środa, 25 lutego 2015

32. To już dzisiaj pani Styles?

-Harry spójrz na mnie?
Mówię do niego, kiedy zanosi się łzami i mocniej zaciska palce na mojej dłoni. Z jednej strony cieszę się, że nic się nie stało dziecku, ale z drugiej nadal czuje ten okropny ból. Uśmiecham się do niego, ale on staje się coraz bardziej roztrzęsiony. Przecież do kurwy już przestałam krwawić, nic mi już nie jest.
-Ej okej, przepraszam. Tak?
-Kurwa to nie tak, że ja cię obwiniam. To nie jest twoja wina. Tak musiało po prostu być.
W momencie wstaje z krzesła i podnosi ręce w obronnym geście. Reszta ludzi leżących ze mną na sali przygląda mu się. Jest wściekły i widzę to, tylko nie mam pojęcia na co, ani tym bardziej na kogo. Na mnie? Przecież powiedział, że to nie moja wina. Od pewnego czasu już tak bardzo mnie irytuje. Przewracam oczami, a on kopie krzesło na środek sali. Momentalnie podskakuję na łóżku i ogarnia mnie wstyd. Patrzę na niego i mam nadzieję, że chodź mój wzrok przemówi do niego. Kręci przecząco głową i wybiega z sali. Czuje się totalnie zażenowana, gdy inni nie spuszczają wzroku z mojej osoby. Ciężko opadam na poduszki i zanoszę się płaczem odwracając się w stronę ściany. Nie mam ochoty oglądać nikogo nawet jego. Delikatnie skubię skrawek szpitalnej pościeli, którą dali mi od razu po rozpatrzeniu mojej sprawy. Może chodzi mu też o to, że to wszystko go przerośnie, ponieważ teraz jeszcze więcej czasu będzie musiał spędzać ze mną. Będzie musiał mnie niańczyć i być na każde zawołanie. Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale na pewno nie powinien tak reagować, ponieważ ani ja ani on nie jesteśmy temu winni. Lekarz powiedział, że poronienie zagrożone zdarza się u siedemdziesięciu trzech procent młodych kobiet w ciąży. Początkowo brzmiało to okropnie, nie wiedziałam o co z tym chodzi, ale gdy lekarz powiedział jak mam postępować, że najlepiej będzie jak spędzę resztę ciąży w domu leżąc w łóżku, wszystko mi przeszło. Już nie denerwuje się tak jak wcześniej. W przeciwieństwie do mojego męża. Miałam pozostać jeszcze na oddziale przez kilka godzin, aby upewnić się że wszystko będzie dobrze. Delikatnie jeżdżę dłonią po brzuchu i modle się o to, żeby nasze dziecko nie miało takiego wybuchowego charakteru jak Harry, bo nie wytrzymam. Przewracam się na bok, w stronę ściany, tak żeby odgrodzić się od wścibskich ludzi patrzących się na mnie. Mam ochotę wydłubać im oczy. Chce mi się płakać, gdy już nikt tego nie może zauważyć. Nagle słyszę że krzesło przysuwa się w moją stronę, a w zasięgu mojego wzroku pojawia się Harry. Przebiega dłonią po swoich włosach, a ja czuje ten okropny odór.
-Dobra, przepraszam. Nie powinienem. Nic się przecież nie stało. 
-Ohh.. serio? Sądziłam, że wszystko to moja wina.
-Dobra, przestań. Po prostu byłem zdezorientowany i nie wiedziałem o co chodzi. Przeraziłem się tym, że możemy stracić dziecko. 
Spogląda na mnie i kładzie dłoń na mojej. Nienawidzę jego humorów. Raz staje się agresywną osobą, a już po chwili znowu staje się tym kochającym mnie Harrym. Nienawidzę tego po prostu.  Przewracam oczami, ale wcale nie chce żeby zabierał dłoni. Pragnę jego dotyku, tylko po to aby czuć że wszystko jest już okej. Uśmiecha się do mnie i mocno zaciska swoje długie palce. 
-Kocham cię. Przepraszam, nie chciałem krzyczeć.
-Też cię kocham.
Delikatnie drugą dłonią dotykam jego policzka i ocieram łzy spływające po nich.  Nie chcę żeby płakał, po prostu nie chcę patrzeć na jego cierpienie, nienawidzę tego. Ludzie, którzy leżą ze mną w sali nadal się na nas patrzą jakbyśmy co najmniej zabili przed chwilą jakiegoś człowieka, a teraz udajemy, że wszystko jest okej. Mam ich dość, ponieważ nie powinni wtykać swoich popieprzonych nosów w nie swoje sprawy. Jego włosy odstają w różne strony jakby co najmniej wstał z łóżka. Nagle drzwi otwierają się i do sali wchodzi mój tata i Lilianne. Zajebiście. Po prostu zajebiście. Spoglądam na Harry'ego, a on wzrusza ramionami i wypowiada głuche przepraszam. Mam ochotę teraz go uderzyć, ponieważ nie chciałam żeby oni musieli się martwić. Zaciskam szczękę, a on zaczyna się śmiać. Ociera swoje łzy, wstaje z krzesła i podaje sobie dłonie z moim tatą. Pokazuje Lilianne krzesło, żeby mogła sobie usiąść. Doprowadzam się do porządku i siadam prosto uśmiechając się do nich. Tata opiera rękę na łóżku i kręci przecząco głową. Chce mi się z niego śmiać, ponieważ stara się udawać poważnego i wściekłego, ale jakoś mu to nie wychodzi. Delikatnie dotykam materiału pościeli i staram się zmniejszyć swoje zdenerwowanie do minimalnego poziomu. Czuje, że wszyscy patrzą się na mnie tak jakbym miała im się tłumaczyć, choć wcale nie muszę. Przecież to nie jest moja wina, po prostu tak musiało się stać, to chyba logiczne. Niektórzy mają problemy podczas ciąży, a niektórzy nie. Ja jestem z tej pierwszej grupy i wiem że będzie ciężko, nie będę mogła nic robić. Będę musiała tylko leżeć w domu i uważać na to żeby nie przesadzać z ruchem. 
-I jak się czujesz?
Ciepły głos Lilianne sprawia, że moje ciało oblewa fala przyjemności i zaczynam się odprężać. Wreszcie ktoś zastanawia się nad tym jak się czuje. A nie tylko denerwuje się z powodu dziecka. Naprawdę tęsknie za mamą, ale ona potrafi ją zastąpić. Kocham ją bardzo mocno tak jak kochałabym mamę gdyby nadal żyła. 
-Już wszystko okej. Lekarz powiedział, że to było poronienie zagrożone. I teraz moja ciąża jest zagrożona i muszę leżeć cały czas w domu. 
Uśmiecham się do niej choć wcale nie jestem szczęśliwa, żałuje tego że to wszystko musiało się tak potoczyć. Ale żadne z nas nie miało na to najmniejszego wpływu, tak po prostu musiało być i koniec kropka. Lilianne delikatnie chwyta moją dłoń i zaczyna gładzić kciukiem moje knykcie, jest serio kochana. Liczę się dla niej chyba jak prawdziwa córka lub coś w tym stylu.
-A Rose? Wreszcie wyleczyła się z tego zapalenia płuc?
Kręci przecząco głową, a ja wiem że jest serio źle. Nie ukrywali tego przede mną. Wiem, że moja siostra leży w szpitalu, ponieważ jest chujowo. Pewnie teraz poszła spać, a oni przyjechali do mnie. 
-Nie. Ale lekarz rokuje, że wyzdrowieje już za tydzień. Już jest coraz lepiej w porównaniu do tego co było. Przecież ona już prawie umierała.
Odpowiada, a ja widzę pierwsze łzy w jej oczach. Żałuje, że zapytałam się o moją siostrę, nie spodziewałam się że może być to aż dla niej taki drażliwy temat. Logiczne, że zbierają się w niej emocje bo to jej córka, a moja siostra, ale nie spodziewałam się że jest aż tak. Chciałabym ją teraz tak bardzo przeprosić, że zaczęłam ten temat. Uśmiecham się słabo do niej w nadziei że choć na chwilę na jej twarzy pojawi się uśmiech, który przeze mnie musiała zastąpić łzami. Nienawidzę gdy ktoś przy mnie płacze, to jest po prostu okropne. A teraz czuje, że dzieje się to przeze mnie co jeszcze bardziej dobija mnie w tej chwili. Biorę głęboki oddech i mocno zaciskam dłoń, na jej drobnych palcach. Spogląda na mnie, a ja wypowiadam głuche przepraszam, na co ona tylko uśmiecha się do mnie.


