21 grudnia, 2021 r.
-Mamusiu, bo Filip bawi się choinką.
-A gdzie tata? Przecież miał z tobą ubierać choinkę.
-Rozmawia przez telefon. Słyszałam, że to wujek Ashton. Tatuś strasznie brzydko mówił.
-Idź do Filipa, Ana.
Głos Anastasi wyrwał mnie ze snu. Uśmiecham się do swojej córki, choć naprawdę źle się czuję. Leżę cały czas na kanapie i mam mroczki przed oczami. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale to nie może być nic dobrego. Przypominam sobie rozmowę z lekarzem, powiedział, że to tylko grypa i będę miała wysokie temperatury. Nie wyobrażałam sobie, że będzie aż tak źle. Jeszcze Filip jest taki mały, a ja teraz nie mogę go karmić, przez te wszystkie leki. Czas leci tak szybko, jeszcze trzy lata temu nie było na świecie Anastasi Styles i nie zapowiadało się na to, że kiedykolwiek się pojawi. A teraz mamy ją i naszego ślicznego synka. Jest tak cholernie podobny do mnie. Przymykam powieki i wzdrygam się na wspomnienie o porodzie.
***
-Ja już nie dam rady.
-Dominice, nie możesz się teraz poddać. To tylko dwie godziny. Syn jest dobrze ułożony.
-Nie mam już siły, to za długo.
-Rodziłaś przez piętnaście godzin córkę i musieliśmy zrobić cesarskie cięcie, a teraz nie ma przeciwwskazań do tego abyś urodziła naturalnie. Postaraj się trochę.
Spoglądam z niedowierzaniem na mojego położnego który jest tak cholernie spokojny. Mam już tego dość, jestem spocona, zmęczona i chce mi się spać. Harry'ego nie ma bo musiał zostać z Anastasią. Pewnie teraz siedzą na korytarzu i czekają, aż to gówno w końcu się skończy, aż wreszcie przestane rodzić. Super, że nie ma zastrzeżeń do tego żebym rodziła naturalnie, ale i tak nie chcę tego robić. Cesarka to jest zbawienie. Ale wiem, że doktor Green nie zgodzi się na to. Jest taki dziwny. Bardzo go lubię, ale nie powinien mnie aż tak bardzo katować. Mocno nabieram powietrza i prę. Drę się na całą salę nie przejmując się tym, że na korytarzu też mogą mnie słyszeć. Mam to gdzieś, ponieważ to tak cholernie boli. Nabieram do ust powietrza łapczywymi oddechami i po raz kolejny staram się jak najmocniej przeć. Kurwa, ty mały zgredzie jak zaraz nie wyjdziesz to przestanę. Będziesz tam siedział do końca swojego życia, czyli bardzo krótko bo umrzesz. Mam ochotę uderzyć samą siebie za te myśli, ale już po chwili słyszę płacz. O matko, nareszcie. Opadam na poduszkę, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy jedna po drugiej. Moja podświadomość wstaje z fotela i zaczyna bić mi brawo i wiwatować. Kiedy wreszcie jedna z pielęgniarek kładzie mi na piersi mojego syna całego w białej mazi i krwi w jakimś zielonym kocyku, mam ochotę go ucałować. Kocham go bardzo mocno i jestem z siebie dumna, że udało mi się to zrobić bez zbędnych cięć skalpelem i wyciągania wnętrzności. Jest taki mały, ma ciemne włosy i zamknięte powieki. Jego rączka delikatnie przesuwa się wzdłuż jego głowy, a on ziewa. Matko jaki on jest cudowny. Delikatnie całuję jego czoło i muskam palcem wskazującym nosek. Jest brudny racja, ale tutaj nie ma czego się brzydzić, ponieważ to wszystko jest we mnie. Uśmiecham się do doktora Greena, a on pokazuje pielęgniarce żeby zabrała mi syna, ponieważ muszą mnie zszyć. Oh, nie. Nie zabierajcie mi Filipa Oliviera Stylesa. Chcę dotykać jego delikatnej skóry i widzieć jak jego klatka piersiowa delikatnie się unosi, a po chwili szybko opada. Nie jest podobny do Harry'ego, przypomina bardziej mnie i cholernie mnie to cieszy. Nie chcę tylko żeby wzrost także miał po mnie, bo później będzie miał jakieś kompleksy. Ale nie myślmy o tym, jeszcze raz całuję jego brudne czółko, a pielęgniarka wysyła mi pełen szczęścia uśmiech i już po chwili zabiera mi z rąk mój mały skarb.
***
-To był o wiele lepszy poród, ale jednak było trudno.
Mówię sama do siebie i podnoszę się z kanapy. Cicho kasłam i kieruję się w stronę kuchni. Muszę zażyć leki. Nim daję radę popchnąć drzwi słyszę rozmowę.
-Ale Ashton ja nie mogę.. Rozumiem, ale są święta.. Zrozum Dominice jest chora, a mamy dwójkę dzieci.. To już nie jest jedna Anastasia teraz jest też Filip.. Ashton, koniec kropka nie było tematu.. A tak w ogóle ty powinieneś opiekować się teraz Julienne i waszymi córkami.. dobrze, pójdziemy tam na nowy rok albo w sylwestra, ale nie teraz. Proszę.. dobrze to do usłyszenia.
Nie wiem o co chodzi, ale wiem, że to jest coś złego. Nie chcę wiedzieć co tutaj się dzieje. Jeśli znowu wplątali się w jakieś gówno pozabijam ich wszystkich. Nie mam zamiaru znowu umierać milion razy tylko dlatego, że nie mogę się do ani jednego z tych kretynów dodzwonić. Wchodzę na zimne płytki gołymi stopami i dostrzegam jak Harry opiera się o blat szafki mocno zaciskając na niej palce. Lustruję go całego i dostrzegam, że przez biały t-shirt widać każdy tatuaż, a dresowe spodnie luźno zwisają mu z bioder. Ma nagie stopy, a włosy wyglądają jakby dopiero wstał z łóżka. Ahh. tak. Nasze dzieci. Stoi do mnie tyłem, ale wiem że coś jest nie tak. Wiem, że coś go gryzie. Podchodzę do niego i oplatam ramiona wokół torsu przylegając policzkiem do pleców. Z jego ust wydobywa się stłumiony jęk i już po chwili jego dłonie znajdują się na moich. Mocno zaciska uścisk i odwraca się w moją stronę. Patrzę w jego oczy i dostrzegam w nich strach, złość i coś jeszcze bezradność. O mój Boże. Mój biedny Harry. Co się dzieje? Czy ktoś coś ci zrobił? Przewracam oczami na tę myśl, ponieważ to jest nie możliwe. Nadal trzymam dłonie na jego torsie, a on jedną dłonią chwyta moją brodę, a drugą poprawia kosmyk, który wypadł z wysoko upiętego koka. Wiem, że śmierdzi ode mnie tymi lekami i chorobą. To chyba jest najgorszy z możliwych zapachów, ale jemu to chyba nie przeszkadza. Nachyla się i łączy nasze wargi. On mnie teraz po prostu potrzebuje, Wiem, że jest bezradny w tym co teraz się dzieje, a ja po prostu nie mam ochoty wiedzieć o co chodzi. Mocno zaciskam powieki i pilnuję się, żeby z pod moich powiek nie wypłynęła ani jedna łza. Tak bardzo go kocham. Kocham mojego Harry'ego, nie ważne jakim jest. Jeśli jest zły, arogancki, miły, czuły, bezradny też go kocham. Po prostu kocham go tak mocno, że nigdy nie przestanę. W chwili kiedy wiem, że chce wedrzeć się do moich ust odpycham się delikatnie od niego. Kręcę przecząco głową.
-Czemu?
-Bo mam grypę. Zarazisz się. A wystarczy, że ja jestem chora. Nie potrzebny nam drugi.
Uśmiecham się do niego, a on wymusza uśmiech na swojej twarzy i jeszcze raz przyciąga mnie do siebie. Tak bardzo się zmienił, nie wyobrażałam sobie, że może być aż tak dobrze. Odkąd na świecie jest Anastasia wszystko się zmieniło. Zaczął postrzegać świat inaczej, już nikt nie jest tutaj wrogiem. Wszyscy chcą wspólnego dobra. Kiedy wreszcie wychodzę z uścisku sięgam po leki. Wiem, że obserwuje każdy mój ruch, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Nie przeszkadza mi to tak jak wcześniej. Kiedy już wszystko zażyłam odwracam się do niego i uśmiecham się po raz kolejny. Wychodzimy z kuchni i już nie słychać ani śmiechu Anastasi, ani cichego pomrukiwania Filipa. Co się stało? Do cholery co się stało? Przed chwilą wszystko było okej. Uśmiecham się na to co widzę. Nasza starsza córka, trzyma rączkę młodszego braciszka, leżą na miękkim dywanie i śpią. W moich oczach zbierają się łzy, a Harry mocno przyciąga mnie do siebie i całuje moje czoło. Tak bardzo ich wszystkich kocham, nie chciałabym żeby kiedyś odeszli. Nie wytrzymałabym tego, choć wiem, że kiedyś nadejdzie ten dzień. Że Filip i Anastasia wyprowadzą się i będą żyli własnym życiem. Ale najważniejsze jest to, żeby byli szczęśliwi. Chcę żeby osoba z którą będą chcieli dzielić życie kochała ich bezgranicznie tak jak Harry kocha mnie.
-------------------------------
23 lipca, 2024 r.
-Harry, ale co się dzieje? Czemu się pakujesz? Coś się stało!
Krzyczę na niego cały czas chodząc za nim. Wpadł do domu i szybko zaczął pakować swoje rzeczy. Nie wiem, o co chodzi, ale domyślam, się. To przez, to że widział śmierć Luke'a. To wszystko przez to. Ci wszyscy bandyci, którzy przychodzili i wygrażali mi i moim dzieciom śmiercią. Dopóki Harry nie zgłosił tego wszystkiego na policję. Wtedy wszystko zaczęło się sypać. Dostawałam pogróżki listami, ale sądziłam że już nic mi nie grozi. Pewnego dnia przyszli jacyś policjanci po cywilnemu i powiedzieli, że Harry jest świadkiem koronnym w sprawie śmierci Luke'a. Czułam, że coraz bardziej się zapadamy. Jest pod nami przepaść, a my już nigdy nie będziemy mogli z niej się wydostać. Siadam na łóżku i przykładam sobie dłonie do twarzy, aby nie musiał patrzeć na moje łzy. Zanoszę się szlochem i nie mogę go przerwać. Kocham go, kocham go tak mocno, że po prostu się boję że go stracę na zawsze. A jeśli już nigdy nie wróci. A jeśli zabiją go. Co ja wtedy zrobię. Anastasia ma sześć lat, a Filip zaledwie trzy. Nie poradzę sobie z tym wszystkim. Nagle słyszę, że przestaje się pakować. Delikatnie przykuca przy mnie i chwyta moje kolana. Chwyta za nadgarstek prawej ręki i odciąga ją od twarzy odsłaniając wszystkie łzy. Mocno przygryzam wargę od środka, kiedy on delikatnie pociąga mnie za brodę, a jego włosy spadają na jego czoło. Ehh.. wygląda tak dorośle. Mój kochany Harry. Podnoszę dłoń do jego policzka, a on przechyla głowę w stronę ciepłego dotyku. Jest taki miękki. A jeśli nigdy nie będę mogła go już zobaczyć.
-Nie płacz. Zabierają mnie, bo gdy tu jestem, nie jesteście bezpieczni. Zrozum. Nie jesteście bezpieczni, a pamiętasz co ci obiecałem. Że chcę ci zapewnić bezpieczeństwo, nawet jeśli miałbym oddać swoje życie. Teraz nie jesteś tylko ty. Są też nasze małe dzieci.
-Ty nie wrócisz, prawda? Już nigdy. Proszę powiedz mi, że nie wrócisz ale nie obiecuj, że wrócisz. Nie chcę tego słuchać.
-Wrócę. Przysięgam, że wrócę. W końcu, ktoś musi pilnować naszej córki, żeby nie sprowadzała jakichś kutasów do domu. Rozumiesz, kochanie wrócę. Wrócę do ciebie. Wrócę do Anastasi. Wrócę do Filipa.
-Proszę nie wyjeżdżaj, nie poradzę sobie teraz. Nie teraz.
