniało powrót do normalnego życia był szybki. I teraz wiem, że moja córka nie popełniła swojego największego życiowego błędu i pozwoliła mu się kochać, nie zważając na to jak bardzo tego nie chciałem. Teraz jestem szczęśliwy, że po prostu ich życie się ułoży i zacznie się to tak naprawdę od dziś. 
Uśmiecha się do mnie, a ja czuje jak pierwsze samotne łzy przecinają moje policzki, ponieważ nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego po nim. Że może być aż tak szczery. Harry mocniej ściska moją dłoń, a ja czuje że nareszcie wszystko będzie dobrze i będziemy się kochać jak nikt inny w naszym wieku. Po chwili podają obiad, a ja naprawdę nie mam na niego ochoty, ale muszę go po prostu zjeść. Moje serce bije najmocniej na świecie w momencie, kiedy uświadamiam sobie, że teraz czas na nasz pierwszy taniec. Światła padają centralnie na nas, a wszyscy ludzie przybyli na uroczystość stają pod ścianą i oglądają to jak zaczynamy delikatnie się poruszać. Teraz uświadamiam sobie, że chyba jednak powinniśmy iść na tą naukę tańca, a nie trenować sami do tej piosenki. Jeszcze komuś się to nie spodoba. Przewracam oczami, ponieważ jestem głupia, przecież nie każdemu może się wszystko podobać. 
-Będziemy dzisiaj śpiewać.
Harry szepczę w moją stronę, a moje oczy momentalnie robią się jak dwie iskierki, ponieważ serio, myślałam że już nigdy razem nie zaśpiewają. Będą się wstydzić czy cokolwiek. 
-I tańczyć. Wybacz to już nie ja wymyśliłem. To Niall z chłopakami. 
Mam ochotę się śmiać, ale tylko przytakuje, a moje usta formują się w długi uśmiech. Staram się nie spoglądać na innych tylko patrzeć w oczy mojego męża. Nagle spada na nas kolorowe konfetti, które zamówił Ashton razem z resztą. Czuje się nareszcie, kurwa szczęśliwa i nikt tego nie zniszczy, ani nie może mi powiedzieć że cały czas to powtarzam, ponieważ ja teraz naprawdę już kocham i nigdy się to nie zmieni. Nigdy nie przestanę kochać mojego męża. Wszyscy biją nam brawo, a moje serce staje w momencie kiedy zauważam, że w oczach taty pojawiają się pierwsze łzy. Wiem, że jeszcze nie zejdziemy z parkietu, ponieważ druga piosenka jest dla świadków i drużbów. Oddycham głęboko kiedy podchodzą do nas i wszyscy chwytamy się za ręce. Leci nasza wspólna piosenka czyli Rihanna - Cheers (Drink To That). Wszyscy na sali śmieją się i zaczynają także poruszać się w rytm muzyki, choć wiedzą że nie mogą jak na razie tańczyć z nami. Wreszcie widzę całą rodziną, przyjaciół szczęśliwą jak nigdy. Nucę sobie pod nosem tekst piosenki, kiedy Harry, Ashton, Niall, Gemma i Julienne podchodzą do mnie i chwytają mnie wszyscy przez chwilę czuje się niepewnie kiedy początkowo podrzucają mnie do góry, ale kiedy się przyzwyczajam i słyszę jak wszyscy wokół śpiewają tą piosenkę razem z nimi po prostu zaczynam się śmiać. Nie spodziewałam się, że coś takiego jak ślub może stać się najlepszą rzeczą w moim życiu. Czuje jak moje policzki zaczynają robić się czerwone w momencie kiedy piosenka kończy się, a Harry chwyta mnie w swoje ramiona i całuje czubek mojej głowy. Gdy widzę, że inne osoby wchodzą na parkiet, muszę po prostu wyjść na pole. Harry też idzie, ponieważ musi sobie zapalić, chociaż już tyle razy go prosiłam żeby przestał. Kiedy wychodzimy na zewnątrz widzę osoby z mojej szkoły, również palą papierosy i nagle słyszę ich rozmowę.
-Ślub w wieku 19 lat? Sądzicie, że to normalne.
-Pewnie wpadła.
-Ale słuchaj Julienne też wychodzi za Ashtona za miesiąc.
Przewracam oczami kiedy słyszę to wszystko, a Harry uśmiecha się do mnie trzymając w dłoni papierosa. Zakładam ręce na piersiach i naprawdę nie spodziewałam się tego po nich. Nigdy nie pomyślałabym, że mogliby tak sądzić.
-Czy to takie trudne rzucić to gówno? Ja dałam radę.
-Ale ty to ty kochanie.
Uśmiecha się do mnie jeszcze raz i delikatnie nachyla się nade mną aby złączyć nasze wargi. Od tej chwili śmierdzi swoimi drogimi perfumami, papierosami i gumą miętową. Tak stwierdzam, że to jest najlepszy zapach na całej ziemi. Jego język delikatnie pociera się o mój i tym sprawia że moje ciało w momencie się nagrzewa. Uśmiecham się prosto w jego usta, a on odchyla się ode mnie i znów się zaciąga. 
-No i jak?
-Myślałam, że będzie gorzej. Sądziłam, że będzie jakaś wtopa.


