wtorek, 7 kwietnia 2015

Epilog II

14 kwietnia 2029 r.

-Proszę ale bądźcie dla niej mili. Jest strasznie zamknięta w sobie. 
-Przepraszam, czy ja kiedykolwiek zrobiłem ci wstyd?
-Ty może nie bo przez większość czasu cię tutaj nie było. Nie widziałeś mnie w tych latach kiedy dorastałem. 
To musiało go zaboleć i wiedziałam o tym. Odłożyłam szmatkę, którą wycierałam czyste naczynia. Spoglądnęłam kątem oka na mojego męża, mina zmieniła mu się w momencie i wyglądał jakby miał się rozpłakać. Karcę wzrokiem Jaya, a on podnosi ręce w obronnym geście. On wie, że przesadził. Czasem nie potrafi po prostu trzymać tego swojego pieprzonego języka za zębami. Po domu rozchodzi się dźwięk domofonu, a Jay rzuca się biegiem w stronę drzwi. Podchodzę do mojego męża i przytulam się do jego pleców.
-Nie przejmuj się nim. On cię kocha, dobrze o tym wiesz. Nie chciał tego powiedzieć. 
-Wiem. Czasem po prostu mam już dość. Wiem, że wtedy wszystko się spieprzyło. Ty miałaś te wszystkie problemy ze zdrowiem. Wszystko było źle, ale ja chcę to naprawić. Przecież was kocham. 
W momencie wrzuca wszystko do zlewozmywaka i odwraca się w moją stronę. Z moich ust wydobywa się gardłowy jęk, nawet nie wiem dlaczego. Chyba zbyt gwałtownie się odwrócił. Moje dłonie spoczywają na jego torsie i czuję jak jego serce wybija spokojny rytm. Delikatnie dotyka mojego policzka, nadal mokrymi dłońmi i uśmiecha się. 
-Gdyby nie ta przyjaciółka Jaya, która przyszła, zamknąłbym te drzwi i pieprzyłbym cię tak bardzo mocno, że nie mogłabyś oddychać.
-No, ostro, ostro kochasiu. Ale to już nie te lata. Przypominam nie masz już dwudziestu lat. A po drugie już nie mamy tak fajnie. Jestem już zmęczona tym całym seksem. Mamy już trójkę dzieci, może już koniec. Teraz będziemy może impotentami. 
-Ohh.. jasne. Ja może dałbym radę, ale ty słoneczko? Nie, nie widzę takiej opcji. 
Zaczynamy się śmiać, a Harry nachyla się nade mną i łączy nasze wargi. Nie jest zachłanny, po prostu delikatnie przyciska mnie do siebie. Nie próbuję wedrzeć językiem do moich ust, chce mi dać normalnego buziaka. Uśmiecham się do niego, a on chwyta moje biodra i delikatnie je podszczypuje. Wygląda tak młodo, jego kok spięty jest na samym czubku głowy, a czarny t-shirt i ciemne rurki pokazują jego figurę. Wygląda tak jak kiedyś. Odrywamy się od siebie, a ja chwytam jego dłoń. Mocno zaciska swoje palce na moich i już po chwili wychodzimy z kuchni. Zaczynam chichotać, nawet nie wiem czemu, a Harry wybucha śmiechem. Wchodzimy do salonu, a ja zauważam śliczną brunetkę. Śmieje się chyba z jakiegoś żartu, który opowiedział jej Jay. 
-Obiad już gotowy bracie, może przedstawisz nam przyjaciółkę.
-Tak. Dominice poznaj Rose. Rose to jest Dominice. To jest moja dziewczyna, a to mój brat Harry.
Uśmiecham się do niej i podaję dłoń, puszczając tym samym mojego męża. Kierujemy się w stronę jadalni, w której już czeka na nas posiłek. Mamy spokój, ponieważ dzieci pojechały do mojego taty i Lilianne. Nie ma ich już od kilku dobyrch dni. Siadam naprzeciw Rose, trzymając dłoń Harry'ego. 
-No to co Rose, zakochałaś się w tym szczęściarzu Jayu?
-No tak jakoś wyszło. 
-A jak się poznaliście?
-Robiliśmy razem projekt na historię antyczną. 
-A czy już całowaliście się?
-Oooo.. Harry daj spokój. Jay ma już osiemnaście lat, ty w jego wieku też nie byłeś święty.
-Nie znałaś mnie jeszcze wtedy kochanie, może uczęszczałem do kościoła, modliłem się.
-Ahahaha.. Proszę, nie rozśmieszaj mnie. 
-Dobra oszczędze wam pytań. Rose jest córką pastora. Tak całowaliśmy się, ale tylko to. Jej tata mnie polubił, już okej? Nie uprawiamy seksu, zadowoleni, a teraz Harry możesz zadzwonić do mamy i jej wszystko powiedzieć. A teraz Rose chodź idziemy do mnie.
Spogladam zdezorientowana na Harry'ego, a on po chwili wybucha śmiechem. Wygląda tak ślicznie kiedy się śmieje, a ja teraz nareszcie już wiem, że nigdy nie odejdzie. 