---------------------------------


-Mój Boże, Harry serio chcesz być aż tak powściągliwy?
-A jeśli uszkodzę płód. Dobrze wiesz, że jest z tobą źle i nie możesz się przemęczać.
-Ale ty nawet nie chcesz mnie dotknąć, odkąd dziecko kopnęło nie masz najmniejszej ochoty mnie dotykać. Brzydzisz się mnie, ja rozumiem ale bez kurwa, przesady. Nie jestem jakaś trędowata, tylko jestem twoją żoną i jestem do kurwy w ciąży. Czy to tak trudno zrozumieć. Ja pierdole z tobą jest gorzej niż się spodziewałam, myślałam że będziesz normalnie patrzył na moją ciąże, a nie kurwa pierdolił cały czas że jeszcze coś się stanie. Nie rozumiesz, że nic nie może się stać temu pieprzonemu dziecku jak mnie dotkniesz. Nie wiem gdy mnie pocałujesz, ono na pewno nie wypieprzy z mojej macicy. Jestem w ósmym miesiącu i już naprawdę nie wytrzymuje. Wydaje ci się, że możesz coś zrobić mi i dziecku, jeśli tak to wypieprzaj z tej sypialni, nawet nie prosząc mnie o to czy możesz zostać, bo nie mam ochoty oglądać twojej obitej mordy. Znowu zaczynasz te swoje chore gierki, a mnie się brzydzisz. Swojej żony z którą masz dziecko brzydzisz się. A może ja ci się po prostu znudziłam? Może masz jakąś inną, co Haroldzie? Masz może jakąś ładniejszą, hmmm..może blondynkę z długimi nogami no i na pewno z super figurą modelki, a nie z takim okropnym brzuchem jaki ja mam. No powiedz mi prawdę, wolę ją poznać teraz niż dowiedzieć się jutro, za tydzień, miesiąc, rok od któregoś z naszych znajomych. To byłoby najgorsze co mogłoby się wydarzyć, gdyby ktoś powiedział, że mnie zdradzasz. Najpierw zabiłabym ciebie, później ją, a na końcu siebie. Rozumiesz? Powiedz mi prawdę.
Patrzę na niego żałośnie, a jego wzrok jest totalnie przerażony. Mój niepohamowany wybuch gniewu, musiał go przerazić, no ale bez przesady. Nie wytrzymam sekundy dłużej bez jego dotyku, nawet jeśli kładziemy się spać, on odwraca się do mnie plecami. Czuje się jakby mnie już tak naprawdę nie kochał. Jakby to nie był już prawdziwy on, tylko jakiś człowiek bez serca, muszący opiekować się kobietą w ciąży, która tak naprawdę się dla niego nie liczy od pewnej chwili, ponieważ nie może jej już pieprzyć. Przewracam oczami i krzyżuje ręce na brzuchu. Moja podświadomość wreszcie zaczyna bić mi brawo i kłaniać się do stóp. Jest zadowolona tak jak i ja sama, że wreszcie przełamałam się i powiedziałam mu co tak naprawdę od niego chcę. Ja po prostu pragnę jego dłoni na najmniejszym skrawku mojego ciała, lub ust na policzku lub chociaż na czole. Nagle on zrywa się z łóżka i przebiega palcami po ciemnych włosach. Jego wzrok jest wyraźnie wściekły, a ja głośno przełykam ślinę. No przecież nic ci nie zrobi, nie odważyłby się tego zrobić. Jesteś w ciąży. Przewierca mnie całą i po chwili delikatnie kładzie dłoń na moim brzuchu. Matko, co to święto jakieś że mój mąż postanowił mnie dotknąć. Nie spuszcza ze mnie wzroku cały czas delikatnie muskając swoimi palcami mój ciążowy brzuch, matko jaki on jest delikatny.
-To było trudne twoim zdaniem? Czy sądzisz, że coś mi się stało?
-Matko, tak bardzo cię przepraszam kochanie. Ja po prostu się bałem, że wyrządzę wam jakąś krzywdę. Nie powinienem tego robić. I proszę cię, nie mów że mógłbym mieć inną bo dobrze wiesz, że tylko ciebie kocham i obiecywałem ci że będę z tobą dopóki śmierć nas nie rozłączy, tak? Nie spojrzałem na inną odkąd pojawiłaś się w moim życiu. No może kilka razy, ale żadna nie pociągała mnie tak jak ty. Byłaś tą jedną jedyną i wiedziałem to od dnia, kiedy spotkaliśmy się w tym klubie. Później ty tak szybko mi zaufałaś, twoja operacja, później przeprowadzka do mnie to tak szybko się działo. To wszystko tak szybko się działo. I wiedziałem, że jesteś tą jedyną z którą chcę być do końca i to się nie zmieniło, rozumiesz? Nadal cię kocham tak jak kochałem, a z tym brzuchem to może nie wyglądasz kusząco, ale daje to jedyny plus, że faceci nie oglądaliby się za tobą na ulicy gdybyś wychodziła z domu. 
Uśmiecha się do mnie a wokół oczu i na czole powstają zmarszczki. Matko dopiero teraz zauważam jak się starzejemy. On ma już dwadzieścia trzy lata, a ja dwadzieścia. Starzejemy się z każdym dniem, choć tak naprawdę nie widać tego po nas. Delikatnie poprawia niesforny kosmyk moich włosów i wkłada go za ucho. Chwyta za tył głowy i przyciąga mnie do siebie w taki sposób, że mój brzuch napiera delikatnie na jego tors. Spoglądam w jego oczy w których buduje się ten cholerny strach. Mam ochotę po raz kolejny na niego nawrzeszczeć, ponieważ nic mi do cholery nie będzie. A jeśli mnie nic nie będzie, to dziecku tym bardziej. 
-No pocałuj mnie kurwa!
Zaczyna się śmiać, a ja delikatnie staję na palcach. Chwyta moją brodę w dwa palce i łączy nasze wargi. Odnajduje po chwili mój język i delikatnie zaczyna masować swoim. Mój Boże, jak dawno się tak nie czułam. On tak dawno nie był już blisko mnie, nie dotykał ani nie całował. Myślałam, że jest coś nie tak, ale się pomyliłam. Jego pocałunek jest pełen strachu, pożądania, ale także miłości. Wkłada w niego cały swój wysiłek, a ja czuje że mój oddech zaczyna powoli uciekać wgłąb mojej osoby. Boje się, że za chwilę przestanę oddychać, a to byłaby najgorsza rzecz jaka mogłaby stać się ze mną. 
-Kocham cię. Przepraszam, że taki byłem.
W chwili znów spoglądam w jego zielone oczy, a on uśmiecha się po raz kolejny. Nadal delikatnie gładzi moją twarz i masuje skórę mojej głowy. Matko, nareszcie czuje się jakby był ze mną i nie bał się mnie dotykać. Nie wstydzi się mnie i wiem to, gdybym mogła pewnie zabierałby mnie na każde zakupy, ale ja nie mogę się przecież przemęczać, bo coś może mi się stać. I bla, ba, bla. Matko to już ósmy miesiąc, nic by się nie stało gdybym urodziła wcześniaka. 
-Zastanawiałeś się jakie imiona?
-Imiona?
-W sensie jeśli to chłopak, a jeśli dziewczynka?
-Chłopak to Filip, a dziewczynka to może Anastasia, a zdrobnieniem byłoby Ana. Może być?
-Cudownie.
Kręcę głową z cholernym uśmiechem na twarzy. Kurde, naprawdę podobają mi się te imiona. Nawet nie wiem kiedy przygryzam wargę, a Harry wydostaje mi ją spomiędzy zębów poprzez kciuk. 


----------------------------


Uśmiecham się do mojego męża w chwili gdy on składa łóżeczko w pokoju dla dziecka. Zmienił się, cholernie się zmienił przez te dziewięć miesięcy. Jest teraz bardziej opiekuńczy i stara się jak tylko może. Razem z chłopakami pomalowali ściany w pokoju, skręcili meble, tylko to łóżeczko. Kłócił się z nimi do końca że sam sobie z tym wszystkim poradzi i miał kurwa rację. Siadam na bujanym krześle i delikatnie odpycham się od podłogi. Jego wzrok bacznie mnie obserwuje, a sam przerywa skręcanie. Przygryza dolną wargę i przebiega po swoich długich włosach. Matko nie sądziłam, że doprowadzi je kiedykolwiek do takiego stanu, ale tak naprawdę nie przeszkadza mi to. Kocham go najmocniej na świecie i nikt tego nie zmieni. Ma na sobie luźny, biały t-shirt przez który prześwituje każdy nawet ten najmniejszy tatuaż, dżinsowe spodenki, a jego stopy są nagie. Co ja bym teraz dała aby się z nim kochać. Z miłą chęcią chciałabym urodzić już dziecko. Dziewięć miesięcy było dla nas katorgą, on bał się że mi coś zrobi a po drugie ta ciąża jest zagrożona. Ehh.. nikt chyba nie sądził że kiedykolwiek będę miała takie życie. Kochającego męża, który zadba o wszystko i będzie kochał mnie bezgranicznie. Będzie starał się otaczać mnie troską. Zwłaszcza w tym wieku, przecież mam dopiero dwadzieścia lat, a moje życie można powiedzieć już jest poukładane. Ciotka mojego męża powiedziała, że gdy już wyrobię sobie figurę to mogę wrócić do modelingu. On pracuje w firmie i cholernie dużo zarabia. Tak zdarzają się czasem wpadki, te nie miłe. Gdy dowiaduje się od innych osób, że znowu zadaje się z tym szemranym towarzystwem. Wtedy mam ochotę obrzucić go gównem, ale wiem że on tylko czasem potrzebuje się odstresować od tego wszystkiego co dzieje się u niego w pracy. Teraz siedzi cały czas w domu i wykonuje projekty w gabinecie, ale i tak jest cholernie pochłonięty tą pracą. Nie sądziłam że kiedykolwiek jego nawyki się zmienią i zacznie normalnie funkcjonować, bez żadnych narkotyków, wyścigów i tych wszystkich innych popieprzonych spraw. Podnosi się z podłogi i chwyta moją dłoń. Mocno zaciskam ją, a on jeździ kciukiem po moich knykciach. Tak wiem, że tym razem na pewno dobrze trafiłam, ja kocham jego, a on kocha mnie i to nigdy się nie zmieni. Wypuszcza z siebie powietrze, kładzie dłoń na biodrze i patrzy przez okno. 
-Sądzisz, że powinienem porozmawiać z Ashtonem?
-Po tym jak zwyzywałeś go od kurw i innych takich gdy potrzebował twojej pomocy? Sądzę, że powinieneś to zrobić, ponieważ nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Wiesz, gdy ja i Julienne musiałyśmy na to patrzyć zrobiło mi się słabo. Bałam się, że mnie też uderzysz przez to wszystko, a tak serio przecież on nic nie zrobił. Gdybyś widział jak Julienne kurczowo trzymała w swoich ramionach małego, a jej oczy zalewały się łzami w chwili gdy go uderzyłeś po raz pierwszy to było okropne Harry. Nie wiem co wtedy w ciebie wstąpiło, ale po prostu rzygać mi się chciało i było mi tak cholernie wstyd za ciebie. Nie odzywałam się wtedy do Julienne przez dobry tydzień, bo nie wiedziałam czy ma ochotę ze mną rozmawiać.
-Wiem, że wtedy nie powinienem tego robić. Ale matko zauważyłem, że cię dotyka a przecież ty jesteś moja. I broniłem tego co jest moje, tak? Nie chcę żebyś kiedykolwiek odeszła.
-Matko Harry, jaki ty jesteś czasem głupi. On ma przecież żonę i dziecko. Dotknął mnie bo go o to poprosiłam. Chciałam żeby zobaczył. A ty jak zwykle masz te swoje chore paranoje, że cię zostawię choć tyle razy ci powtarzałam, że nie zrobię tego.
Uśmiecha się do mnie krzywo, po czym kuca chwytając obie moje dłonie. Delikatnie przysuwa głowę do mojego brzucha i przykłada ucho. 
-Jesteście moi lub moje już na zawsze. Nie wybaczyłbym sobie gdyby kiedykolwiek stało wam się coś złego. 
Gdy wypowiada te słowa czuje nieprzyjemne uczucie. Coś w dole brzucha zaciska się, a później rozluźnia. I znowu to samo. I jeszcze raz. Krzywię się w bólu, a Harry przygląda mi się cały czas. Chyba już obydwoje wiemy co się dzieje. Zaczęłam rodzić. Dostałam skurczy. Staram się uspokoić jak mogę, a on idzie po torbę i pakuje moje ubrania w naszej sypialni. Oddycham głęboko, gładzę brzuch i nadal delikatnie odpycham się od delikatnego materiału dywanu na podłodze. Wiem, że nie wolno mi się denerwować i było to pierwszą rzeczą jaką powiedział mi lekarz miesiąc temu. Matko za niedługo na świat wyjdzie nowa Anastasia Styles, albo Filip Styles. Uśmiecham się raczej sama do siebie i chwytam rogu komody. Podnoszę się i staję na równe nogi. Idę do łazienki, nawet nie wiem jakim cudem i zaczynam nakładać sobie tusz na rzęsy. Nic mi nie jest ok? Są skurcze, ale przecież daję radę, gdyby było inaczej to nawet nie potrafiłabym przejść metra. Jestem silną kobietą i dam sobie radę. Spoglądam na siebie w lustrze i widzę całkiem inną osobę niż kilka lat temu. Widzę szczęśliwą Dominice, która spodziewa się dziecka ze swoim mężem. I wszystko w jej życiu jest poukładane. Najpierw oświadczyny, później ślub, nowy dom, dziecko. Wszystko jest jak należy. Uhh.. ten skurcz był cholernie mocny. Wiedziałam, że to będzie dzisiaj. Czułam to od chwili kiedy się obudziłam. Było dziwnie, a teraz jestem już pewna.
-Matko, co ty tu robisz? Miałaś siedzieć.
-Muszę przecież jakoś wyglądać.
Kręci przecząco głową, a ja zauważam że jest już kompletnie ubrany. Ma na sobie niebieską koszulę z rozpiętymi dwoma pierwszymi guzikami, długie dżinsowe spodnie i brązowe buty. Matko wygląda jak chodzący seks, ponieważ wszystko jest do niego idealnie dopasowane i wiem, że jest z różnych pokazów mody. Ohh.. matko, żyjemy jak nieprzeciętni ludzie. Burberry, Calvin Klein, Gucci, Armani. Niektórzy mogą o tym pomarzyć. Pracują po osiemnaście godzin,a  my mamy to od tak. Czasem jest mi żal tego, że nie mogę nikomu pomóc i dlatego wspieramy z Harrym jakieś fundacje dla chorych dzieci. Bierzemy udziały w balach charytatywnych, chociaż od pewnego czasu on chodził sam, bo przecież ja nie mogłam. Przewracam oczami na tamto wspomnienie i powracam do rzeczywistości. W dłoni trzyma moją torbę podróżną, a drugą ręką otacza moje ramię. O matko, przecież potrafię sama chodzić. Nie jestem obłożnie chora, tylko po prostu jestem w ciąży. 
-Wszystko zabrałeś?
-Tak. Twoje wszystkie dokumenty były na szafce, więc je wziąłem.
Matko oto mój dzielny Harry. Uśmiecham się do niego, a jego usta zaciskają się w cienką linię, jakby bał się tego że może mi się coś stać. Matko ja po prostu rodzę a on jak zwykle musi panikować. Nic mi nie będzie, no chyba że zwariuje psychicznie w momencie w którym już będę na sali porodowej i nie dadzą mi żadnego znieczulenia. Chyba wtedy naprawdę zwariuje. Wsiadam do samochodu, a Harry zajmuje miejsce kierowcy. Droga do szpitala jest cholernie krótka, ponieważ nawet nie chcę wiedzieć ile było na liczniku. To było okropne. Spokojnie wchodzę do holu i macham mojemu lekarzowi. On uśmiecha się do mnie i już po chwili stoi nade mną.
-To już dzisiaj pani Styles?
-Tak proszę pana. Niech pan powie mojemu mężowi żeby nie panikował. Doprowadza mnie tym do szału. 
Uśmiecha się do mnie, a ja sama jestem pełna podziwu dla siebie i swojego spokoju. Chyba jeszcze nigdy nie byłam aż tak spokojna jak dzisiaj. Oddycham głęboko i już po chwili jestem na sali trzymając dłoń mojego męża. Skurcze są coraz częstsze, a ja czuje jak ból oblewa całe moje ciało i paraliżuje każdą, nawet tą najmniejszą cząstkę mojego ciała. Patrzę na ciemnowłosego i przewracam oczami. Mocno zaciskam uścisk na jego dłoni i zaciskam zęby. 
-Ty kurwo. Wypierdalaj z tej sali. Nie chcę cię widzieć. Jeśli nie wyjdziesz to wykastruje cię. Urwę ci jaja rozumiesz? Rozumiesz to kurwa czy nie.
Syczę przez zęby, a on najwyraźniej jest zdezorientowany, zresztą tak jak ja. Nie sądziłam, że będę się tak zachowywać. Myślałam, że będzie lepiej, o wiele lepiej. Ale przecież jak zwykle się myliłam. Moja głowa opada ciężko, na poduszkę w chwili kiedy uświadamiam sobie, że on wcale nie wychodzi, nadal stoi nade mną i przygląda mi się jak się męczę. Od czasu do czasu drugą dłonią wyciera ręcznikiem pot z mojego czoła i szepcze, żebym była dzielna i nie poddawała się. Mam ochotę czasem uderzyć go w twarz, ale po prostu nie mam na to siły. Jestem zbyt słaba. Teraz największą uwagę muszę poświęcić naszemu nienarodzonemu dziecku. Głośno oddycham i staram się coraz mocniej przeć. Mój oddech jest urywany, a płacz zamienia się w ciche chichotanie. 