--------------------------

Oddycham głęboko, kiedy wybija godzina na którą wszyscy czekają. Czyli oczepiny. Wiem co mniej więcej mnie czeka, czyli to co zaplanowaliśmy wspólnie, ale to czego nie po prostu przyprawia mnie o mdłości. Siadam na krześle i patrzę na chłopaków, którzy wyciągają swoje gitary. I nie, nie gra tylko Harry i Ashton. Ale też Niall. Inni biorą w dłonie mikrofony, a chłopakom, mającym w dłoniach gitary dają mikroporty. Zaczynam się powoli denerwować, bo jest ich więcej niż ostatnio. Kiedy mówił, że będą śpiewać, myślałam że tylko on i Ashton. A tutaj kurwa wszyscy. Głośno przełykam ślinę, kiedy zaczynają śpiewać. Początkowo ta piosenka nie trafia do mnie w ogóle, do czasu gdy słyszę jak mój mąż zaczyna śpiewać. 

Cause all of me /Bo wszystko co we mnie
Loves all of you /Kocha wszystko co w tobie
Love your curves and all your edges /Kocham twoje krągłości i wszystkie krawędzie
All your perfect imperfections /Wszystkie twoje idealne niedoskonałości
Give your all  to me / Daj mi całą siebię
I'll give my all to you /A ja dam całego siebie, tobie 
You're my end and my beginning /Jesteś moim końcem i początkiem
Even when I lose I'm winning /Nawet jeśli przegrywam, to wygrywam
Cause I give you all, of me /Ponieważ daję ci całego siebie, całego siebie
And you give me all, of you, all /A ty dajesz mi całą siebie, całą siebie

How many times do I have to tell you /Jak często muszę ci mówić
Even when you're crying you're beautiful too /Że nawet kiedy płaczesz jesteś równie piękna
The world is beating you down, I'm around thorugh every mood /Świat cię przytłacza, jestem przy tobie w każdym twoim humorze
You're my downfall, you're my muse /Jesteś moim upadkiem, moją muzą
My worst distraction, my rythm, and blues /Moim najgorszym zatraceniem, moim rytmem i bluesem
I can't stop singing, it's ringing, in my head for you /Nie mogę przestać śpiewać, to dzwoni w mojej głowie dla ciebie

Podnoszę głowę do góry i uświadamiam sobie, że łzy przecinające moją twarz stają się coraz bardziej większe i szybsze. Patrzę na każdego z nich. Każdy ma w oczach łzy i wyglądają jakby każdy śpiewał do każdej z osobna. Widzę jak Harry patrzy się wprost na mnie i stara się mnie pocieszyć uśmiechając się, choć wiem, że on też jest wzruszony. Kiedy piosenka się kończy wszyscy biją brawo, a ja wstaję ze swojego krzesła i stoję jak wryta do momentu w którym Harry podchodzi do mnie i owija swoje ramiona wokół mnie. Głosy krzyczące "gorzko, gorzko" odbijają się w mojej głowie, lecz już po chwili chwytam twarz mojego męża w dłonie i delikatnie łącze nasze usta w jedność. Nasze języki delikatnie ocierają się o siebie, a większość osób zaczyna gwizdać, śmiać się, jeszcze bardziej krzyczeć, lub klaszczą. Moje policzki w momencie robią się różowe, a moje ciało odmawia posłuszeństwa. Serce bije jakby, ktoś próbował mi je ukraść. Dłonie mojego mężczyzny lądują na moją talię, lecz gdy po chwili kiedy czuje że wreszcie muszę złapać powietrze odrywam się od niego i jeszcze raz delikatnie, szybko dotykam jego warg. Przygryzam dolną, wargę, a ludzie śmieją się, nawet nie wiem dlaczego. W momencie odwracam się w ich stronę i uśmiecham się do nich. Niektórzy mają łzy w oczach, a niektórzy po prostu się śmieją. W momencie, przy moich nogach pojawia się Jay, Nikki i Rose. Zastanawiam się jak dotrwali do północy, ponieważ większość dzieci już śpi na górze w pokojach. Mają w dłoniach trzy małe prezenty. Kucamy przy nich obydwoje i razem rozpakowujemy po kolei trzy pudełka. W jednym są dwa małe misie, trzymające się za dłonie, w drugim smoczek , a w trzecim butelka dla dziecka. Przewracam oczami, ale kiedy słyszę cichy chichot mojej siostry sama zaczynam się śmiać, a w moich oczach pojawiają się pojedyncze łzy. Jeszcze nigdy aż tyle nie płakałam co na swoim weselu. Całuje każde dziecko po kolei w czoło i Harry postępuje tak samo. W momencie Nikki i Rose znajdują się w moich ramionach i wstaję na równe nogi żeby podnieść je. Harry podnosi swojego młodszego brata i nagle słyszę dziwne komentarze ze strony gości.
-Pasuje wam trójka!
-Ślicznie razem wyglądacie. 
Śmieje się na cały głos, a Nikki i Rose jakby się umówiły całują moje policzki. Nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek aż tak będzie miło. Że nasze rodzinny zżyją się tak bardzo jak nikt inny. Nie znam wielu osób, ale myślę że po pewnym czasie naprawdę je polubię. Fotograf prosi nas żebyśmy się do siebie zbliżyli, a on zrobi nam zdjęcie. Momentalnie wolna ręka mojego męża owija się wokół mojej talii, a dziewczynki i Jay szczerzą zęby do zdjęcia. Odkładam dzieci na podłogę i teraz wiem co będzie. Teraz te prezenty dla rodziców. Miałam taką śliczną, mowę ale po prostu nie dam rady nic powiedzieć. Popłaczę się i na tym się skończy. Powiem tylko coś co wpadnie mi do głowy. Na środek dołączają tata, ojczym i mama Harry'ego, oraz mój tata i Lilianne. 
-Dziękujemy wam za to, że pozwoliliście nam się urodzić. Dziękujemy za to, że nigdy w nas nie zwątpiliście i zawsze kochaliście, choć czasem zdarzały się wpadki, te mniejsze i te większe. Zawsze staraliście się wybaczać, ponieważ kochacie nas naprawdę nad życie. My kochamy was jeszcze mocniej i dlatego chcielibyśmy wam podziękować z całego serca, za to że pozwoliliście nam się pokochać.
-Dziękujemy wam za to, że wychowaliście nas na naprawdę dorosłe osoby, że kochaliście nas miłością taką jak my otoczymy teraz siebie. Jesteście dla nas bardzo ważni.
Wręczamy im torby z prezentami, a oni już po chwili znikają z parkietu. Słyszę, że podkład do jakiejś piosenki jest puszczony, a Niall zaczyna się głośno śmiać. Odwracam się i widzę, że krzesło, które wcześniej zostało usunięte z parkietu znowu się tam pojawiło. Ashton pokazuje ręką abym usiadła i teraz wiem co mnie czeka. Najgorsza porażka w świecie, będą tańczyć. Zaczynam się śmiać, a Ashton zaczyna śpiewać. Początkowo dziwnie się poruszają jakby kompletnie nie umieli tańczyć. Przykładam dłonie do twarzy i czuje, że powoli już czerwienie się jak burak. Nagle piosenka ożywia się, a chłopacy trzymają ręce Harry'ego, gdy ten robi salto. Gdybym nie była w takim szoku, pewnie bym się posikała. Nigdy nie widziałam ich w takiej posranej akcji.