----------------------


28 lipca 2033r.

-Kochanie spokojnie, powiedziała, że wróci to wróci!
-Mówiłem ci, żeby nie puszczać jej na żadną imprezę. Jeszcze ktoś ją tam zgwałci.
-Oj przestań, ty też święty nie byłeś! A ona ma dopiero piętnaście lat. Nic jej nie będzie. 
-Miała zadzwonić jak coś będzie nie tak..
-No to chyba dobrze, że nie dzwoni. Przynajmniej nic jej nie jest. 
Zaczynam się śmiać z zachowania mojego męża, ponieważ jest tak cholernie zdenerwowany. Ufam mojej córce i wierzę, że wróci o dwunastej. Tak powiedziała i tak będzie. Harry chodzi po całym domu nerwowo pocierając swoje skronie. Matko, nienawidzę go w tej chwili. Na miejscu Anastasi wolałabym się zapaść pod ziemię, jak wróci do domu. Jest dopiero jedenasta, a ja mam zamiar iść jeszcze spać, nie wiem jak Harry. Wstaję z kanapy i kieruję się w stronę schodów. 
-Gdzie idziesz?
-Normalni ludzie śpią o tej godzinie. Idę do łóżka.
-Oo matko.. Chodź tu na chwile.
Zeskakuję ze schodów i idę w stronę mojego męża, który się uśmiecha. Otwiera swoje ramiona i przyciąga mnie do siebie. Oddycham w jego tors i słyszę jak jego serce wybija niespokojny rytm. Klatka piersiowa unosi się i opada co chwila. Denerwuje się tym wszystkim, ale przecież Anastastia wróci, jest już duża. Już kilka razy wychodziła na imprezy, gdy Harry wyjeżdżał gdzieś do pracy, a ja wiedziałam że wróci. Nigdy mnie nie zawiodła. Mój mąż zjeżdża dłońmi na mój tyłek, który zasłania tylko materiał majtek i cienkiej koszuli nocnej. Nachyla się nade mną i opiera swój nos o mój. Co chwila zaciska szczękę i ją rozluźnia. Delikatnie podnoszę rękę aby dotknąć jego zarostu na policzku. Przygryzam wargę od środka i jeszcze mocniej się do niego przyciskam. Mocno przyciska usta do moich warg i po prostu potrzebuje mnie teraz. Niezauważalnie uchylam wargi, a on wykorzystuje to i zaczyna pieścić swoim językiem mój. Jest bardzo zachłanny, a ja znam powód. Choć na chwilę chce, zapomnieć o tym co się dzieję. Mocno ściska moje pośladki, a ja czuję jak jego penis napiera na materiał jego spodni do spania. Jęczy w moje usta kiedy jeszcze mocniej do niego przylegam i ocieram się brzuchem o jego krocze. 
-Jesteście obrzydliwi. Gdzie jest Anastasia?
Słyszę głos Filipa i zaczynam się śmiać na jego słowa. W momencie robię się czerwona, nawet nie wiem czemu. Odrywam się od Harry'ego i staję do niego plecami, tylko po to aby nasz syn nie zobaczył wzwodu mojego męża. Brunet chwyta moje dłonie i razem ze swoimi kładzie na mim brzuchu. 
-Jest na imprezie. Wróci za jakąś godzinę lub mniej. Nie..
Moje słowa przerywa głośne trzaśnięcie drzwiami. Co się dzieje? A jeśli to Anastasia i ktoś jej coś zrobił? Chciał ją zgwałcić? Albo niestosownie dotykał? Cokolwiek? Nie chcę o tym myśleć. Ale przecież Sean tam był i prosiłam go, aby jej pilnował. Zabiję go jeśli cokolwiek jej się stało. Szybko podbiegam w stronę korytarza i dostrzegam moją córkę, która płaczę opierając się o fakturę drzwi wejściowych. Podchodzę do niej, lecz nie za szybko i przykucam. Sięgam po jej rękę, na co ona jeszcze bardziej płacze. Nie wiem co się dzieje, ale wiem, że to nic dobrego. 
-Co się stało?
-Sean. Najpierw powiedział mi, że mnie kocha, a kiedy zaczęłam bawić się z Davidem, on chciał się odegrać i całował się z Monice. 
-Nie płacz, nie był ciebie wart.
-Mamo, ale ja go kochałam. Był dla mnie naprawdę ważny i sądziłam, że to ten jedyny.
-Nigdy nie możemy być pewni. Ja z tatą żyliśmy w całkiem innych światach. Ja bardzo dobrze usytuowana córka tatusia, a twój ojciec był sam. Wszyscy go zostawili i staczał się. Miłość zawsze przychodzi niespodziewanie, a nie wtedy kiedy my tego chcemy. To tak niestety nie działa. 
Mocno przytula się do mnie, a ja unoszę ją w górę i na rękach zanoszę do salonu. Jest taka lekka, jak ja kiedyś. Odkładam ją na kanapę i idę do kuchni po szklankę wody. Kiedy wracam Harry siedzi na ławie i trzyma dłonie naszej córki, coś do niej mówi, ale nie mogę usłyszeć, ponieważ szepcze. Po chwili Anastasia zaczyna się śmiać, nie wiem co jej powiedział, ale dziękuję mu za to. Podchodzę do nich i podaję naszej córce szklankę z wodą. Dziękuje mi, a ja siadam tuż obok mojego męża zdeżając się z nim udem. Przygryzam wargę od środka, a Harry owija ramię wokół mnie i przyciska do swojego torsu. 