-Wiesz, że muszę. Przepraszam, po prostu muszę. Zostawię ci wszystkie pieniądze, które mamy, samochody. Jeśli nie wrócę, co jest niemożliwe nie przejmuj się tym wszystkim, znajdź sobie kogoś innego. Kogo będziesz potrafiła pokochać prawdziwą miłością, taką jak mnie. Wiem, że potrafisz. Wiem, że będziesz na tyle silna, żeby pokochać kogoś innego.
-Nie! Kocham tylko ciebie. Nic tego nie zmieni, rozumiesz, kurwa?
Kręci głową, a ja pochylam się w dół opierając czoło o jego. Patrzę w jego oczy w których widać smutek, miłość i złość. Złość? Na kogo on jest zły? Na mnie, przecież tylko pogarszam całą tą sprawę mówiąc jak bardzo go kocham. Koniec tego. Nie może tutaj dłużej być, będę musiała zaraz odebrać Anastasię ze szkoły i Filipa ze żłobka. Nie mogę teraz im pokazać, że tata odejdzie na zawsze, bo nie wiem czy to prawda. W jego słowach było tyle prawdy. Kiedy mówił, że wróci. Wróci dla nas. Chwytam jego twarz w dłonie i mocno przyciskam swoje wargi do jego nieco spierzchniętych. Takiego właśnie pokochałam, takiego Harry'ego. Próbuje wtargnąć do moich ust, ale się nie zgadzam. Nie tym razem, nie chcę takiego pożegnania. Po prostu chcę go pocałować. Uśmiecham się i wstaję na równe nogi. Szybko zbiegam na dół i wyciągam torebkę z kuchni. Stoję w drzwiach, kiedy on idzie ze swoją walizką. Kładzie na komodzie kluczyki, komórkę, dokumenty i karty kredytowe. Przewracam oczami, ponieważ naprawdę mi to nie potrzebne. Kiedy próbuję wyjść z domu chwyta mój nadgarstek i mocno szarpie.
-Posłuchaj. Oddałem swoje serce, oddałem swoją duszę dla ciebie. Wiem, że mieliśmy czasem wzloty i upadki, ale kocham cię. Kocham cię najmocniej na świecie. Nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek będę potrafił tak kochać. To ty mnie tego nauczyłaś. Nauczyłaś mnie co to znaczy miłość i dziękuję ci. Cholernie ci dziękuję. Obiecuję, że wrócę. Do zobaczenia kochanie.
-Do widzenia Harry.
Czuję jak po moich policzkach płyną łzy kiedy kieruję się w stronę samochodu. Widzę, jak wychodzi z domu z dwoma ochroniarzami, którzy nawet nie wiem skąd się tutaj wzięli. Wycofuję samochód po podjeździe i we wstecznym lusterku dostrzegam jak pakują walizki mojego chłopaka do czarnego audi chyba A4, a on wsiada do jakiegoś SUV-a. Nie płacz już Dominice, musisz być silna dla waszych dzieci. Powiesz im po prostu, że tatuś musiał wyjechać bardzo daleko, ponieważ miał ważne sprawy w pracy. Mocniej zaciskam palce na kierownicy i kieruję się w kierunku miasta. Mój oddech staje się spokojniejszy, a łzy płyną coraz rzadziej. Nie wiem czy wróci, może wróci a może jedno. Ale wiem coś, wiem że mnie kocha równie mocno jak ja kocham jego. Będę za nim tęskniła jak za nikim innym nie licząc mamy.
-Harry, ale co się dzieje? Czemu się pakujesz? Coś się stało!
Krzyczę na niego cały czas chodząc za nim. Wpadł do domu i szybko zaczął pakować swoje rzeczy. Nie wiem, o co chodzi, ale domyślam, się. To przez, to że widział śmierć Luke'a. To wszystko przez to. Ci wszyscy bandyci, którzy przychodzili i wygrażali mi i moim dzieciom śmiercią. Dopóki Harry nie zgłosił tego wszystkiego na policję. Wtedy wszystko zaczęło się sypać. Dostawałam pogróżki listami, ale sądziłam że już nic mi nie grozi. Pewnego dnia przyszli jacyś policjanci po cywilnemu i powiedzieli, że Harry jest świadkiem koronnym w sprawie śmierci Luke'a. Czułam, że coraz bardziej się zapadamy. Jest pod nami przepaść, a my już nigdy nie będziemy mogli z niej się wydostać. Siadam na łóżku i przykładam sobie dłonie do twarzy, aby nie musiał patrzeć na moje łzy. Zanoszę się szlochem i nie mogę go przerwać. Kocham go, kocham go tak mocno, że po prostu się boję że go stracę na zawsze. A jeśli już nigdy nie wróci. A jeśli zabiją go. Co ja wtedy zrobię. Anastasia ma sześć lat, a Filip zaledwie trzy. Nie poradzę sobie z tym wszystkim. Nagle słyszę, że przestaje się pakować. Delikatnie przykuca przy mnie i chwyta moje kolana. Chwyta za nadgarstek prawej ręki i odciąga ją od twarzy odsłaniając wszystkie łzy. Mocno przygryzam wargę od środka, kiedy on delikatnie pociąga mnie za brodę, a jego włosy spadają na jego czoło. Ehh.. wygląda tak dorośle. Mój kochany Harry. Podnoszę dłoń do jego policzka, a on przechyla głowę w stronę ciepłego dotyku. Jest taki miękki. A jeśli nigdy nie będę mogła go już zobaczyć.
-Nie płacz. Zabierają mnie, bo gdy tu jestem, nie jesteście bezpieczni. Zrozum. Nie jesteście bezpieczni, a pamiętasz co ci obiecałem. Że chcę ci zapewnić bezpieczeństwo, nawet jeśli miałbym oddać swoje życie. Teraz nie jesteś tylko ty. Są też nasze małe dzieci.
-Ty nie wrócisz, prawda? Już nigdy. Proszę powiedz mi, że nie wrócisz ale nie obiecuj, że wrócisz. Nie chcę tego słuchać.
-Wrócę. Przysięgam, że wrócę. W końcu, ktoś musi pilnować naszej córki, żeby nie sprowadzała jakichś kutasów do domu. Rozumiesz, kochanie wrócę. Wrócę do ciebie. Wrócę do Anastasi. Wrócę do Filipa.
-Proszę nie wyjeżdżaj, nie poradzę sobie teraz. Nie teraz.
-Wiesz, że muszę. Przepraszam, po prostu muszę. Zostawię ci wszystkie pieniądze, które mamy, samochody. Jeśli nie wrócę, co jest niemożliwe nie przejmuj się tym wszystkim, znajdź sobie kogoś innego. Kogo będziesz potrafiła pokochać prawdziwą miłością, taką jak mnie. Wiem, że potrafisz. Wiem, że będziesz na tyle silna, żeby pokochać kogoś innego.
-Nie! Kocham tylko ciebie. Nic tego nie zmieni, rozumiesz, kurwa?
Kręci głową, a ja pochylam się w dół opierając czoło o jego. Patrzę w jego oczy w których widać smutek, miłość i złość. Złość? Na kogo on jest zły? Na mnie, przecież tylko pogarszam całą tą sprawę mówiąc jak bardzo go kocham. Koniec tego. Nie może tutaj dłużej być, będę musiała zaraz odebrać Anastasię ze szkoły i Filipa ze żłobka. Nie mogę teraz im pokazać, że tata odejdzie na zawsze, bo nie wiem czy to prawda. W jego słowach było tyle prawdy. Kiedy mówił, że wróci. Wróci dla nas. Chwytam jego twarz w dłonie i mocno przyciskam swoje wargi do jego nieco spierzchniętych. Takiego właśnie pokochałam, takiego Harry'ego. Próbuje wtargnąć do moich ust, ale się nie zgadzam. Nie tym razem, nie chcę takiego pożegnania. Po prostu chcę go pocałować. Uśmiecham się i wstaję na równe nogi. Szybko zbiegam na dół i wyciągam torebkę z kuchni. Stoję w drzwiach, kiedy on idzie ze swoją walizką. Kładzie na komodzie kluczyki, komórkę, dokumenty i karty kredytowe. Przewracam oczami, ponieważ naprawdę mi to nie potrzebne. Kiedy próbuję wyjść z domu chwyta mój nadgarstek i mocno szarpie.
-Posłuchaj. Oddałem swoje serce, oddałem swoją duszę dla ciebie. Wiem, że mieliśmy czasem wzloty i upadki, ale kocham cię. Kocham cię najmocniej na świecie. Nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek będę potrafił tak kochać. To ty mnie tego nauczyłaś. Nauczyłaś mnie co to znaczy miłość i dziękuję ci. Cholernie ci dziękuję. Obiecuję, że wrócę. Do zobaczenia kochanie.
-Do widzenia Harry.
Czuję jak po moich policzkach płyną łzy kiedy kieruję się w stronę samochodu. Widzę, jak wychodzi z domu z dwoma ochroniarzami, którzy nawet nie wiem skąd się tutaj wzięli. Wycofuję samochód po podjeździe i we wstecznym lusterku dostrzegam jak pakują walizki mojego chłopaka do czarnego audi chyba A4, a on wsiada do jakiegoś SUV-a. Nie płacz już Dominice, musisz być silna dla waszych dzieci. Powiesz im po prostu, że tatuś musiał wyjechać bardzo daleko, ponieważ miał ważne sprawy w pracy. Mocniej zaciskam palce na kierownicy i kieruję się w kierunku miasta. Mój oddech staje się spokojniejszy, a łzy płyną coraz rzadziej. Nie wiem czy wróci, może wróci a może jedno. Ale wiem coś, wiem że mnie kocha równie mocno jak ja kocham jego. Będę za nim tęskniła jak za nikim innym nie licząc mamy.
------------------------
21 sierpnia, 2026 r.
Wiem powinnam się pozbierać po jego wyjeździe ale to naprawdę trudne. Nie ma go. Gdyby nie nasze cudowne dzieci pewnie rzuciłabym się z mostu, albo pojechała wraz z nim narażając swoje życie. Nie mam już nic oprócz pustych wspomnień z czasów gdy byliśmy razem szczęśliwi. Gdy pierwszy raz trzymał Anastasię na rękach i chwalił mnie za to jaka byłam dzielna. Wtedy to wszystko było piękne, a teraz już go nie ma i pewnie nigdy już nie wróci. Tak były z nim problemy, nachodziła nas mafia i naprawdę się wtedy bałam. Nie o siebie. Najbardziej bałam się o nasze dzieci. O Anastasię i Filipa. Myślałam, że gdy odejdzie będzie coraz łatwiej, wszystkie nasze problemy znikną, ale jest wprost przeciwnie. Minęły już dwa lata odkąd nie jesteśmy już jedną wielką rodziną. Pewnie teraz żyje jak król jako świadek koronny i zabawia się z jakimiś laskami. Nie mam z nim w ogóle kontaktu i to najbardziej mnie boli. Boli mnie brak osoby, która wybudziłaby mnie z tego koszmaru i powiedziała, że teraz wszystko będzie już dobrze. Ze stanu, który właśnie przeżywałam wyrwała mnie delikatna dłoń naszej ośmioletniej córeczki. Delikatnie uchylam swoje powieki i wreszcie dostrzegam jej ciemne loki.
-Mamusiu, bo babcia dzwoniła i mówiła że będzie u nas za jakieś pół godziny.
-Dobrze Ana. Już wstaję. A powiedz mi myszko gdzie jest Filip?
-Ma dopiero pięć lat, nie mógł sobie nigdzie iść. Jest w salonie i maluje jakieś bazgroły na tych swoich kartkach.
-Ma dopiero pięć lat, nie mógł sobie nigdzie iść. Jest w salonie i maluje jakieś bazgroły na tych swoich kartkach.
-Przepraszam, że kompletnie się wami teraz nie zajmuje, ale źle się czuję od pewnego czasu.
-Nic się nie dzieję mamusiu. Najważniejsze jest twoje zdrowie.
Uśmiecham się do niej i wyciągam rękę aby delikatnie dotknąć jej policzka. Ma te jego kurwa cudowne szmaragdowe tęczówki i ten sam nos. Nie mam pojęcia czy mój mąż kiedykolwiek jeszcze do nas wróci. Obiecał, że tak, ale teraz już sama nie wiem. Minęło już tyle czasu, a ja nie miałam najmniejszego kontaktu z nim. Nawet jeśli wróci to czy będzie potrafił znowu zbliżyć się do nas tak jak wcześniej. Nawet nie wiem czy Anastasia i Filip go pamiętają, czy tylko udają, że wiedzą o tym, że to ich tata jest na zdjęciach. Nie mam najmniejszego pojęcia. Kiedyś mieliśmy taką cudowną przyszłość przed nami, póki nie pojawili się ci policjanci. Tego popołudnia dosłownie wszystko się zmieniło. Spakował torby i wyjechał bez żadnego pożegnania. Zostawił telefon, nie było z nim żadnego kontaktu, nawet nie wiedziałam gdzie go do kurwy wywieźli. Ale z drugiej strony jestem z niego dumna, chciał pokazać jaki jest silny i jak potrafi pomóc policji.