Baby, look what you've done to me /Kochanie, zobacz co mi zrobiłaś,
Baby, look what you've done now /Kochanie, zobacz co teraz zrobiłaś,
Baby, I'll never leave if you keep holding me this way /Kochanie, nigdy cię nie opuszczę, jeśli będziesz trzymała mnie w ten sposób.

Baby, look what you've done to me /Kochanie, zobacz co mi zrobiłaś,
Baby, you've got me tied down /Kochanie, masz mnie przywiązanego
Baby, I'll never leave if you keep holding me this way /Kochanie, nigdy cię nie opuszczę, jeśli będziesz trzymała mnie w ten sposób.

Głos mojego męża przenika przez moje ciało i pozostawia nieprzyjemny dreszcz na całym ciele. Dlaczego wszystkie ich piosenki muszą być o miłości? No dobra, wiem że to wesele i to na tym polega, ale trochę przesadzają. Moje serce bije mocniej kiedy wszyscy zbliżają się w moją stronę i już po chwili jestem na równych nogach. Ashton bierze moje dłonie i nie przestając śpiewać kręci mną wokoło, a mnie już chce się wymiotować. Po chwili chwyta mnie pod kolana i kręcąc się podaje Niallowi, ten robi dokładnie to samo i śmieje się wprost w moją twarz. Kiedy byłam już na rękach u każdego, wiem że został jeszcze jeden chłopak, a mianowicie mój mąż. Kiedy wreszcie ląduje w jego ramionach, on mocniej przyciska mnie do siebie i kręcąc się patrzy głęboko w moje oczy. Czuje jak uśmiech na moich ustach coraz bardziej się szerzy, a adrenalina pulsująca w żyłach, sprawia że całkowicie zapominam co się teraz tutaj dzieje. Jego usta wypowiadają głuche słowa, a oczy wprost śmieją się do mnie. Nagle staje w miejscu, a ja powracam do rzeczywistości. Piosenka się skończyła, a wszyscy dosłownie wokół nas wiwatują, biją brawa, a to tylko dla nich. Dla mojego męża i przyjaciół. Dlaczego nigdy nie powiedzieli, że umieją śpiewać, mogliby zrobić naprawdę niezłą karierę. No ale teraz już za późno, każdy z nich ma dobrze płatną pracę i radzą sobie jakoś. Nasze wargi delikatnie się łączą,a dziewczyny, które stoją pod ścianą podbiegają do chłopaków i rzucają im się na szyje. Naprawdę jestem szczęśliwa jak nigdy, a Perrie też jest bardziej szczęśliwa niż kiedyś. Teraz gdy już nic nie grozi Zaynowi, nie musi się o nic bać. Pracują ody dwoje zarabiają bardzo dużo, nie muszą bać się o swoją przyszłość. Ostatnio trochę przytyła, każdy już wie że zaszła w ciąże, ale nie chce się do tego po prostu przyznać. Jest taka niewinna i myśli, że my już nic nie zauważyliśmy. Da się zauważyć różnicę między ciąża, a faktycznym utyciem. Spoglądam na nich, a Harry wreszcie odstawia mnie na parkiet. Wiem, że to nie jest koniec zabaw, ponieważ są jeszcze te które wymyśliliśmy my razem z innymi. Mamy nadzieję, że wszystko będzie po naszej myśli, bo jak na razie wszystko nam się udaje. I tak wreszcie czuje, że to jest nasz dzień i nikt nie będzie potrafił tego zniszczyć. Wszyscy się wreszcie cieszą, przez to że między nami nareszcie wszystko się ułożyło i staramy się poświęcać więcej czasu sobie wzajemnie i kochamy się. Chcę zapamiętać ten dzień jako jeden z najlepszych w moim życiu, ponieważ jeszcze nigdy nie czułam się aż tak wyjątkowo jak teraz. Moje serce bije bardzo mocno, a uśmiech sam szerzy się na mojej twarzy. 


