Mówię do niego, kiedy zanosi się łzami i mocniej zaciska palce na mojej dłoni. Z jednej strony cieszę się, że nic się nie stało dziecku, ale z drugiej nadal czuje ten okropny ból. Uśmiecham się do niego, ale on staje się coraz bardziej roztrzęsiony. Przecież do kurwy już przestałam krwawić, nic mi już nie jest.
-Ej okej, przepraszam. Tak?
-Kurwa to nie tak, że ja cię obwiniam. To nie jest twoja wina. Tak musiało po prostu być.
W momencie wstaje z krzesła i podnosi ręce w obronnym geście. Reszta ludzi leżących ze mną na sali przygląda mu się. Jest wściekły i widzę to, tylko nie mam pojęcia na co, ani tym bardziej na kogo. Na mnie? Przecież powiedział, że to nie moja wina. Od pewnego czasu już tak bardzo mnie irytuje. Przewracam oczami, a on kopie krzesło na środek sali. Momentalnie podskakuję na łóżku i ogarnia mnie wstyd. Patrzę na niego i mam nadzieję, że chodź mój wzrok przemówi do niego. Kręci przecząco głową i wybiega z sali. Czuje się totalnie zażenowana, gdy inni nie spuszczają wzroku z mojej osoby. Ciężko opadam na poduszki i zanoszę się płaczem odwracając się w stronę ściany. Nie mam ochoty oglądać nikogo nawet jego. Delikatnie skubię skrawek szpitalnej pościeli, którą dali mi od razu po rozpatrzeniu mojej sprawy. Może chodzi mu też o to, że to wszystko go przerośnie, ponieważ teraz jeszcze więcej czasu będzie musiał spędzać ze mną. Będzie musiał mnie niańczyć i być na każde zawołanie. Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale na pewno nie powinien tak reagować, ponieważ ani ja ani on nie jesteśmy temu winni. Lekarz powiedział, że poronienie zagrożone zdarza się u siedemdziesięciu trzech procent młodych kobiet w ciąży. Początkowo brzmiało to okropnie, nie wiedziałam o co z tym chodzi, ale gdy lekarz powiedział jak mam postępować, że najlepiej będzie jak spędzę resztę ciąży w domu leżąc w łóżku, wszystko mi przeszło. Już nie denerwuje się tak jak wcześniej. W przeciwieństwie do mojego męża. Miałam pozostać jeszcze na oddziale przez kilka godzin, aby upewnić się że wszystko będzie dobrze. Delikatnie jeżdżę dłonią po brzuchu i modle się o to, żeby nasze dziecko nie miało takiego wybuchowego charakteru jak Harry, bo nie wytrzymam. Przewracam się na bok, w stronę ściany, tak żeby odgrodzić się od wścibskich ludzi patrzących się na mnie. Mam ochotę wydłubać im oczy. Chce mi się płakać, gdy już nikt tego nie może zauważyć. Nagle słyszę że krzesło przysuwa się w moją stronę, a w zasięgu mojego wzroku pojawia się Harry. Przebiega dłonią po swoich włosach, a ja czuje ten okropny odór.
-Dobra, przepraszam. Nie powinienem. Nic się przecież nie stało.
-Ohh.. serio? Sądziłam, że wszystko to moja wina.
-Dobra, przestań. Po prostu byłem zdezorientowany i nie wiedziałem o co chodzi. Przeraziłem się tym, że możemy stracić dziecko.
Spogląda na mnie i kładzie dłoń na mojej. Nienawidzę jego humorów. Raz staje się agresywną osobą, a już po chwili znowu staje się tym kochającym mnie Harrym. Nienawidzę tego po prostu. Przewracam oczami, ale wcale nie chce żeby zabierał dłoni. Pragnę jego dotyku, tylko po to aby czuć że wszystko jest już okej. Uśmiecha się do mnie i mocno zaciska swoje długie palce.
-Kocham cię. Przepraszam, nie chciałem krzyczeć.
-Też cię kocham.
Delikatnie drugą dłonią dotykam jego policzka i ocieram łzy spływające po nich. Nie chcę żeby płakał, po prostu nie chcę patrzeć na jego cierpienie, nienawidzę tego. Ludzie, którzy leżą ze mną w sali nadal się na nas patrzą jakbyśmy co najmniej zabili przed chwilą jakiegoś człowieka, a teraz udajemy, że wszystko jest okej. Mam ich dość, ponieważ nie powinni wtykać swoich popieprzonych nosów w nie swoje sprawy. Jego włosy odstają w różne strony jakby co najmniej wstał z łóżka. Nagle drzwi otwierają się i do sali wchodzi mój tata i Lilianne. Zajebiście. Po prostu zajebiście. Spoglądam na Harry'ego, a on wzrusza ramionami i wypowiada głuche przepraszam. Mam ochotę teraz go uderzyć, ponieważ nie chciałam żeby oni musieli się martwić. Zaciskam szczękę, a on zaczyna się śmiać. Ociera swoje łzy, wstaje z krzesła i podaje sobie dłonie z moim tatą. Pokazuje Lilianne krzesło, żeby mogła sobie usiąść. Doprowadzam się do porządku i siadam prosto uśmiechając się do nich. Tata opiera rękę na łóżku i kręci przecząco głową. Chce mi się z niego śmiać, ponieważ stara się udawać poważnego i wściekłego, ale jakoś mu to nie wychodzi. Delikatnie dotykam materiału pościeli i staram się zmniejszyć swoje zdenerwowanie do minimalnego poziomu. Czuje, że wszyscy patrzą się na mnie tak jakbym miała im się tłumaczyć, choć wcale nie muszę. Przecież to nie jest moja wina, po prostu tak musiało się stać, to chyba logiczne. Niektórzy mają problemy podczas ciąży, a niektórzy nie. Ja jestem z tej pierwszej grupy i wiem że będzie ciężko, nie będę mogła nic robić. Będę musiała tylko leżeć w domu i uważać na to żeby nie przesadzać z ruchem.
-I jak się czujesz?
Ciepły głos Lilianne sprawia, że moje ciało oblewa fala przyjemności i zaczynam się odprężać. Wreszcie ktoś zastanawia się nad tym jak się czuje. A nie tylko denerwuje się z powodu dziecka. Naprawdę tęsknie za mamą, ale ona potrafi ją zastąpić. Kocham ją bardzo mocno tak jak kochałabym mamę gdyby nadal żyła.
-Już wszystko okej. Lekarz powiedział, że to było poronienie zagrożone. I teraz moja ciąża jest zagrożona i muszę leżeć cały czas w domu.