-Zejdź Ana na dół do brata, ja się ubiorę i dołączę do was.
Delikatnie skinęła głową i pochyliła się aby pocałować mój policzek. Kiedy wreszcie to zrobiła szybko rzuciła się w stronę drzwi a jej kroki stawały się coraz bardziej ciche, co oznaczało, że mnie posłuchała. Nawet teraz. Już dwa lata po tym wszystkim nie mogę się pozbierać. Każdej nocy widzę to co się wtedy działo, gdy powtarzał, że wróci choć oboje wiedzieliśmy, że tak nie będzie. Wmawiał sobie i mi że będzie inaczej, że jeszcze nasze życie się ułoży. Cały czas mam nadzieję że to jakiś popierdolony sen, cały czas myślę że gdy się obudzę będzie leżał obok mnie. Będzie delikatnie gilgotał moją skórę swoimi ciemnymi lokami, jego jedwabiste usta wprowadzą mnie w totalne zapomnienie, duże dłonie odnajdą się znowu na wszystkich skrawkach mojego ciała, a cudowne szmaragdowe oczy przywrócą dawny blask moim, już trochę wyblakłbym tęczówkom. Ciężko zwlekam się z łóżka i mrużę powieki, ponieważ światło słoneczne oślepia mnie na kilka sekund. Kieruję się w stronę szafy i nie jest to ta sama szafa co kiedyś. Jest inna. Są w niej jego ubrania, nawet nie wiem dlaczego. Po prostu są. Po prostu chcę aby tu były. Chce pamiętać.Wiem, że już nigdy nie wróci. Pamiętam jak zostawił mi tylko wszystkie karty i samochody i te pieprzone dokumenty. Ale co mi dadzą pieniądze i jakieś pojebane samochody? Ja potrzebuję go. Potrzebuję go w tym domu, który kupił specjalnie po naszym ślubie żebyśmy mieli więcej przestrzeni, dom z podjazdem i ogród. Zakładam na siebie biało-miętowy sweter, rurki i białe conversy. Jeszcze raz spoglądam w lustro. To wszystko na mnie wisi, wyglądam tak chujowo. Wyglądam tak chujowo już od dwóch lat i nie potrafię tego już zmienić. Tak chyba pozostanie już na zawsze, ponieważ on nigdy nie wróci. Wiem, że ten dzień będzie należał do przeciętnych. Pójdziemy z dziećmi na miasto, kupimy kilka shake'ów i lodów. Wrócimy do domu. Znowu ten sam nudny wieczór na grach lub telewizorze. Dokładnie wiem jak ten dzień minie i wcale nie chcę mi się schodzić na dół. Ale muszę, muszę to zrobić dla dwój moich skarbów. Dla Filipa i Anastasi. Kocham ich jak tylko mogę i staram się darować ich dokładnie miłością obojga rodziców. Schodzę po schodach i dostrzegam ich w salonie. Moja córka coś tłumaczy swojemu bratu po czym wybuchają śmiechem. Także się uśmiecham, choć na chwilę i podchodzę do nich.
-Głodni jesteście?
-Nie. Jennifer zrobiła nam owsiankę na śniadanie.
I uf.. Jennifer. Boże kocham tą gosposię, robił i robi wiele rzeczy kiedy ja wypłakuję się w poduszkę i chcę zapomnieć o całym Bożym świecie. Uśmiecham się do nich i delikatnie gładzę delikatne włosy naszego syna. Wszyscy zwracamy głowę ku drzwiom kiedy słyszymy domofon. Wiem, że to przyszła mama. Znaczy Anne, kazała mi tak do siebie mówić, kiedy Harry wyjechał i nas zostawił. Zapewne przyjechał z nią Jay. Ohhh.. mój słodki, mały Jay. Co ja gadam już nie taki mały. Teraz to już jest mężczyzna i to kurewsko przystojny. Gdybym była w jego wieku i nie miała jakiejś pojebanej depresji zapewne umówiłabym się z nim. Ehh.. pamiętam jeszcze jak był w wieku naszej Anastasi i opiekowaliśmy się nim, ponieważ Harry tak bardzo narzekał na to jak mama go wychowuje. Nie chciał aby cokolwiek mu się stało. A teraz? Teraz ma własne dzieci ni nie może być przy nich. Nie może oglądać jak dorastają, jak się zmieniają i nie może ich chronić.
-Witaj Dominice.
-Cześć mamo. Hej Jay.
Mój sztuczny uśmiech nie umyka ich uwadze. Zauważają jak cholernie jest mi teraz ciężko. Już od dwóch lat staram się wygrzebać z tego wszystkiego, ale po prostu się nie da. Noszę go cały czas w sercu i nie mogę przestać. Anne ma na sobie różowy top i ciemne, obcisłe dżinsy. Na stopach sandały, a w ręce torebkę. Obok niej stoi jej szesnastoletni syn, który jest od niej o głowę wyższy. Ma na sobie ciemną marynarkę i koszulę zapiętą pod samą szyję.
Delikatnie skinęła głową i pochyliła się aby pocałować mój policzek. Kiedy wreszcie to zrobiła szybko rzuciła się w stronę drzwi a jej kroki stawały się coraz bardziej ciche, co oznaczało, że mnie posłuchała. Nawet teraz. Już dwa lata po tym wszystkim nie mogę się pozbierać. Każdej nocy widzę to co się wtedy działo, gdy powtarzał, że wróci choć oboje wiedzieliśmy, że tak nie będzie. Wmawiał sobie i mi że będzie inaczej, że jeszcze nasze życie się ułoży. Cały czas mam nadzieję że to jakiś popierdolony sen, cały czas myślę że gdy się obudzę będzie leżał obok mnie. Będzie delikatnie gilgotał moją skórę swoimi ciemnymi lokami, jego jedwabiste usta wprowadzą mnie w totalne zapomnienie, duże dłonie odnajdą się znowu na wszystkich skrawkach mojego ciała, a cudowne szmaragdowe oczy przywrócą dawny blask moim, już trochę wyblakłbym tęczówkom. Ciężko zwlekam się z łóżka i mrużę powieki, ponieważ światło słoneczne oślepia mnie na kilka sekund. Kieruję się w stronę szafy i nie jest to ta sama szafa co kiedyś. Jest inna. Są w niej jego ubrania, nawet nie wiem dlaczego. Po prostu są. Po prostu chcę aby tu były. Chce pamiętać.Wiem, że już nigdy nie wróci. Pamiętam jak zostawił mi tylko wszystkie karty i samochody i te pieprzone dokumenty. Ale co mi dadzą pieniądze i jakieś pojebane samochody? Ja potrzebuję go. Potrzebuję go w tym domu, który kupił specjalnie po naszym ślubie żebyśmy mieli więcej przestrzeni, dom z podjazdem i ogród. Zakładam na siebie biało-miętowy sweter, rurki i białe conversy. Jeszcze raz spoglądam w lustro. To wszystko na mnie wisi, wyglądam tak chujowo. Wyglądam tak chujowo już od dwóch lat i nie potrafię tego już zmienić. Tak chyba pozostanie już na zawsze, ponieważ on nigdy nie wróci. Wiem, że ten dzień będzie należał do przeciętnych. Pójdziemy z dziećmi na miasto, kupimy kilka shake'ów i lodów. Wrócimy do domu. Znowu ten sam nudny wieczór na grach lub telewizorze. Dokładnie wiem jak ten dzień minie i wcale nie chcę mi się schodzić na dół. Ale muszę, muszę to zrobić dla dwój moich skarbów. Dla Filipa i Anastasi. Kocham ich jak tylko mogę i staram się darować ich dokładnie miłością obojga rodziców. Schodzę po schodach i dostrzegam ich w salonie. Moja córka coś tłumaczy swojemu bratu po czym wybuchają śmiechem. Także się uśmiecham, choć na chwilę i podchodzę do nich.
-Głodni jesteście?
-Nie. Jennifer zrobiła nam owsiankę na śniadanie.
I uf.. Jennifer. Boże kocham tą gosposię, robił i robi wiele rzeczy kiedy ja wypłakuję się w poduszkę i chcę zapomnieć o całym Bożym świecie. Uśmiecham się do nich i delikatnie gładzę delikatne włosy naszego syna. Wszyscy zwracamy głowę ku drzwiom kiedy słyszymy domofon. Wiem, że to przyszła mama. Znaczy Anne, kazała mi tak do siebie mówić, kiedy Harry wyjechał i nas zostawił. Zapewne przyjechał z nią Jay. Ohhh.. mój słodki, mały Jay. Co ja gadam już nie taki mały. Teraz to już jest mężczyzna i to kurewsko przystojny. Gdybym była w jego wieku i nie miała jakiejś pojebanej depresji zapewne umówiłabym się z nim. Ehh.. pamiętam jeszcze jak był w wieku naszej Anastasi i opiekowaliśmy się nim, ponieważ Harry tak bardzo narzekał na to jak mama go wychowuje. Nie chciał aby cokolwiek mu się stało. A teraz? Teraz ma własne dzieci ni nie może być przy nich. Nie może oglądać jak dorastają, jak się zmieniają i nie może ich chronić.
-Witaj Dominice.
-Cześć mamo. Hej Jay.
Mój sztuczny uśmiech nie umyka ich uwadze. Zauważają jak cholernie jest mi teraz ciężko. Już od dwóch lat staram się wygrzebać z tego wszystkiego, ale po prostu się nie da. Noszę go cały czas w sercu i nie mogę przestać. Anne ma na sobie różowy top i ciemne, obcisłe dżinsy. Na stopach sandały, a w ręce torebkę. Obok niej stoi jej szesnastoletni syn, który jest od niej o głowę wyższy. Ma na sobie ciemną marynarkę i koszulę zapiętą pod samą szyję.
http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=153384180
-Odzywał się do ciebie?
-Nie. Ale ja już naprawdę nie wiem co mam mówić Anastasi. Ona naprawdę już wszystko rozumie i nie chcę aby źle postrzegała swojego ojca.
Wchodzę razem z Anne do kuchni, a Jay poszedł do salonu. Odwracam się w stronę okna, ponieważ chcę nacisnąć przyciski, ponieważ już wcześniej się umówiłyśmy, że najpierw wypijemy kawę, a później pójdziemy na miasto. Ta kobieta jest dla mnie cholernym wsparciem. Nigdy, aż takiego nie miałam. Przyjeżdża tutaj prawie codziennie, ponieważ jak na razie mieszkają w Londynie. Póki są wakacje, a Jay nie ma szkoły, to mogą sobie na to pozwolić. Kocham ją równie mocno jak tą prawdziwą mamę, której niestety nie może być tu przy mnie.
-Mów cały czas, że tata wyjechał i wróci za jakiś czas. Tylko nie wiesz kiedy.
-Mamo ale to jest cholernie trudne. Nie radze sobie z tym. Pewnie gdyby nie Filip i Anastasia na tym świecie dawno bym się zabiła albo rzuciła się na poszukiwania Harrego. Dobrze, wiesz jak go kocham.
-On też was kocha równie mocno. Chyba pamiętasz dlaczego wyjechał z kraju. Chciał was chronić. Jest świadkiem koronnym w tej popierdolonej sprawie o zabicie twojego przyjaciela. I dobrze wiesz, że gdyby nie wyjechał byłoby jeszcze gorzej. Bylibyście nachodzeni i nie mieli jak uciekać z tego bagna.
Odkładam jedną z filiżanek na wysepkę i podaję cukierniczkę. Oddycham głęboko, a moje serce staje się jak dwustukilowy kamień. Siadam tuż obok niej i zaczynam bawić się swoimi palcami. Moje życie ssie.
-A ty jak się czujesz, ile ważysz? Poprawiło się coś?
-Nic się nie poprawiło. Ważę tyle ile ważyłam, i wiem że 43 kilo przy wzroście 1.65 jest naprawdę złe, ale nic nie poradzę. Tak cholernie się o niego martwię, że to zżera mnie stres.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Chwyta moją dłoń i delikatnie gładzi jego wierzch. Tak bardzo ich wszystkich kocham, gdyby nie oni i ich wsparcie umarłabym. Tak umarłabym i nie żartuję. Umarłabym z tej cholernej tęsknoty za nim. Opieram swoją głowę o jej ramię, a ona całuje czubek mojej głowy.