----------------------------------

Przewracam oczami w momencie, kiedy widzę jak on bezczynnie siedzi na tej kanapie i ogląda jakiś popieprzony mecz w golfa. Uśmiecha się do mnie, a ja mam ochotę go rozerwać na strzępy, ponieważ nie widzieliśmy się już od tygodnia, a on woli jakiś pieprzony telewizor. Podchodzę do kanapy i staje zasłaniając mu telewizor. Zakładam ręce na piersi i patrzę na niego z pożałowaniem. 
-Idiota.
-A ty jakaś humorzasta jesteś od wczoraj.
-Nie od wczoraj tylko od tygodnia. 
Spoglądam na niego i już po chwili jestem w kuchni. Po prostu coś się ostatnio ze mną dzieje. Miałam mdłości w samolocie, ale przecież to na pewno nie jest ciąża. Lekarz, przecież mi powiedział że szanse są jeden do dziesięciu tysięcy, że będę zdolna do urodzenia dziecka. A wszystko, przez to że odchudzałam się w tak bezsensowny sposób. Wiem, że jestem winna temu, że możliwe jest to, że nigdy nie będziemy mieli dziecka, choć Harry mówi, że to nie prawda, ponieważ każdemu mogło się to wydarzyć, a akurat padło na nas. A może jednak to jest ten czas, może po prostu będziemy mieli dziecko, o które staramy się już od kilku miesięcy. Dokładnie od chwili, kiedy kupiliśmy ten dom na obrzeżach Londynu. Wtedy jednak postanowiłam choć postarać się zajść w ciąże, bo wiedziałam, że jesteśmy odpowiednio zabezpieczeni. I wtedy wszystko zaczęło się psuć, próbowaliśmy wiele razy i pewnego dnia poszliśmy do ginekologa, żeby po prostu dowiedzieć się co jest z nami nie tak. Obydwoje zrobiliśmy badania i wyszło na to, że to jest moja wina. Dobra, nie ważne. Może jednak nam się udało. Wbiegam po schodach na górę i wchodzę do łazienki. Otwieram szafkę i uśmiecham się raczej sama do siebie. Boże może wreszcie nam się udało i będziemy szczęśliwi.  Wyciągam pudełko z testem i siadam na toalecie. Kiedy moje nerwy sięgają zenitu, serce przyspiesza, a oddech staje się ciężki, mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Nie wytrzymuję nawet dziesięciu minut i spoglądam na test. Nie ma drugiej kreski, może jeszcze chwila. Moje oczy zamykają się i serio nie chcę tego widzieć, po prostu boje się to zobaczyć. Spoglądam znów i nic nie ma. 
-Kurwa.
Wyrzucam pudełko do kosza i test tuż za nim. Zbiegam szybko na dół i czuje jak łzy przecinają jedna po drugiej moją twarz.Wiem, że już nigdy nie uszczęśliwię mojego męża tak naprawdę. Momentalnie zrzucam z siebie to okropne uczucie, które miażdży mnie od środka, uśmiecham się i wychodzę na werandę. Nawet nie wiem dlaczego, ale po prostu chcę zobaczyć jak dzieci naszych sąsiadów bawią się. Tak szczerze, naprawdę im zazdroszczę jak nikomu innemu. Moje stopy delikatnie unoszą się nad ziemią, kiedy siadam na huśtawce. Teraz wiem, że byłam głupia z tym całym odchudzaniem. Nigdy tak naprawdę nie powinno do tego dojść. Z nerwów, które przed chwilą doświadczyłam nawet nie zauważyłam gdy zaczęłam zdrapywać lakier ze swoich paznokci. Mój oddech był spokojny, lecz nierównomierny. Łzy same zbierają mi się w oczach, a cale ciało zaczyna się pocić w momencie gdy czuje okropny ból w okolicy macicy. Rozprzestrzenia się po całej dolnej części mojego brzucha. Moje powieki delikatnie przymrużają się, a ból staje się coraz silniejszy. Przykładam dłoń do miejsca, które najbardziej mnie boli. Oddycham szybciej, a oddech staje się strasznie postrzępiony. W momencie, gdy mam wołać Harry'ego, cały ból ustępuje a ja czuje się coraz lepiej. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale to musi być naprawdę coś poważnego. Wstaję z huśtawki i wracam do salonu w którym nie ma mojego męża. Siadam na kanapie i przełączam na jakiś serial. Nawet nie zdążyłam oglądnąć ani kawałka, gdy słyszę jak on zbiega ze schodów.
-Dominice, możesz iść ze mną na górę.
-Jasne.
Wstaje i idę wprost za nim po schodach. Przewracam oczami, ponieważ naprawdę nie mam pojęcia o co mu może chodzić. On śmieje się, ale raczej sam do siebie i uświadamiam sobie, że prowadzi mnie do łazienki. Staje obok umywalki, a ja widzę że na jej gładkiej powierzchni leży mój test. Boże znowu będzie mi gadał żebym się nie załamywała, bo w końcu nam się uda. Bierze biały "patyk" do rąk i uśmiecha się do mnie.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Ale, że niby co? Przecież wyszedł negatywnie.
-No, ale przecież są dwie kreski.
-Że, co kurwa?