Harry's POV

Myślałem, że zwariuję. Nie było jej przez tyle czasu. Powiedziała, że wróci o dwunastej, ale wcale tak się nie działo. Spoglądam na jej zapłakaną twarz i mam nadzieję, że ten sukinsyn jej nic nie zrobił. Siadam naprzeciw niej na ławie do kawy i trzymam jej rozstrzęsione dłonie. Jest taka śliczna, nie zasługuje na to, aby ktokolwiek ją źle traktował. Zawsze będzie moją małą księżniczką, którą mocno będę kochał. Zawsze była taka silna. Kiedy chodziliśmy na jej występy, wydawała się niezniszczalna, prawie nigdy nie płakała. Do dzisiejszego dnia, muszę oglądać jej łzy, a moje emocje zaraz chyba same wybuchną. Pochylam się nad jej uchem i mam pewien pomysł. 
-Powinnaś urwać mu jaja. Twoja mama zawsze mi mówiła, że mi to zrobi. A gdy przychodziło co do czego, to udawała niewinną.  Ale tak wracając do Seana, należy mu urwać jaja. 
Nawet nie wiem czemu, ale moja córka wybucha śmiechem. Dziękuję, Bogu że mi się udało ją jakąś rozśmieszyć. Wyswobadza swoje dłonie z mojego uścisku i przeciera swoje oczy. Przygryza dolną wargę, matko tak bardzo przypomina Dominice. Moja żona robiła dokładnie tak samo i nadal tak robi. Uśmiecham się na wspomnienie tamtych wszystkich chwil. Kłótni, odejść, powrotów i innych tego typu rzeczy. Jak mogłem być na tyle głupi, żeby pozwalać jej odchodzić. Jest jednym z moich czterech szczęść na tym świecie. Gdyby nie ona i jej ratunek, pewnie nie byłoby mnie teraz. Nie miałbym trójki cudownych dzieci dla których oddałbym własne życie. Jeszcze te kilka lat temu nie sądziłem, że tak bardzo bym się zmienił pod jej wpływem, a teraz. Nasza córka jest już prawie dorosła, Filip ma dwanaście lat, a Jake cztery. Ostatni poród był bardzo szybki, tym razem przy nim byłem i mocno trzymałem dłoń mojej żony. Nie denerwowała się tak bardzo jak wcześniej. Po raz kolejny udało się urodzić naturalnie, a Jake to było cudowne dziecko. Kolejne śliczne stworzenie na tym świecie. Był bardzo duży w porównaniu do Anastasi i Filipa. Krzyczał w niebo głosy, a ja śmiałem się cały czas i byłem tak cholernie szczęśliwy jak chyba nikt na tym świecie. Uśmiecham się po raz kolejny do mojej córki i poprawiam kosmyk jej włosów, który wdarł się na twarz. Moja żona po chwili pojawia się obok nas i podaje jej szklankę wody. Siada tuż obok mnie zderzając się ze mną udem. Przyciskam ją do siebie oplatając ramię wokół niej. Wtula się w mój tors, a ja jestem nadal przekonany, że Filip nas slucha. Nie mylę się, ponieważ stoi obok schodów i opiera się o ścianę.
-Filip, proszę idź spać. Musimy porozmawiać z Aną. 
-No dobrze.
-Słodkich snów synku.