Uśmiecham się do niej choć wcale nie jestem szczęśliwa, żałuje tego że to wszystko musiało się tak potoczyć. Ale żadne z nas nie miało na to najmniejszego wpływu, tak po prostu musiało być i koniec kropka. Lilianne delikatnie chwyta moją dłoń i zaczyna gładzić kciukiem moje knykcie, jest serio kochana. Liczę się dla niej chyba jak prawdziwa córka lub coś w tym stylu.
-A Rose? Wreszcie wyleczyła się z tego zapalenia płuc?
Kręci przecząco głową, a ja wiem że jest serio źle. Nie ukrywali tego przede mną. Wiem, że moja siostra leży w szpitalu, ponieważ jest chujowo. Pewnie teraz poszła spać, a oni przyjechali do mnie.
-Nie. Ale lekarz rokuje, że wyzdrowieje już za tydzień. Już jest coraz lepiej w porównaniu do tego co było. Przecież ona już prawie umierała.
Odpowiada, a ja widzę pierwsze łzy w jej oczach. Żałuje, że zapytałam się o moją siostrę, nie spodziewałam się że może być to aż dla niej taki drażliwy temat. Logiczne, że zbierają się w niej emocje bo to jej córka, a moja siostra, ale nie spodziewałam się że jest aż tak. Chciałabym ją teraz tak bardzo przeprosić, że zaczęłam ten temat. Uśmiecham się słabo do niej w nadziei że choć na chwilę na jej twarzy pojawi się uśmiech, który przeze mnie musiała zastąpić łzami. Nienawidzę gdy ktoś przy mnie płacze, to jest po prostu okropne. A teraz czuje, że dzieje się to przeze mnie co jeszcze bardziej dobija mnie w tej chwili. Biorę głęboki oddech i mocno zaciskam dłoń, na jej drobnych palcach. Spogląda na mnie, a ja wypowiadam głuche przepraszam, na co ona tylko uśmiecha się do mnie.
-Dobra, przepraszam. Nie powinienem. Nic się przecież nie stało.
-Ohh.. serio? Sądziłam, że wszystko to moja wina.
-Dobra, przestań. Po prostu byłem zdezorientowany i nie wiedziałem o co chodzi. Przeraziłem się tym, że możemy stracić dziecko.
Spogląda na mnie i kładzie dłoń na mojej. Nienawidzę jego humorów. Raz staje się agresywną osobą, a już po chwili znowu staje się tym kochającym mnie Harrym. Nienawidzę tego po prostu. Przewracam oczami, ale wcale nie chce żeby zabierał dłoni. Pragnę jego dotyku, tylko po to aby czuć że wszystko jest już okej. Uśmiecha się do mnie i mocno zaciska swoje długie palce.
-Kocham cię. Przepraszam, nie chciałem krzyczeć.
-Też cię kocham.
Delikatnie drugą dłonią dotykam jego policzka i ocieram łzy spływające po nich. Nie chcę żeby płakał, po prostu nie chcę patrzeć na jego cierpienie, nienawidzę tego. Ludzie, którzy leżą ze mną w sali nadal się na nas patrzą jakbyśmy co najmniej zabili przed chwilą jakiegoś człowieka, a teraz udajemy, że wszystko jest okej. Mam ich dość, ponieważ nie powinni wtykać swoich popieprzonych nosów w nie swoje sprawy. Jego włosy odstają w różne strony jakby co najmniej wstał z łóżka. Nagle drzwi otwierają się i do sali wchodzi mój tata i Lilianne. Zajebiście. Po prostu zajebiście. Spoglądam na Harry'ego, a on wzrusza ramionami i wypowiada głuche przepraszam. Mam ochotę teraz go uderzyć, ponieważ nie chciałam żeby oni musieli się martwić. Zaciskam szczękę, a on zaczyna się śmiać. Ociera swoje łzy, wstaje z krzesła i podaje sobie dłonie z moim tatą. Pokazuje Lilianne krzesło, żeby mogła sobie usiąść. Doprowadzam się do porządku i siadam prosto uśmiechając się do nich. Tata opiera rękę na łóżku i kręci przecząco głową. Chce mi się z niego śmiać, ponieważ stara się udawać poważnego i wściekłego, ale jakoś mu to nie wychodzi. Delikatnie dotykam materiału pościeli i staram się zmniejszyć swoje zdenerwowanie do minimalnego poziomu. Czuje, że wszyscy patrzą się na mnie tak jakbym miała im się tłumaczyć, choć wcale nie muszę. Przecież to nie jest moja wina, po prostu tak musiało się stać, to chyba logiczne. Niektórzy mają problemy podczas ciąży, a niektórzy nie. Ja jestem z tej pierwszej grupy i wiem że będzie ciężko, nie będę mogła nic robić. Będę musiała tylko leżeć w domu i uważać na to żeby nie przesadzać z ruchem.
-I jak się czujesz?
Ciepły głos Lilianne sprawia, że moje ciało oblewa fala przyjemności i zaczynam się odprężać. Wreszcie ktoś zastanawia się nad tym jak się czuje. A nie tylko denerwuje się z powodu dziecka. Naprawdę tęsknie za mamą, ale ona potrafi ją zastąpić. Kocham ją bardzo mocno tak jak kochałabym mamę gdyby nadal żyła.
-Już wszystko okej. Lekarz powiedział, że to było poronienie zagrożone. I teraz moja ciąża jest zagrożona i muszę leżeć cały czas w domu.
Uśmiecham się do niej choć wcale nie jestem szczęśliwa, żałuje tego że to wszystko musiało się tak potoczyć. Ale żadne z nas nie miało na to najmniejszego wpływu, tak po prostu musiało być i koniec kropka. Lilianne delikatnie chwyta moją dłoń i zaczyna gładzić kciukiem moje knykcie, jest serio kochana. Liczę się dla niej chyba jak prawdziwa córka lub coś w tym stylu.
-A Rose? Wreszcie wyleczyła się z tego zapalenia płuc?
Kręci przecząco głową, a ja wiem że jest serio źle. Nie ukrywali tego przede mną. Wiem, że moja siostra leży w szpitalu, ponieważ jest chujowo. Pewnie teraz poszła spać, a oni przyjechali do mnie.
-Nie. Ale lekarz rokuje, że wyzdrowieje już za tydzień. Już jest coraz lepiej w porównaniu do tego co było. Przecież ona już prawie umierała.
