Kolejny dzień rozpoczyna się tak samo. Ubieram się, jem coś tylko po to aby nie być głodnym i jadę do szpitala z Julienne zmienić rodziców Harry'ego. Za każdym razem myślę o tym że jednak się wybudzi, ale lekarze mówią, że szanse są minimalne. Ashton już normalnie funkcjonuje, już wszyscy zeznawaliśmy, oprócz najważniejszego świadka. Oprócz mojego chłopaka, który nawet nie pożegnał się ze mną. Nawet czasem zastanawiam się czy nie zrobił tego specjalnie, czy celowo nie wpadł pod ten samochód, aby uniknąć odpowiedzialności przed tamtymi facetami. Tylko nie liczyłby się wtedy z moimi uczuciami. Nie liczyłby się z tym, że moje życie skończyłoby się wraz z jego śmiercią. Nawet jeśli próbowałabym zacząć wszystko od nowa, wyjechałabym, zrobiła wszystko aby zapomnieć nie dałabym rady. Wspomnienia pozostają, te bolesne chwile o których chcesz zapomnieć zostaną z tobą na zawsze. Gdy wsiadamy do taksówki słyszę jak dzwoni mój telefon. Wyciągam go i widzę zdjęcie taty, uśmiecham się w duchu i przeciągam zieloną słuchawkę.
-I jak z nim córeczko?
-Nie wiem. Właśnie do niego jedziemy, ale wydaje mi się że będzie tak jak zwykle. Cały czas będzie mi się wydawało, że rusza tą pieprzoną ręką, ale to nie będzie prawda.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz. Nie wolno ci w niego wątpić. Jeśli zwątpisz w niego, on także zwątpi w to że kiedykolwiek go kochałaś i nie będzie miał dla kogo już funkcjonować.
-Tato proszę bądźcie ostrożni. Tak bardzo was kocham i nie chcę stracić całej mojej rodziny. Jesteście dla mnie zbyt ważni.
Czuje jak łzy jedna po drugiej spływają po mojej twarzy, zastanawiam się czy jest sens płakać, przecież łzy nie sprawią tego że on się wybudzi, sprawią tylko to że będzie jeszcze bardziej bolało i pokażesz ludziom jaka jesteś słaba i nie wierzysz w niego. Codziennie przed zaśnięciem spoglądam na puste miejsce obok mnie i staram sobie wyobrazić go koło mnie, tego szczęśliwego, który zawsze się śmieje. Nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek tak bardzo będzie brakowało mi jego głupich żartów, które zawsze mnie wkurzały. Biorę leki na sen, wiem że nie powinnam ale naprawdę nie potrafię zasnąć. Cały czas wydaje mi się, że ktoś mnie obserwuje gdy nie ma go przy mnie. Raz nawet wydawało mi się, że ktoś był na balkonie, ale faktycznie to była tylko wyobraźnia bo Julienne nikogo nie widziała. Staram się przebywać sama w pokoju, bo nie chcę aby ktokolwiek widział moje łzy. Zamykam się nie chcę aby ktokolwiek przesiadywał ze mną w pokoju. Nawet Jay rozumie powagę sytuacji i stara się nie wchodzić mi w drogę. Naprawdę kocham tego chłopczyka, ale dopóki Harry się nie wybudzi nie mam ochoty z nikim rozmawiać tak na dłuższą metę bo wiem, że to i tak by się źle skończyło. Wybuchłabym albo nawet nie wiem do czego byłabym zdolna. Ludzie powiedzą mi, że mam cholerne szczęście w życiu, ale to nie prawda. Mówią to ci, którzy nie znają mnie tak naprawdę, nie wiedzą jakie piekło przeżywałam i czasem przeżywam. Szczerze nawet brakuje mi jego głupiego uśmieszku, gdy pobije jakiegoś faceta, który się do mnie dobierał. Brakuje mi jego dłoni, które dotykały mojego ciała nawet w tych nieodpowiednich momentach. Nawet brakuje mi tych jego pieprzonych pierścionków, których tak bardzo nienawidzę. Teraz właśnie czuje się tak jakby ktoś oderwał mi kawałek serca. Widzę, że cała jego rodzina jest przybita tą całą sytuacją. Nawet Gemma z Niallem mają przylecieć do Holmes Chapel z Nikki. Nawet nie wiem jak tak szybko minął ten czas w taksówce, ale po chwili znalazłyśmy się przy drzwiach szpitala. Znowu to nieznane uczucie, które ściska mój żołądek i nie chce puścić. Moja głowa szaleje w środku od zapachu tego cholernego szpitalu, który czuje już od tygodnia. Ten korytarz który przemierzam już 126 raz. Każda z sekretarek już mnie zna i rozpoznają mnie. Nigdy nie pytają się kim jestem i nie proszą o dowód jak innych. Julienne przemierza korytarz za mną, kończąc swojego batonika.
-Idź do Ashtona, zostanę sama z Harrym.