-------------------------


-Pani Styles, pani poród trwa już trzynaście godzin. Nie możemy się zgodzić na dalszy naturalny poród. Zagraża to państwa dziecku. 
Faktycznie skurcze ustąpiły i nie są już takie silne jak wcześniej, racja są męczące, a mnie cały czas się wydaję, że na świat wyjdzie nasze dziecko. Harry jest ze mną cały czas i nie chce odejść. Prosiłam go już tyle razy, żeby wrócił do domu, żeby się przebrał ale się nie zgadza. Chce być przy porodzie. Jest czasem taki denerwujący.
-Proszę zrobić tą cesarkę.
-Nie!
Krzyczę, ale wiem że to i tak nic nie da. Przecież jeszcze zabiję nasze dziecko i gdy lekarz pyta się czy wyrażam zgodę kiwam głową. Dostaję znieczulenie, a na wysokości piersi dają mi jakiś delikatny, zielony materiał  zakrywając tym moje całe wnętrzności. Kiedy wreszcie znieczulenie zaczyna działaś uśmiecham się do mojego męża. Już jest wszystko okej i wiem to. On delikatnie gładzi kciukiem moje knykcie i co chwila całuje wierzch dłoni. Widzę, że chirurdzy stoją tuż za białą szmatkę i co chwila przez ich ręce przewijają się im narzędzia. Chcę wiedzieć co tam jest, ale Harry to zauważa i słabo się do mnie uśmiecha.
-Hej, kochanie. Opowiadałem ci, jak Gemma raz weszła w końskie odchody?
-Nie.
Ohh.. serio. Będzie gadał o tym jak jego siostra weszła w jakieś popieprzone gówno. Przecież wiem, co chce zrobić. Chce odwrócić moją uwagę od tego wszystkiego. Po chwili mój świat zaczyna zanikać, ale znów wracam do niego i uśmiecham się na tę jego słabą odpowiedź. Zaczynam się powoli już denerwować, ponieważ ta chwila, minuta, godzina-nie wiem ile czasu mija, ale nie słyszę niczego. Po moim policzku zaczynają sączyć się łzy z tą najgorszą myślą. A jeśli to dziecko już umarło? Przecież powiedzieliby nam. Powiedzieliby? Przecież muszą powiedzieć. Jesteś niemądra Dominice, ale nikt cię za to nie gani, ponieważ twój poród trwa niewyobrażalnie długo. Harry chyba wie co zaczyna się dziać, więc mocno zaciska swoją dłoń na mojej, a drugą ociera moje łzy. 
-Wszystko, będzie dobrze mała. Nie płacz, to nie pomoże. 
Nagle coś wyrywa mnie z chwili rozpaczy. Słyszę płacz dziecka. Nasze dziecko żyje, matko ono płacze. Nie ono się drze i to w cholerę. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś aż tak bardzo się darł. Oddycham z ulgą, a Harry zaczyna zwalniać swój uścisk i spogląda w stronę lekarzy. Uśmiecha się i wiem, że już widzi nasze dziecko. Oh.. To nie fair, też chcę zobaczyć. Chcę wiedzieć czy to chłopczyk czy dziewczynka? 
-To dziewczynka.
-Ile ma punktów?
-Dziewięć. 
Rozmowa Harry'ego z położoną wcale nie pomaga. Ale za to wreszcie na świat przyszła mała Anastasia Diana Styles. Nasze wielkie szczęście w malutkiej osobie. Pragnę dostać ją do rąk, ale wiem, że jak na razie mi nie pozwolą. Muszą mnie najpierw zszyć, a później muszę chwilkę odpocząć. Matko, że też nie udało się urodzić naturalnie, mogłabym ją już trzymać w swoich ramionach. Widzę, że jedna z pielęgniarek ją wynosi. Zabierają naszą córkę. Mam ochotę wrzeszczeć, żeby wróciła, ale wiem, że po prostu musi ją pomierzyć, zważyć i takie tam inne gówna.
-Panie Styles, może pan wyjść, musimy zszyć pańską żonę?
-Naturalnie. A mogę iść zobaczyć córkę?
-Oczywiście, niech pan idzie do pomieszczenia gdzie udała się pielęgniarka i może pan się wszystkiemu przyglądać.
Ohh.. Harry nie odchodź. Posyła mi pełen szczęścia uśmiech i puszcza moją dłoń. Opada na łóżko obok mnie, a te chwile gdy wkładają mi wnętrzności, wszystko zszywają trwają wiecznie. Ohh.. Matko. Chyba nigdy aż tak źle się nie czułam. Kiedy wreszcie lekarze mówią mi, że już jest wszystko okej i za chwilę przewożą mnie na salę uśmiecham się w duchu i mam nadzieję, że wreszcie zobaczę naszą słodką córeczkę. Matko była tak długo wyczekiwana i wreszcie nam się udało. Widzę słabe światła lamp, gdy prowadzą mnie do mojej sali. Kiedy wjeżdżamy dostrzegam kilka balonów, kwiatki, ale nikogo nie ma prócz śpiącego Jaya. O matko, jest taki słodki. Ściska swojego ulubionego misia, a kciuka ma w buzi. Do cholery! Gdzie się podziała reszta, no tak pewnie oglądają naszą córkę. Jestem wykończona, te piętnaście godzin było dla mnie wiecznością i zaczynam się zastanawiać czy tak na sto procent chcę więcej dzieci niż jedno. Ale matko, przecież dam radę. Dałam radę przy Anastasi, dam radę i przy innym dziecku. Pielęgniarka wychodzi z sali i delikatnie zamyka za sobą drzwi. Cały czas przyglądam się bratu mojego męża. Wygląda tak słodko, jak zresztą zawsze. Zmęczenie bierze w górę i już po chwili zaczynam zasypiać.