-----------------------------------
-Babciu, a kiedy wujek Niall i ciocia Gemma przyjadą tutaj z Nikki?
-Wiesz Ana. To nie jest takie łatwe. Nikki teraz ma trudny okres w nauce. Są wakacje, ale jednak już ma wiele rzeczy do roboty. Skończyła dziesięć lat i zaczęła chodzić na dodatkowe kółka zainteresowań, piłkę nożną, tańce i inne takie.
Uśmiecham się kiedy Anne przyciąga szybkim ruchem Filipa na swoje kolana, który jest jeszcze bardziej zmęczony niż zanim wyszliśmy z domu. Pociągam kolejny łyk kawy i zauważam, że Jay przygląda mi się z konsternacją. Wiem o co mu chodzi. On to wie. On wie, że tak bardzo cierpię, choć tego nie pokazuję. On wie, że jest ze mną coraz gorzej. On wie, że ja umieram. Jak na razie nie ma dla mnie żadnego ratunku. I wiem, że on jest tego świadomy.Wiem, że ja po prostu marnieje w oczach i jest coraz gorzej. Z dnia na dzień się zmieniam.
-Dominice, czy możemy porozmawiać w cztery oczy?
Jego głos przeszywa całe moje ciało i sprawia, że zaczynam drżeć. Jest w okresie mutacji i jego głos cały czas się zmienia. Raz jest piskliwy, a raz głęboki. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, ponieważ będzie pogadanka o moim zdrowiu i takie typowe bla, bla, bla. Wiem, że i tak mnie to nie ominie więc zgadzam się. Delikatnie przytakuję głową, chwytam z oparcia krzesła moją torebkę i wstaję od stołu, gdy on jest już tuż przy mnie. Chwyta moją dłoń i szybko prowadzi do parku na przeciwko. Tak strasznie mi go przypomina. To jest taki mój Harry, gdy oglądałam te wszystkie jego zdjęcia ze szkoły. Taki Harry, którego pamiętam. Przygryzam wargę od zewnątrz, ponieważ nie chcę się teraz rozpłakać. Kiedy jesteśmy już na ścieżce prowadzącej do altanki zatrzymuje mnie. Chwyta moje ramiona i patrzy prosto w moje oczy, co sprawia, że moje serce wali mocniej, ponieważ do kurwy ta rozmowa będzie okropna i już mam tego świadomość.
-Proszę cię. Jak Harry się odezwie, powiedz mu żeby już wracał. Mam dość cierpienia mamy, Gemmy a zwłaszcza twojego. Za każdym razem gdy przyjeżdżamy jest z tobą coraz gorzej. Dziewczyno, ty marniejesz w oczach. Jesteś coraz chudsza i gdyby nie ten makijaż pewnie blada. Z dnia na dzień stajesz się inna, twoje oczy są puste. Nie mają żadnego koloru. Powiedz mi tak szczerze kiedy ostatni raz cokolwiek jadłaś? Odpowiedz mi. Kiedy ostatni raz?
Potrząsa moimi ramionami, a pod moimi powiekami zbierają się pierwsze łzy. Nienawidzę siebie, nienawidzę swojego życia, nienawidzę Harry'ego. Spuszczam wzrok na swoje stopy, lecz nie na długi czas. Jay chwyta moją brodę w dwa palce i pociąga głowę do góry tak, żebym po raz kolejny spojrzała w jego cudowne oczy.
-Ja..ja nie wiem.
Szepczę, a pierwsze łzy płyną po moich policzkach. Patrzę cały czas na niego i widzę mojego męża. Widzę mojego męża, który ma w oczach strach. Boi się o mnie. W tych oczach, kryje się jeszcze złość, nieopanowana złość. Moja podświadomość ledwo zwleka się z łóżka i chwiejąc się na nogach przygląda się temu co zaraz się wydarzy. Jay nie krzyczy, nie robi prawie nic, tylko zamyka nas w uścisku, delikatnie pocierając dłońmi moje plecy. Mój oddech jest szybszy a emocje sięgają zenitu. Łzy płyną niczym potok, a serce bije jak oszalałe. Jak dobrze, że został mi on. Brat mojego męża, którym kiedyś się zajmowałam. Mój mały słodki Jay. Nie wiem jak można pokochać kogoś tak mocno jak ja pokochałam tego chłopaka.
-Ja..ja nie wiem.
Szepczę, a pierwsze łzy płyną po moich policzkach. Patrzę cały czas na niego i widzę mojego męża. Widzę mojego męża, który ma w oczach strach. Boi się o mnie. W tych oczach, kryje się jeszcze złość, nieopanowana złość. Moja podświadomość ledwo zwleka się z łóżka i chwiejąc się na nogach przygląda się temu co zaraz się wydarzy. Jay nie krzyczy, nie robi prawie nic, tylko zamyka nas w uścisku, delikatnie pocierając dłońmi moje plecy. Mój oddech jest szybszy a emocje sięgają zenitu. Łzy płyną niczym potok, a serce bije jak oszalałe. Jak dobrze, że został mi on. Brat mojego męża, którym kiedyś się zajmowałam. Mój mały słodki Jay. Nie wiem jak można pokochać kogoś tak mocno jak ja pokochałam tego chłopaka.
-Tak bardzo cię kocham, nie chcę aby cokolwiek ci się stało. Pamiętaj jeśli ty umrzesz, jak Harry wróci zabiję go własnymi rękami. Obiecuję ci to. Jesteś dla mnie jedynym ratunkiem od tego wszystkiego. Chciałbym tutaj wrócić na stałe i zamieszkać z wami, Mama mi nie pozwala. Tak bardzo chciałbym być przy tobie i pilnować cię na każdym kroku. I uwierz w końcu mi się to uda. Może na reszcie przemówię mamie do rozsądku.
Traktuje mnie jak nikt inny. Jest taki miły, ale zarazem cholernie chce tym wszystkim rządzić. Rozumiem go, po prostu się boi tak jak reszta rodziny. Boi się, że pewnego dnia ja też zniknę. Tylko ja naprawdę. Na zawsze i nieodwracalnie. Nie wiem, czy Jay traktuje mnie jak siostre ale wydaje mi się, że od pewnego czasu raczej tak jest. Ja wiem, że jest ze mną cholernie źle. Te wszystkie leki i to wszystko mnie powoli wykańcza. Nic nie poradzę na to, że chudnę i marnieję w oczach. Nagle słyszę dzwonek swojego telefonu. Wyrywam się z uścisku Jaya i zaczynam grzebać w torebce. Kiedy wreszcie znajduję aparat, którego poszukiwałam zauważam, że to nieznany. Spoglądam na Jaya, a on zaciska wargi w jedną linię. Nie mam pojęcia kto to może być, ale może to ktoś ważny. Nigdy nie odbieram od nieznanych bo się boje, ale tym razem coś mi mówi, że po prostu muszę to zrobić. Po prostu muszę.
-Kto to?
-Numer nieznany.
-Odbierz.
Odchodzę kilka metrów od niego i kieruję się w stronę altanki. Przeciągam zieloną słuchawkę, a po drugiej stronie słyszę szybki oddech jakby ktoś bał się odezwać. Właśnie mam coś powiedzieć w chwili kiedy ktoś coś tam mamrocze. Jego głos jest załamany i jakiś inny, ale rozpoznaję go. Kurwa to jest mój mąż. Mój pieprzony Harry. Ta kurwa Harry Styles. Mój własny Harold Edward Styles. Mój oddech przyspiesza, serce zaczyna mocno walić, a oczy zaczynają błyszczeć.
-Przepraszam kochanie.
-Boże jak się cieszę, że dzwonisz. Tak bardzo za tobą tęsknię.
Pod moimi powiekami zbiera się coraz więcej, których nie będę potrafiła za moment powstrzymać i wypłyną potokiem na moje policzki. Dłonie zaczynają mi się pocić, a w ustach mi zasycha. Tak bardzo za nim tęskniłam, tak bardzo chciałam wreszcie usłyszeć ten jego pieprzony głos. Stoję jak wryta i nie potrafię się kompletnie poruszyć. Widzę ludzi, którzy chodzą po parku i nie wiem co konkretnie się dzieje. Czy zaraz się obudzę, czy to się dzieję naprawdę i rozmawiam z moim mężem pierwszy raz od dwóch lat.
-Też za tobą tęsknie kochanie. Jestem już bezpieczny. Ale na razie nie mogę wrócić do Anglii. Naprawdę chciałbym was zobaczyć, ale na razie nie mogę.
-Rozumiem, Harry.
-A ty jak się czujesz?
-Normalnie. Wszystko dobrze. Właśnie jestem na mieście z mamą, Jayem i dzieciakami.
-Pod żadnym pozorem nie mów im, że ze mną rozmawiasz. Nikt nie może się dowiedzieć o tym, że ze mną rozmawiałaś. Nawet Anastasia albo Filip. Nikt.
Teraz się zaczęło. Długi strumień słonej wody wreszcie zaczyna spływać po mojej twarzy. Nie potrafię przestać, po prostu nie potrafię. Jego głos i oddech sprawia, że cała zamieram i jeszcze bardziej za nim tęsknię. Każde słowo, które wypowiedział do tej chwili przyprawiało mnie o cholerny ból, a ciężki oddech i moje zdenerwowanie nie pozwalały mi się już kompletnie odezwać.
-Muszę już kończyć. Kocham cię.
-Ale, Harry.
-Tak?
-Pamiętaj, że zawszę wszyscy będziemy na ciebie czekać. Brakuje nam ciebie. Mam nadzieję, że szybko do nas wrócisz.
-A ja mam nadzieję, że będę mógł wtulić się w twoje ciepłe ciało. Wycałować cię za wszystkie czasy. I spędzać całe dnie na zabawie z naszymi małymi pociechami.
-Już nie takimi małymi. Anastasia skończyła osiem lat, a Filip trzy. Te dwa lata tak szybko minęły.
Już nie wytrzymuję, przestępuję z nogi na nogę i wiem, że Jay mi się przygląda. Muszę zatrzymać katar, który spływa z mojego nosa więc pociągam nosem z nadzieją, że mój mąż tego nie usłyszy. Wtedy domyśli się, że płaczę. Przełykam ślinę i w momencie kiedy mam zacząć mówić, on mi przerywa.
-Nie płacz kurwa. Przecież wiesz, jak tego nie lubię.
-Wiem.
Nie wiem czy chciał coś powiedzieć dalej, ale ja już nie chciałam tego słuchać. To było zbyt bolesne. To zbyt wiele jak na jeden dzień. Naprawdę zbyt wiele jak dla mnie. Czuję, że moje serce rozrywa się na milion kawałków. Szybko przyciskam przerwanie połączenia i słyszę głuchy sygnał. Nie słyszę jego głosu, teraz słyszę to zwyczajowe "pip, pip, pip". Wrzucam telefon do torebki i zaczynam kierować się w stronę Jaya. Mam ochotę powiedzieć mu wszystko, ale powiedziałam że nikt się nie dowie. Teraz chcę żeby tak po prostu się do mnie przytulił, bo muszę o tym zapomnieć. Muszę zapomnieć o tym, że mój mąż dzwonił przed chwilą i mówił jak bardzo mnie kocha i jak cholernie za nami tęskni.
-Kto to był?
-Kto to był?
-Nie mogę. Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam.
-To był Harry, prawda?
Wiem, że on nic nie powie. Kiwam głową, a on owija ramiona wokół mnie cicho szepcząc mi do ucha, że wszystko będzie w porządku. Czasem zastanawiam się jak taki chłopak jak on potrafi tak sobie ze wszystkim radzić. Nie przejmować się niczym i zachowywać zimną krew. Kocham go. Tak cholernie go kocham. Jest dla mnie naprawdę bardzo ważny. Delikatnie pociera moje plecy, a ja powoli zaczynam uspokajać swój żałosny szloch. Jeszcze nigdy tak bardzo nie czułam pustki. Lepiej byłoby gdyby nie zadzwonił. Po co on to zrobił? Chciał mieć tą satysfakcję, że doprowadza mnie do łez? Nie rozumiem. Hmm.. trudno żebym rozumiała człowieka, którego nie widziałam od dwóch lat, dopiero dzisiaj usłyszałam jego ciepły głos. Jay wie jak bardzo kocham jego brata i chcę pozostać mu wierna już do końca. Obiecałam to sobie, obiecałam Harry'emu i obiecałam Bogu. W szczęściu czy w chorobie. W niedostatku czy bogactwie. Zawsze będziemy razem, aż śmierć nas nie rozłączy.