Uśmiecham się sztucznie kiedy stoję przed drzwiami do sali mojego chłopaka. Moja przyjaciółka przystaje na moją prośbę i znika za rogiem. Naciskam klamkę i popycham drewnianą powłokę. Widzę kilka pielęgniarek przy moim chłopaku, a w drugim kącie widzę Roba i Anne. Kobieta jest najwyraźniej czymś przerażona lub zaskoczona. Rob próbuje z nią rozmawiać, ale ona nie dopuszcza do siebie nic. Spoglądam na nich i po chwili znowu na łóżko Harry'ego. Nic, żadnej reakcji ani ze strony pielęgniarek ani rodziców Harry'ego. Kiedy wreszcie odchodzą od ciała mojego chłopaka zauważają mnie i uśmiechają się. Nie wiem o co chodzi, lecz kiedy podchodzę do łóżka widzę, że jego ciało jest jakoś inaczej. Oglądam się za siebie, a Rob uśmiecha się i kiwa głową. O mój Boże, on przed chwilą pokazał im że już powoli się przebudza. Czuje jak moje serce bije z zawrotną prędkością, a uśmiech szerzy się kiedy chwytam jego dłoń. Nie wiem jak on zareaguje na ten gips na obydwu rękach i nodze. Z kołnierzu na karku, też nie będzie zadowolony, ale teraz najważniejsze jest to żeby wyszedł z tego cało i zdrowo. Przyglądam mu się i jego powolnemu oddechowi w maskę. Wygląda przesłodko, bo gumka ściska jego włosy i one automatycznie podnoszą się do góry. Już od dłuższego czasu zastanawiałam się kiedy nareszcie będę mogła go przytulić lub cokolwiek. Słyszę jak Anne i Rob wychodzą z pokoju i pozostawiają nas samych w sali. Przyglądam się dokładnie jego twarzy i gładzę miejsce na dłoni, które nie jest okryte gipsem. Jego palce zdają się cieplejsze niż wcześniej, a blizna na twarzy nawet dodaje mu trochę uroku. Teraz będzie miał się czym chwalić. Nikt oprócz osób z rodziny Harry'ego i mojej nie wie o tym wypadku. Rodzina Ashtona też nie wie bo nie musi już nikogo informować, ponieważ jest pełnoletni.
-Dziękuje, że mnie wysłuchałeś. Dziękuje, że nie odszedłeś.
Uśmiecham się do niego i wyciągam z torebki butelkę wody. Od pewnego czasu strasznie mnie suszy, nawet nie wiem dlaczego. I nie, nie jestem w ciąży. Sprawdzałyśmy z Julienne dwa dni temu. Kiedy odkładam ją na szafkę nocną mojego chłopaka słyszę ciche szeptanie. Kiedy spoglądam na niego jego usta faktycznie się ruszają, ale oczy są zamknięte. Kiedy wreszcie wargi przestają się ruszać, wiem że to pierwsze oznaki przebudzenia. Mam ochotę skakać tutaj ze szczęścia, ale zdobywam się tylko na skromny płacz, który przerwany jest pukaniem do drzwi. Odwracam się aby zobaczyć Ashtona o kulach i obok Julienne, która się uśmiecha. Tak jak się spodziewałam obrażenia mojego przyjaciela nie są bardziej poważne niż mojego chłopaka. Ashton ma złamaną jedną nogę i miał krwiaka, którego lekarze się już pozbyli. Siadają w kącie, tam gdzie przed chwilą jeszcze Anne i Rob i patrzą na mnie z zaciekawieniem. Czuje jak spoglądają na każdy mój ruch, a ja czuje się trochę niezręcznie. Delikatnie dotykam każdej kości mojego chłopaka i liczę na to że choć na chwilę rozchyli swoje powieki. Kiedy czuje jak jedna samotna łza oplata mój zmarznięty policzek i spływa najpierw po mojej dłoni, aby później przenieść się na jego dłoń. Opadam głową na jego ciało, zakryte tylko miękką tkaniną pościeli. Nie czuje jego zapachu, czuje szpital w którym leży już od półtorej tygodnia. To jest inna miłość, której nie da się wytłumaczyć. Tak naprawdę zakochałam się w nim już dawno, ale nie czułam potrzeby być przy nim. A teraz pragnę choć tego aby wreszcie się odezwał. Przecież jak on umrze, to będzie koniec. Nawet jeśli będę chciała wyjechać, zapomnieć o wszystkim nie dam rady. Mogę totalnie się zmienić, ale te bolesne chwile na zawsze pozostaną w mojej głowie i nigdy nie przestaną istnieć. Na zawsze pamiętałabym jego twarz, która była wprost perfekcyjna. Jego delikatny zarost i uśmiech na widok którego postanowiłam się w nim zakochać. Wiem, że to głupie, bo przecież jak można zakochać się w chłopaku przez to że się uśmiechnął. Ja potrafiłam i nie żałuję tego. Cieszę się, że poznałam tak wspaniałego chłopaka jak on, pozwoliłam się od nowa kochać i poczułam co to miłość.
-Proszę spójrz na mnie lub wykonaj jakiś popieprzony ruch że słyszysz.