***

-Dominice, gdzie są rodzice?
Czuję jak ktoś delikatnie ciągnie rękaw od mojej koszuli. Słabe światło lampki nocnej pozwala mi zobaczyć kto to jest. Jay uśmiecha się do mnie, a ja delikatnie dotykam jego twarzy. Jest taka delikatna. 
-Musieli pójść razem z Harrym. 
-Gdzie?
-Pewnie oglądać naszą córkę. 
Odczuwam nieprzyjemny ból, jest tępy. Jay wdrapuje się na moje łóżko i już po chwili wtula się we mnie. Owijam go swoim ramieniem i przyciskam jeszcze mocniej do siebie. Jest dla mnie taki ważny. Nawet nie wyobraża sobie. Jest już taki duży, a pamiętam jeszcze czasy gdy był taki malutki i Harry opieprzał swoją mamę za to że puściła jego ukochanego brata do jakiejś popieprzonej szkoły. Przewracam oczami na tamto wydarzenie. Oh..matko, był wtedy taki dziwny. Wiem, że troszczył się o niego i nadal to robi ale bez przesady, nie wolno go w niczym ograniczać. Może boi się też tego, że jego brat tak jak on kiedyś to zrobił wejdzie na tą złą drogę. Odwracam wzrok od niego w chwili gdy słyszę, że ktoś puka do drzwi. Czuje, że jasne światło tych chorych halogenów oplata twarz Jaya i w momencie widzę, że zasnął. Uśmiecham się w chwili gdy widzę, że to Harry trzymający małe zawiniątko na rękach. Czuję, jak pod moimi powiekami zaczynają gromadzić się pierwsze łzy. Matko, chciałabym uszczęśliwiać go tak każdego dnia. Widzę jego uśmiech i wiem, że jest ze mnie cholernie dumny. Siada na taborecie obok łóżka i nachyla delikatnie dziecko w moją stronę. Jest taka słodka. Ma na sobie coś białego, ale nie mogę ocenić co, ponieważ resztę zasłania becik. Jej zamknięte oczy i rączka przy ustach sprawia, że jest jeszcze bardziej urocza. Wyciągam rękę, aby delikatnie pogłaskać jej małe czółko. 
-Przypomina mi ciebie gdy śpisz.
Uśmiecham się do Harry'ego, ponieważ jego słowa sprawiają, że moje serce jeszcze bardziej się tym wszystkim raduje. 
-Młody już tak długo z tobą leży?
-Nie, przed chwilą mnie obudził. Sądziłam, że już nie zaśnie, ale jednak przeciwnie. Przytulił się i śpi jak zabity.
Ohh. mój mąż trzymający, nasze dziecko na rękach. Jakie to słodkie połączenie. Nigdy nie widziałam, żeby za kimś tak szalał. Wiem, że będzie dla niego oczkiem w głowie. Przygląda jej się cały czas, a ja delikatnie przymykam powieki, ponieważ także jestem strasznie zmęczona i pragnę tylko tego aby zasnąć. Nie chcę już żadnych odwiedzin i mówię to szczerze, chcę spać. A dzięki Jayowi będzie to bardziej możliwe, ponieważ przytula się do mnie, a ja szybciej zasypiam gdy ktoś jest obok mnie i delikatni dotyka mojego ciała. 


-------------------------

-Tak mamo..nie mamo..oh, matko daj spokój..nie przyjeżdżaj..nie..jak mówię nie, to chyba nie..cieszę się, że wreszcie się rozumiemy. Mamy za dużo odwiedzin w tym tygodniu, ja rozumiem że już za kilka dni są urodziny Anastasi, ale chcemy ją mieć dla siebie, a wy wszyscy przyjeżdżacie, Dominice jest już tym wszystkim zmęczona. Dobrze.. przekażę jej..też was pozdrawiamy.
Spoglądam na Harry'ego z konsternacją trzymając Anastasię i delikatnie tuląc ją do siebie. Odwraca się na pięcie, a jego wzrok jest inny niż normalnie. Pełen miłości? Tak na pewno miłości. Posyłam mu ciepły uśmiech i odwracam się od niego aby delikatnie kręcić się na boki i sprawić aby nasza córka wreszcie zasnęła. Leniwe promienie słońca wpadające przez okno, wcale mi w tym nie pomagają. Czuję jak Harry delikatnie kładzie swoje dłonie na moich ramionach i po chwili przylega do mnie całym swoim ciałem. Z moich ust wydobywa się ciche westchnienie i wiem, że on się uśmiecha.
-Moje dwie królewny. Nie wiem, którą kocham bardziej.
-Mogę cię zapewnić, że nasza miłość jest silniejsza. Nas jest więcej. 
-Możemy to zmienić.
Słyszę w jego głosie tą nutkę pożądania. Odwracam się w jego stronę, a jego oczy są ciemne i tak wiem, co ma teraz na myśli. Chce się ze mną kochać. Wzruszam tylko ramionami, a on zaczyna cicho chichotać, lecz po chwili milknie gdy zauważa, że Anastasia ziewa i przeciąga się. Jest taka słodka i coraz bardziej zaczyna przypominać mojego męża. Jest podobno strasznie długa, jak na dzieci w jej wieku co jest naprawdę niespotykane. Ale wiem komu to zawdzięcza. Harry'emu i dziękuje Bogu za to, że nie odziedziczyła po mnie niskiego wzrostu. Może zostanie jakąś sławną modelką, albo coś tego typu. Oh.. matko, nie mogę o tym teraz myśleć, to ona zadecyduje kim tak naprawdę chce być. To będzie jej sprawa, a my nie będziemy mogli się wtrącać, choć jak znam życie Harry będzie chciał we wszystko kwestionować, ponieważ już jest nadopiekuńczy, a Anastasia dopiero będzie kończyła swój pierwszy rok. Nie chcę myśleć o tym co będzie gdy, będzie miała siedemnaście lat i serio zacznie myśleć o chłopakach. Będziemy mieli chyba dużo przesłuchań, ze strony mojego kochanego lecz upartego męża. Pewnie będzie chciał przepytać wszystkich, może już zrobimy listę z pytaniami. Może pierwsze będzie brzmiało: "Jakie masz zamiary wobec naszej córki? Przelotny seks, czy coś bardziej głębszego, związek?". Na tę myśl zaczynam śmiać się z samej siebie, ponieważ przypomina mi się tata. Uśmiecham się teraz sama do siebie i żałuję, że musieli wyjechać z moją siostrą i Lilianne do Stanów. Nie wiem o co chodziło, ale podobno jakieś niedokończone sprawy. Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale mam nadzieję, że nie chodzi o nic złego. Nie ma ich już prawie przez dwa tygodnie, a ja tak bardzo za nimi tęsknię. Wchodzę cicho po schodach i otwieram drzwi od pokoju naszej córki. Ostrożnie odkładam ją do łóżeczka, całuję w czółko i już po chwili jestem na dole wyczekując tej chwili. Chwili prywatności, na którą obydwoje mamy ochotę. Cholerną ochotę. Podchodzę do mojego męża, chwytam jego twarz w dłonie i splatam nasze języki. Jego dłonie znajdują się chwilowo na moich pośladkach i delikatnie je dotykają przez materiał dżinsów. Podskakuję do góry i oplatam swoje nogi wokół jego bioder, a z jego ust wydobywa się niski jęk. Przyprawia mnie o ciarki, lecz po chwili w moim podbrzuszu buduje się pożądanie. Mój ukochany mąż, tylko ja i on. 
-Teraz jesteś tylko moja.

_________________________
Ehh.. a więc, to już koniec. Za niedługo pojawią się dwa epilogi. Później możliwe, że poinformuję was o nowym blogu, tylko jeszcze nie wiem kiedy. Mam nadzieję, że kiedyś będziecie miło wspominać tego bloga. Kocham was bardzo mocno. Trochę smutno mi, że to już koniec ale taka kolej rzeczy. 

niedziela, 1 lutego 2015

31. Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Prince Royce - You Are The One