-----------------------------------
-Mamusiu powiesz mi wreszcie gdzie jest tatuś?
-Wiesz, Anastasio. Tatuś musiał pojechać w bardzo długą podróż.
Nasza starsza córka wdrapuje się na moje kolana. Na nasze twarze pada słabe światło lampki, która stoi na komodzie przy drzwiach. Lustruję szybko pokój upewniając się, że dziewczynka jest spakowana na balet. Wydaję mi się że trochę poćwiczyłyśmy, a Filip już śpi. Wiem, że Anastasia też tęskni. Nie pokazuje tego, ale wiem że też tęskni. Czeka mnie ta rozmowa co zwykle. Nasza córka pyta się o dokładnie to samo każdego wieczoru. Jakby myślała, że coś może się zmienić z dnia na dzień.
-A kiedy wróci?
-Posłuchaj. Naprawdę pojechał bardzo daleko. Chciał nas chronić przed złymi panami, żeby nic nam się nie stało. Kiedyś wszyscy do niego pojedziemy, albo on przyjedzie do nas już na zawsze. Tak naprawdę tatuś jest bardzo blisko nas. Jest w naszych serduszkach i zawsze będzie tam mieszkał kochanie. Tatuś nie może nam się pokazywać, ani z nami rozmawiać. Musi nas chronić jak dzielny rycerz. Ale powiem ci, że on jest dumny z tego, że ma taką cudowną, utalentowaną córeczkę.
-Mamusiu, ale ja chcę żeby tatuś już wrócił i był przy nas.
-Pamiętasz jak tatuś ci kiedyś opowiadał, że w końcu każdy pojedzie w bardzo długą podróż. Albo uda mu się wrócić albo nigdy już nie wróci.
Przytakuje i porusza swoim kucykiem na głowie. Owija ramiona wokół mnie i mocno przytula się do mojej piersi. Mój mały, słodki aniołek. Jeszcze kilka lat temu była taką małą dziewczynką, a teraz już chodzi do szkoły. Pochylam się i całuj ciepłą skórę mojej córki na czole. Nawet nie wyobraża sobie jak bardzo ją kocham, zresztą tak samo jak Filipa.
-Troszkę cię wtedy okłamał. Nie każdy musi jechać w taką podróż tylko tatuś jest kimś ważnym i musiał wyjechać. Codziennie modli się za nas. Osobno za ciebie, osobno za babcię, Jaya, mnie, Filipa, ciocię Gemmę i resztę. Myśli też o nas gdy powoli zamyka swoje powieki, a rzęsy łaskoczą jego policzek. Mówi za każdym razem takie słowa 'Tak bardzo ich kocham, z jednej strony nie wiem dlaczego wyjechałem, ale z drugiej wiem. Chciałem żeby byli bezpieczni i nie zagrażało im już nic'.
-A kocha nas wszystkich jednakowo?
-Oczywiście, że nie każdego obdarowuje innym uczuciem. Niektórych kocha bardziej, a niektórych mniej. Ale bądź pewna ty jesteś jego słodką księżniczką. Stara się chronić nas przed wszystkimi złymi rzeczami. Czuwa nad nami i kocha nas tak mocno jak kochał gdy wyjeżdżał w swoją długą podróż.
-A dlaczego w ogóle wyjechał?
-Musiał wyjechać, ponieważ nie chciał aby cokolwiek nam się stało. Wróci do nas już niedługo. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość.
-Czyli jak będziemy już naprawdę bezpieczni zadzwonisz do tatusia, a on wróci?
-Tak słoneczko. Oczywiście. Ale myślę, że tatuś będzie doskonale wiedział kiedy będzie musiał wrócić.
-A przywiezie nam jakieś pamiątki?
-Tak. Na pewno nie jedną.
-Ale wiesz jaki prezent byłby najlepszy. Gdyby udało ci się troszkę przytyć. I żebyś wyzdrowiała. Bo babcia mówi, że twoja sylwetka już naprawdę jest niezdrowa.
-Wiem, kochanie wiem.
-Albo chciałabym też siostrzyczkę. Fajnie by było mieć taką siostrzyczkę.
-Zobaczymy co da się zrobić królewno. A teraz śpij słodko. Naprawdę jest już bardzo późno, a ja też jestem zmęczona. Niech ci się śnią kolorowe sny. Jutro masz rano balet, musisz się wyspać.
-Wiem mamusiu. A tobie niech przyśni się tatuś.
Delikatnie całuje mój policzek i zsuwa się na materac odwracając się w stronę ściany. Podtrzymuję się ramy łóżka i odpycham się od niej. Nie mam siły. Moje nogi się chwieją, a ja nie mogę teraz upaść. Muszę się położyć i choć na chwilę zasnąć. Szybko podchodzę do framugi drzwi i opieram się o nią. Przyglądam się miarowemu oddychaniu Anastasi. Nasza córka zmaga się jeszcze przez chwilę ze swoim snem. Uśmiecham się tylko i klikam pstryczek przy lampce, co sprawia, że pokój spowija ciemność. Wiem, że jest już bardzo duża i nie boi spać się przy zgaszonym świetle. Chwytam za klamkę i ciągnę za sobą drzwi delikatnie zostawiając je uchylone. Ogarnia mnie dziwne uczucie i wiem. Wiem, że Harry teraz o mnie myśli i jest przy mnie. Wiem, że chce zapobiec moim łzą, które niekontrolowanie spływają po mojej twarzy. Gdyby teraz mógł tutaj być na pewno nie pozwoliłby mi płakać. Znalazłby sposób na to, abym się uśmiechnęła. Tak bardzo chcę poczuć jego obecność, ale nie tą mentalną tylko tą prawdziwą obecność. Dotyk mojego stanowczego Harry'ego. Chcę usłyszeć nawet ten jego ostry ton gdy mówi, żebym nie płakała albo żebym zaczęła jeść. Opieram się plecami o ścianę i przygryzam wargę. Czeka mnie kolejna noc. Kolejna noc strachu. Gdy wszystkie światła gasną, a ja zostaję sama w pokoju ogarniają mnie te najgorsze myśli. Boję się, że zadzwonić ktoś z policji i powie mi, że jednak nie jest bezpiecznie, będziemy musieli uciekać, albo mój mąż nie żyje. Uderzam kilka razy głową w ścianę i gdy zaczyna doskwierać mi ból z tyłu przebiegam dłonią po włosach. Potok łez którego nie potrafiłam powstrzymać nadal wylewa się na moją już całą czerwoną od płaczu twarz.
-Tak bardzo bym chciała żebyś wrócił do nas i był już do końca. Patrzył jak Anastasia i Filip dorastają. Jak zmieniają się z wiekiem. Ale wbrew pozorom jestem z ciebie kurewsko dumna. Nie bałeś się przeciwstawić tym idiotom. Tęsknie za tobą i wiem, że to, że modle się codziennie do Boga o twój powrót nie oznacza, że wrócisz. Zwłaszcza po tamtej rozmowie. Nawet sam nie wiesz kiedy będziesz mógł wrócić do kraju. Ale wiesz czego najbardziej się obawiam, tego że już nigdy cię nie zobaczę.
Harry's Pov
-Harry powinieneś iść już spać. Jutro czeka nas trudny dzień.
-Pierdolisz tak każdego dnia David. Mam już dość tego. W Anglii czekają na mnie moje dzieci i żona. Nie widziałem ich od dwóch lat, nawet nie wiesz jak to mnie cholernie boli. To, że pobrzdąkam sobie na gitarze, poczytam książki nie sprawi, że zapomnę o nich. Obiecałem jej, że wrócę i zrobię to. Rozumiesz kurwa, zrobię to.
Spoglądam na jednego z moich ochroniarzy, który ma na głowie czarne ray-bany, krótkie dżinsowe spodenki i białe polo. Trzyma w dłoni szklankę ze zmrożoną herbatą. Mam już dość mieszkania tutaj. To nie jest dla mnie. Szybko wychodzę z kuchni powstrzymując swoje łzy. Nie mogę teraz płakać, po prostu nie mogę im pokazać, że jest coraz gorzej. Nie wiem czy to zauważyli ale od kilku dni jestem cholernie zamknięty w sobie. Kiedyś mogli ze mnie czytać jak z otwartej książki, a teraz jest to wręcz niemożliwe. Wbiegam po białych schodach na górę i już po chwili popycham ciężką, drewnianą strukturę drzwi do mojej sypialni. W momencie rzucam się na łóżko i mam ochotę zabić każdą napotkaną osobę. Wyrwać jej serce, tak samo jak moje zostało wyrwane z dniem gdy musiałem tutaj wyjechać. Ciężko oddycham w materiał białej poduszki, a moje włosy luźno opadają wokół mojej głowy. Mam ochotę teraz wrzeszczeć, ale nie potrafię. Nie chcę nic mówić, ale mój penis nie był używany już dwa lata. Nawet przeze mnie. Nie potrafiłem zrobić tego sam, po prostu nie dawałem rady. Próbowałem wyobrażać sobie ją, ale i tak się nie udawało. Pierwszy raz mam jedno uczucie, które gromadzi się przez cały czas we mnie. Czuję, że tym razem jestem sam i nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. Nikt nie może mi pomóc. Jestem ja i moje problemy. Ja i mój zasrany świat. Ja i przeciwieństwa losu, które nie pozwalają mi na powrót do rodziny. Czuję się bezradny w tej całej popieprzonej sytuacji. Tak jak małe dziecko, gdy zrobi coś złego i nie potrafi nic z tym zrobić. Jest takie bezradne. Tak jak ja. Nie mogę sobie z tym po prostu poradzić. Przypominam sobie coś! Mogę zadzwonić. Taylor i David mi pozwalają już to robić. Szybko otwieram szufladkę szafki nocnej i wyciągam z niej swój telefon. Otwieram spis połączeń i wybieram numer mojej żony. Nie wiem po co to robię, ponieważ znowu będę tęsknić, ale wiem, że po prostu muszę do niej zadzwonić i usłyszeć jej głos. Nie wiem czy jest z nią wszystko dobrze, mam nadzieję, że tak. Inaczej chyba się zabiję. Będę nienawidził siebie do końca i nigdy nie przestanę. Moja żona, nie może cierpieć ze względu na mnie. Po prostu nie może. Mamy do cholery dwójkę dzieci! Kilka głuchych sygnałów i już po chwili słyszę przyspieszony oddech po drugiej stronie.
-Hej. Obudziłem cię?
-Nie.
-Która u ciebie godzina?
-Czwarta nad ranem. Dobra tak szczerze to była pierwsza noc jaką można powiedzieć przespałam, a nie jechałam na środkach nasennych.
-Dominice, powiedz mi tak szczerze z tobą jest źle, prawda? Wiem, że tak jest.
-Ohh.. daj spokój. Nie mam ochoty z tobą już nigdy rozmawiać. Sprawiasz, że moje serce rozbija się na milion kawałków.
-O co ci chodzi? Przecież cię kocham. A po za tym zostawiłem karty kredytowe.
-Kurwa tutaj nie chodzi o pieniądze. Tu chodzi o nas i nasze dzieci, które cierpią. A zwłaszcza chodzi o mnie.
-No ale ja nic nie poradzę, że muszę tutaj być. Przepraszam.
-Nie to ja przepraszam. Krzyczę na ciebie bez powodu, wiem że jak już wszystko będzie okej to wrócisz. Po prostu ja już nie wytrzymuję. Nie daję rady bez ciebie.
-A jak się czujesz? Martwię się o was.
-Z dziećmi dobrze. Dlaczego dzwonisz?
-David i Taylor już mi pozwalają.
-Tak bardzo cię kocham Harry.
-Dominice? Dlaczego płaczesz?
-Harry. Ja umieram.
Moje serce przestaje bić. Dominice umiera? To jest kurwa nie możliwe. Ona gada jakieś głupoty. Boję się teraz odezwać. Jej oddech stał się szybszy, a moje serce przestało bić. Czy ja umarłem? A może to tylko sen? Może mojej żonie tak naprawdę nic nie jest. Słyszę jej szloch, co sprawia, że pod moimi powiekami także zbierają się łzy. Ona żartuje prawda? To nie może być prawda, jeśli tak to ja umrę pierwszy. Nie poradzę sobie bez niej. Opadam całym ciałem na łóżko a z moich ust wydostaje się zduszony jęk.