Szepczę raczej sama do siebie, lecz wiem że jednak on mnie słyszy to wszystko co mówię, mówiłam i będę do niego powtarzać. Delikatnie porusza swoim palcem we wnętrzu mojej dłoni i przez chwilę gładzi go. Już od dłuższego czasu przejawia objawy wybudzenia się, ale nie może obudzić się. Kiedy podnoszę się do góry oddycham głębiej, puszczam jego dłoń i odwracam się w ich stronę.
-Proszę korzystajcie z życia. Bądźcie szczęśliwi. Posłuchajcie to jest tak, gdy coś pięknego zdarza się w waszym życiu łapcie to za tak zwane rogi, nie pozwólcie temu uciec, bo później zdarzy się i tak coś złego.
Wypowiadam te słowa praktycznie dławiąc się własnymi łzami. Nie wytrzymam już dłużej bez niego. Sięgam do torebki i widzę w małej kieszonce żyletkę, której nie wyciągałam z niej od tamtej pory. Przepraszam ich za to, że muszę wyjść, ale naprawdę czuje się źle. Kiedy staje przed lustrem oddycham głębiej. Rozpakowuje ostre narzędzie i przykładam jego ostrze do mojej ręki. Mocno zaciskam zęby, przymykam powieki i delikatnie przejeżdżam zimną strukturą po moim ciele. Spoglądam w dół i widzę pojawiające się spod skóry stróżki krwi. Czuje się teraz wkurwiona na samą siebie. Wiem, że nie powinnam, obiecałam mu to. Nienawidzę siebie, swojego ciała, swojego życia. Często od czasu jego wypadku myślałam o samobójstwie. Myślałam o tym, żeby najpierw odebrać jemu życie,a później swoje. Lecz kiedy już starałam się wcielać swój plan w życie kiedy stawałam przed jego łóżkiem nie potrafiłam.
-Przepraszam.
Upuszczam rzecz, która przed chwilą wyrządziła mi tyle cierpienia. Pozwoliła mi tylko na chwilę zapomnieć i ucieszyć się ale blizny pozostaną na zawsze i przykre wspomnienia także. Przemywam swoją rękę zimną wodą i znowu zapakowuje żyletkę. Wyrzucam ją do kosza i wyciągam bandaż z torebki. Nawet nie wiem dlaczego go noszę, ale po prostu wiedziałam że w końcu do tego dojdzie. Szybko owijam go sobie wokół ręki, gdy słyszę że ktoś otwiera drzwi od łazienki.
-Szybko! Harry się wybudził i zaczął krzyczeć. Najpierw wołał ciebie, a później zaczął wrzeszczeć.
W chwili chwytam za torebkę i zaczynam biec w stronę sali. Widzę jak ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. Biegnę przez cały szpital jakby coś mnie poparzyło i nawet nie staram się przerwać mojego tempa. Kiedy dobiegam do sali widzę jak Ashton z przerażeniem na twarzy spogląda na mnie. Kręci przecząco głową, a ja czuje jak nagle cała ziemia pode mną się zapada. On umarł i dobrze wiem o tym. Pode mnę robi się czarna dziura, a ja wpadam w jej głębie i nawet nie mogę z niej wyjść. Oddycham coraz ciężej i widzę mroczki przed oczami. Nagle słyszę z powrotem krzyki mojego chłopaka, tylko nie wiem dlaczego. Robią mu krzywdę, czy to jest spowodowane jakimś urazem. Nagle dobiega do mnie moje imię. Szybko zmierzam się z rzeczywistością i podchodzę do łóżka opierając się o ramę. Widzę jego wzrok, który zawiesza się na mnie, a uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
-Do..do..mi..nice.
Wypowiada te słowa z trudnością. Jest jeszcze na tyle słaby, że nie może nawet wypowiedzieć jednego słowa, jest mi żal tego że to zrobiłam bo wiem że będzie wściekły. Próbuję podnieść się do pozycji siedzącej, ale nie ma na tyle siły. Lekarze odchodzą od niego i pozwalają zostać nam samym. Siadam na krześle obok niego i chwytam jego dłoń. Kiedy słyszę, że Julienne każe Ashtonowi wstać i żeby poszli do jego sali oddycham z lekkością. Czuję, że teraz już złego nic się nie wydarzy. Jest przy mnie i znowu patrzy w moje oczy. Czuję niezmierne szczęście, którego nawet nie potrafię opisać. Całuje jego knykcie i uśmiecham się.
-Boże jak się cieszę. Nareszcie Harry. Już przestawałam wierzyć.
Wyciągam obandażowaną rękę nad jego głowę całkowicie zapominając o tym co przed chwilą sobie zrobiłam. Jest już za późno na wycofanie ręki. Czuje jak ciarki przepływają przez moje ciało, gdy podąża swoim wzrokiem za zakrytą częścią mojego ciała.
-Dla..dlacz...dlaczego?
-Proszę nie bądź zły. Wiem, że obiecałam, ale już nie potrafiłam. To stało się dzisiaj zanim się wybudziłeś. Nie wiedziałam, że to możliwe że kiedykolwiek jeszcze powrócisz do normalności. Lekarze dawali ci małe szanse. Ale już teraz wszystko będzie dobrze, będziemy razem i wszyscy będziemy szczęśliwi.
---------------------------
-Więc uważa pani, że nie był to tak zwany zbieg okoliczności?