Odpowiada, a ja widzę pierwsze łzy w jej oczach. Żałuje, że zapytałam się o moją siostrę, nie spodziewałam się że może być to aż dla niej taki drażliwy temat. Logiczne, że zbierają się w niej emocje bo to jej córka, a moja siostra, ale nie spodziewałam się że jest aż tak. Chciałabym ją teraz tak bardzo przeprosić, że zaczęłam ten temat. Uśmiecham się słabo do niej w nadziei że choć na chwilę na jej twarzy pojawi się uśmiech, który przeze mnie musiała zastąpić łzami. Nienawidzę gdy ktoś przy mnie płacze, to jest po prostu okropne. A teraz czuje, że dzieje się to przeze mnie co jeszcze bardziej dobija mnie w tej chwili. Biorę głęboki oddech i mocno zaciskam dłoń, na jej drobnych palcach. Spogląda na mnie, a ja wypowiadam głuche przepraszam, na co ona tylko uśmiecha się do mnie.
---------------------------------
-Mój Boże, Harry serio chcesz być aż tak powściągliwy?
-A jeśli uszkodzę płód. Dobrze wiesz, że jest z tobą źle i nie możesz się przemęczać.
-Ale ty nawet nie chcesz mnie dotknąć, odkąd dziecko kopnęło nie masz najmniejszej ochoty mnie dotykać. Brzydzisz się mnie, ja rozumiem ale bez kurwa, przesady. Nie jestem jakaś trędowata, tylko jestem twoją żoną i jestem do kurwy w ciąży. Czy to tak trudno zrozumieć. Ja pierdole z tobą jest gorzej niż się spodziewałam, myślałam że będziesz normalnie patrzył na moją ciąże, a nie kurwa pierdolił cały czas że jeszcze coś się stanie. Nie rozumiesz, że nic nie może się stać temu pieprzonemu dziecku jak mnie dotkniesz. Nie wiem gdy mnie pocałujesz, ono na pewno nie wypieprzy z mojej macicy. Jestem w ósmym miesiącu i już naprawdę nie wytrzymuje. Wydaje ci się, że możesz coś zrobić mi i dziecku, jeśli tak to wypieprzaj z tej sypialni, nawet nie prosząc mnie o to czy możesz zostać, bo nie mam ochoty oglądać twojej obitej mordy. Znowu zaczynasz te swoje chore gierki, a mnie się brzydzisz. Swojej żony z którą masz dziecko brzydzisz się. A może ja ci się po prostu znudziłam? Może masz jakąś inną, co Haroldzie? Masz może jakąś ładniejszą, hmmm..może blondynkę z długimi nogami no i na pewno z super figurą modelki, a nie z takim okropnym brzuchem jaki ja mam. No powiedz mi prawdę, wolę ją poznać teraz niż dowiedzieć się jutro, za tydzień, miesiąc, rok od któregoś z naszych znajomych. To byłoby najgorsze co mogłoby się wydarzyć, gdyby ktoś powiedział, że mnie zdradzasz. Najpierw zabiłabym ciebie, później ją, a na końcu siebie. Rozumiesz? Powiedz mi prawdę.
Patrzę na niego żałośnie, a jego wzrok jest totalnie przerażony. Mój niepohamowany wybuch gniewu, musiał go przerazić, no ale bez przesady. Nie wytrzymam sekundy dłużej bez jego dotyku, nawet jeśli kładziemy się spać, on odwraca się do mnie plecami. Czuje się jakby mnie już tak naprawdę nie kochał. Jakby to nie był już prawdziwy on, tylko jakiś człowiek bez serca, muszący opiekować się kobietą w ciąży, która tak naprawdę się dla niego nie liczy od pewnej chwili, ponieważ nie może jej już pieprzyć. Przewracam oczami i krzyżuje ręce na brzuchu. Moja podświadomość wreszcie zaczyna bić mi brawo i kłaniać się do stóp. Jest zadowolona tak jak i ja sama, że wreszcie przełamałam się i powiedziałam mu co tak naprawdę od niego chcę. Ja po prostu pragnę jego dłoni na najmniejszym skrawku mojego ciała, lub ust na policzku lub chociaż na czole. Nagle on zrywa się z łóżka i przebiega palcami po ciemnych włosach. Jego wzrok jest wyraźnie wściekły, a ja głośno przełykam ślinę. No przecież nic ci nie zrobi, nie odważyłby się tego zrobić. Jesteś w ciąży. Przewierca mnie całą i po chwili delikatnie kładzie dłoń na moim brzuchu. Matko, co to święto jakieś że mój mąż postanowił mnie dotknąć. Nie spuszcza ze mnie wzroku cały czas delikatnie muskając swoimi palcami mój ciążowy brzuch, matko jaki on jest delikatny.
-To było trudne twoim zdaniem? Czy sądzisz, że coś mi się stało?
-Matko, tak bardzo cię przepraszam kochanie. Ja po prostu się bałem, że wyrządzę wam jakąś krzywdę. Nie powinienem tego robić. I proszę cię, nie mów że mógłbym mieć inną bo dobrze wiesz, że tylko ciebie kocham i obiecywałem ci że będę z tobą dopóki śmierć nas nie rozłączy, tak? Nie spojrzałem na inną odkąd pojawiłaś się w moim życiu. No może kilka razy, ale żadna nie pociągała mnie tak jak ty. Byłaś tą jedną jedyną i wiedziałem to od dnia, kiedy spotkaliśmy się w tym klubie. Później ty tak szybko mi zaufałaś, twoja operacja, później przeprowadzka do mnie to tak szybko się działo. To wszystko tak szybko się działo. I wiedziałem, że jesteś tą jedyną z którą chcę być do końca i to się nie zmieniło, rozumiesz? Nadal cię kocham tak jak kochałem, a z tym brzuchem to może nie wyglądasz kusząco, ale daje to jedyny plus, że faceci nie oglądaliby się za tobą na ulicy gdybyś wychodziła z domu.
Uśmiecha się do mnie a wokół oczu i na czole powstają zmarszczki. Matko dopiero teraz zauważam jak się starzejemy. On ma już dwadzieścia trzy lata, a ja dwadzieścia. Starzejemy się z każdym dniem, choć tak naprawdę nie widać tego po nas. Delikatnie poprawia niesforny kosmyk moich włosów i wkłada go za ucho. Chwyta za tył głowy i przyciąga mnie do siebie w taki sposób, że mój brzuch napiera delikatnie na jego tors. Spoglądam w jego oczy w których buduje się ten cholerny strach. Mam ochotę po raz kolejny na niego nawrzeszczeć, ponieważ nic mi do cholery nie będzie. A jeśli mnie nic nie będzie, to dziecku tym bardziej.