Szybkim ruchem zabieram test z jego dłoni i przyglądam mu się z niedowierzaniem, ponieważ to jest nie możliwe. Przecież ewidentnie była jedna kreska. Uśmiecham się, a całe moje ciało zaczyna drżeć. Spoglądam na niego, a on tylko wzrusza ramionami jakby wcale się tym nie przejął, choć wiem że jest inaczej. Musi cieszyć się tak jak ja lub równie mocno. W momencie test zostaje rzucony na podłogę, a ja podskakuję i owijam nogi wokół jego tali. Śmieje się i gładzi moje włosy. Nigdy nie czułam się równie szczęśliwa jak teraz, już tak długo staraliśmy się o to dziecko i naprawdę nie zmarnuje tej szansy. Będę prowadzić się dobrze, żeby urodziło się zdrowe i bez żadnych komplikacji. 
-Kochanie, mogę dzisiaj iść z chłopakami na miasto? Mamy do załatwienia jedną sprawę.
-Do załatwienia?
Spoglądam na niego spod byka i unoszę brwi do góry. On przewraca oczami, ponieważ pewnie dokładnie domyśla się o co mi chodzi. Ja chcę po prostu jak zwykle wiedzieć, po co idą na to pieprzone miasto, o której wróci i czy to nie są jakieś ich porypane gierki, po raz kolejny. Czasem gdy jesteśmy obydwoje w Anglii i on wychodzi z nimi wszystkimi na miasto, później wraca cały poobijany. 
-Tak, tak. No chyba muszę się im pochwalić, że wreszcie moja żona urodzi mi tak długo oczekiwane dziecko.
Wiem, że próbuje odwrócić moją uwagę od prawdy, pewnie po prostu boi się powiedzieć mi prawdy, bo byłabym przeciwna. Uśmiecham się tylko i przytakuje, choć nie przychodzi mi to zbyt łatwo. Składam pocałunek na jego ustach i uświadamiam sobie, że nie jesteśmy tą samą parą co wcześniej. Przed ślubem Harry bał się wychodzić z chłopakami na miasto, ponieważ bał się że mnie straci. A teraz mu jest wszystko jedno, a najgorsze jest to że ja wcale nie jestem temu wszystkiemu przeciwna. Delikatnie wyślizguje się z jego silnych ramion i  idę w stronę salonu. Kiedy delikatnie upadam na kanapę i jej delikatny materiał głośno oddycham. Widzę jak schodzi na dół i poprawia swoją koszulę wkładając ją do spodni. Jest mi trochę żal że nasze życie, aż tak się zmieniło. Przygryzam policzek od środka i powracam wzrokiem na jakiś bezsensowny serial, który tak naprawdę mnie nie interesuje, po prostu chcę zapomnieć że on gdziekolwiek wychodzi. Od pewnego czasu wydaje mi się, że znowu zaczęli uczestniczyć w tych chorych grach. Dziewczyny mówią, że to niemożliwe bo by to zauważyły. Tylko dlaczego Harry najczęściej przychodzi pobity. No chyba nie biją się nawzajem, to byłoby chore. Boje się, że moje myśli mogą stać się prawdą i ten koszmar znów rozgrywa się w naszym życiu, które było już tak spokojne i poukładane. Spoglądam ostatni raz na niego jak na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech, a w moich oczach zbierają się łzy. Staram się mu nie pokazywać jak bardzo się martwię tym wszystkim. Podchodzi do mnie i delikatnie całuje moje czoło. Jego palec przejeżdża po moim policzku, a jego wargi cały czas są przyciśnięte do mojej skóry. Mogę poczuć jego perfumy i zobaczyć coś czego jeszcze nie widziałam. Mała blizna na tętnicy, nie wiem o co chodzi, ale wydaje mi się, że to właśnie o to chodzi. Znowu coś dzieje się w ich tym małym świecie i żadna z nas nie ma o tym pojęcia.
-Nie martw się. Wrócę późno, ale wszystko będzie ok.
Szepcze w moje ucho, a przez moje ciało przepływa silny dreszcz, nie chcę go stracić już nigdy, a na pewno nie w tej chwili. Kiedy wreszcie nam się udało, kiedy wreszcie możemy być szczęśliwą rodziną z dzieckiem. Widzę jak chwyta za swoją marynarkę i znika tuż za rogiem salonu. Drzwi zostają zamknięte, a ja teraz po prostu wiem, że zostałam sama i nie będę potrafiła sobie z tym radzić. Jade wyjechała do babci. Teraz został mi tylko tutaj na osiedlu Ashton, który jak znam życie poszedł z Harrym i innymi. Więc tak na pewno jestem sama. Strach paraliżuje całe moje ciało, nawet nie wiem dlaczego. Nie stanie mu się nic, przecież nie zrobiłby mi tego. Wiem jak na razie jedno, nie chodzą żeby podrywać jakieś dziewczyny. Wydaje mi się, że po prostu już wydorośleli z takich idiotyzmów. Kochają nas ponad życie i nie chcieliby już stracić. Ciekawe czy Jade wie o tych wszystkich wypadach, czy w ogóle rozmawiają z Ashtonem. Z tego co zrozumiałam, to wyjechała tylko dlatego, bo zaszła w ciąże i dostała jakiegoś załamania. Przestraszyła się wszystkiego, porodu, tego że może poronić, a nawet jeśli urodzi to nie wie czy poradzą sobie z tym wszystkim. Delikatnie kładę się na całej długości kanapy i naciągam koc pod sam nos. Moje powieki same się powoli zamykają i czuje, że po prostu zaraz zasnę. To zrobi mi jednak dobrze, ponieważ nie będę się denerwować tym, że tak długo go nie ma i ma wyłączony telefon.