-Nie. Oni nas po prostu już znaleźli. To oni chcieli go zabić. To jeden z nich mi kiedyś groził. Widziałam jego twarz, patrzył na nas i śmiał się do drugiego.
-Harry, a czy ty uważasz że to byli oni?
-Tak. Widziałem ich twarze. To na sto procent byli oni. To był ten sam facet, który groził mi wtedy na ulicy.
-Dobrze, na dzisiaj już koniec. Jeśli byś sobie jeszcze cokolwiek przypomniał jesteśmy w kontakcie zadzwoń, porozmawiamy i spiszemy jeszcze raz zeznania.
Policjant wydaje się naprawdę bardzo miłym człowiekiem. Odwiedza nas w domu babci Harry'ego już od dwóch tygodni. Za każdym razem jest lepiej. Harry stara się mówić coraz więcej, chociaż wiem, że nie jest ok. Jeszcze nie wstaje z łóżka, ponieważ nie wolno mu, ale uparł się że on chce wrócić do domu, bo nie wytrzyma kolejnego tygodnia w tym popieprzonym miejscu.
-Czy wszystko już dobrze? Przynieść ci coś? Potrzebujesz czegoś?
-Wszystko już dobrze, a to czego potrzebowałem jest przy mnie i cały czas było.
Czuję jak cała się czerwienię i wychodzę z pokoju. Spotykam na korytarzu Ashtona i Julienne, którzy właśnie mieli iść na zakupy, chyba że coś się zmieni bo rodzina Harry'ego też miała iść na zakupy, więc może jakoś się dogadają. Siadam przy stole i bawię się kluczykami naszego samochodu. Kiedy mama umarła, a Harry i Ashton mieli wypadek zrozumiałam, że życie jest serią przypadków i niepowodzeń.
Harry Pov
Od razu po operacji z tego co wiem otrzymałem przenośną toaletę. Musiało to być okropne, ponieważ każdy kto przychodził mnie zobaczyć czuł mój mocz lub co innego. Teraz jest mi jeszcze bardziej wstyd przed nią, bo nawet nie potrafię sam się wysikać. Potrzebuje jej pomocy. Mam założony dobowy worek do moczu i kiedy się już przepełni, ona musi mi pomagać. Wiem, że to trochę gówniane wysługiwać się swoją dziewczyną. Kiedy zmienia mi woreczek na czysty czuje się no..um..kurwa brudny i trochę jak małe dziecko, któremu potrzeba zmieniać pieluchę. Pierwszy raz czuje się przy niej aż na tyle dyskomfortowo, że wstydzę się ją pocałować. Nigdy ale to naprawdę przenigdy nie chciałem, żeby widziała mnie w tak popieprzonym stanie, że będzie musiała się mną zajmować jak małym bachorem. Patrzę się w sufit i zastanawiam się jakim cudem się wybudziłem. Nie chcę nikomu mówić, ale czułem ból kiedy ona się cięła. Poczułem palący ból w ręce i wiedziałem że muszę się obudzić i jej pomóc. Dlatego, też wrzeszczałem jej imię jako pierwszej osoby, ponieważ nie wiedziałem co się dzieje. Wiedziałem, że coś złego. Czułem to w swojej głowie, kościach i krwi . Kiedy zauważyłem, że w sali jest tylko Ashton i Julienne wiedziałem, że to jest zła wróżba. Wiedziałem, że ona coś teraz złego robi, a upewniłem się o tym gdy wyciągnęła swoją rękę do przodu, a bandaż był owinięty wokół niej. Miałem ochotę wtedy się zabić, lub przenieść jej ból na siebie. Wiem, że to stało się przeze mnie, ale ona i tak się nie przyzna. Właśnie to wszystko jest najgorsze, będzie ukrywać przede mną coś co jest moją winą. Za każdym razem gdy wchodzi do pokoju, chce ją przeprosić, za to że znowu to zrobiła, ale pewnie i tak znowu powie, że to nie jest moja wina, że to jej głupota i nigdy się nie powtórzy. Nigdy nie czułem się, aż tak źle jak po tej operacji. Nie mogę się praktycznie ruszać i wszystko mnie boli. Właśnie dlatego nie lubię jeździć do szpitala lub lekarza w głupich rzeczach. Czasem nawet wieczorem staram się ją przytulić w łóżku, ale boje się przewrócić na bok, że coś mi się stanie. Lekarz powiedział mi, że gdybym jakoś inaczej upadł już nie byłoby żadnych szans żebym wstał z łóżka i normalnie funkcjonował, ale na moje głupie szczęście upadłem szczęśliwie i już za jakiś tydzień będę mógł chodzić. Widzę, że Dominice ma już dość mojego ciężaru, ale boi się tego powiedzieć. Zakładam swoje ręce na brzuch i czuje jak pojedyncza łza spływa po moim policzku i upada na poduszę. Upada tak jak ja upadłem wtedy podczas tego wypadku.
-Harry wychodzę na zakupy z twoją mamą, Robem, Jay'em, babcią i Julienne. Zostaniesz z Ashtonem.