-No pocałuj mnie kurwa!
Zaczyna się śmiać, a ja delikatnie staję na palcach. Chwyta moją brodę w dwa palce i łączy nasze wargi. Odnajduje po chwili mój język i delikatnie zaczyna masować swoim. Mój Boże, jak dawno się tak nie czułam. On tak dawno nie był już blisko mnie, nie dotykał ani nie całował. Myślałam, że jest coś nie tak, ale się pomyliłam. Jego pocałunek jest pełen strachu, pożądania, ale także miłości. Wkłada w niego cały swój wysiłek, a ja czuje że mój oddech zaczyna powoli uciekać wgłąb mojej osoby. Boje się, że za chwilę przestanę oddychać, a to byłaby najgorsza rzecz jaka mogłaby stać się ze mną.
-Kocham cię. Przepraszam, że taki byłem.
W chwili znów spoglądam w jego zielone oczy, a on uśmiecha się po raz kolejny. Nadal delikatnie gładzi moją twarz i masuje skórę mojej głowy. Matko, nareszcie czuje się jakby był ze mną i nie bał się mnie dotykać. Nie wstydzi się mnie i wiem to, gdybym mogła pewnie zabierałby mnie na każde zakupy, ale ja nie mogę się przecież przemęczać, bo coś może mi się stać. I bla, ba, bla. Matko to już ósmy miesiąc, nic by się nie stało gdybym urodziła wcześniaka.
-Zastanawiałeś się jakie imiona?
-Imiona?
-W sensie jeśli to chłopak, a jeśli dziewczynka?
-Chłopak to Filip, a dziewczynka to może Anastasia, a zdrobnieniem byłoby Ana. Może być?
-Cudownie.
Patrzę na niego żałośnie, a jego wzrok jest totalnie przerażony. Mój niepohamowany wybuch gniewu, musiał go przerazić, no ale bez przesady. Nie wytrzymam sekundy dłużej bez jego dotyku, nawet jeśli kładziemy się spać, on odwraca się do mnie plecami. Czuje się jakby mnie już tak naprawdę nie kochał. Jakby to nie był już prawdziwy on, tylko jakiś człowiek bez serca, muszący opiekować się kobietą w ciąży, która tak naprawdę się dla niego nie liczy od pewnej chwili, ponieważ nie może jej już pieprzyć. Przewracam oczami i krzyżuje ręce na brzuchu. Moja podświadomość wreszcie zaczyna bić mi brawo i kłaniać się do stóp. Jest zadowolona tak jak i ja sama, że wreszcie przełamałam się i powiedziałam mu co tak naprawdę od niego chcę. Ja po prostu pragnę jego dłoni na najmniejszym skrawku mojego ciała, lub ust na policzku lub chociaż na czole. Nagle on zrywa się z łóżka i przebiega palcami po ciemnych włosach. Jego wzrok jest wyraźnie wściekły, a ja głośno przełykam ślinę. No przecież nic ci nie zrobi, nie odważyłby się tego zrobić. Jesteś w ciąży. Przewierca mnie całą i po chwili delikatnie kładzie dłoń na moim brzuchu. Matko, co to święto jakieś że mój mąż postanowił mnie dotknąć. Nie spuszcza ze mnie wzroku cały czas delikatnie muskając swoimi palcami mój ciążowy brzuch, matko jaki on jest delikatny.
-To było trudne twoim zdaniem? Czy sądzisz, że coś mi się stało?
-Matko, tak bardzo cię przepraszam kochanie. Ja po prostu się bałem, że wyrządzę wam jakąś krzywdę. Nie powinienem tego robić. I proszę cię, nie mów że mógłbym mieć inną bo dobrze wiesz, że tylko ciebie kocham i obiecywałem ci że będę z tobą dopóki śmierć nas nie rozłączy, tak? Nie spojrzałem na inną odkąd pojawiłaś się w moim życiu. No może kilka razy, ale żadna nie pociągała mnie tak jak ty. Byłaś tą jedną jedyną i wiedziałem to od dnia, kiedy spotkaliśmy się w tym klubie. Później ty tak szybko mi zaufałaś, twoja operacja, później przeprowadzka do mnie to tak szybko się działo. To wszystko tak szybko się działo. I wiedziałem, że jesteś tą jedyną z którą chcę być do końca i to się nie zmieniło, rozumiesz? Nadal cię kocham tak jak kochałem, a z tym brzuchem to może nie wyglądasz kusząco, ale daje to jedyny plus, że faceci nie oglądaliby się za tobą na ulicy gdybyś wychodziła z domu.
Uśmiecha się do mnie a wokół oczu i na czole powstają zmarszczki. Matko dopiero teraz zauważam jak się starzejemy. On ma już dwadzieścia trzy lata, a ja dwadzieścia. Starzejemy się z każdym dniem, choć tak naprawdę nie widać tego po nas. Delikatnie poprawia niesforny kosmyk moich włosów i wkłada go za ucho. Chwyta za tył głowy i przyciąga mnie do siebie w taki sposób, że mój brzuch napiera delikatnie na jego tors. Spoglądam w jego oczy w których buduje się ten cholerny strach. Mam ochotę po raz kolejny na niego nawrzeszczeć, ponieważ nic mi do cholery nie będzie. A jeśli mnie nic nie będzie, to dziecku tym bardziej.
-No pocałuj mnie kurwa!
Zaczyna się śmiać, a ja delikatnie staję na palcach. Chwyta moją brodę w dwa palce i łączy nasze wargi. Odnajduje po chwili mój język i delikatnie zaczyna masować swoim. Mój Boże, jak dawno się tak nie czułam. On tak dawno nie był już blisko mnie, nie dotykał ani nie całował. Myślałam, że jest coś nie tak, ale się pomyliłam. Jego pocałunek jest pełen strachu, pożądania, ale także miłości. Wkłada w niego cały swój wysiłek, a ja czuje że mój oddech zaczyna powoli uciekać wgłąb mojej osoby. Boje się, że za chwilę przestanę oddychać, a to byłaby najgorsza rzecz jaka mogłaby stać się ze mną.
-Kocham cię. Przepraszam, że taki byłem.