---------------------------------

Słyszę, że ktoś tłucze się po kuchni i najwyraźniej coś mu jest, ponieważ słyszę ciche przeklęcia. Wyciągam telefon spod poduszki i spoglądam na zegarek. Jest po drugiej. Przewracam oczami i postanawiam zobaczyć, co tam się dzieje. Kiedy jestem w korytarzu widzę kilka kropel krwi i od razu mam przed oczami to, że on jest cały zakrwawiony i coś mu się stało. Moje serce przyspiesza, a oddech staje się cholernie ciężki. Nogi zaczynają mi drżeć, a ciało oblewa pot. Z każdym krokiem wydaje mi się, że za chwilę zemdleję, albo zrobię jakąś inną rzecz, której się nie spodziewam. Gdy zbliżam się w stronę drzwi przeklęcia nasilają się, a moja głowa zaczyna pulsować. Popycham drewnianą powłokę drzwi i widzę kilka zakrwawionych skrawków materiału na podłodze. Kiedy podnoszę wzrok momentalnie przykładam dłonie do twarzy, a oddech staje mi w gardle. Nie mogę nic kompletnie powiedzieć, ani tym bardziej krzyknąć. Czuje, że zaraz zemdleje, lecz dzięki szafce o którą się oparłam nic mi nie jest. Spogląda na mnie i widzę w jego oczach łzy. Trzyma kolejny skrawek materiału na zakrwawionym ramieniu. 
-Przepraszam.
Zbieram w sobie siły, podchodzę do niego i uderzam dłonią w jego policzek. Jeszcze nigdy nie czułam się aż tak źle, dlaczego nie potrafił powiedzieć mi prawdy. Mam ochotę uderzyć go jeszcze raz, ale momentalnie dotykam miejsca z którego najbardziej krwawi, a on kładzie dłoń na stół. Widzę dziurę w jego koszuli i delikatne draśnięcie jakby ktoś próbował w niego wycelować, ale był za bardzo słaby. 
-Co się tam stało?
-Broniliśmy Luka. No i jakoś tak samo wyszło, jeju nawet nie wiem czemu. Przepraszam kochanie, kompletnie nie wiem o czym wtedy myślałem. Nie powinienem tego robić. 
-Proszę nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Siedź tutaj. Przyniosę apteczkę i wszystko opatrzymy. 
Nawet nie wiem dlaczego, ale jestem spokojna jak nigdy. Gdybym nie wiedziała, że jestem w ciąży pewnie zaczęłabym się wydzierać i okładać go pięściami. Wyciągam stołek aby dosięgnąć do górnej półki gdzie znajdują się wszystkie potrzebne i rzeczy i gdy wyciągam zaczyna kręcić mi się w głowie. Kurwa. Wiem, że nie powinnam się wspinać, zawsze kręciło mi się w głowie, ale teraz pewnie będzie się to nasilać skoro jestem w tej chorej ciąży. Boże dlaczego ja tak myślę? Przecież to dziecko to spełnienie naszych marzeń, a ja po raz kolejny zaczynam narzekać. Przyznaje się przed samą sobą, że zaczynam panikować przed tym całym macierzyństwem. Rozumiem teraz Julienne. Wiem, jak się czuje. Powracam do mojego męża, a on siedzi i coraz bardziej zanosi się łzami.
-Dlaczego na mnie nie krzyczysz? To jest naprawdę dziwne. A po drugie lubię gdy to robisz. Jesteś wtedy taka seksowna, a ja rosnę od samego patrzenia na ciebie.
-Nie mam na to siły, a poza tym jesteś głupi. Zresztą ja też, że w ogóle nie powinnam wypuścić cię z tego pieprzonego domu. Wiem, że nie powinnam.
-To nie twoja wina, kochanie. Po prostu zaczęliśmy się tam szarpać. A ja wpadłem w szał bo po prostu.. wiesz.. ja..
-Co ty Harry?
Spoglądam na niego w momencie kiedy delikatnie przemywam ranę po kulce, która na całe szczęście nie zostawiła większych obrażeń ani nie została w środku jego bicepsa. Widzę, że jest czymś zdenerwowany i teraz zauważam, że jest jakiś inny. Jego oczy są przykrwione, nie mam pojęcia co tam się stało, mam ochotę zapomnieć. A on na całe szczęście milczy przez ten czas gdy delikatnie zmywam stróżki krwi, które sączą się z rany. Wyciągam bandaż i owijam go wokół jego ramienia. Wygląda na twardego, choć wiem że cierpi. Nie chcę udawać obrażonej, ani nic w tym stylu, ale denerwuje mnie to że tak po prostu nie chciał mi powiedzieć co tam się stało. Odkładam apteczkę do szafki i wychodzę z kuchni nawet nie zwracając uwagi na to, że może mnie wołać, albo chociaż próbować nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt wzrokowy, czy odezwać się. Przygryzam dolną wargę kiedy słyszę jego kroki za sobą. Nawet nie wiem dlaczego zaczynam się cieszyć, kiedy oplata swoje długie palce wokół mojego nadgarstka. Zaciska dłoń na moim ciele i mocno odwraca mnie w swoją stronę. 