Drzwi zostają delikatnie uchylone i wystaje z nich tylko jej twarz. Kiedy znowu ma je zamknąć jednak otwierają się, a ona wchodzi do pokoju i podchodzi do mnie. Nachyla się i całuje moje czoło. Wygląda śmiesznie, bo ma na sobie czerwoną opaskę z jakąś kokardką. Nigdy nie widziałem jej jeszcze w takim wydaniu. Czerwień idealnie współgra z kolorem jej włosów. Uśmiecham się i szybkim ruchem chwytam jej drobną dłoń. Gładzę ją przez chwilę, a naszą ciszę przerywa Jay, który właśnie wbiegł do pokoju, bo chciał nas poinformować, że już jadą. Wychodzi z pokoju, a ja czuję się jak jakieś gówno, bo nawet nie mogę towarzyszyć im w zakupach. Kiedy słyszę, że wyjeżdżają z podjazdu, delikatnie lecz nie za szybko podpieram się rękami o łóżko i próbuję podnieść się do pozycji siedzącej. Wiem, że to niebezpieczne, ale muszę zapalić. Nie paliłem od tamtego wypadku. Czuje jak wszystkie kości zaczynają strzelać, a ja coraz wyżej się podnoszę. Przekręcam nogi na bok aby zrzucić je na bok. Kiedy wreszcie mi się udaje uśmiecham się sam do siebie i jestem z siebie dumny.
-Ashton.
Krzyczę na całe gardło, a przez ciało przepływa można powiedzieć fala przyjemności, bo wreszcie kurwa, wreszcie sam usiadłem. Czuje się szczęśliwy jak nigdy, wiem, że lekarz zabronił, ale mam go jak na razie w dupie. Udało mi się i to się najbardziej liczy. Wiem, że zanim Ashton przyjdzie trochę minie czasu, bo on także jeszcze nie może biegać. Ma jeszcze małe problemy z chodzeniem, ale jest coraz lepiej. Kiedy wreszcie słyszę jego kroki oddycham z ulgą. Boże mają dwie kaleki na głowie, jedna ledwo chodzi a druga ledwo wstała i sika do przenośnego worka. Obydwie mają te pieprzone kołnierze na karku.
-Harry, kurwa. Co ty odpierdalasz? Nie wolno ci.
-Muszę zapalić. Dominice ma papierosy w komodzie, ale proszę pomóż mi wstać, nie chcę palić w domu. Chcę wyjść na balkon.
Wzrusza ramionami, bo pewnie wie że nawet nie ma ze mną siły, bo mam za ciężki charakter. Podchodzi najpierw do komody na przeciwko łóżka i otwiera pierwszą szufladę. Wyciąga paczkę, zapalniczkę i wkłada sobie do kieszeni. Podchodzi do mnie i chwyta mnie pod pachę. Delikatnie ciągnie do góry, a ja staram się wyprostować nogi. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy, kiedy podnosiłem się coraz wyżej. Musieliśmy wyglądać zabawnie kiedy tak staliśmy.
-------------------------------
-Harry, ale gdzie my idziemy?
-Zobaczysz to będzie niespodzianka, ale obiecuję ci że będziesz kochanie zadowolona.
Wstaję z łóżka, kiedy on stoi już w drzwiach i bawi się kluczykami od samochodu. Dopiero wstałam, a on już każe mi gdzieś jechać. Wczorajsza noc była wyczerpująca, a on jeszcze chce się nade mną znęcać. Już dwa miesiące jesteśmy u nas w mieszkaniu. Czuje się całkiem inaczej, jakoś tak bezpieczniej niż wcześniej. Podchodzę do szafy i wybieram szary tank top, pierwszą lepszą spódnicę i początkowo vansy, które zamieniam na sandały. Rzucam ubraniami o łóżko i idę do łazienki się umyć. Kiedy wychodzę, słyszę, że Harry rozmawia z kimś przez telefon na balkonie. Jest to spokojna rozmowa i mogę rozszyfrować, że chodzi w niej o tą całą niespodziankę dla mnie. Cieszę się z tego, że nie ma go w pokoju, bo jestem nago. Szybko wyciągam z komody bieliznę, która już po chwili przylega do mojego ciała. Podchodzę do lustra i widzę, że wyglądam nawet nieźle w tym co wybrałam. Ostatnie poprawki i jestem gotowa. Biegnę do kuchni i chwytam szybko kanapkę, którą wcześniej nadgryzł Harry. Popijam ją wodą i wkładam do torebki portfel i paczkę papierosów.
-Jestem już gotowa. No chodź.
Krzyczę na całe mieszkanie,kiedy stoję już przy drzwiach frontowych. Słyszę jak idzie szybkim krokiem i tak wygląda nieziemsko. Jest w innych ubraniach niż wcześniej. Idiota. Wielki, wielki idiota. No kto normalny najpierw jest gotowy do wyjazdu, a później nagle się przebiera. Kręcę przecząco głową, a on śmieje się i podbiega do mnie. Czuje silny, ból gdy uderza swoją głową o moją.
-Mmm.. Wyglądasz, tak.. seksownie.