W chwili znów spoglądam w jego zielone oczy, a on uśmiecha się po raz kolejny. Nadal delikatnie gładzi moją twarz i masuje skórę mojej głowy. Matko, nareszcie czuje się jakby był ze mną i nie bał się mnie dotykać. Nie wstydzi się mnie i wiem to, gdybym mogła pewnie zabierałby mnie na każde zakupy, ale ja nie mogę się przecież przemęczać, bo coś może mi się stać. I bla, ba, bla. Matko to już ósmy miesiąc, nic by się nie stało gdybym urodziła wcześniaka.
-Zastanawiałeś się jakie imiona?
-Imiona?
-W sensie jeśli to chłopak, a jeśli dziewczynka?
-Chłopak to Filip, a dziewczynka to może Anastasia, a zdrobnieniem byłoby Ana. Może być?
-Cudownie.
Kręcę głową z cholernym uśmiechem na twarzy. Kurde, naprawdę podobają mi się te imiona. Nawet nie wiem kiedy przygryzam wargę, a Harry wydostaje mi ją spomiędzy zębów poprzez kciuk.
----------------------------
Uśmiecham się do mojego męża w chwili gdy on składa łóżeczko w pokoju dla dziecka. Zmienił się, cholernie się zmienił przez te dziewięć miesięcy. Jest teraz bardziej opiekuńczy i stara się jak tylko może. Razem z chłopakami pomalowali ściany w pokoju, skręcili meble, tylko to łóżeczko. Kłócił się z nimi do końca że sam sobie z tym wszystkim poradzi i miał kurwa rację. Siadam na bujanym krześle i delikatnie odpycham się od podłogi. Jego wzrok bacznie mnie obserwuje, a sam przerywa skręcanie. Przygryza dolną wargę i przebiega po swoich długich włosach. Matko nie sądziłam, że doprowadzi je kiedykolwiek do takiego stanu, ale tak naprawdę nie przeszkadza mi to. Kocham go najmocniej na świecie i nikt tego nie zmieni. Ma na sobie luźny, biały t-shirt przez który prześwituje każdy nawet ten najmniejszy tatuaż, dżinsowe spodenki, a jego stopy są nagie. Co ja bym teraz dała aby się z nim kochać. Z miłą chęcią chciałabym urodzić już dziecko. Dziewięć miesięcy było dla nas katorgą, on bał się że mi coś zrobi a po drugie ta ciąża jest zagrożona. Ehh.. nikt chyba nie sądził że kiedykolwiek będę miała takie życie. Kochającego męża, który zadba o wszystko i będzie kochał mnie bezgranicznie. Będzie starał się otaczać mnie troską. Zwłaszcza w tym wieku, przecież mam dopiero dwadzieścia lat, a moje życie można powiedzieć już jest poukładane. Ciotka mojego męża powiedziała, że gdy już wyrobię sobie figurę to mogę wrócić do modelingu. On pracuje w firmie i cholernie dużo zarabia. Tak zdarzają się czasem wpadki, te nie miłe. Gdy dowiaduje się od innych osób, że znowu zadaje się z tym szemranym towarzystwem. Wtedy mam ochotę obrzucić go gównem, ale wiem że on tylko czasem potrzebuje się odstresować od tego wszystkiego co dzieje się u niego w pracy. Teraz siedzi cały czas w domu i wykonuje projekty w gabinecie, ale i tak jest cholernie pochłonięty tą pracą. Nie sądziłam że kiedykolwiek jego nawyki się zmienią i zacznie normalnie funkcjonować, bez żadnych narkotyków, wyścigów i tych wszystkich innych popieprzonych spraw. Podnosi się z podłogi i chwyta moją dłoń. Mocno zaciskam ją, a on jeździ kciukiem po moich knykciach. Tak wiem, że tym razem na pewno dobrze trafiłam, ja kocham jego, a on kocha mnie i to nigdy się nie zmieni. Wypuszcza z siebie powietrze, kładzie dłoń na biodrze i patrzy przez okno.
-Sądzisz, że powinienem porozmawiać z Ashtonem?
-Po tym jak zwyzywałeś go od kurw i innych takich gdy potrzebował twojej pomocy? Sądzę, że powinieneś to zrobić, ponieważ nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Wiesz, gdy ja i Julienne musiałyśmy na to patrzyć zrobiło mi się słabo. Bałam się, że mnie też uderzysz przez to wszystko, a tak serio przecież on nic nie zrobił. Gdybyś widział jak Julienne kurczowo trzymała w swoich ramionach małego, a jej oczy zalewały się łzami w chwili gdy go uderzyłeś po raz pierwszy to było okropne Harry. Nie wiem co wtedy w ciebie wstąpiło, ale po prostu rzygać mi się chciało i było mi tak cholernie wstyd za ciebie. Nie odzywałam się wtedy do Julienne przez dobry tydzień, bo nie wiedziałam czy ma ochotę ze mną rozmawiać.
-Wiem, że wtedy nie powinienem tego robić. Ale matko zauważyłem, że cię dotyka a przecież ty jesteś moja. I broniłem tego co jest moje, tak? Nie chcę żebyś kiedykolwiek odeszła.
-Matko Harry, jaki ty jesteś czasem głupi. On ma przecież żonę i dziecko. Dotknął mnie bo go o to poprosiłam. Chciałam żeby zobaczył. A ty jak zwykle masz te swoje chore paranoje, że cię zostawię choć tyle razy ci powtarzałam, że nie zrobię tego.
Uśmiecha się do mnie krzywo, po czym kuca chwytając obie moje dłonie. Delikatnie przysuwa głowę do mojego brzucha i przykłada ucho.
-Jesteście moi lub moje już na zawsze. Nie wybaczyłbym sobie gdyby kiedykolwiek stało wam się coś złego.
Gdy wypowiada te słowa czuje nieprzyjemne uczucie. Coś w dole brzucha zaciska się, a później rozluźnia. I znowu to samo. I jeszcze raz. Krzywię się w bólu, a Harry przygląda mi się cały czas. Chyba już obydwoje wiemy co się dzieje. Zaczęłam rodzić. Dostałam skurczy. Staram się uspokoić jak mogę, a on idzie po torbę i pakuje moje ubrania w naszej sypialni. Oddycham głęboko, gładzę brzuch i nadal delikatnie odpycham się od delikatnego materiału dywanu na podłodze. Wiem, że nie wolno mi się denerwować i było to pierwszą rzeczą jaką powiedział mi lekarz miesiąc temu. Matko za niedługo na świat wyjdzie nowa Anastasia Styles, albo Filip Styles. Uśmiecham się raczej sama do siebie i chwytam rogu komody. Podnoszę się i staję na równe nogi. Idę do łazienki, nawet nie wiem jakim cudem i zaczynam nakładać sobie tusz na rzęsy. Nic mi nie jest ok? Są skurcze, ale przecież daję radę, gdyby było inaczej to nawet nie potrafiłabym przejść metra. Jestem silną kobietą i dam sobie radę. Spoglądam na siebie w lustrze i widzę całkiem inną osobę niż kilka lat temu. Widzę szczęśliwą Dominice, która spodziewa się dziecka ze swoim mężem. I wszystko w jej życiu jest poukładane. Najpierw oświadczyny, później ślub, nowy dom, dziecko. Wszystko jest jak należy. Uhh.. ten skurcz był cholernie mocny. Wiedziałam, że to będzie dzisiaj. Czułam to od chwili kiedy się obudziłam. Było dziwnie, a teraz jestem już pewna.