Wchodzę do tej wielkiej sali, która jest prawie cała biała. Stoły jak i krzesła pokryte są białym materiałem. Kwiaty porozstawiane są prawie po całej sali, a mnie w oczach zbierają się łzy. Powstrzymywałam je przy całej przysiędze małżeńskiej, ponieważ byłoby wszystko widać na nagraniu, a naprawdę tego nie chce. Nasz stół rezydencki jako jedyny jest ustawiony inaczej niż inne. Jesteśmy obok oświetlonej ściany i widzimy wszystkich gości. Nasz stolik ma sześć miejsc. Zajmuje je ja, Harry, Ashton, Niall, Gemma i Julienne. Spoglądam jeszcze raz na swoją dłoń nie wierząc kompletnie w to, że nareszcie na mojej dłoni jest obrączka. Zastanawiam się czy na pewno nie jest to sen, ale kiedy ciepła dłoń Harry'ego owija się w mojej czuje, że to jest jednak rzeczywistość. Wszyscy ludzie siadają do stolików, kiedy my stoimy przy naszym stole i czekamy na baczność aż wszyscy zajmą swoje miejsce. Kiedy wreszcie się udaje my także siadamy na swoich krzesłach. Moje serce bije mocniej, kiedy wszyscy spoglądają na nas, a ja zdobywam się tylko na mały uśmiech. Spoglądam po kolei na każdego, niestety nie znam wszystkich, ponieważ ta pieprzona rodzina Harry'ego jest taka wielka, że nie umiem nawet zliczyć. Są też niektórzy z moich przyjaciół ze szkoły, ale nie bardzo dużo. Przełykam głośno ślinę, kiedy tata wstaje od stołu oddalonego od nas o jakiś metr i bije widelcem w szklankę. Poprawia swoją marynarkę i zapina ją na guzik. Uśmiecha się do nas, delikatnie kaszle i wreszcie wydobywa z siebie pierwsze słowa.
-Tak, a więc. Większość osób na tej sali wie jakie trudne było życie Dominice, kiedy zginęła jej matka. Niektórzy z was po prostu wiedzieli co stało się z nią i jej psychiką. I wtedy pojawił się on. Chłopak, którego wprost nienawidziłem. Wiedziałem, że jest niebezpieczny, ostrzegałem ją przed nim, ale nigdy mnie nie słuchała. Stawała się coraz bardziej zamknięta w sobie i wtedy była ta operacja. Jej tętniak, był już na takim poziomie, że musiała go operować, bo w przeciwnym razie by umarła. Wtedy poznałem go tak naprawdę, tę jego lepszą połowę. Tą która troszczyła się o nią, martwiła się, każdej nocy spał z nią w sali i pragnął być jak najbliżej. Poczułem, że może coś z tego być, ponieważ moja córka nigdy nie szalała za kimś tak jak za nim. Nigdy nie była, aż tak zakochana. Zaskoczyli mnie, moją żonę i rodzinę mojego zięcia oświadczynami i tym, że ślub będzie tak szybko. Wtedy zaczęły się te kłótnie, ale gdy wszystko się wyjaśniało powrót do normalnego życia był szybki. I teraz wiem, że moja córka nie popełniła swojego największego życiowego błędu i pozwoliła mu się kochać, nie zważając na to jak bardzo tego nie chciałem. Teraz jestem szczęśliwy, że po prostu ich życie się ułoży i zacznie się to tak naprawdę od dziś. 
Uśmiecha się do mnie, a ja czuje jak pierwsze samotne łzy przecinają moje policzki, ponieważ nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego po nim. Że może być aż tak szczery. Harry mocniej ściska moją dłoń, a ja czuje że nareszcie wszystko będzie dobrze i będziemy się kochać jak nikt inny w naszym wieku. Po chwili podają obiad, a ja naprawdę nie mam na niego ochoty, ale muszę go po prostu zjeść. Moje serce bije najmocniej na świecie w momencie, kiedy uświadamiam sobie, że teraz czas na nasz pierwszy taniec. Światła padają centralnie na nas, a wszyscy ludzie przybyli na uroczystość stają pod ścianą i oglądają to jak zaczynamy delikatnie się poruszać. Teraz uświadamiam sobie, że chyba jednak powinniśmy iść na tą naukę tańca, a nie trenować sami do tej piosenki. Jeszcze komuś się to nie spodoba. Przewracam oczami, ponieważ jestem głupia, przecież nie każdemu może się wszystko podobać. 
-Będziemy dzisiaj śpiewać.
Harry szepczę w moją stronę, a moje oczy momentalnie robią się jak dwie iskierki, ponieważ serio, myślałam że już nigdy razem nie zaśpiewają. Będą się wstydzić czy cokolwiek. 
-I tańczyć. Wybacz to już nie ja wymyśliłem. To Niall z chłopakami. 
Mam ochotę się śmiać, ale tylko przytakuje, a moje usta formują się w długi uśmiech. Staram się nie spoglądać na innych tylko patrzeć w oczy mojego męża. Nagle spada na nas kolorowe konfetti, które zamówił Ashton razem z resztą. Czuje się nareszcie, kurwa szczęśliwa i nikt tego nie zniszczy, ani nie może mi powiedzieć że cały czas to powtarzam, ponieważ ja teraz naprawdę już kocham i nigdy się to nie zmieni. Nigdy nie przestanę kochać mojego męża. Wszyscy biją nam brawo, a moje serce staje w momencie kiedy zauważam, że w oczach taty pojawiają się pierwsze łzy. Wiem, że jeszcze nie zejdziemy z parkietu, ponieważ druga piosenka jest dla świadków i drużbów. Oddycham głęboko kiedy podchodzą do nas i wszyscy chwytamy się za ręce. Leci nasza wspólna piosenka czyli Rihanna - Cheers (Drink To That). Wszyscy na sali śmieją się i zaczynają także poruszać się w rytm muzyki, choć wiedzą że nie mogą jak na razie tańczyć z nami. Wreszcie widzę całą rodziną, przyjaciół szczęśliwą jak nigdy. Nucę sobie pod nosem tekst piosenki, kiedy Harry, Ashton, Niall, Gemma i Julienne podchodzą do mnie i chwytają mnie wszyscy przez chwilę czuje się niepewnie kiedy początkowo podrzucają mnie do góry, ale kiedy się przyzwyczajam i słyszę jak wszyscy wokół śpiewają tą piosenkę razem z nimi po prostu zaczynam się śmiać. Nie spodziewałam się, że coś takiego jak ślub może stać się najlepszą rzeczą w moim życiu. Czuje jak moje policzki zaczynają robić się czerwone w momencie kiedy piosenka kończy się, a Harry chwyta mnie w swoje ramiona i całuje czubek mojej głowy. Gdy widzę, że inne osoby wchodzą na parkiet, muszę po prostu wyjść na pole. Harry też idzie, ponieważ musi sobie zapalić, chociaż już tyle razy go prosiłam żeby przestał. Kiedy wychodzimy na zewnątrz widzę osoby z mojej szkoły, również palą papierosy i nagle słyszę ich rozmowę.
-Ślub w wieku 19 lat? Sądzicie, że to normalne.
-Pewnie wpadła.
-Ale słuchaj Julienne też wychodzi za Ashtona za miesiąc.
Przewracam oczami kiedy słyszę to wszystko, a Harry uśmiecha się do mnie trzymając w dłoni papierosa. Zakładam ręce na piersiach i naprawdę nie spodziewałam się tego po nich. Nigdy nie pomyślałabym, że mogliby tak sądzić.
-Czy to takie trudne rzucić to gówno? Ja dałam radę.
-Ale ty to ty kochanie.
Uśmiecha się do mnie jeszcze raz i delikatnie nachyla się nade mną aby złączyć nasze wargi. Od tej chwili śmierdzi swoimi drogimi perfumami, papierosami i gumą miętową. Tak stwierdzam, że to jest najlepszy zapach na całej ziemi. Jego język delikatnie pociera się o mój i tym sprawia że moje ciało w momencie się nagrzewa. Uśmiecham się prosto w jego usta, a on odchyla się ode mnie i znów się zaciąga. 
-No i jak?
-Myślałam, że będzie gorzej. Sądziłam, że będzie jakaś wtopa.


--------------------------

Oddycham głęboko, kiedy wybija godzina na którą wszyscy czekają. Czyli oczepiny. Wiem co mniej więcej mnie czeka, czyli to co zaplanowaliśmy wspólnie, ale to czego nie po prostu przyprawia mnie o mdłości. Siadam na krześle i patrzę na chłopaków, którzy wyciągają swoje gitary. I nie, nie gra tylko Harry i Ashton. Ale też Niall. Inni biorą w dłonie mikrofony, a chłopakom, mającym w dłoniach gitary dają mikroporty. Zaczynam się powoli denerwować, bo jest ich więcej niż ostatnio. Kiedy mówił, że będą śpiewać, myślałam że tylko on i Ashton. A tutaj kurwa wszyscy. Głośno przełykam ślinę, kiedy zaczynają śpiewać. Początkowo ta piosenka nie trafia do mnie w ogóle, do czasu gdy słyszę jak mój mąż zaczyna śpiewać. 

Cause all of me /Bo wszystko co we mnie
Loves all of you /Kocha wszystko co w tobie
Love your curves and all your edges /Kocham twoje krągłości i wszystkie krawędzie
All your perfect imperfections /Wszystkie twoje idealne niedoskonałości
Give your all  to me / Daj mi całą siebię
I'll give my all to you /A ja dam całego siebie, tobie 
You're my end and my beginning /Jesteś moim końcem i początkiem
Even when I lose I'm winning /Nawet jeśli przegrywam, to wygrywam
Cause I give you all, of me /Ponieważ daję ci całego siebie, całego siebie
And you give me all, of you, all /A ty dajesz mi całą siebie, całą siebie

How many times do I have to tell you /Jak często muszę ci mówić
Even when you're crying you're beautiful too /Że nawet kiedy płaczesz jesteś równie piękna
The world is beating you down, I'm around thorugh every mood /Świat cię przytłacza, jestem przy tobie w każdym twoim humorze
You're my downfall, you're my muse /Jesteś moim upadkiem, moją muzą
My worst distraction, my rythm, and blues /Moim najgorszym zatraceniem, moim rytmem i bluesem
I can't stop singing, it's ringing, in my head for you /Nie mogę przestać śpiewać, to dzwoni w mojej głowie dla ciebie

Podnoszę głowę do góry i uświadamiam sobie, że łzy przecinające moją twarz stają się coraz bardziej większe i szybsze. Patrzę na każdego z nich. Każdy ma w oczach łzy i wyglądają jakby każdy śpiewał do każdej z osobna. Widzę jak Harry patrzy się wprost na mnie i stara się mnie pocieszyć uśmiechając się, choć wiem, że on też jest wzruszony. Kiedy piosenka się kończy wszyscy biją brawo, a ja wstaję ze swojego krzesła i stoję jak wryta do momentu w którym Harry podchodzi do mnie i owija swoje ramiona wokół mnie. Głosy krzyczące "gorzko, gorzko" odbijają się w mojej głowie, lecz już po chwili chwytam twarz mojego męża w dłonie i delikatnie łącze nasze usta w jedność. Nasze języki delikatnie ocierają się o siebie, a większość osób zaczyna gwizdać, śmiać się, jeszcze bardziej krzyczeć, lub klaszczą. Moje policzki w momencie robią się różowe, a moje ciało odmawia posłuszeństwa. Serce bije jakby, ktoś próbował mi je ukraść. Dłonie mojego mężczyzny lądują na moją talię, lecz gdy po chwili kiedy czuje że wreszcie muszę złapać powietrze odrywam się od niego i jeszcze raz delikatnie, szybko dotykam jego warg. Przygryzam dolną, wargę, a ludzie śmieją się, nawet nie wiem dlaczego. W momencie odwracam się w ich stronę i uśmiecham się do nich. Niektórzy mają łzy w oczach, a niektórzy po prostu się śmieją. W momencie, przy moich nogach pojawia się Jay, Nikki i Rose. Zastanawiam się jak dotrwali do północy, ponieważ większość dzieci już śpi na górze w pokojach. Mają w dłoniach trzy małe prezenty. Kucamy przy nich obydwoje i razem rozpakowujemy po kolei trzy pudełka. W jednym są dwa małe misie, trzymające się za dłonie, w drugim smoczek , a w trzecim butelka dla dziecka. Przewracam oczami, ale kiedy słyszę cichy chichot mojej siostry sama zaczynam się śmiać, a w moich oczach pojawiają się pojedyncze łzy. Jeszcze nigdy aż tyle nie płakałam co na swoim weselu. Całuje każde dziecko po kolei w czoło i Harry postępuje tak samo. W momencie Nikki i Rose znajdują się w moich ramionach i wstaję na równe nogi żeby podnieść je. Harry podnosi swojego młodszego brata i nagle słyszę dziwne komentarze ze strony gości.
-Pasuje wam trójka!
-Ślicznie razem wyglądacie. 
Śmieje się na cały głos, a Nikki i Rose jakby się umówiły całują moje policzki. Nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek aż tak będzie miło. Że nasze rodzinny zżyją się tak bardzo jak nikt inny. Nie znam wielu osób, ale myślę że po pewnym czasie naprawdę je polubię. Fotograf prosi nas żebyśmy się do siebie zbliżyli, a on zrobi nam zdjęcie. Momentalnie wolna ręka mojego męża owija się wokół mojej talii, a dziewczynki i Jay szczerzą zęby do zdjęcia. Odkładam dzieci na podłogę i teraz wiem co będzie. Teraz te prezenty dla rodziców. Miałam taką śliczną, mowę ale po prostu nie dam rady nic powiedzieć. Popłaczę się i na tym się skończy. Powiem tylko coś co wpadnie mi do głowy. Na środek dołączają tata, ojczym i mama Harry'ego, oraz mój tata i Lilianne. 
-Dziękujemy wam za to, że pozwoliliście nam się urodzić. Dziękujemy za to, że nigdy w nas nie zwątpiliście i zawsze kochaliście, choć czasem zdarzały się wpadki, te mniejsze i te większe. Zawsze staraliście się wybaczać, ponieważ kochacie nas naprawdę nad życie. My kochamy was jeszcze mocniej i dlatego chcielibyśmy wam podziękować z całego serca, za to że pozwoliliście nam się pokochać.
-Dziękujemy wam za to, że wychowaliście nas na naprawdę dorosłe osoby, że kochaliście nas miłością taką jak my otoczymy teraz siebie. Jesteście dla nas bardzo ważni.
Wręczamy im torby z prezentami, a oni już po chwili znikają z parkietu. Słyszę, że podkład do jakiejś piosenki jest puszczony, a Niall zaczyna się głośno śmiać. Odwracam się i widzę, że krzesło, które wcześniej zostało usunięte z parkietu znowu się tam pojawiło. Ashton pokazuje ręką abym usiadła i teraz wiem co mnie czeka. Najgorsza porażka w świecie, będą tańczyć. Zaczynam się śmiać, a Ashton zaczyna śpiewać. Początkowo dziwnie się poruszają jakby kompletnie nie umieli tańczyć. Przykładam dłonie do twarzy i czuje, że powoli już czerwienie się jak burak. Nagle piosenka ożywia się, a chłopacy trzymają ręce Harry'ego, gdy ten robi salto. Gdybym nie była w takim szoku, pewnie bym się posikała. Nigdy nie widziałam ich w takiej posranej akcji.