Ostatnie słowo wypowiada ledwo słyszalnie przy moim uchu i mocniej naciska swoim ciałem na mnie. Czuje jak uderzam o drewnianą powłokę drzwi. Mocniej wbija swoje opuszki palców w moje nagie ciało. Chwyta moją lewą rękę i podnosi ją do góry, spogląda na blizny i kręci przecząco głową. Ale zamiast znowu strzelać pogadanki o tym jakie to niebezpieczne i szpeci ciało, zaczyna całować każdą nawet tą najmniejszą bliznę. Nie mam ochoty na to do czego on zmierza, ale wiem że nie mam nic do gadania. Jest silniejszy i większy. W tajemnicy zaczęłam chodzić na samoobronę, ale wiem że na razie to nic nie da zwłaszcza z nim. Kiedy puszcza moją dłoń zajmuje się rąbkiem mojej spódnicy. Wypuszczam z siebie ze zrezygnowaniem powietrze, ponieważ już wiem że nie odpuści. Podnosi mnie na wysokość swoich bioder, a ja zbytnio nie jestem zainteresowana tym co się dzieje, ponieważ kurwa obudziłam się jakieś pół godziny temu. To, że on wstaje o piątej rano biegać, nie oznacza że ja też muszę. Próbuje odwrócić moją uwagę, od tego co robi u mojego dołu poprzez pocałunki składane na całej twarzy.
Halo!
Przecież idioto ja czuję, że zsuwasz mi majtki w dół nóg.
Czuję jak próbujesz rozpiąć sobie spodnie i czuję kurwa jak wchodzisz we mnie.
Dobra, jest to wspaniałe uczucie ale nie o tej godzinie.
Ja jeszcze śpię.
Przestaję myśleć o wszystkim co jest wokół mnie kiedy powoli lecz mocno wbija się we mnie. Jego ciężki oddech jest wyczuwalny na moim karku, a ja od czasu do czasu wyszepczę jego imię. Moja torebka, która cały czas znajduje się w mojej prawej ręce uderza o drewnianą powłokę i ludzie, którzy przechodzą przez korytarz muszą nieźle się zastanawiać co się dzieje. Przytrzymuje swoje biodra przy moich i mocniej zaciska palce na moich udach. Czuje jak fala przyjemności zaraz uderzy w mój punkt pod podbrzuszem. Czuje jak opadam z sił, a głowa sama podnosi się do góry i błaga o litość. Patrzę w sufit i od czasu do czasu przymykam powieki. Moja dolna warga cały czas jest przygryzana przez moje zęby. Upuszczam torebkę na podłogę i zaczynam współpracować z moim chłopakiem. Przebiegam przez swoje włosy i spoglądam w jego zielone tęczówki, które są szczęśliwe. Opieram swoje ręce na jego ramionach i uśmiecham się. Także zaczynam poruszać się w przeciwnym kierunku niż on. Kiedy on pcha na mnie ja pcham się w jego stronę. Wiem, że wtedy obydwoje szybciej dojdziemy. Mam ochotę pozostawić po sobie pamiątkę na jego szyi ale rezygnuję, kiedy czuję jak uderzyły we mnie jego soki. Wiem, że on już doszedł a ja jestem już na skraju wytrzymałości. Nie mam siły mu pomagać, więc musi sam sobie poradzić. Kilka mocniejszych pchnięć, które za każdym razem uderzyły w mój punkt G sprawia, że czuję jak wszystko ze mnie wypływa. Jego uśmiech sprawia, że ja także się uśmiecham. Kiedy odkłada mnie na ziemię, czuję jak moje serce bije szybko, a nogi przez chwilę uginają się.
-Będziesz mogła iść?
Kręcę przecząco głową, a on chwyta najpierw moją torebkę, którą wkłada mi w dłoń, a później podnosi mnie i otwiera drzwi. Widzę jak sąsiedzi dziwnie się na nas patrzą, kiedy Harry próbuje zamknąć drzwi ze mną na rękach. Widzę jak jeden z naszych sąsiadów, taki Sam patrzy się na moją bieliznę. Tak, Harry miał już z nim do czynienia, pobili się raz, ponieważ tamten koleś dostawiał się do mnie w garażach, kiedy poszłam wyrzucić śmieci. Przewracam oczami i modlę się o to abyśmy jak najszybciej przeszli przez ten korytarz i wsiedli to samochodu.
------------------------------
-Gdzie my jesteśmy?
-Tutaj moja ciocia ma branżę modelingową.
-No chyba sobie żartujesz. Ja? Ja nie nadaje się na prawo, a co dopiero na modelkę. Pojebało cię coś chyba.
-Nie, pierdol. Jesteś trochę za niska na wybiegi, ale na zdjęcia nadajesz się idealnie.
Mam ochotę zaśmiać mu się w twarz, ale wiem że tym razem mówi serio. Matko, dlaczego on jest taki zaborczy. Dlaczego, nie mogę robić tego czego ja chcę, tylko czego on chce. Czasem mam go już dość. Kiedy wchodzimy do lobby, widzę trzy dziewczyny. Dwie wyglądają jak siostry, a trzecia wygląda na ich matkę. Mocniej zaciskam uścisk na dłoni mojego chłopaka, gdy widzę że one idą w naszą stronę. Moje serce przyspiesza, kiedy on opuszcza moją dłoń i otwiera swoje ramiona, aby objąć ich trójkę.