-Matko, co ty tu robisz? Miałaś siedzieć.
-Muszę przecież jakoś wyglądać.
Kręci przecząco głową, a ja zauważam że jest już kompletnie ubrany. Ma na sobie niebieską koszulę z rozpiętymi dwoma pierwszymi guzikami, długie dżinsowe spodnie i brązowe buty. Matko wygląda jak chodzący seks, ponieważ wszystko jest do niego idealnie dopasowane i wiem, że jest z różnych pokazów mody. Ohh.. matko, żyjemy jak nieprzeciętni ludzie. Burberry, Calvin Klein, Gucci, Armani. Niektórzy mogą o tym pomarzyć. Pracują po osiemnaście godzin,a my mamy to od tak. Czasem jest mi żal tego, że nie mogę nikomu pomóc i dlatego wspieramy z Harrym jakieś fundacje dla chorych dzieci. Bierzemy udziały w balach charytatywnych, chociaż od pewnego czasu on chodził sam, bo przecież ja nie mogłam. Przewracam oczami na tamto wspomnienie i powracam do rzeczywistości. W dłoni trzyma moją torbę podróżną, a drugą ręką otacza moje ramię. O matko, przecież potrafię sama chodzić. Nie jestem obłożnie chora, tylko po prostu jestem w ciąży.
-Wszystko zabrałeś?
-Tak. Twoje wszystkie dokumenty były na szafce, więc je wziąłem.
Matko oto mój dzielny Harry. Uśmiecham się do niego, a jego usta zaciskają się w cienką linię, jakby bał się tego że może mi się coś stać. Matko ja po prostu rodzę a on jak zwykle musi panikować. Nic mi nie będzie, no chyba że zwariuje psychicznie w momencie w którym już będę na sali porodowej i nie dadzą mi żadnego znieczulenia. Chyba wtedy naprawdę zwariuje. Wsiadam do samochodu, a Harry zajmuje miejsce kierowcy. Droga do szpitala jest cholernie krótka, ponieważ nawet nie chcę wiedzieć ile było na liczniku. To było okropne. Spokojnie wchodzę do holu i macham mojemu lekarzowi. On uśmiecha się do mnie i już po chwili stoi nade mną.
-To już dzisiaj pani Styles?
-Tak proszę pana. Niech pan powie mojemu mężowi żeby nie panikował. Doprowadza mnie tym do szału.
Uśmiecha się do mnie, a ja sama jestem pełna podziwu dla siebie i swojego spokoju. Chyba jeszcze nigdy nie byłam aż tak spokojna jak dzisiaj. Oddycham głęboko i już po chwili jestem na sali trzymając dłoń mojego męża. Skurcze są coraz częstsze, a ja czuje jak ból oblewa całe moje ciało i paraliżuje każdą, nawet tą najmniejszą cząstkę mojego ciała. Patrzę na ciemnowłosego i przewracam oczami. Mocno zaciskam uścisk na jego dłoni i zaciskam zęby.
-Ty kurwo. Wypierdalaj z tej sali. Nie chcę cię widzieć. Jeśli nie wyjdziesz to wykastruje cię. Urwę ci jaja rozumiesz? Rozumiesz to kurwa czy nie.
Syczę przez zęby, a on najwyraźniej jest zdezorientowany, zresztą tak jak ja. Nie sądziłam, że będę się tak zachowywać. Myślałam, że będzie lepiej, o wiele lepiej. Ale przecież jak zwykle się myliłam. Moja głowa opada ciężko, na poduszkę w chwili kiedy uświadamiam sobie, że on wcale nie wychodzi, nadal stoi nade mną i przygląda mi się jak się męczę. Od czasu do czasu drugą dłonią wyciera ręcznikiem pot z mojego czoła i szepcze, żebym była dzielna i nie poddawała się. Mam ochotę czasem uderzyć go w twarz, ale po prostu nie mam na to siły. Jestem zbyt słaba. Teraz największą uwagę muszę poświęcić naszemu nienarodzonemu dziecku. Głośno oddycham i staram się coraz mocniej przeć. Mój oddech jest urywany, a płacz zamienia się w ciche chichotanie.
-------------------------
-Pani Styles, pani poród trwa już trzynaście godzin. Nie możemy się zgodzić na dalszy naturalny poród. Zagraża to państwa dziecku.
Faktycznie skurcze ustąpiły i nie są już takie silne jak wcześniej, racja są męczące, a mnie cały czas się wydaję, że na świat wyjdzie nasze dziecko. Harry jest ze mną cały czas i nie chce odejść. Prosiłam go już tyle razy, żeby wrócił do domu, żeby się przebrał ale się nie zgadza. Chce być przy porodzie. Jest czasem taki denerwujący.
-Proszę zrobić tą cesarkę.
-Nie!
Krzyczę, ale wiem że to i tak nic nie da. Przecież jeszcze zabiję nasze dziecko i gdy lekarz pyta się czy wyrażam zgodę kiwam głową. Dostaję znieczulenie, a na wysokości piersi dają mi jakiś delikatny, zielony materiał zakrywając tym moje całe wnętrzności. Kiedy wreszcie znieczulenie zaczyna działaś uśmiecham się do mojego męża. Już jest wszystko okej i wiem to. On delikatnie gładzi kciukiem moje knykcie i co chwila całuje wierzch dłoni. Widzę, że chirurdzy stoją tuż za białą szmatkę i co chwila przez ich ręce przewijają się im narzędzia. Chcę wiedzieć co tam jest, ale Harry to zauważa i słabo się do mnie uśmiecha.
-Hej, kochanie. Opowiadałem ci, jak Gemma raz weszła w końskie odchody?
-Nie.