Baby, look what you've done to me /Kochanie, zobacz co mi zrobiłaś,
Baby, look what you've done now /Kochanie, zobacz co teraz zrobiłaś,
Baby, I'll never leave if you keep holding me this way /Kochanie, nigdy cię nie opuszczę, jeśli będziesz trzymała mnie w ten sposób.

Baby, look what you've done to me /Kochanie, zobacz co mi zrobiłaś,
Baby, you've got me tied down /Kochanie, masz mnie przywiązanego
Baby, I'll never leave if you keep holding me this way /Kochanie, nigdy cię nie opuszczę, jeśli będziesz trzymała mnie w ten sposób.

Głos mojego męża przenika przez moje ciało i pozostawia nieprzyjemny dreszcz na całym ciele. Dlaczego wszystkie ich piosenki muszą być o miłości? No dobra, wiem że to wesele i to na tym polega, ale trochę przesadzają. Moje serce bije mocniej kiedy wszyscy zbliżają się w moją stronę i już po chwili jestem na równych nogach. Ashton bierze moje dłonie i nie przestając śpiewać kręci mną wokoło, a mnie już chce się wymiotować. Po chwili chwyta mnie pod kolana i kręcąc się podaje Niallowi, ten robi dokładnie to samo i śmieje się wprost w moją twarz. Kiedy byłam już na rękach u każdego, wiem że został jeszcze jeden chłopak, a mianowicie mój mąż. Kiedy wreszcie ląduje w jego ramionach, on mocniej przyciska mnie do siebie i kręcąc się patrzy głęboko w moje oczy. Czuje jak uśmiech na moich ustach coraz bardziej się szerzy, a adrenalina pulsująca w żyłach, sprawia że całkowicie zapominam co się teraz tutaj dzieje. Jego usta wypowiadają głuche słowa, a oczy wprost śmieją się do mnie. Nagle staje w miejscu, a ja powracam do rzeczywistości. Piosenka się skończyła, a wszyscy dosłownie wokół nas wiwatują, biją brawa, a to tylko dla nich. Dla mojego męża i przyjaciół. Dlaczego nigdy nie powiedzieli, że umieją śpiewać, mogliby zrobić naprawdę niezłą karierę. No ale teraz już za późno, każdy z nich ma dobrze płatną pracę i radzą sobie jakoś. Nasze wargi delikatnie się łączą,a dziewczyny, które stoją pod ścianą podbiegają do chłopaków i rzucają im się na szyje. Naprawdę jestem szczęśliwa jak nigdy, a Perrie też jest bardziej szczęśliwa niż kiedyś. Teraz gdy już nic nie grozi Zaynowi, nie musi się o nic bać. Pracują ody dwoje zarabiają bardzo dużo, nie muszą bać się o swoją przyszłość. Ostatnio trochę przytyła, każdy już wie że zaszła w ciąże, ale nie chce się do tego po prostu przyznać. Jest taka niewinna i myśli, że my już nic nie zauważyliśmy. Da się zauważyć różnicę między ciąża, a faktycznym utyciem. Spoglądam na nich, a Harry wreszcie odstawia mnie na parkiet. Wiem, że to nie jest koniec zabaw, ponieważ są jeszcze te które wymyśliliśmy my razem z innymi. Mamy nadzieję, że wszystko będzie po naszej myśli, bo jak na razie wszystko nam się udaje. I tak wreszcie czuje, że to jest nasz dzień i nikt nie będzie potrafił tego zniszczyć. Wszyscy się wreszcie cieszą, przez to że między nami nareszcie wszystko się ułożyło i staramy się poświęcać więcej czasu sobie wzajemnie i kochamy się. Chcę zapamiętać ten dzień jako jeden z najlepszych w moim życiu, ponieważ jeszcze nigdy nie czułam się aż tak wyjątkowo jak teraz. Moje serce bije bardzo mocno, a uśmiech sam szerzy się na mojej twarzy. 