-Harry, perełko. Jak dawno cię nie widziałam.
-Boże, ciociu ile razy mam jeszcze powtarzać, że mam już dwadzieścia jeden lat. Już nie nazywaj mnie, tak.
-Tak, dobra, dobra. A może przedstawisz nam tą śliczną dziewczynę.
Rozglądałam się po całym lobby, póki nie usłyszałam że chodzi o mnie. Harry pokazał mi, żebym podeszła bliżej, bo nic mi się nie stanie, więc tak też robię. Kiedy znalazłam się w zasięgu ich wzroku miałam ochotę zapaść się pod ziemię. One wyglądały tak pięknie.
-To jest Dominice. Moja narzeczona.
Że co przepraszam kurwa? Przecież, że my razem. Co kurwa? Czy ty właśnie można powiedzieć, że mi się oświadczyłeś. O Boże jak ja cię kocham mój idioto.
-Cześć jestem Caroline, a to moje córki Cara i Vera.
-Dzień dobry.
Czuje jak robię się czerwona, ale tym razem nie jestem zawstydzona, tylko wściekła przez to że przyprowadził mnie tutaj. Przecież ja nie mam najmniejszych szans, nawet na to żeby robili mi zdjęcia. Jestem gruba, halo. Harry jebie ci coś na mózg. Człowieku, ogarnij się i spójrz na mnie. Chociaż nie, ty i tak powiesz, że dla ciebie jestem, byłam i będę atrakcyjna, najpiękniejsza i jedyna w swoim rodzaju. Totalnie odłączam się od środowiska wokół mnie dopóki jedna z dziewczyn nie chwyta mnie za rękę.
-Powiem ci coś szczerze, dostaniesz tą robotę. I nie tylko dlatego, że Harry to nasz kuzyn, tylko dlatego że nasza matka lubi takie dziewczyny.
-Wiesz, tylko ja tak naprawdę nie chciałam tu przychodzić, bo nawet nie wiedziałam gdzie on mnie prowadzi.
-Nie ważne, uwierz mi będziesz najładniejszą modelką tutaj.
Zaśmiałam się na cały głos, co sprawiło że reszta spojrzała na nas. Miałam ochotę teraz zapaść się pod ziemię, ponieważ tak ona głupio pierdoliła. Lubię rodzinę Harry'ego ale bez przesady, już nie muszą kłamać na temat mojego wyglądu bo wiem jak wyglądam. Wstyd wyjść mi czasem na ulicę.
-Harry, poczekasz tutaj na Dominice. My zrobimy sesję i zobaczymy jak sobie radzi.
Ręka ciotki Harry'ego, oplata się wokół mojej a ja czuje się dziwnie. One są pierwszymi osobami, które wiedzą że jestem jego narzeczoną. No kurwa, ja nawet tego nie wiedziałam do dzisiaj. Odwracam się aby zobaczyć jak mój narzeczony rozmawia ze swoimi kuzynkami i przez ułamek sekundy odwraca głowę w moją stronę i szepczę głuche 'kocham cię'. Staram się zwolnić kroku, ponieważ jestem przyzwyczajona do szybkiego tempa Harry'ego, które różni się całkowicie od tempa jego ciotki. Wsiadamy do windy w której panuje niezręczna cisza. Słychać tylko moje dudniące serce i szybki oddech. Słyszę charakterystyczny dźwięk, który oznajmia że jesteśmy już na dobrym piętrze. Wchodzę do korytarza w którym widać wszystko przez szklane szyby. Staram się nie pokazywać jak moje ciało ogarnia paraliż, kiedy widzę mężczyznę, który ma wykonywać mi zdjęcia. Jego ręce są jeszcze bardziej wytatuowane niż Harry'ego. Mam ochotę uciec stąd jak najdalej ale nie robię tego tylko dlatego, że chcę aby był ze mnie dumny.
-Masz jakieś tatuaże, kolczyki?
-Kilka tatuaży, ale nie dużych, miałam kolczyka w pępku, ale już nie noszę.
Skinęła głową i uśmiechnęła się. Jej blond włosy idealnie układają się na jej ramionach. Niebieskie oczy podkreśla delikatny makijaż. Kiedy wchodzę na znaczek "X" uśmiecham się do aparatu. Kiedy czuje się już bardziej swobodnie zaczynam wykonywać rozkazy fotografa. Nawet nieźle czuję się przed obiektywem, a ciotka Harry'ego najwyraźniej jest zachwycona tym co widzi.
-Przepraszam, mogłabyś ściągnąć spódnicę, tą bluzkę i buty.
-Jasne, że tak.
Moja odpowiedź, najwyraźniej ich zdziwiła, ale serio już przestałam się wstydzić mojej nagości. Rolety zostały zasunięte, a moja czarna bielizna okalająca ciało stała się ciemniejsza niż zwykle. Szczerze mówiąc, przez chwilę czuje się trochę niezręcznie pozuje w końcu dla jakiegoś obcego faceta i ciotki mojego narzeczonego. Wydaje mi się, że nie podoba im się moje ciało, ponieważ szepczą coś do siebie.