Ohh.. serio. Będzie gadał o tym jak jego siostra weszła w jakieś popieprzone gówno. Przecież wiem, co chce zrobić. Chce odwrócić moją uwagę od tego wszystkiego. Po chwili mój świat zaczyna zanikać, ale znów wracam do niego i uśmiecham się na tę jego słabą odpowiedź. Zaczynam się powoli już denerwować, ponieważ ta chwila, minuta, godzina-nie wiem ile czasu mija, ale nie słyszę niczego. Po moim policzku zaczynają sączyć się łzy z tą najgorszą myślą. A jeśli to dziecko już umarło? Przecież powiedzieliby nam. Powiedzieliby? Przecież muszą powiedzieć. Jesteś niemądra Dominice, ale nikt cię za to nie gani, ponieważ twój poród trwa niewyobrażalnie długo. Harry chyba wie co zaczyna się dziać, więc mocno zaciska swoją dłoń na mojej, a drugą ociera moje łzy.
-Wszystko, będzie dobrze mała. Nie płacz, to nie pomoże.
Nagle coś wyrywa mnie z chwili rozpaczy. Słyszę płacz dziecka. Nasze dziecko żyje, matko ono płacze. Nie ono się drze i to w cholerę. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś aż tak bardzo się darł. Oddycham z ulgą, a Harry zaczyna zwalniać swój uścisk i spogląda w stronę lekarzy. Uśmiecha się i wiem, że już widzi nasze dziecko. Oh.. To nie fair, też chcę zobaczyć. Chcę wiedzieć czy to chłopczyk czy dziewczynka?
-To dziewczynka.
-Ile ma punktów?
-Dziewięć.
Rozmowa Harry'ego z położoną wcale nie pomaga. Ale za to wreszcie na świat przyszła mała Anastasia Diana Styles. Nasze wielkie szczęście w malutkiej osobie. Pragnę dostać ją do rąk, ale wiem, że jak na razie mi nie pozwolą. Muszą mnie najpierw zszyć, a później muszę chwilkę odpocząć. Matko, że też nie udało się urodzić naturalnie, mogłabym ją już trzymać w swoich ramionach. Widzę, że jedna z pielęgniarek ją wynosi. Zabierają naszą córkę. Mam ochotę wrzeszczeć, żeby wróciła, ale wiem, że po prostu musi ją pomierzyć, zważyć i takie tam inne gówna.
-Panie Styles, może pan wyjść, musimy zszyć pańską żonę?
-Naturalnie. A mogę iść zobaczyć córkę?
-Oczywiście, niech pan idzie do pomieszczenia gdzie udała się pielęgniarka i może pan się wszystkiemu przyglądać.
Ohh.. Harry nie odchodź. Posyła mi pełen szczęścia uśmiech i puszcza moją dłoń. Opada na łóżko obok mnie, a te chwile gdy wkładają mi wnętrzności, wszystko zszywają trwają wiecznie. Ohh.. Matko. Chyba nigdy aż tak źle się nie czułam. Kiedy wreszcie lekarze mówią mi, że już jest wszystko okej i za chwilę przewożą mnie na salę uśmiecham się w duchu i mam nadzieję, że wreszcie zobaczę naszą słodką córeczkę. Matko była tak długo wyczekiwana i wreszcie nam się udało. Widzę słabe światła lamp, gdy prowadzą mnie do mojej sali. Kiedy wjeżdżamy dostrzegam kilka balonów, kwiatki, ale nikogo nie ma prócz śpiącego Jaya. O matko, jest taki słodki. Ściska swojego ulubionego misia, a kciuka ma w buzi. Do cholery! Gdzie się podziała reszta, no tak pewnie oglądają naszą córkę. Jestem wykończona, te piętnaście godzin było dla mnie wiecznością i zaczynam się zastanawiać czy tak na sto procent chcę więcej dzieci niż jedno. Ale matko, przecież dam radę. Dałam radę przy Anastasi, dam radę i przy innym dziecku. Pielęgniarka wychodzi z sali i delikatnie zamyka za sobą drzwi. Cały czas przyglądam się bratu mojego męża. Wygląda tak słodko, jak zresztą zawsze. Zmęczenie bierze w górę i już po chwili zaczynam zasypiać.
***
-Dominice, gdzie są rodzice?
Czuję jak ktoś delikatnie ciągnie rękaw od mojej koszuli. Słabe światło lampki nocnej pozwala mi zobaczyć kto to jest. Jay uśmiecha się do mnie, a ja delikatnie dotykam jego twarzy. Jest taka delikatna.
-Musieli pójść razem z Harrym.
-Gdzie?
-Pewnie oglądać naszą córkę.
Odczuwam nieprzyjemny ból, jest tępy. Jay wdrapuje się na moje łóżko i już po chwili wtula się we mnie. Owijam go swoim ramieniem i przyciskam jeszcze mocniej do siebie. Jest dla mnie taki ważny. Nawet nie wyobraża sobie. Jest już taki duży, a pamiętam jeszcze czasy gdy był taki malutki i Harry opieprzał swoją mamę za to że puściła jego ukochanego brata do jakiejś popieprzonej szkoły. Przewracam oczami na tamto wydarzenie. Oh..matko, był wtedy taki dziwny. Wiem, że troszczył się o niego i nadal to robi ale bez przesady, nie wolno go w niczym ograniczać. Może boi się też tego, że jego brat tak jak on kiedyś to zrobił wejdzie na tą złą drogę. Odwracam wzrok od niego w chwili gdy słyszę, że ktoś puka do drzwi. Czuje, że jasne światło tych chorych halogenów oplata twarz Jaya i w momencie widzę, że zasnął. Uśmiecham się w chwili gdy widzę, że to Harry trzymający małe zawiniątko na rękach. Czuję, jak pod moimi powiekami zaczynają gromadzić się pierwsze łzy. Matko, chciałabym uszczęśliwiać go tak każdego dnia. Widzę jego uśmiech i wiem, że jest ze mnie cholernie dumny. Siada na taborecie obok łóżka i nachyla delikatnie dziecko w moją stronę. Jest taka słodka. Ma na sobie coś białego, ale nie mogę ocenić co, ponieważ resztę zasłania becik. Jej zamknięte oczy i rączka przy ustach sprawia, że jest jeszcze bardziej urocza. Wyciągam rękę, aby delikatnie pogłaskać jej małe czółko.
-Przypomina mi ciebie gdy śpisz.
Uśmiecham się do Harry'ego, ponieważ jego słowa sprawiają, że moje serce jeszcze bardziej się tym wszystkim raduje.
-Młody już tak długo z tobą leży?