-Czemu się nie odezwałaś?
-Po co? I tak nie powiesz co tam robiłeś no nie Haroldzie?
-Kurwa Dominice uwielbiam kiedy tak do mnie mówisz. Twój głos staje się głębszy, a usta tak powoli wypowiadają moje pełne imię, którego tak naprawdę nienawidzę. Tylko ty możesz tak do mnie mówić, nikt inny- delikatnie kładzie jedną z dłoni na moim policzku i uśmiecha się do mnie. Uwielbiam jego skórę, która delikatnie dotyka moją- Okej powiem ci, ale obiecaj że nie będziesz zła. To było jeden jedyny raz i nigdy, ale to przenigdy się już nie powtórzy. Nie wyrzucisz mnie z domu, ani nic w tym stylu, okej?
Przytakuję, choć nie jestem pewna, czy jestem gotowa mu teraz zaufać. Po tym wszystkim nie jestem pewna czy to jest ten sam Harry. Czy pił, czy ćpał czy robił jakieś inne pojebane rzeczy, które doprowadzą mnie do szaleństwa. Uśmiecham się do niego i pozwalam na to aby kontynuował. 
-Umm.. no wiesz tam była Cara. Napastowała mnie, mówiła że już od dawna chce mnie przelecieć. Na co pokazałem jej obrączkę, a ona wyśmiała mnie i powiedziała, że wiedziała że ożenię się z tą dziwką. Nawet na to nie zwróciłem uwagi, po prostu wiesz kochanie, ona jest zwykłym śmieciem. Staje się wrakiem przez narkotyki. No i wiesz nawet nie wiem kiedy zaproponowała nam kokainę. Przepraszam, ale po prostu już tak dawno nic nie brałem, wiem że ci obiecałem, ale po prostu miałam ochotę na choć jedną kreskę. No i później jak zaczęli się szarpać z Lukiem to wkroczyłem do akcji. Miałem przy sobie broń i starałem się im grozić, ale oni byli szybsi i jeden z nich wcelował, we mnie a ja ledwo zdołałem się uchylić przed strzałem. Um.. no dobra co będę owijał w bawełnę, po prostu się najebałem. Najebałem się od jednej kreski. No przepraszam. 
Ahh, no tak musiał ująć w swojej opowieści tą pojebaną dziwkę, której wprost nienawidzę od dnia kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam w mieszkaniu mojego męża. Za każdym razem gdy słyszę jej imię, mam ochotę przywalić jej albo chociaż tej osobie która o niej wspomina. W momencie czuje, że wszystko pęka. Mój oddech staje się płytszy, a ja czuje że zaraz nie wytrzymam i tak po prostu na niego wybuchnę. Nienawidzę, gdy musi robić rzeczy wbrew mnie, jest wtedy na maksa wkurwiający. 
-Dobrze, okej. 
-Ale serio?
-Chcesz drążyć ten temat i sprawić żebym się zdenerwowała i zaczęła cię bić, czy raczej chcesz tego żebym spokojnie położyła się spać i zapomniała o tym co się stało.
Nie odpowiada co daje mi znak na to, że raczej to drugie. Wchodzę po schodach i wiem, że tym razem nie idzie za mną. Nie słyszę jego stóp, które biją w drewnianą podłogę. Słyszę jak cicho chrząka, a ja naprawdę nie chce się do niego odwracać. Nie mam teraz ochoty na niego patrzeć.
-Dominice, ja potrzebuje rozmowy. Takiej jak kiedyś. Potrzebuję rozmowy.
-Porozmawiać to możesz sobie z matką, albo kimkolwiek innym, ale ja jestem zmęczona i nie mam ochoty jak na razie słuchać tego, jak bardzo mnie przepraszasz i żałujesz tego, że znów to zrobiłeś. Wiesz Haroldzie Stylesie to staje się nudne, naprawdę nasze życie staje się powoli jedną wielką porażką.
Boże, nawet nie wiem dlaczego to mówię, po prostu mam ochotę się na nim wyżyć, ale w inny sposób niż zwykle. Pragnę żeby cierpiał w środku jak nigdy dotąd. Pragnę żeby czuł się tak okropnie, jak ja czułam się dzisiaj gdy mnie zostawił. 
-Dominice Rosemary Styles, zatrzymaj się. 
Ugh, nienawidzę gdy tak do mnie mówi, po prostu nienawidzę. Wydaje mi się wtedy taki niedostępny, odwracam się na chwilę, ale jednak postanawiam iść do sypialni, zamknąć się na klucz, położyć na łóżku i tak po prostu zapomnieć o tym co się wydarzyło. Szybko zatrzaskuję ciemne drzwi naszej sypialni i staram się go zrozumieć. Zrozumieć dlaczego po raz kolejny to zrobił, skoro już tyle razy mi obiecywał że już nigdy się tego nie tknie. Mam ochotę go teraz przytulić, albo uderzyć. Już sama nie wiem. Nienawidzę siebie i swoich nastrojów, są tak cholernie zmienne. 