----------------------------------

Przewracam oczami w momencie, kiedy widzę jak on bezczynnie siedzi na tej kanapie i ogląda jakiś popieprzony mecz w golfa. Uśmiecha się do mnie, a ja mam ochotę go rozerwać na strzępy, ponieważ nie widzieliśmy się już od tygodnia, a on woli jakiś pieprzony telewizor. Podchodzę do kanapy i staje zasłaniając mu telewizor. Zakładam ręce na piersi i patrzę na niego z pożałowaniem. 
-Idiota.
-A ty jakaś humorzasta jesteś od wczoraj.
-Nie od wczoraj tylko od tygodnia. 
Spoglądam na niego i już po chwili jestem w kuchni. Po prostu coś się ostatnio ze mną dzieje. Miałam mdłości w samolocie, ale przecież to na pewno nie jest ciąża. Lekarz, przecież mi powiedział że szanse są jeden do dziesięciu tysięcy, że będę zdolna do urodzenia dziecka. A wszystko, przez to że odchudzałam się w tak bezsensowny sposób. Wiem, że jestem winna temu, że możliwe jest to, że nigdy nie będziemy mieli dziecka, choć Harry mówi, że to nie prawda, ponieważ każdemu mogło się to wydarzyć, a akurat padło na nas. A może jednak to jest ten czas, może po prostu będziemy mieli dziecko, o które staramy się już od kilku miesięcy. Dokładnie od chwili, kiedy kupiliśmy ten dom na obrzeżach Londynu. Wtedy jednak postanowiłam choć postarać się zajść w ciąże, bo wiedziałam, że jesteśmy odpowiednio zabezpieczeni. I wtedy wszystko zaczęło się psuć, próbowaliśmy wiele razy i pewnego dnia poszliśmy do ginekologa, żeby po prostu dowiedzieć się co jest z nami nie tak. Obydwoje zrobiliśmy badania i wyszło na to, że to jest moja wina. Dobra, nie ważne. Może jednak nam się udało. Wbiegam po schodach na górę i wchodzę do łazienki. Otwieram szafkę i uśmiecham się raczej sama do siebie. Boże może wreszcie nam się udało i będziemy szczęśliwi.  Wyciągam pudełko z testem i siadam na toalecie. Kiedy moje nerwy sięgają zenitu, serce przyspiesza, a oddech staje się ciężki, mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Nie wytrzymuję nawet dziesięciu minut i spoglądam na test. Nie ma drugiej kreski, może jeszcze chwila. Moje oczy zamykają się i serio nie chcę tego widzieć, po prostu boje się to zobaczyć. Spoglądam znów i nic nie ma. 
-Kurwa.
Wyrzucam pudełko do kosza i test tuż za nim. Zbiegam szybko na dół i czuje jak łzy przecinają jedna po drugiej moją twarz.Wiem, że już nigdy nie uszczęśliwię mojego męża tak naprawdę. Momentalnie zrzucam z siebie to okropne uczucie, które miażdży mnie od środka, uśmiecham się i wychodzę na werandę. Nawet nie wiem dlaczego, ale po prostu chcę zobaczyć jak dzieci naszych sąsiadów bawią się. Tak szczerze, naprawdę im zazdroszczę jak nikomu innemu. Moje stopy delikatnie unoszą się nad ziemią, kiedy siadam na huśtawce. Teraz wiem, że byłam głupia z tym całym odchudzaniem. Nigdy tak naprawdę nie powinno do tego dojść. Z nerwów, które przed chwilą doświadczyłam nawet nie zauważyłam gdy zaczęłam zdrapywać lakier ze swoich paznokci. Mój oddech był spokojny, lecz nierównomierny. Łzy same zbierają mi się w oczach, a cale ciało zaczyna się pocić w momencie gdy czuje okropny ból w okolicy macicy. Rozprzestrzenia się po całej dolnej części mojego brzucha. Moje powieki delikatnie przymrużają się, a ból staje się coraz silniejszy. Przykładam dłoń do miejsca, które najbardziej mnie boli. Oddycham szybciej, a oddech staje się strasznie postrzępiony. W momencie, gdy mam wołać Harry'ego, cały ból ustępuje a ja czuje się coraz lepiej. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale to musi być naprawdę coś poważnego. Wstaję z huśtawki i wracam do salonu w którym nie ma mojego męża. Siadam na kanapie i przełączam na jakiś serial. Nawet nie zdążyłam oglądnąć ani kawałka, gdy słyszę jak on zbiega ze schodów.
-Dominice, możesz iść ze mną na górę.
-Jasne.
Wstaje i idę wprost za nim po schodach. Przewracam oczami, ponieważ naprawdę nie mam pojęcia o co mu może chodzić. On śmieje się, ale raczej sam do siebie i uświadamiam sobie, że prowadzi mnie do łazienki. Staje obok umywalki, a ja widzę że na jej gładkiej powierzchni leży mój test. Boże znowu będzie mi gadał żebym się nie załamywała, bo w końcu nam się uda. Bierze biały "patyk" do rąk i uśmiecha się do mnie.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Ale, że niby co? Przecież wyszedł negatywnie.
-No, ale przecież są dwie kreski.
-Że, co kurwa?
Szybkim ruchem zabieram test z jego dłoni i przyglądam mu się z niedowierzaniem, ponieważ to jest nie możliwe. Przecież ewidentnie była jedna kreska. Uśmiecham się, a całe moje ciało zaczyna drżeć. Spoglądam na niego, a on tylko wzrusza ramionami jakby wcale się tym nie przejął, choć wiem że jest inaczej. Musi cieszyć się tak jak ja lub równie mocno. W momencie test zostaje rzucony na podłogę, a ja podskakuję i owijam nogi wokół jego tali. Śmieje się i gładzi moje włosy. Nigdy nie czułam się równie szczęśliwa jak teraz, już tak długo staraliśmy się o to dziecko i naprawdę nie zmarnuje tej szansy. Będę prowadzić się dobrze, żeby urodziło się zdrowe i bez żadnych komplikacji. 
-Kochanie, mogę dzisiaj iść z chłopakami na miasto? Mamy do załatwienia jedną sprawę.
-Do załatwienia?
Spoglądam na niego spod byka i unoszę brwi do góry. On przewraca oczami, ponieważ pewnie dokładnie domyśla się o co mi chodzi. Ja chcę po prostu jak zwykle wiedzieć, po co idą na to pieprzone miasto, o której wróci i czy to nie są jakieś ich porypane gierki, po raz kolejny. Czasem gdy jesteśmy obydwoje w Anglii i on wychodzi z nimi wszystkimi na miasto, później wraca cały poobijany. 
-Tak, tak. No chyba muszę się im pochwalić, że wreszcie moja żona urodzi mi tak długo oczekiwane dziecko.
Wiem, że próbuje odwrócić moją uwagę od prawdy, pewnie po prostu boi się powiedzieć mi prawdy, bo byłabym przeciwna. Uśmiecham się tylko i przytakuje, choć nie przychodzi mi to zbyt łatwo. Składam pocałunek na jego ustach i uświadamiam sobie, że nie jesteśmy tą samą parą co wcześniej. Przed ślubem Harry bał się wychodzić z chłopakami na miasto, ponieważ bał się że mnie straci. A teraz mu jest wszystko jedno, a najgorsze jest to że ja wcale nie jestem temu wszystkiemu przeciwna. Delikatnie wyślizguje się z jego silnych ramion i  idę w stronę salonu. Kiedy delikatnie upadam na kanapę i jej delikatny materiał głośno oddycham. Widzę jak schodzi na dół i poprawia swoją koszulę wkładając ją do spodni. Jest mi trochę żal że nasze życie, aż tak się zmieniło. Przygryzam policzek od środka i powracam wzrokiem na jakiś bezsensowny serial, który tak naprawdę mnie nie interesuje, po prostu chcę zapomnieć że on gdziekolwiek wychodzi. Od pewnego czasu wydaje mi się, że znowu zaczęli uczestniczyć w tych chorych grach. Dziewczyny mówią, że to niemożliwe bo by to zauważyły. Tylko dlaczego Harry najczęściej przychodzi pobity. No chyba nie biją się nawzajem, to byłoby chore. Boje się, że moje myśli mogą stać się prawdą i ten koszmar znów rozgrywa się w naszym życiu, które było już tak spokojne i poukładane. Spoglądam ostatni raz na niego jak na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech, a w moich oczach zbierają się łzy. Staram się mu nie pokazywać jak bardzo się martwię tym wszystkim. Podchodzi do mnie i delikatnie całuje moje czoło. Jego palec przejeżdża po moim policzku, a jego wargi cały czas są przyciśnięte do mojej skóry. Mogę poczuć jego perfumy i zobaczyć coś czego jeszcze nie widziałam. Mała blizna na tętnicy, nie wiem o co chodzi, ale wydaje mi się, że to właśnie o to chodzi. Znowu coś dzieje się w ich tym małym świecie i żadna z nas nie ma o tym pojęcia.
-Nie martw się. Wrócę późno, ale wszystko będzie ok.
Szepcze w moje ucho, a przez moje ciało przepływa silny dreszcz, nie chcę go stracić już nigdy, a na pewno nie w tej chwili. Kiedy wreszcie nam się udało, kiedy wreszcie możemy być szczęśliwą rodziną z dzieckiem. Widzę jak chwyta za swoją marynarkę i znika tuż za rogiem salonu. Drzwi zostają zamknięte, a ja teraz po prostu wiem, że zostałam sama i nie będę potrafiła sobie z tym radzić. Jade wyjechała do babci. Teraz został mi tylko tutaj na osiedlu Ashton, który jak znam życie poszedł z Harrym i innymi. Więc tak na pewno jestem sama. Strach paraliżuje całe moje ciało, nawet nie wiem dlaczego. Nie stanie mu się nic, przecież nie zrobiłby mi tego. Wiem jak na razie jedno, nie chodzą żeby podrywać jakieś dziewczyny. Wydaje mi się, że po prostu już wydorośleli z takich idiotyzmów. Kochają nas ponad życie i nie chcieliby już stracić. Ciekawe czy Jade wie o tych wszystkich wypadach, czy w ogóle rozmawiają z Ashtonem. Z tego co zrozumiałam, to wyjechała tylko dlatego, bo zaszła w ciąże i dostała jakiegoś załamania. Przestraszyła się wszystkiego, porodu, tego że może poronić, a nawet jeśli urodzi to nie wie czy poradzą sobie z tym wszystkim. Delikatnie kładę się na całej długości kanapy i naciągam koc pod sam nos. Moje powieki same się powoli zamykają i czuje, że po prostu zaraz zasnę. To zrobi mi jednak dobrze, ponieważ nie będę się denerwować tym, że tak długo go nie ma i ma wyłączony telefon.


---------------------------------

Słyszę, że ktoś tłucze się po kuchni i najwyraźniej coś mu jest, ponieważ słyszę ciche przeklęcia. Wyciągam telefon spod poduszki i spoglądam na zegarek. Jest po drugiej. Przewracam oczami i postanawiam zobaczyć, co tam się dzieje. Kiedy jestem w korytarzu widzę kilka kropel krwi i od razu mam przed oczami to, że on jest cały zakrwawiony i coś mu się stało. Moje serce przyspiesza, a oddech staje się cholernie ciężki. Nogi zaczynają mi drżeć, a ciało oblewa pot. Z każdym krokiem wydaje mi się, że za chwilę zemdleję, albo zrobię jakąś inną rzecz, której się nie spodziewam. Gdy zbliżam się w stronę drzwi przeklęcia nasilają się, a moja głowa zaczyna pulsować. Popycham drewnianą powłokę drzwi i widzę kilka zakrwawionych skrawków materiału na podłodze. Kiedy podnoszę wzrok momentalnie przykładam dłonie do twarzy, a oddech staje mi w gardle. Nie mogę nic kompletnie powiedzieć, ani tym bardziej krzyknąć. Czuje, że zaraz zemdleje, lecz dzięki szafce o którą się oparłam nic mi nie jest. Spogląda na mnie i widzę w jego oczach łzy. Trzyma kolejny skrawek materiału na zakrwawionym ramieniu. 
-Przepraszam.
Zbieram w sobie siły, podchodzę do niego i uderzam dłonią w jego policzek. Jeszcze nigdy nie czułam się aż tak źle, dlaczego nie potrafił powiedzieć mi prawdy. Mam ochotę uderzyć go jeszcze raz, ale momentalnie dotykam miejsca z którego najbardziej krwawi, a on kładzie dłoń na stół. Widzę dziurę w jego koszuli i delikatne draśnięcie jakby ktoś próbował w niego wycelować, ale był za bardzo słaby. 
-Co się tam stało?
-Broniliśmy Luka. No i jakoś tak samo wyszło, jeju nawet nie wiem czemu. Przepraszam kochanie, kompletnie nie wiem o czym wtedy myślałem. Nie powinienem tego robić. 
-Proszę nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Siedź tutaj. Przyniosę apteczkę i wszystko opatrzymy. 
Nawet nie wiem dlaczego, ale jestem spokojna jak nigdy. Gdybym nie wiedziała, że jestem w ciąży pewnie zaczęłabym się wydzierać i okładać go pięściami. Wyciągam stołek aby dosięgnąć do górnej półki gdzie znajdują się wszystkie potrzebne i rzeczy i gdy wyciągam zaczyna kręcić mi się w głowie. Kurwa. Wiem, że nie powinnam się wspinać, zawsze kręciło mi się w głowie, ale teraz pewnie będzie się to nasilać skoro jestem w tej chorej ciąży. Boże dlaczego ja tak myślę? Przecież to dziecko to spełnienie naszych marzeń, a ja po raz kolejny zaczynam narzekać. Przyznaje się przed samą sobą, że zaczynam panikować przed tym całym macierzyństwem. Rozumiem teraz Julienne. Wiem, jak się czuje. Powracam do mojego męża, a on siedzi i coraz bardziej zanosi się łzami.
-Dlaczego na mnie nie krzyczysz? To jest naprawdę dziwne. A po drugie lubię gdy to robisz. Jesteś wtedy taka seksowna, a ja rosnę od samego patrzenia na ciebie.
-Nie mam na to siły, a poza tym jesteś głupi. Zresztą ja też, że w ogóle nie powinnam wypuścić cię z tego pieprzonego domu. Wiem, że nie powinnam.
-To nie twoja wina, kochanie. Po prostu zaczęliśmy się tam szarpać. A ja wpadłem w szał bo po prostu.. wiesz.. ja..
-Co ty Harry?
Spoglądam na niego w momencie kiedy delikatnie przemywam ranę po kulce, która na całe szczęście nie zostawiła większych obrażeń ani nie została w środku jego bicepsa. Widzę, że jest czymś zdenerwowany i teraz zauważam, że jest jakiś inny. Jego oczy są przykrwione, nie mam pojęcia co tam się stało, mam ochotę zapomnieć. A on na całe szczęście milczy przez ten czas gdy delikatnie zmywam stróżki krwi, które sączą się z rany. Wyciągam bandaż i owijam go wokół jego ramienia. Wygląda na twardego, choć wiem że cierpi. Nie chcę udawać obrażonej, ani nic w tym stylu, ale denerwuje mnie to że tak po prostu nie chciał mi powiedzieć co tam się stało. Odkładam apteczkę do szafki i wychodzę z kuchni nawet nie zwracając uwagi na to, że może mnie wołać, albo chociaż próbować nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt wzrokowy, czy odezwać się. Przygryzam dolną wargę kiedy słyszę jego kroki za sobą. Nawet nie wiem dlaczego zaczynam się cieszyć, kiedy oplata swoje długie palce wokół mojego nadgarstka. Zaciska dłoń na moim ciele i mocno odwraca mnie w swoją stronę. 
-Czemu się nie odezwałaś?
-Po co? I tak nie powiesz co tam robiłeś no nie Haroldzie?
-Kurwa Dominice uwielbiam kiedy tak do mnie mówisz. Twój głos staje się głębszy, a usta tak powoli wypowiadają moje pełne imię, którego tak naprawdę nienawidzę. Tylko ty możesz tak do mnie mówić, nikt inny- delikatnie kładzie jedną z dłoni na moim policzku i uśmiecha się do mnie. Uwielbiam jego skórę, która delikatnie dotyka moją- Okej powiem ci, ale obiecaj że nie będziesz zła. To było jeden jedyny raz i nigdy, ale to przenigdy się już nie powtórzy. Nie wyrzucisz mnie z domu, ani nic w tym stylu, okej?
Przytakuję, choć nie jestem pewna, czy jestem gotowa mu teraz zaufać. Po tym wszystkim nie jestem pewna czy to jest ten sam Harry. Czy pił, czy ćpał czy robił jakieś inne pojebane rzeczy, które doprowadzą mnie do szaleństwa. Uśmiecham się do niego i pozwalam na to aby kontynuował. 
-Umm.. no wiesz tam była Cara. Napastowała mnie, mówiła że już od dawna chce mnie przelecieć. Na co pokazałem jej obrączkę, a ona wyśmiała mnie i powiedziała, że wiedziała że ożenię się z tą dziwką. Nawet na to nie zwróciłem uwagi, po prostu wiesz kochanie, ona jest zwykłym śmieciem. Staje się wrakiem przez narkotyki. No i wiesz nawet nie wiem kiedy zaproponowała nam kokainę. Przepraszam, ale po prostu już tak dawno nic nie brałem, wiem że ci obiecałem, ale po prostu miałam ochotę na choć jedną kreskę. No i później jak zaczęli się szarpać z Lukiem to wkroczyłem do akcji. Miałem przy sobie broń i starałem się im grozić, ale oni byli szybsi i jeden z nich wcelował, we mnie a ja ledwo zdołałem się uchylić przed strzałem. Um.. no dobra co będę owijał w bawełnę, po prostu się najebałem. Najebałem się od jednej kreski. No przepraszam. 
Ahh, no tak musiał ująć w swojej opowieści tą pojebaną dziwkę, której wprost nienawidzę od dnia kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam w mieszkaniu mojego męża. Za każdym razem gdy słyszę jej imię, mam ochotę przywalić jej albo chociaż tej osobie która o niej wspomina. W momencie czuje, że wszystko pęka. Mój oddech staje się płytszy, a ja czuje że zaraz nie wytrzymam i tak po prostu na niego wybuchnę. Nienawidzę, gdy musi robić rzeczy wbrew mnie, jest wtedy na maksa wkurwiający. 
-Dobrze, okej. 
-Ale serio?
-Chcesz drążyć ten temat i sprawić żebym się zdenerwowała i zaczęła cię bić, czy raczej chcesz tego żebym spokojnie położyła się spać i zapomniała o tym co się stało.
Nie odpowiada co daje mi znak na to, że raczej to drugie. Wchodzę po schodach i wiem, że tym razem nie idzie za mną. Nie słyszę jego stóp, które biją w drewnianą podłogę. Słyszę jak cicho chrząka, a ja naprawdę nie chce się do niego odwracać. Nie mam teraz ochoty na niego patrzeć.
-Dominice, ja potrzebuje rozmowy. Takiej jak kiedyś. Potrzebuję rozmowy.
-Porozmawiać to możesz sobie z matką, albo kimkolwiek innym, ale ja jestem zmęczona i nie mam ochoty jak na razie słuchać tego, jak bardzo mnie przepraszasz i żałujesz tego, że znów to zrobiłeś. Wiesz Haroldzie Stylesie to staje się nudne, naprawdę nasze życie staje się powoli jedną wielką porażką.
Boże, nawet nie wiem dlaczego to mówię, po prostu mam ochotę się na nim wyżyć, ale w inny sposób niż zwykle. Pragnę żeby cierpiał w środku jak nigdy dotąd. Pragnę żeby czuł się tak okropnie, jak ja czułam się dzisiaj gdy mnie zostawił. 
-Dominice Rosemary Styles, zatrzymaj się. 
Ugh, nienawidzę gdy tak do mnie mówi, po prostu nienawidzę. Wydaje mi się wtedy taki niedostępny, odwracam się na chwilę, ale jednak postanawiam iść do sypialni, zamknąć się na klucz, położyć na łóżku i tak po prostu zapomnieć o tym co się wydarzyło. Szybko zatrzaskuję ciemne drzwi naszej sypialni i staram się go zrozumieć. Zrozumieć dlaczego po raz kolejny to zrobił, skoro już tyle razy mi obiecywał że już nigdy się tego nie tknie. Mam ochotę go teraz przytulić, albo uderzyć. Już sama nie wiem. Nienawidzę siebie i swoich nastrojów, są tak cholernie zmienne. 