-Nie, przed chwilą mnie obudził. Sądziłam, że już nie zaśnie, ale jednak przeciwnie. Przytulił się i śpi jak zabity.
Ohh. mój mąż trzymający, nasze dziecko na rękach. Jakie to słodkie połączenie. Nigdy nie widziałam, żeby za kimś tak szalał. Wiem, że będzie dla niego oczkiem w głowie. Przygląda jej się cały czas, a ja delikatnie przymykam powieki, ponieważ także jestem strasznie zmęczona i pragnę tylko tego aby zasnąć. Nie chcę już żadnych odwiedzin i mówię to szczerze, chcę spać. A dzięki Jayowi będzie to bardziej możliwe, ponieważ przytula się do mnie, a ja szybciej zasypiam gdy ktoś jest obok mnie i delikatni dotyka mojego ciała.
-Przypomina mi ciebie gdy śpisz.
Uśmiecham się do Harry'ego, ponieważ jego słowa sprawiają, że moje serce jeszcze bardziej się tym wszystkim raduje.
-Młody już tak długo z tobą leży?
-Nie, przed chwilą mnie obudził. Sądziłam, że już nie zaśnie, ale jednak przeciwnie. Przytulił się i śpi jak zabity.
Ohh. mój mąż trzymający, nasze dziecko na rękach. Jakie to słodkie połączenie. Nigdy nie widziałam, żeby za kimś tak szalał. Wiem, że będzie dla niego oczkiem w głowie. Przygląda jej się cały czas, a ja delikatnie przymykam powieki, ponieważ także jestem strasznie zmęczona i pragnę tylko tego aby zasnąć. Nie chcę już żadnych odwiedzin i mówię to szczerze, chcę spać. A dzięki Jayowi będzie to bardziej możliwe, ponieważ przytula się do mnie, a ja szybciej zasypiam gdy ktoś jest obok mnie i delikatni dotyka mojego ciała.
-------------------------
-Tak mamo..nie mamo..oh, matko daj spokój..nie przyjeżdżaj..nie..jak mówię nie, to chyba nie..cieszę się, że wreszcie się rozumiemy. Mamy za dużo odwiedzin w tym tygodniu, ja rozumiem że już za kilka dni są urodziny Anastasi, ale chcemy ją mieć dla siebie, a wy wszyscy przyjeżdżacie, Dominice jest już tym wszystkim zmęczona. Dobrze.. przekażę jej..też was pozdrawiamy.
Spoglądam na Harry'ego z konsternacją trzymając Anastasię i delikatnie tuląc ją do siebie. Odwraca się na pięcie, a jego wzrok jest inny niż normalnie. Pełen miłości? Tak na pewno miłości. Posyłam mu ciepły uśmiech i odwracam się od niego aby delikatnie kręcić się na boki i sprawić aby nasza córka wreszcie zasnęła. Leniwe promienie słońca wpadające przez okno, wcale mi w tym nie pomagają. Czuję jak Harry delikatnie kładzie swoje dłonie na moich ramionach i po chwili przylega do mnie całym swoim ciałem. Z moich ust wydobywa się ciche westchnienie i wiem, że on się uśmiecha.
-Moje dwie królewny. Nie wiem, którą kocham bardziej.
-Mogę cię zapewnić, że nasza miłość jest silniejsza. Nas jest więcej.
-Możemy to zmienić.
Słyszę w jego głosie tą nutkę pożądania. Odwracam się w jego stronę, a jego oczy są ciemne i tak wiem, co ma teraz na myśli. Chce się ze mną kochać. Wzruszam tylko ramionami, a on zaczyna cicho chichotać, lecz po chwili milknie gdy zauważa, że Anastasia ziewa i przeciąga się. Jest taka słodka i coraz bardziej zaczyna przypominać mojego męża. Jest podobno strasznie długa, jak na dzieci w jej wieku co jest naprawdę niespotykane. Ale wiem komu to zawdzięcza. Harry'emu i dziękuje Bogu za to, że nie odziedziczyła po mnie niskiego wzrostu. Może zostanie jakąś sławną modelką, albo coś tego typu. Oh.. matko, nie mogę o tym teraz myśleć, to ona zadecyduje kim tak naprawdę chce być. To będzie jej sprawa, a my nie będziemy mogli się wtrącać, choć jak znam życie Harry będzie chciał we wszystko kwestionować, ponieważ już jest nadopiekuńczy, a Anastasia dopiero będzie kończyła swój pierwszy rok. Nie chcę myśleć o tym co będzie gdy, będzie miała siedemnaście lat i serio zacznie myśleć o chłopakach. Będziemy mieli chyba dużo przesłuchań, ze strony mojego kochanego lecz upartego męża. Pewnie będzie chciał przepytać wszystkich, może już zrobimy listę z pytaniami. Może pierwsze będzie brzmiało: "Jakie masz zamiary wobec naszej córki? Przelotny seks, czy coś bardziej głębszego, związek?". Na tę myśl zaczynam śmiać się z samej siebie, ponieważ przypomina mi się tata. Uśmiecham się teraz sama do siebie i żałuję, że musieli wyjechać z moją siostrą i Lilianne do Stanów. Nie wiem o co chodziło, ale podobno jakieś niedokończone sprawy. Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale mam nadzieję, że nie chodzi o nic złego. Nie ma ich już prawie przez dwa tygodnie, a ja tak bardzo za nimi tęsknię. Wchodzę cicho po schodach i otwieram drzwi od pokoju naszej córki. Ostrożnie odkładam ją do łóżeczka, całuję w czółko i już po chwili jestem na dole wyczekując tej chwili. Chwili prywatności, na którą obydwoje mamy ochotę. Cholerną ochotę. Podchodzę do mojego męża, chwytam jego twarz w dłonie i splatam nasze języki. Jego dłonie znajdują się chwilowo na moich pośladkach i delikatnie je dotykają przez materiał dżinsów. Podskakuję do góry i oplatam swoje nogi wokół jego bioder, a z jego ust wydobywa się niski jęk. Przyprawia mnie o ciarki, lecz po chwili w moim podbrzuszu buduje się pożądanie. Mój ukochany mąż, tylko ja i on.
-Teraz jesteś tylko moja.
_________________________
Ehh.. a więc, to już koniec. Za niedługo pojawią się dwa epilogi. Później możliwe, że poinformuję was o nowym blogu, tylko jeszcze nie wiem kiedy. Mam nadzieję, że kiedyś będziecie miło wspominać tego bloga. Kocham was bardzo mocno. Trochę smutno mi, że to już koniec ale taka kolej rzeczy.