Moja żona ubiega mnie w upomnieniu naszego syna. Uśmiecha się do niego i odmachuje mu dłonią. Zaciągam się zapachem jej włosów i już po chwili znowu patrzę na naszą córkę, która wydaje się bardziej spokojna. Patrzy na swoje dłonie, które mają w dłoniach szklankę i bawią się resztką jej zawartości. Muszę się o to zapytać, muszę wiedzieć. 
-Anastasio, muszę się o coś zapytać.
-Tak, tato?
-Jesteś dziewicą?
Moja żona zachłysnęła się własną śliną, a ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ponieważ nie powinienem tego robić, ale muszę znać prawdę. Jeśli ten mały gnojek sprawił, że moja córka nie jest dziewicą, a później ją zostawił to przysięgam że zniszczę jego życie na zawsze. Już nie będzie mu się chciało krzywdzić innych dziewczyn.
-Ale o co ci chodzi?
-Tacie chodzi o to, czy uprawiałaś seks z Seanem?
-Ohh.. dajcie spokój. Jasne, że nie. Powiedziałam wam, że jak będę chciała to zrobić, to najpierw porozmawiam z wami, tak? Przestancie zadawać takie durne pytania. 
-Po prostu się martwimy kochanie. Jesteś naszą jedyną córką. Nie chcemy, żeby ktoś cię tak bardzo krzywdził. Pamiętaj, że jeśli ktoś chciałby coś ci zrobić, masz mi to powiedzieć. Wtedy sobie ze wszystkim poradzimy. A teraz już tak na nas nie patrz, tylko chodź się do nas przytulić. Nie sądziłem, że kiedyś będziesz płakać, przez jakiegoś kutasa.
-Nie przejmuj się, też płakałam, przez takiego jednego kutasa. Wiesz kim on był? Płakałam przez twojego ukochanego tatusia. Był takim moim prywatnym kutasem.
-I na zawsze będzie.
Śmiejemy się z moich słów wszyscy w trójkę. W naszym domu nie ma żadnych tematów tabu. Odkąd Anastasia miała wychowanie do życia w rodzinie zaczęliśmy z nią o tym otwarcie rozmawiać. Tłumaczyć jej jak się zabezpieczać, nawet nie wiem czemu. Ale wydaje nam się, że w szkole nic ich nie nauczą. Powiedzą tylko coś typu, żeby za wcześnie nie zaczynali. Ehh.. takie głupie gadanie. Większość nastolatków zaczyna jak mają czternaście lat, przynajmniej tak pokazują wszystkie statystyki. To naprawdę okropne. Dziewczynka rzuca się w naszą stronę i bardzo mocno owija swoje ramiona wokół nas. Jest taka cudowna. Jest moja, jest Dominice. Jest nasza. Kocham ją chyba najbardziej, bo jednak to jest córka. Pozostanie moim oczkiem w głowie na zawsze i nie chcę, żeby przyprowadzała jakichś kutasów do tego domu, ale wiem że to jest nieuniknione. Seana przyprowadziła kilka razy, ale już wtedy wiedziałem, że coś jest z nim nie tak. Wydawał się taki mily i uczynny, ale widziałem w jego oczach coś dziwnego. Jest starszy o dwa lata od naszej córki i liczył pewnie tylko na seks. Chciał ją rozdziewiczyć i zostawić. Pewnie każdą zalicza, a później zostawia. Tak, sam nie byłem lepszy. Nie powinienem go osądzać. 
-Kocham was. Nie chcę, żebyście kiedykolwiek odeszli.
-I nie odejdziemy, póki nie przyjdzie na nas pora. Ale wtedy pamiętaj, że nadal cię będziemy bardzo mocno kochać i cię obserwować. 