----------------------------------

Ugh, ten brzuch staje się dla mnie uciążliwy, czuje się jakbym nosiła dodatkowo jakieś tysiąc kilogramów, a tak naprawdę zaledwie przytyłam pięć kilogramów. Spoglądam na Harry'ego, który siedzi przy stole i robi jakiś projekt. Powiedział, że teraz nie będzie chodził do pracy, tylko wszystko bierze do domu tylko po to aby być przy mnie. Boże jaki on jest nadopiekuńczy, czasem naprawdę mam go już dość. Ściągam kubek z szafki i strącam butelkę wody na podłogę. Staram się wziąć ręczniki papierowe, ale zrzucam ładowarkę od mojego telefonu na podłogę. Zaraz nie wytrzymam, zaraz wybuchnę i wiem to. 
-Kurwa Harry, czy w tej kuchni nigdy nie może być posprzątane, nawet nie potrafisz zrobić tak prostej rzeczy. Kurwa. 
Przeklinam i w momencie czuje, że między moimi nogami robi się ciepło. Spoglądam w dół, a na moich białych spodniach pokazuje się czerwona plama. Czuje jak wszystko się we mnie spina i nawet nie potrafię krzyknąć, żeby mi pomógł. Nawet nie wiem w którym momencie upadam na podłogę, ale czuje się dziwnie. Robi mi się słabo, a on w momencie przybiega do mnie. 
-Co się dzieje?
-Nie wiem Harry. Wydaje mi się, że chyba tracę nasze dziecko. Boże co ja pierdole, Harry ja krwawię. Zawieź mnie do szpitala.
Przytakuje i chwyta mnie pod kolanami, a drugą dłoń kładzie na plecy. Czuje, że już nie będziemy potrafili tego wszystkiego uratować. Brzuch powoli zaczyna mnie boleć. Upadam policzkiem na jego tors i zaplatam dłonie na jego karku. Szepcze, że wszystko będzie dobrze tylko muszę się trzymać. Pierwsze łzy spływające po mojej twarzy sprawiają, że coraz bardziej mnie to wszystko boli. Nigdy nie spodziewałabym się, że to właśnie mnie może spotkać coś takiego jak pieprzone poronienie dziecka. Chwila w której wkłada mnie na siedzenie pasażera, wydaje mi się wiecznością. Biegnie do domu i po chwili siada obok rzucając moją torebkę na tylne siedzenie. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby był aż tak zdenerwowany. Moje powieki stają się cholernie ciężkie, a oddech staje się spokojniejszy. Spoglądam na niego, gdy koncentruje się na drodze, a drugą ręką delikatnie oplata moje palce. Jeździ kciukiem po moich knykciach co sprawia, że po prostu jest przy mnie, że tym razem nie odejdzie tak po prostu i nie będzie wracał przez długi czas. Kiedy wszystko staje przede mną w mgle słyszę, że Harry mówi cały czas do mnie. Jego głos jest pełen przerażenia, którego jeszcze nigdy nie słyszałam na jego ustach. 
-Kocham cię.
-Ja ciebie też kocham.
To ciche westchnienie spomiędzy jego ust sprawia, że choć na chwilę chce jeszcze wrócić cała i zdrowa. Boje się tylko jednego, że stracimy nasze jedyne dziecko, o które przez tak długi czas się staraliśmy. Nigdy nie wybaczę sobie tego, jeżeli to się stanie.  Nie wytrzymam, będą mogli mnie zamknąć w szpitalu psychiatrycznym tylko błagam. Chcę żeby wszystko pozostało tak jak jest i naprawdę nie chcę żeby zdarzyło się najgorsze. Ogarnia mnie paraliż całkowity w momencie gdy spoglądam w dół i widzę jeszcze większą plamę niż wcześniej. Łzy same cisną mi się do oczu i już wiem, czemu jemu także jest przykro. Widzi wszystko co się ze mną dzieje i po prostu nie daje rady patrzeć na moje cierpienie. Moja głowa przesuwa się na bok, a ja zaczynam pogrążać się w jednym z najdłuższych snów w moim życiu. Nie mam pojęcia co czeka mnie po przebudzeniu. Utrata dziecka, które kochałam od pierwszego dnia gdy się dowiedziałam, czy nie będę potrafiła funkcjonować poprzez moją śmierć. Słyszę rozpaczliwe krzyki mojego męża w momencie, kiedy mocniej chwyta mnie abym nie wypadała z jego rąk. Wrzeszczy żeby ktoś mu pomógł. Boże dziękuje ci za jedno, dziękuje ci za to że tylko zasnęłam i nic mi się nie stało. 
-Harry proszę nie odchodź.
-Nie odejdę dopóki nie dasz mi do tego podstaw.
Ogarnia mnie jeszcze większy smutek w momencie, kiedy uświadamiam sobie że mogłabym tak po prostu go zostawić. Otwieram oczy i widzę że uśmiecha się do mnie. Czyli jak na razie wszystko jest okej. Funkcjonuję bez żadnych problemów. Wszystko spływa ze mnie kiedy uświadamiam sobie, że żyję. Czuje się jak w jakimś popieprzonym filmie gdy on niesie mnie na rękach, a ja krwawię. To nawet trochę zabawne. Podchodzi do nas lekarz, zabiera mnie z rąk i sadza na wózek. 
-Co się stało? Kiedy? Który to miesiąc?
Zaskakuje mnie mnóstwem pytań, które mi zadaje ale odpowiadam na każde po kolei. Mówi mi, że wszystko będzie dobrze, żebym się nie denerwowała bo na pewno to tylko fałszywy alarm. Zrobią mi badania i dowiemy się wszystkiego. Boże, czyli jednak nie tracę tego dziecka, jednak na nie zasłużyliśmy. Myślałam, że nigdy nam się nie uda. Uśmiecham się do niego, a on całuje moją dłoń z wierzchu. 

_____________________________
Przepraszam, że tak długo. Ale jeszcze szkoła. Już za dwa tygodnie ferie, ale postaram się dodawać już częściej rozdziały. Przepraszam, że taka długa przerwa, ale po prostu weny nie mam. Beznadziejny ten rozdział, ale chociaż jest :)