-Żartujesz, tak? Wkręcasz mnie za to, że mnie tu nie ma prawda?
-Nie. Ja naprawdę umieram. Musiałam ci to powiedzieć. Odkąd cię nie ma strasznie schudłam, łykam jakieś prochy które podobno pomagają mi funkcjonować. Nic nie jem, bo nie potrafię. Cały czas myślę o tobie i o tym co robisz. Gdzie jesteś i kiedy wreszcie wrócisz. Twój brat ma zamiar wprowadzić się do nas i zapisać się tutaj do szkoły. Boi się, że któregoś dnia zasnę na łóżku i już się nie obudzę. Że wtedy Ana lub Filip znajdą mnie na łóżku zimną. Że umrę. On najbardziej obawia się właśnie tego. Że mnie któregoś dnia zabraknie.
-Wiesz, że nie możesz tego zrobić?
-Ale czego?
-Nie możesz umrzeć. Nie możesz tego zrobić. Przecież wrócę, obiecałem ci to i słowa dotrzymam. Zawsze dotrzymywałem. Jesteś moim słońcem, moim oddechem. Rozumiesz? Nie dam rady bez ciebie. Będę musiał sobie sam radzić, a naprawdę sobie nie poradzę. Kocham cię słońce. Tak cholernie za wami tęsknie. Czasem żałuję, że musiałem być tam na miejscu i widzieć to wszystko. Gdybym tylko nie poszedł. Nie byłoby pieprzonego problemu. Bylibyśmy najszczęśliwszą rodziną na ziemi. Prosiłem cię, żebyś nie robiła niczego głupiego, ale ty jak zwykle mnie nie słuchałaś. Wolałaś mieć w dupie to co do ciebie mówię, zamiast choć na chwilę przystopować i pozwolić mi przemówić ci do rozsądku. Tu nie chodzi tym razem tylko o ciebie! Tutaj chodzi o Anastasię i Filipa, którzy już nie mają ojca. Chcesz żeby nie mieli matki? Chcesz tego kurwa? Tak bardzo cię kocham.
Nie słyszę jej. Oddech jest umiarkowany co oznacza, że zasnęła. Zabiję wszystkich, którzy nie pomogą jej. Nawet choć na chwilę nie zatrzymają się i obojętnie przejdą obok niej. Muszę kurwa wrócić do Londynu. Nie mogę dopuścić do tego, żeby jedyna osoba w której zakochałem się do szaleństwa tak po prostu odeszła. Jesteśmy już tyle lat razem, a ja czuję się jak głupi nastolatek. Za każdym razem zakochuję się w niej od nowa. Jest taka cudowna, drobna i niestety teraz chuda. Boję się co zastanę, gdy naprawdę będę mógł wrócić. Boję się, że ten widok sprawi, że moje łzy będą spływać po moich policzkach bezustannie.
13 czerwca, 2028 r.
Śmiech Anastasi, Filipa i Jaya sprawia, że się uśmiecham. Jest lepiej, trochę lepiej. Rozmawiałam wiele razy z moim mężem i uświadomiłam sobie, że nie mogę odejść. Już od dwóch lat Jay mieszka z nami. Wszystko jest w porządku pogodziłam się z tym, że możliwym będzie to, że już nigdy nie spotkam swojego męża. Uśmiecham się raczej sama do siebie, ponieważ Jay podbiega do mnie i zamacza palec wskazujący w sosie pomidorowym. Uderzam jego dłoń, a on się do mnie uśmiecha.
-A teraz powiedz mi jak ma na imię?
-Ohh.. zachowujesz się jak mama. Halo, ja mam już osiemnaście lat. No ale dobra. Rose. Ma na imię Rose. Okej?
-Śliczne imię, a kiedy przyprowadzisz ją do domu?
-Chyba oszalałaś.
Wybuchamy śmiechem, a po domu rozchodzi się dźwięk domofonu. Anastasia krzyczy, że ona otworzy. Wycieram brudny kącik ust Jaya ściereczką i wychodzimy z kuchni.
-Dzień dobry. Mama jest w domu, zaraz przyjdzie. Ja chyba pana znam. O właśnie idzie. Mamo, jakiś pan.
Ciepła dłoń Jaya nadal trzyma moje ramię, gdy przechodzimy powolnym krokiem drogę z kuchni do korytarza. Brat mojego męża szepcze mi na ucho, że przyprowadzi Rose tutaj, bo przecież nie jestem jego matką i nie zrobię mu żadnego obciachu. Po raz kolejny wybuchamy śmiechem. Pierwsze co rzuca mi się w oczy splecione dłonie Anastasi i Filipa. Przełykam gulę w gardle, która budowała się od momentu, gdy ktoś zadzwonił domofonem. Dostrzegam czarne air-maxy i chude łydki. Moje serce bije coraz mocniej, a oczy wzrok wznosi się ku górze. Jay mocno zaciska dłoń na moim ramieniu i wiem, że on już wie kto tam jest. Też się domyślam i mam nadzieję, że tym razem to jest on. Mój oddech ustaje, a serce na moment przestaję bić. Widzę mojego męża. Włosy ma spięte w wysokiego koka, na ramieniu ma torbę a obok siebie walizki. Zamykam oczy i otwieram je po raz kolejny. Matko on jest prawdziwy. On wrócił. Szybkim ruchem wyswobadzam się z uścisku Jaya i przechodząc obok dzieci rzucam się na niego. Oplatam swoje nogi wokół jego bioder, a on zaczyna się śmiać. Mocno przyciska mnie do siebie i wiem, jak to musi wyglądać. Dzieci nie powinny tego widzieć, wiem. Ale ja po prostu nie potrafię tak bardzo go kocham. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy, a jego palce mocno wbijają się w moją skórę na plecach. Wiem, że jest zdesperowany i tak cholernie mnie potrzebuje. Tak długo czekałam na ten moment, tak długo czekałam na to, żeby wtulić się w jego ciało. Pachnie tak samo gdy wyjeżdżał. Nawet nie wiem kiedy, ale nasze dzieci znalazły się u jego nóg i mocno je ściskają. Słyszę wołania "tata, tata", "tata, on wrócił". Ale był tylko on. Oderwałam się do niego i popatrzyłam na jego twarz. Nie ujrzałam prawie najmniejszej zmiany, prócz tej blizny na czole. Jest nowa. Nie pamiętam jej. Ta stara po wypadku też jest, ale wiem jak wygląda i to nie jest ta sama. Jego tęczówki są pełne szczęścia, ale jednak płacze. Mój mąż płacze. Uśmiecham się i ocieram jego łzy spływające po policzkach. Nasze wargi się stykają, co sprawia, że przez całe moje ciało przepływa dreszcze emocji, którego nie czułam przez te wszystkie lata.
-Boże. Filip. Zamknij oczy. Całują się.
Anastasia szepcze do swojego brata, po czym Jay razem z nimi wchodzą do domu i zamykają drzwi. Teraz wiem, że mogę robić co chcę. Wdzieram się do jego ust i delikatnie przesuwam językiem po jego podniebieniu. Ohh.. matko jest dosłownie taki jak zapamiętałam. Jego dłonie zsuwają się na moje pośladki i delikatnie ściskają je. Odrywam się od niego, ponieważ już naprawdę nie mogę złapać oddechu. Opieram swój nos o jego i uśmiecham się.
-Pamiętają mnie.
-Dużo o tobie rozmawialiśmy. Najwięcej od czasu gdy Jay tutaj zamieszkał. Codziennie z nimi o tobie rozmawiał. Pokazywał zdjęcia. Robił wszystko żeby cię pamiętali.
-Boże, tak bardzo za tobą tęskniłem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak moje serce mocno waliło w chwili kiedy dowiedziałem się, że mogę wrócił. Moje dłonie trzęsły się gdy wylądowaliśmy w Heathrow, nie wiedziałem jak mnie przyjmiecie. Nie wiedziałem czy ktokolwiek będzie pokładał nadzieje w tym, że kiedyś wrócę.
-Miałam chwilę zwątpienia, ale gdy Jay się wprowadził mówił mi, że wrócisz. Bo po co dzwoniłbyś tyle razy gdybyś nie miał wrócić.
-Powiedziałaś mu? Przecież cię prosiłem, żebyś tego nie robiła. Obiecałaś.
-Proszę cię. Przecież przez te dwa lata zauważył, że zamykam się w pokoju i mówię jak najciszej mogę.
-Będę musiał cię ukarać.
-Ale niby za co?
-Po pierwsze za to, że mówiłaś mi że nikt nie wie o tym, że rozmawiamy, a po drugie jesteś tak cholernie lekka.
Przewracam oczami, na co on zaczyna się śmiać. Upuszcza mnie na ziemię i otwiera drzwi domu. Chwytam za jego walizkę i wchodzimy do środka. Dzieci w momencie rzucają się w naszą stronę, a po moich policzkach po raz kolejny płyną łzy. Jay uśmiecha się do mnie, a przez moje ciało przepływają miłe iskierki. Wreszcie będziemy szczęśliwi. Czy to w ogóle jest możliwe? Sądziłam, że nigdy nie będziemy już szczęśliwi, ale sądzę, że jednak teraz może się to zmienić. Nasze życie się zmieni. Jay i Gemma będą mieli brata. Anne będzie miała syna. Ja będę miała męża, a Anastasia i Filip nareszcie po tych czterech latach będą mieli tatę. Prawdziwego tatę, który będzie ich kochał bardzo mocno. Mój mąż kuca i bierze w ramiona nasze dzieci. W momencie zaczynam płakać, ponieważ to jest widok o którym marzyłam. Marzyłam o jego powrocie i nareszcie się udało. To było moje największe marzenie od tych kilku lat. Anastasia zaczyna płakać i szeptać coś do mojego męża.
-Tak, będę już na zawsze.
Teraz już wiem co mówiła. Moje serce się zaciska, ponieważ, wiem jak wszyscy cierpieli.
Harry's Pov
-Harry powinieneś iść już spać. Jutro czeka nas trudny dzień.
-Pierdolisz tak każdego dnia David. Mam już dość tego. W Anglii czekają na mnie moje dzieci i żona. Nie widziałem ich od dwóch lat, nawet nie wiesz jak to mnie cholernie boli. To, że pobrzdąkam sobie na gitarze, poczytam książki nie sprawi, że zapomnę o nich. Obiecałem jej, że wrócę i zrobię to. Rozumiesz kurwa, zrobię to.
Spoglądam na jednego z moich ochroniarzy, który ma na głowie czarne ray-bany, krótkie dżinsowe spodenki i białe polo. Trzyma w dłoni szklankę ze zmrożoną herbatą. Mam już dość mieszkania tutaj. To nie jest dla mnie. Szybko wychodzę z kuchni powstrzymując swoje łzy. Nie mogę teraz płakać, po prostu nie mogę im pokazać, że jest coraz gorzej. Nie wiem czy to zauważyli ale od kilku dni jestem cholernie zamknięty w sobie. Kiedyś mogli ze mnie czytać jak z otwartej książki, a teraz jest to wręcz niemożliwe. Wbiegam po białych schodach na górę i już po chwili popycham ciężką, drewnianą strukturę drzwi do mojej sypialni. W momencie rzucam się na łóżko i mam ochotę zabić każdą napotkaną osobę. Wyrwać jej serce, tak samo jak moje zostało wyrwane z dniem gdy musiałem tutaj wyjechać. Ciężko oddycham w materiał białej poduszki, a moje włosy luźno opadają wokół mojej głowy. Mam ochotę teraz wrzeszczeć, ale nie potrafię. Nie chcę nic mówić, ale mój penis nie był używany już dwa lata. Nawet przeze mnie. Nie potrafiłem zrobić tego sam, po prostu nie dawałem rady. Próbowałem wyobrażać sobie ją, ale i tak się nie udawało. Pierwszy raz mam jedno uczucie, które gromadzi się przez cały czas we mnie. Czuję, że tym razem jestem sam i nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. Nikt nie może mi pomóc. Jestem ja i moje problemy. Ja i mój zasrany świat. Ja i przeciwieństwa losu, które nie pozwalają mi na powrót do rodziny. Czuję się bezradny w tej całej popieprzonej sytuacji. Tak jak małe dziecko, gdy zrobi coś złego i nie potrafi nic z tym zrobić. Jest takie bezradne. Tak jak ja. Nie mogę sobie z tym po prostu poradzić. Przypominam sobie coś! Mogę zadzwonić. Taylor i David mi pozwalają już to robić. Szybko otwieram szufladkę szafki nocnej i wyciągam z niej swój telefon. Otwieram spis połączeń i wybieram numer mojej żony. Nie wiem po co to robię, ponieważ znowu będę tęsknić, ale wiem, że po prostu muszę do niej zadzwonić i usłyszeć jej głos. Nie wiem czy jest z nią wszystko dobrze, mam nadzieję, że tak. Inaczej chyba się zabiję. Będę nienawidził siebie do końca i nigdy nie przestanę. Moja żona, nie może cierpieć ze względu na mnie. Po prostu nie może. Mamy do cholery dwójkę dzieci! Kilka głuchych sygnałów i już po chwili słyszę przyspieszony oddech po drugiej stronie.