------------------------

28 lipca 2036r.

-Pytam się co to jest Filip? Co to do kurwy jest?
-Woah. Tato, wyluzuj. To tylko prezerwatywa. Rozumiem, że twój spruchniały penis już dawno tego nie widział.
-Przesadzasz Filipie. 
-Rozdziewiczyłeś kogoś?
-Ohh.. nie, tato. Kobiety są obleśne. 
-To po co ci to do kurwy?
-Jestem gejem, okej. GEJEM. Uprawiałem seks, ze swoim kolegą, okej. Zabezpieczamy się tylko ze względu higieny. 
-Filipie, ty masz dopiero piętnaście lat. 
-Nawet Anastasia nie uprawiała seksu, a ma osiemnaście lat.
-Nie byłbym taki pewien.
Pod moimi powiekami zbierają się łzy, nawet nie wiem czemu. Nasz syn jest gejem. Filip jest gejem, to jest kurwa nie możliwe. Jak to się stało? Dlaczego tego nie zauważyliśmy. Nigdy nie sądziłam, że mój syn może być gejem. Wybiegam z pokoju i w momencie siadam na naszym łóżku w sypialni. Nie rozumiem po co była ta cała awantura. Przecież, każdy w końcu musi zacząć. Anastasia jest wyjątkiem. Jest córeczką tatusia i obiecała, że do osiemnastego roku życia nie będzie uprawiać seksu. Jej chłopak Christian jest bardzo porządny, przychodzi bardzo często i rozmawia z moim mężem o różnych rzeczach. Czasem ja i Anastasia mamy dość, ponieważ Chrisitian jest jej chłopakiem i powienien spędzać z nią czas, a jak zacznie rozmawiać z moim mężem, to nie można doczekać się końca. Po chwili widzę, że drzwi się otwierają, a w ich futrynie pojawia się nasza córka. Jej włosy odstają na różne strony, czyli przed chwilą jeszcze spała. Uśmiecha się do mnie i zamyka za sobą drzwi. Siada obok mnie i owija swoje ramię kładąc dłoń na moim ramieniu. 
-Obudzili cię?
-Tak. Mamo muszę ci coś powiedzieć. Ostatnio, wiesz rozmawiałyśmy o seksie. O tym jak powinnam się zachować i ogólnie. Christian mówił mi, że tata z nim rozmawiał. Ehh.. no dobra, ale teraz przejdę do sedna sprawy. Uprawiałam seks z Christianem. To było bardzo spontaniczne. Tak nagle i Christian nie założył prezerwatywy.
-Czy wy już naprawdę oszaleliście, wiesz że możesz być w ciąży! Anastasio co ty najgorszego zrobiłaś. Tłumaczyłam ci, że masz się zabezpieczyć. Nie sądziłam, że zawiodę się na tobie tak jak na Filipie. Nie mówmy tego tacie. Zaczekamy. Zrobimy test i jak wyjdzie negatywny to powiemy mu, że już zaczęliście uprawiać seks. Tak na marginesie. Wiedziałaś, że Filip jest gejem?
-Ohh.. jasne że tak. Jak wychodziliśmy gdzieś na jakąś imprezę to nigdy nie zwracał uwagi na dziewczyny, zawsze gadał o chłopakach. Kiedyś jak się upił to powiedział mi, że jest gejem, ale prosił mnie żebym wam nic nie mówiła, bo tata będzie krzyczał.
Przytakuję i całkowicie się z nią zgadzam, ponieważ to jest akurat racja. Mój mąż cały czas krzyczy na naszego syna, a mnie już pęka głowa. Dobrze, że Jake jest na treningu i nie słyszy tego wszystkiego. Szczerze mówiąc nigdy nie sądziłam, że będę miała tak wspaniałe dzieci. Anastasia jest zaawansowaną baletnicą i początkującą wiolonczelistką, Filip jest tancerzem, a Jake chodzi na treningi piłki nożnej. Nasze życie tak szybko przemija, przelatuje nam przez palce, a my starzejemy się coraz bardziej. Pozostaje nam tylko pamięć. Nasze małe dzieci krzątające się po domu. Nie przejmujące się tymi problemami co mają teraz. Te beztroskie lata, gdy zajmowałam się nimi. Uśmiecham się do mojej córki i mam pewien pomysł. Wstaję z łóżka i chwytam moją torebkę.
-No chodź, Ano. Zabierz swoje rzeczy gdzieś cię zabiorę.
Wychodzimy z pokoju, Anastasia znika we wnętrzu swojego, a ja idę do pokoju gdzie Filip i mój mąż nadal się kłócą. Nasz syn płacze, a mój mąż jest cały czerwony i nerwowo porusza się po przestrzeni. Zażartuję sobie z mojego męża, to będzie idealne.
-Wychodzę razem z Anastasią. Wy dojdźcie do porozumienia.
-Ale chwila gdzie idziecie?
-Nie możemy tego słuchać. Anastasia nie może narażać się na stres. Zwłaszcza teraz.
Naciskam na ostatnie słowa i prawie wybucham śmiechem widząc miny mojego męża i syna. Wychodzę z pokoju. Gdy zbiegam po schodach słyszę, że drzwi od pokoju się otwierają. Szybko rzucam się w stronę korytarza. Czuję się jak nastolatka uciekająca z domu, a już jestem po trzydziestce. To nawet jest trochę zabawne. Anastasia ubiera drugiego buta, a ja szybko wkładam szpilki. Praktycznie wypycham ją z domu, cały czas się śmiejąc. A teraz ten dzień będzie należał dla nas. Jedziemy do spa i spędzimy tam resztę tego popieprzonego dnia.