-A teraz odwróć się do nas plecami i spoglądnij przez lewe ramię.
Tak też robię i dzięki temu słyszę że kończymy sesję. Uśmiecham się sama do siebie i zakładam swoje ubrania.
-Masz niesamowite wyczucie stylu i te zdjęcia. Dziewczyno masz tutaj tą pracę, ale teraz poczekasz na zdjęcia i od razu dostaniesz portfolio. Możesz zejść do nich na dół jeśli chcesz, chyba że wolisz siedzieć ze mną i porozmawiać.
-Mmm. Wolę panią.
Zaczynamy się śmiać obydwie na głos, a mężczyzna który robił zdjęcia kręci przecząco głową. Siadamy przy stoliku na którym leżą dwie filiżanki kawy, jakby spodziewała się że będę chciała zostać. Rozmawiamy o przypadkowych tematach. Nie mija dwadzieścia minut i zdjęcia są gotowe. Wyglądam niesamowicie, nie spodziewałam się że będą takie efekty.
-No dobrze, dziękujemy Ben.
-Nie, to ja dziękuje tak niesamowitej modelce.
Uśmiecha się i podaje mi dłoń. Odwzajemniam gest i zaczynam podążać za ciotką mojego narzeczonego. Tym razem winda wypełniona jest rozmowami i głośnym śmiechem. Oglądamy moje zdjęcia. Jedno jest nawet z Caroline. Wyglądamy niesamowicie. Kiedy wychodzimy z windy widzę jak siedzą w trójkę i oglądają coś na telefonie. Kiedy wreszcie uświadamiają sobie, że przyszłyśmy spoglądają na nas i uśmiechają się.
-Masz niesamowite proporcje do zostania fotomodelką.
-Czyli kiedy będę mogła już pracować?
-Od poniedziałku, możesz?
-Jasne, że tak.
-To będzie twój pierwszy debiut. Musimy kogoś nowego, młodego, ładnego wytypować do reklamy bielizny.
-Mhm, dobrze.
Całuje jej policzek zanim zdążyłam wsiąść do samochodu. Lubię tę kobietę. Zresztą jak całą rodzinę mojego narzeczonego.
-Czyli, że co. Będziesz świecić gołymi cyckami i tyłkiem na ulicach?
-Nie. Będę miała bieliznę, przecież idioto.
-Boże, czego ja dla ciebie nie zrobię. No ale czego się nie robi dla narzeczonej.
Uśmiecha się i całuje wierzch mojej dłoni. Wyciąga ze schowka czerwone pudełeczko i otwiera je.
-Pamiętasz, kiedyś ci się oświadczałem, ale to było głupie. Przed twoją operacją, a teraz już tak naprawdę. Zostaniesz moją żoną?
-Tak.
Uśmiecham się, a Harry wkłada pierścionek na mój palec. Szepczę głuche 'dziękuje' i składam pocałunek na jego ustach. Czuje się niesamowicie, bo nie mogłam się doczekać kiedy nareszcie mi się oświadczy. Ktoś kiedyś powiedział mi że miłość nie zna granic i jeśli kochało się jedną osobę nigdy nie powinno się z niej zrezygnować i tak zrobiłam ja. Jeszcze nigdy nie zrezygnowałam z miłości do niego i nawet nie chciałam tego próbować. Chcę być z nim już do końca, zasypiać przy nim, budzić się, spędzać razem czas, jeść razem, kupić dom i wreszcie założyć cudowną rodzinę, która będzie się kochała ponad wszystko. Nigdy nie zwątpi w miłość tej drugiej osoby z rodziny. Tak jak ja nigdy nie zwątpiłam w miłość moją i Harry'ego. Oświadczyny to tylko pokazanie tego jak nasz związek jest razem silny i jak bardzo na siebie zasługujemy. Wydaje mi się, że te oświadczyny są tylko po to aby pokazać że potrafimy być razem bez żadnych zdrad tak jak teraz Ashton i Julienne. Są szczęśliwi tak jak zresztą reszta moich przyjaciół. Lubię się teraz z nimi spotykać, ponieważ wiem że każdy z nich jest zakochany i starają się być szczęśliwi w swoich związkach. Dziewczyna Luke'a wróciła już z kontraktu w Nowym Jorku i są razem. Nikt by nie pomyślał, że taka miłość może przetrwać. Ale ona także przywiozła Luke'owi niesamowity prezent. Przywiozła mu dodatkowego członka rodziny. Ma na imię Natalie i ma 6 miesięcy. Tak czasem się zastanawiam, że my zostaniemy za niedługo jako ostatnia para bez dziecka, ponieważ Harry boi się mieć kolejnego obowiązku na głowie. Ale racja ja też chcę dopiero mieć pierwsze dziecko po ślubie, ponieważ teraz dostałam tą pracę, a po drugie nie chcę żeby ludzie głupio gadali.
____________________________
Przepraszam was, że tak długo. Starałam się, ale nie dałam rady. Dzień spóźnienia, to chyba jednak nie tak dużo. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Wiem, że krótka ta część, ale postaram się następną napisać dłuższą.
Lots of Love
Rose