----------------------------------

Ugh, ten brzuch staje się dla mnie uciążliwy, czuje się jakbym nosiła dodatkowo jakieś tysiąc kilogramów, a tak naprawdę zaledwie przytyłam pięć kilogramów. Spoglądam na Harry'ego, który siedzi przy stole i robi jakiś projekt. Powiedział, że teraz nie będzie chodził do pracy, tylko wszystko bierze do domu tylko po to aby być przy mnie. Boże jaki on jest nadopiekuńczy, czasem naprawdę mam go już dość. Ściągam kubek z szafki i strącam butelkę wody na podłogę. Staram się wziąć ręczniki papierowe, ale zrzucam ładowarkę od mojego telefonu na podłogę. Zaraz nie wytrzymam, zaraz wybuchnę i wiem to. 
-Kurwa Harry, czy w tej kuchni nigdy nie może być posprzątane, nawet nie potrafisz zrobić tak prostej rzeczy. Kurwa. 
Przeklinam i w momencie czuje, że między moimi nogami robi się ciepło. Spoglądam w dół, a na moich białych spodniach pokazuje się czerwona plama. Czuje jak wszystko się we mnie spina i nawet nie potrafię krzyknąć, żeby mi pomógł. Nawet nie wiem w którym momencie upadam na podłogę, ale czuje się dziwnie. Robi mi się słabo, a on w momencie przybiega do mnie. 
-Co się dzieje?
-Nie wiem Harry. Wydaje mi się, że chyba tracę nasze dziecko. Boże co ja pierdole, Harry ja krwawię. Zawieź mnie do szpitala.
Przytakuje i chwyta mnie pod kolanami, a drugą dłoń kładzie na plecy. Czuje, że już nie będziemy potrafili tego wszystkiego uratować. Brzuch powoli zaczyna mnie boleć. Upadam policzkiem na jego tors i zaplatam dłonie na jego karku. Szepcze, że wszystko będzie dobrze tylko muszę się trzymać. Pierwsze łzy spływające po mojej twarzy sprawiają, że coraz bardziej mnie to wszystko boli. Nigdy nie spodziewałabym się, że to właśnie mnie może spotkać coś takiego jak pieprzone poronienie dziecka. Chwila w której wkłada mnie na siedzenie pasażera, wydaje mi się wiecznością. Biegnie do domu i po chwili siada obok rzucając moją torebkę na tylne siedzenie. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby był aż tak zdenerwowany. Moje powieki stają się cholernie ciężkie, a oddech staje się spokojniejszy. Spoglądam na niego, gdy koncentruje się na drodze, a drugą ręką delikatnie oplata moje palce. Jeździ kciukiem po moich knykciach co sprawia, że po prostu jest przy mnie, że tym razem nie odejdzie tak po prostu i nie będzie wracał przez długi czas. Kiedy wszystko staje przede mną w mgle słyszę, że Harry mówi cały czas do mnie. Jego głos jest pełen przerażenia, którego jeszcze nigdy nie słyszałam na jego ustach. 
-Kocham cię.
-Ja ciebie też kocham.
To ciche westchnienie spomiędzy jego ust sprawia, że choć na chwilę chce jeszcze wrócić cała i zdrowa. Boje się tylko jednego, że stracimy nasze jedyne dziecko, o które przez tak długi czas się staraliśmy. Nigdy nie wybaczę sobie tego, jeżeli to się stanie.  Nie wytrzymam, będą mogli mnie zamknąć w szpitalu psychiatrycznym tylko błagam. Chcę żeby wszystko pozostało tak jak jest i naprawdę nie chcę żeby zdarzyło się najgorsze. Ogarnia mnie paraliż całkowity w momencie gdy spoglądam w dół i widzę jeszcze większą plamę niż wcześniej. Łzy same cisną mi się do oczu i już wiem, czemu jemu także jest przykro. Widzi wszystko co się ze mną dzieje i po prostu nie daje rady patrzeć na moje cierpienie. Moja głowa przesuwa się na bok, a ja zaczynam pogrążać się w jednym z najdłuższych snów w moim życiu. Nie mam pojęcia co czeka mnie po przebudzeniu. Utrata dziecka, które kochałam od pierwszego dnia gdy się dowiedziałam, czy nie będę potrafiła funkcjonować poprzez moją śmierć. Słyszę rozpaczliwe krzyki mojego męża w momencie, kiedy mocniej chwyta mnie abym nie wypadała z jego rąk. Wrzeszczy żeby ktoś mu pomógł. Boże dziękuje ci za jedno, dziękuje ci za to że tylko zasnęłam i nic mi się nie stało. 
-Harry proszę nie odchodź.
-Nie odejdę dopóki nie dasz mi do tego podstaw.
Ogarnia mnie jeszcze większy smutek w momencie, kiedy uświadamiam sobie że mogłabym tak po prostu go zostawić. Otwieram oczy i widzę że uśmiecha się do mnie. Czyli jak na razie wszystko jest okej. Funkcjonuję bez żadnych problemów. Wszystko spływa ze mnie kiedy uświadamiam sobie, że żyję. Czuje się jak w jakimś popieprzonym filmie gdy on niesie mnie na rękach, a ja krwawię. To nawet trochę zabawne. Podchodzi do nas lekarz, zabiera mnie z rąk i sadza na wózek. 
-Co się stało? Kiedy? Który to miesiąc?
Zaskakuje mnie mnóstwem pytań, które mi zadaje ale odpowiadam na każde po kolei. Mówi mi, że wszystko będzie dobrze, żebym się nie denerwowała bo na pewno to tylko fałszywy alarm. Zrobią mi badania i dowiemy się wszystkiego. Boże, czyli jednak nie tracę tego dziecka, jednak na nie zasłużyliśmy. Myślałam, że nigdy nam się nie uda. Uśmiecham się do niego, a on całuje moją dłoń z wierzchu. 

_____________________________
Przepraszam, że tak długo. Ale jeszcze szkoła. Już za dwa tygodnie ferie, ale postaram się dodawać już częściej rozdziały. Przepraszam, że taka długa przerwa, ale po prostu weny nie mam. Beznadziejny ten rozdział, ale chociaż jest :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, że każdy jeden nawet najmniejszy komentarz motywuje do napisania kolejnej części :)