--------------------------------

28 luty 2039r. 

Uśmiecham się do mojej córki, bo tak przed chwilą na oficjalnym obiedzie Christian oświadczył jej się. Są tacy szczęśliwi. Anne, Des i Robin cieszyli się, ponieważ no to jednak ich pierwsza wnuczka, która bierze ślub. Córka Gemmy i Nialla jak na razie nie chce się z nikim wiązać, ponieważ ma za sobą kilka nieudanych związków. Jay jest szczęśliwy z Rose, a my jak to my. Żyjemy i cieszymy się naszą trójką ukochanych dzieci. Tak naprawdę tylko Jake jeszcze jest malutkim dzieckiem. Filip kończy w tym roku już osiemnaście lat, a Anastasia dwadzieścia jeden. Ten czas tak szybko biegnie i umyka nam przez palce. Spoglądam na mojego starszego syna, który nerwowo zerka na zegarek. Denerwuje się tym, że ten jego kolega, którego miał nam dzisiaj przedstawić jeszcze nie przyszedł. Muszę to powiedzieć po prostu muszę. Nie ważne, że mój syn jest gejem, ale jestem z niego dumna. On przyznaje się do tego i przed nikim nie udaje. Jest zakochany po uszy i widać to. Potrafi czasem godzinami opowiadać o tym całym Scottcie. Nie jestem jedną z tych matek, która odcina się od swojego dziecka tylko dlatego, że ma inną orientację lub chce zmienić religię. Harry też już przyjął do wiadomości to, że nasz syn jest szczęśliwy w takiej sytuacji jakiej się znajduję. Uważam, że mój mąż nawet czasem za dużo pozwala naszym dzieciom. Anastasia gdy miała siedemnaście lat miała pierwszy tatuaż, Filip w wieku szesnastu lat zrobił sobie tatuaż, kolczyka w brwi i w uchu, a Jake już ma przebite jedno ucho. Nie chcę się temu sprzeciwiać, bo przecież to ich wybory. Kiedyś mogą tego żałować, ale wcale nie muszą. Nie będę odbierać im niektórych rzeczy. Kocham ich bardzo mocno i wiem, że zrobią wszystko, aby to nigdy się nie zmieniło. Widzę smutną twarzy mojego syna, lecz już po chwili rozpromienia się, ponieważ przez te wszystkie rozmowy przy stole przedziera się dźwięk domofonu. Filip rzuca się w stronę drzwi wcześniej poprawiając swój garnitur. Spoglądam na wszystkich gości i nigdy nie wyobrażałam sobie, że coś takiego może się wydarzyć. Tata z Lilianne i Rose ze swoim chłopakiem, Niall z Gemmą w ciąży i Nikki, rodzice i ojczym Harry'ego, rodzice i siostra Christiana, Jay razem z Rose. Nie sądziłam, że moja jadalnia może pomieścić tyle gości. Uśmiecham się w momencie, ponieważ uświadamiam sobie, że chyba wreszcie znalazłam ten złoty środek. Znalazłam złoty środek w mojej rodzinie. W moim mężu, moich dzieciach i we wszystkich, którzy zawsze mnie wspierali. Chciałabym kiedyś im wszystkim za wszystko podziękować, choć wiem że to nie możliwe. Uśmiecham się, a mój mąż kładzie dłoń na mojej i mocniej ją ściska. Jest taki piękny. Prawie wcale się nie zmienił. Jedynie jego rysy stały się twardsze, a brzuch troszkę urósł. Mam ochotę się tutaj rozpłakać, ale wiem że nie wypada. Wszyscy milkną w chwili kiedy Filip chrząka, a wszystkie głowy odwracają się w jego stronę. Dostrzegam ślicznego chłopaka z ciemnymi włosami, zielonymi oczami, w czarnym garniturze. W dłoniach trzyma pięć bukiecików kwiatów. Przepiękne białe róże. Jak on do cholery to zmieścił w dłoniach. Musiał naprawdę się postarać, przecież to prawie jest niemożliwe. Czyżby Filip coś już mu naopowiadał.  Jest zagubiony, cholernie zagubiony, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Chyba nawet go polubię. Przypomina mi trochę mojego męża z przed lat, tylko jego włosy są krótsze. 
-Tak, a więc. Poznajcie to jest Scott. Emm.. mój chłopak, a to jest moja rodzina. 
-Bardzo miło państwa poznać. Nazywam się Scott Darcy. Chodzę do tej samej klasy co Filip. Znamy się już od kilku lat.
Uśmiecha się i już po chwili rzuca się w moją stronę, podając mi jeden z bukiecików. Wstaję z krzesła i przyjmuję kwiaty. Pod powiekami mam łzy, ponieważ nigdy nie sądziłam, że nastąpni taka chwila, że mój syn nam go przedstawi. A to już dziś, dzisiaj właśnie się to stało i tak strasznie się cieszę.
-To dla pani, pani Styles.
-Dziękuję Scott. Białe róże, jedne z moich ulubionych kwiatów. Trafiłeś w samą dziesiątkę.
-Bardzo się cieszę. 
Spoglądam na mojego męża, który nerwowo się śmieje i pociera kcuikiem swoją dolną wargę przygladając się nam. Po chwili przestaje gdy Scott podchodzi do niego i podaję mu dłoń, aby się przedstawić. Dla kogo te inne kwiaty? Staję jak oniemiała, gdy podchodzi do Anastasi i wręcza jej jeden z bukiecików, później do Lilianne, Anne i Gemmy. Moje serce bije niemiłosiernie, ponieważ on tak strasznie się postarał, dla osób których tak naprawdę nie znał. 