-Hej. Obudziłem cię?
-Nie.
-Która u ciebie godzina?
-Czwarta nad ranem. Dobra tak szczerze to była pierwsza noc jaką można powiedzieć przespałam, a nie jechałam na środkach nasennych.
-Dominice, powiedz mi tak szczerze z tobą jest źle, prawda? Wiem, że tak jest.
-Ohh.. daj spokój. Nie mam ochoty z tobą już nigdy rozmawiać. Sprawiasz, że moje serce rozbija się na milion kawałków.
-O co ci chodzi? Przecież cię kocham. A po za tym zostawiłem karty kredytowe.
-Kurwa tutaj nie chodzi o pieniądze. Tu chodzi o nas i nasze dzieci, które cierpią. A zwłaszcza chodzi o mnie.
-No ale ja nic nie poradzę, że muszę tutaj być. Przepraszam.
-Nie to ja przepraszam. Krzyczę na ciebie bez powodu, wiem że jak już wszystko będzie okej to wrócisz. Po prostu ja już nie wytrzymuję. Nie daję rady bez ciebie.
-A jak się czujesz? Martwię się o was.
-Z dziećmi dobrze. Dlaczego dzwonisz?
-David i Taylor już mi pozwalają.
-Tak bardzo cię kocham Harry.
-Dominice? Dlaczego płaczesz?
-Harry. Ja umieram.
Moje serce przestaje bić. Dominice umiera? To jest kurwa nie możliwe. Ona gada jakieś głupoty. Boję się teraz odezwać. Jej oddech stał się szybszy, a moje serce przestało bić. Czy ja umarłem? A może to tylko sen? Może mojej żonie tak naprawdę nic nie jest. Słyszę jej szloch, co sprawia, że pod moimi powiekami także zbierają się łzy. Ona żartuje prawda? To nie może być prawda, jeśli tak to ja umrę pierwszy. Nie poradzę sobie bez niej. Opadam całym ciałem na łóżko a z moich ust wydostaje się zduszony jęk.
-Żartujesz, tak? Wkręcasz mnie za to, że mnie tu nie ma prawda?
-Nie. Ja naprawdę umieram. Musiałam ci to powiedzieć. Odkąd cię nie ma strasznie schudłam, łykam jakieś prochy które podobno pomagają mi funkcjonować. Nic nie jem, bo nie potrafię. Cały czas myślę o tobie i o tym co robisz. Gdzie jesteś i kiedy wreszcie wrócisz. Twój brat ma zamiar wprowadzić się do nas i zapisać się tutaj do szkoły. Boi się, że któregoś dnia zasnę na łóżku i już się nie obudzę. Że wtedy Ana lub Filip znajdą mnie na łóżku zimną. Że umrę. On najbardziej obawia się właśnie tego. Że mnie któregoś dnia zabraknie.
-Wiesz, że nie możesz tego zrobić?
-Ale czego?
-Nie możesz umrzeć. Nie możesz tego zrobić. Przecież wrócę, obiecałem ci to i słowa dotrzymam. Zawsze dotrzymywałem. Jesteś moim słońcem, moim oddechem. Rozumiesz? Nie dam rady bez ciebie. Będę musiał sobie sam radzić, a naprawdę sobie nie poradzę. Kocham cię słońce. Tak cholernie za wami tęsknie. Czasem żałuję, że musiałem być tam na miejscu i widzieć to wszystko. Gdybym tylko nie poszedł. Nie byłoby pieprzonego problemu. Bylibyśmy najszczęśliwszą rodziną na ziemi. Prosiłem cię, żebyś nie robiła niczego głupiego, ale ty jak zwykle mnie nie słuchałaś. Wolałaś mieć w dupie to co do ciebie mówię, zamiast choć na chwilę przystopować i pozwolić mi przemówić ci do rozsądku. Tu nie chodzi tym razem tylko o ciebie! Tutaj chodzi o Anastasię i Filipa, którzy już nie mają ojca. Chcesz żeby nie mieli matki? Chcesz tego kurwa? Tak bardzo cię kocham.
Nie słyszę jej. Oddech jest umiarkowany co oznacza, że zasnęła. Zabiję wszystkich, którzy nie pomogą jej. Nawet choć na chwilę nie zatrzymają się i obojętnie przejdą obok niej. Muszę kurwa wrócić do Londynu. Nie mogę dopuścić do tego, żeby jedyna osoba w której zakochałem się do szaleństwa tak po prostu odeszła. Jesteśmy już tyle lat razem, a ja czuję się jak głupi nastolatek. Za każdym razem zakochuję się w niej od nowa. Jest taka cudowna, drobna i niestety teraz chuda. Boję się co zastanę, gdy naprawdę będę mógł wrócić. Boję się, że ten widok sprawi, że moje łzy będą spływać po moich policzkach bezustannie.
----------------------------
13 czerwca, 2028 r.
Śmiech Anastasi, Filipa i Jaya sprawia, że się uśmiecham. Jest lepiej, trochę lepiej. Rozmawiałam wiele razy z moim mężem i uświadomiłam sobie, że nie mogę odejść. Już od dwóch lat Jay mieszka z nami. Wszystko jest w porządku pogodziłam się z tym, że możliwym będzie to, że już nigdy nie spotkam swojego męża. Uśmiecham się raczej sama do siebie, ponieważ Jay podbiega do mnie i zamacza palec wskazujący w sosie pomidorowym. Uderzam jego dłoń, a on się do mnie uśmiecha.
-A teraz powiedz mi jak ma na imię?
-Ohh.. zachowujesz się jak mama. Halo, ja mam już osiemnaście lat. No ale dobra. Rose. Ma na imię Rose. Okej?
-Śliczne imię, a kiedy przyprowadzisz ją do domu?
-Chyba oszalałaś.
Wybuchamy śmiechem, a po domu rozchodzi się dźwięk domofonu. Anastasia krzyczy, że ona otworzy. Wycieram brudny kącik ust Jaya ściereczką i wychodzimy z kuchni.
-Dzień dobry. Mama jest w domu, zaraz przyjdzie. Ja chyba pana znam. O właśnie idzie. Mamo, jakiś pan.
Ciepła dłoń Jaya nadal trzyma moje ramię, gdy przechodzimy powolnym krokiem drogę z kuchni do korytarza. Brat mojego męża szepcze mi na ucho, że przyprowadzi Rose tutaj, bo przecież nie jestem jego matką i nie zrobię mu żadnego obciachu. Po raz kolejny wybuchamy śmiechem. Pierwsze co rzuca mi się w oczy splecione dłonie Anastasi i Filipa. Przełykam gulę w gardle, która budowała się od momentu, gdy ktoś zadzwonił domofonem. Dostrzegam czarne air-maxy i chude łydki. Moje serce bije coraz mocniej, a oczy wzrok wznosi się ku górze. Jay mocno zaciska dłoń na moim ramieniu i wiem, że on już wie kto tam jest. Też się domyślam i mam nadzieję, że tym razem to jest on. Mój oddech ustaje, a serce na moment przestaję bić. Widzę mojego męża. Włosy ma spięte w wysokiego koka, na ramieniu ma torbę a obok siebie walizki. Zamykam oczy i otwieram je po raz kolejny. Matko on jest prawdziwy. On wrócił. Szybkim ruchem wyswobadzam się z uścisku Jaya i przechodząc obok dzieci rzucam się na niego. Oplatam swoje nogi wokół jego bioder, a on zaczyna się śmiać. Mocno przyciska mnie do siebie i wiem, jak to musi wyglądać. Dzieci nie powinny tego widzieć, wiem. Ale ja po prostu nie potrafię tak bardzo go kocham. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy, a jego palce mocno wbijają się w moją skórę na plecach. Wiem, że jest zdesperowany i tak cholernie mnie potrzebuje. Tak długo czekałam na ten moment, tak długo czekałam na to, żeby wtulić się w jego ciało. Pachnie tak samo gdy wyjeżdżał. Nawet nie wiem kiedy, ale nasze dzieci znalazły się u jego nóg i mocno je ściskają. Słyszę wołania "tata, tata", "tata, on wrócił". Ale był tylko on. Oderwałam się do niego i popatrzyłam na jego twarz. Nie ujrzałam prawie najmniejszej zmiany, prócz tej blizny na czole. Jest nowa. Nie pamiętam jej. Ta stara po wypadku też jest, ale wiem jak wygląda i to nie jest ta sama. Jego tęczówki są pełne szczęścia, ale jednak płacze. Mój mąż płacze. Uśmiecham się i ocieram jego łzy spływające po policzkach. Nasze wargi się stykają, co sprawia, że przez całe moje ciało przepływa dreszcze emocji, którego nie czułam przez te wszystkie lata.
-Boże. Filip. Zamknij oczy. Całują się.
Anastasia szepcze do swojego brata, po czym Jay razem z nimi wchodzą do domu i zamykają drzwi. Teraz wiem, że mogę robić co chcę. Wdzieram się do jego ust i delikatnie przesuwam językiem po jego podniebieniu. Ohh.. matko jest dosłownie taki jak zapamiętałam. Jego dłonie zsuwają się na moje pośladki i delikatnie ściskają je. Odrywam się od niego, ponieważ już naprawdę nie mogę złapać oddechu. Opieram swój nos o jego i uśmiecham się.
-Pamiętają mnie.
-Dużo o tobie rozmawialiśmy. Najwięcej od czasu gdy Jay tutaj zamieszkał. Codziennie z nimi o tobie rozmawiał. Pokazywał zdjęcia. Robił wszystko żeby cię pamiętali.
-Boże, tak bardzo za tobą tęskniłem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak moje serce mocno waliło w chwili kiedy dowiedziałem się, że mogę wrócił. Moje dłonie trzęsły się gdy wylądowaliśmy w Heathrow, nie wiedziałem jak mnie przyjmiecie. Nie wiedziałem czy ktokolwiek będzie pokładał nadzieje w tym, że kiedyś wrócę.
-Miałam chwilę zwątpienia, ale gdy Jay się wprowadził mówił mi, że wrócisz. Bo po co dzwoniłbyś tyle razy gdybyś nie miał wrócić.
-Powiedziałaś mu? Przecież cię prosiłem, żebyś tego nie robiła. Obiecałaś.
-Proszę cię. Przecież przez te dwa lata zauważył, że zamykam się w pokoju i mówię jak najciszej mogę.
-Będę musiał cię ukarać.
-Ale niby za co?
-Po pierwsze za to, że mówiłaś mi że nikt nie wie o tym, że rozmawiamy, a po drugie jesteś tak cholernie lekka.
Przewracam oczami, na co on zaczyna się śmiać. Upuszcza mnie na ziemię i otwiera drzwi domu. Chwytam za jego walizkę i wchodzimy do środka. Dzieci w momencie rzucają się w naszą stronę, a po moich policzkach po raz kolejny płyną łzy. Jay uśmiecha się do mnie, a przez moje ciało przepływają miłe iskierki. Wreszcie będziemy szczęśliwi. Czy to w ogóle jest możliwe? Sądziłam, że nigdy nie będziemy już szczęśliwi, ale sądzę, że jednak teraz może się to zmienić. Nasze życie się zmieni. Jay i Gemma będą mieli brata. Anne będzie miała syna. Ja będę miała męża, a Anastasia i Filip nareszcie po tych czterech latach będą mieli tatę. Prawdziwego tatę, który będzie ich kochał bardzo mocno. Mój mąż kuca i bierze w ramiona nasze dzieci. W momencie zaczynam płakać, ponieważ to jest widok o którym marzyłam. Marzyłam o jego powrocie i nareszcie się udało. To było moje największe marzenie od tych kilku lat. Anastasia zaczyna płakać i szeptać coś do mojego męża.
-Tak, będę już na zawsze.
Teraz już wiem co mówiła. Moje serce się zaciska, ponieważ, wiem jak wszyscy cierpieli.
----------------------------
Spoglądam w lustro kiedy szczotkuję sobie zęby i zauważam, że mój mąż mi się przygląda. Jego włosy są takie długie, a ciało prawie niewidocznie się zmieniło. Ma owinięty ręcznik wokół bioder i wygląda tak cudownie. Wypluwam resztkę pasty i już po chwili czuję jego dłonie na moich biodrach. Uśmiecham się i płuczę usta celowo wypinając swoją pupę w stronę jego przyrodzenia. Boże, kto by pomyślał, że będę kiedykolwiek aż tak pragnęła jego dotyku. Czuję jak nachyla się nade mną i już po chwili jest przy moim uchu.
-Nie rób tak, bo będę zmuszony przelecieć cię tutaj w łazience, a serio tego nie chcę.
Mój uśmiech staje się szerszy w chwili kiedy jego dłoń delikatnie dotyka mojego pośladka i robi na nim małe kółka. Szybkim ruchem odwracam się w jego stronę i kładę swoje dłonie na jego ramiona. On mocniej przybiera mnie do blatu szafki i chwyta w palce niesforny kosmyk, który wpadł mi na twarz. Wkłada go za ucho i uśmiecha się.
-Nigdy nie zapomniałem jaka jesteś piękna. Śniłaś mi się każdej nocy. Czasem to były koszmary, że odchodzisz, ale częściej śniłaś mi się taka cudowna i beztroska. Jak tutaj wracałem naprawdę się bałem, że nie będziesz chciała mnie znać.
-Przestań jesteś moim mężem, przeszliśmy już nie jedną rzecz. Ta była najtrudniejsza, ale przetrwaliśmy. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy.
-Ty dla mnie też, kochanie.
Przygryzam dolną wargę, a on uśmiecha się. Pochyla się i delikatnie całuje moje czoło. Jest taki jak pamiętam. Potrzebuję go. Naprawdę go potrzebuję. Jego dłonie wędrują na moje uda i podnoszą mnie na jego wysokość. Oplatam nogi wokół jego bioder i wkładam głowę w zagłębienie między jego głową a ramieniem składając delikatne pocałunki. Jego skóra pachnie brzoskwiniowym żelem do kąpieli. Odchyla głowę dając mi jeszcze większy dostęp. Moje oczy rozszerzają si w chwili w której dostrzegam kilka siniaków na jego karku. Zapytam się o nie później, nie chcę żeby opowiadał mi to teraz, ponieważ mam ochotę spędzić z nim chociaż trochę czasu sam na sam. Bez żadnych problemów, po prostu beztrosko. Jego dłonie zaciskają się na moich biodrach i zaczyna iść ze mną w stronę pokoju. Delikatnie poruszam się na nim, a jego oddech przyspiesza. Nagle zderzam się z miękką pościelą na łóżku, a on opiera ręce po obu stronach mojej głowy.
-Obiecaj mi, że później porozmawiamy.
-Obiecuję.
Na jego słowa czuję, jak przez moje ciało przepływa fala przyjemności, ponieważ chce pogadać. Wiem, że będzie się wypytywał o to dlaczego było ze mną, aż tak źle i w ogóle. Ale teraz to nie jest ważne. Uśmiecham się do niego i chwytam jego kark, przyciągając go do siebie i łącząc nasze usta. Są tak miękkie. Jego dłonie wędrują w dół mojego ciała przyprawiając mnie tym o ciarki, ale przyjemnie ciarki. Pieści swoim językiem moje podniebienie i delikatnie znaczy swoimi palcami małe kółka na moim ciele. Kiedy zahacza palcem o gumkę spodenek sprawia tym, że po raz pierwszy od czterech lat pragnę czegoś tak histerycznie. Tak histerycznie jak nigdy. Ma odsunąć dłoń, ale ja szybkim ruchem zakrywam ją swoją i nie pozwalam mu na to. Czuję, że jego penis twardnieje i coraz mocniej na mnie napiera. Z moich oczu sączą się łzy, nawet nie wiem dlaczego. Jego bliskość sprawia, że płaczę. Nie przestając mnie całować delikatnie zsuwa ze mnie spodenki i pozostawia je na kolanach. Jego ciemne włosy oplatają moją twarz. Jego dłoń delikatnie dotyka mnie tam i sprawia, że całe pożądanie już buduje się w dole mojego brzucha. Mój oddech przyspiesza, jakby co najmniej był to mój pierwszy raz. Można powiedzieć, że jest to pierwszy raz. Pierwszy raz od tych czterech lat. Wiem, że po tym wszystkim zostaną ślady na moich ustach, ponieważ on co chwilę przygryza moją wargę i ciągnie ją do góry. Wkładam palce między ręcznik, a jego skórę na pośladkach. Ciągnę w dół materiał pozostawiając go idealnie nagiego. Mój mąż idealnie nagi, nie pamiętam kiedy ostatnio go takiego widziałam. Cichy jęk wydobywający się z moich ust informuje moje ciało o tym, że już jest we mnie. Odchylam głowę w tył, ponieważ porusza się tak powoli i tak cholernie zmysłowo, jak nie on. Tak, dzisiaj będziemy się kochać. Wypycham swoje biodra na spotkanie z nim, a on jęczy gardłowo. Przygryza dolną wargę i wiem, że to wystarczyłoby żebym doszła. Kiedy zauważa, że jest już dobrze przyspiesza swoje ruchy i uśmiecha się do mnie. Jego zielone tęczówki wwiercają mnie w materac. Mój oddech jest cholernie płytki, serce przyspiesza a opuszki palców mocno wbijają się w jego ramiona. Zostaną ślady i wiem to. Ma nowy tatuaż. Poniżej tego na obojczyku, gdzie ma datę urodzenia mamy. Nie wiem co to jest, ale przyglądam się temu bardziej i dostrzegam datę 13.06.2028. To dzisiaj. Wiedział, że dzisiaj wróci. Nachyla się nade mną i delikatnie przyciska swoje wargi do moich nie prosząc o nic więcej. Jestem już blisko, tak cholernie blisko. Wykonuje dwa mocniejsze pchnięcia, a ja zaciskam się wokół niego sprawiając, że on także w momencie dochodzi. Opada na mnie całym swoim ciałem cicho jęcząc. Nadal jest we mnie i oddycha bardzo ciężko.
-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też.
Harry's Pov
Mój oddech jest cholernie szybki, wystarczyły mi jej ciche jęki do tego abym doszedł. Jej oddech, który był blisko mnie i wiedziałem, że nie odejdzie. Czuję jej serce, które bije bardzo szybko i kości, które wbijają się w moje ciało. Boże, jak ja jej pragnąłem. Jak bardzo pragnąłem ją przez te cztery lata.
-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też.
Zwinnym ruchem schodzę z niej tym samym wychodząc z niej. Jej cichy jęk sprawia, że czuję się wspaniale. Podchodzę do komody i zakładam na siebie bokserki. Odwracam się i dostrzegam, że ma już na sobie spodenki i podniosła się wyżej na poduszkach. Chciałbym zobaczyć jej włosy, ale cały czas ma je spięte. Jedną rękę opieram na biodrze, a drugą pocieram swoje czoło. Jest taka śliczna, ale te jej kości są okropne. Podchodzę do łóżka i kładę się obok niej opierając głowę na ręce. Spogląda na mnie i także układa się przodem, ale opierając głowę na poduszce. Delikatnie kładę palce drugiej dłoni na jej żebrach i zaczynam delikatnie wodzić po nich.
-Czemu to robiłaś?
-Nie potrafiłam jeść. Bałam się każdego dnia, że ktoś zadzwoni i powie, że cię zabili. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie było trudne. Nawet nie wiesz jak bardzo wtedy cierpiałam. Wydawało mi się, że najlepiej będzie jak umrę.
-Nie masz ani jednego włosa na ciele, jakim cudem?
-Gdy wyjechałeś, chciałam choć trochę się zmienić. Mam wycięte włosy laserem i już nigdy ich nie będzie. Dobrze wiesz, że zawsze się wstydziłam tych wszystkich włosków, dla mnie zawsze to był wstyd.
-Ale ja je lubiłem.
-Ale ja nie. Ale teraz powiedz mi co tobie się stało. Tutaj i tutaj.
Wskazała palcem na bliznę na czole i siniaki na karku. Matko to jest trochę dziwna historia, bo przecież jak można pobić się z ochroniarzami, którzy oddaliby za ciebie życie gdyby tylko mogli. Po prostu jest mi teraz za to wstyd, bo wiem, że oni wcale nie chcieli dla mnie źle. Chcieli dla mnie jak najlepiej, a ja traktowałem ich na początku jak szmaty. Wyżywałem się na nich za to, że nie ma mojej rodziny przy mnie i są tylko oni. Miałem ich początkowo dość, ale po roku wiedziałem, że oni chcą jak najlepiej. A siniaki to inna sprawa, ale powiem jej. Nie chcę mieć przed nią żadnych tajemnic, ponieważ jest moją żoną, którą kocham ponad swoje życie i nie chcę nigdy stracić. Biorę głęboki oddech i zbieram się na odwagę do wyznania tej idiotycznej rzeczy.
-Pobiłem się kilka razy z ochroniarzami. Raz sam sobie rozwaliłem głowę butelką, bo byłem pijany. Te siniaki to ostatnio. Znowu się upiłem i siedziałem na barierce mojego balkonu. Przestraszyłem się psa, którego tam mieliśmy. Wszedł do mojego pokoju i polizał moją dłoń. Ześlizgnąłem się z barierki i upadłem na ziemię. Bolało jak cholera, ale po prostu upiłem się bo powiedzieli mi, że mogę wrócić. I to wszystko było ze szczęścia.
-Dlaczego się z nimi biłeś?
-Bo zabrali mi was. Odebrali mi największe szczęście na tym świecie. Sądziłem, że chcą dla mnie jak najgorzej, ale po roku zrozumiałem że są przyjaciółmi i chcą mi jak najlepiej pomóc. Traktowali mnie naprawdę dobrze, a ja przez rok nie potrafiłem z nimi normalnie porozmawiać. Biłem ich i chciałem wrócić. Powiedzieli mi, że jeśli chcę zabić swoją rodzinę to proszę bardzo. Wiedziałem wtedy, że muszę czekać aż wszystkich zamkną i wy będziecie bezpieczni.
Przysuwa się do mnie i desperacko przyciska mnie do swojego ciała wtulając głowę w mój tors jak nigdy. Nie wiem co się dzieje, ale przyciągam ją do siebie ramieniem i delikatnie całuję jej czoło. Pachnie tak cudownie. Chwytam za gumkę i pociągam ją w dół. Są krótkie, one są krótkie i wiem to. Mój oddech więźnie w gardle w chwili kiedy czuję, że jest ich mało. Nigdy ich tyle nie było. Ma je do ramion i wiem to.
-Czemu ścięłaś włosy?
Wzrusza tylko ramionami i jeszcze mocniej się we mnie wtula. Wyciągając rękę gaszę światło świecące się po mojej stronie łóżka i przyciskam ją jeszcze mocniej. Moja mała, słodka żona. Nie pamiętam kiedy tak po prostu ją tuliłem. Patrzyłem na jej zdjęcia i tylko dlatego pamiętałem jak wygląda. Lecz wiem teraz, że ją naprawdę kocham, tak jak ona mnie, ponieważ gdybyśmy nie dzielili się tym cudownym uczuciem już dawno nie rozmawialibyśmy razem, nie zaczekałaby na mnie i nie leżelibyśmy teraz w tym łóżku. Oddycha spokojniej ale mocniej mnie ściska. Nie wiem co się dzieje.
-Powiesz mi co się dzieje?
-Boje się, że po raz kolejny odejdziesz.
-Zostanę już na zawsze. Obiecuję. Już nigdy nie odejdę.
________________________
Tak, a więc to już prawie koniec. Został ostatni epilog, wiem że to ff nie było jakieś oszałamiające ale fajnie mi się pisało, choć czasem faktycznie nie miałam weny. Teraz pojawi się nowe ff. Tylko jeszcze rozmyślam o kim, czy bardziej o Zaynie czy Liamie. Kocham każdego kto choć przeczytał tą jedną jedyną część i pozostawił po sobie najmniejszą pamiątkę.
Sonia
x.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, że każdy jeden nawet najmniejszy komentarz motywuje do napisania kolejnej części :)