------------------------------

-Fajny, no nie?
-Czy ja wiem? Nadal chciałbym żeby nasz syn oglądał się za kobietami, tak jak ja.
-Ohhh.. wiesz jeszcze jest Jake. Ale naprawdę Scott to miły chłopak. 
-Dobra kupił wam te kwiatki i ogólnie. Miły jest, ale naprawdę musi teraz być razem z Filipem w jego pokoju. 
-Daj im trochę prywatności. Jakoś jak Anastasia zamykała się z Christianem to było dobrze.
-Ale oni się uczyli.
-Tak jasne, chyba sztuki całowania. 
-A tak wracając do tego, chodź ja cię nauczę pewnej sztuki.
Uśmiecham się do mojego męża i wcieram resztkę kremu w moje dłonie. Szybkim ruchem idę w stronę naszego łóżka i już po chwili jestem mocno przyciśnięta do materaca, a mój mąż delikatnie swoimi wargami styka się z moimi. W moim brzuchu fruwają motylki i wiem jedno. Wiem, że to się nigdy nie zmieni. 

---------------------------------

13 sierpnia 2044r.

Pod moimi powiekami zbierają się łzy w momencie kiedy moja córka tańczy razem z Christianem pierwszy taniec na swoim weselu. To jest takie cudowne. Nigdy nie widziałam jej aż tak bardzo szczęśliwej. Śmieje się do swojego męża, a on uśmiecha się nieśmiało. Harry owija swoje ramię wokół mojej talii i przyciąga bliżej siebie. Pachnie nieziemsko, a jego włosy stały się już nieco bledsze. Przygryzam dolną wargę aby się nie popłakać, ponieważ kiedyś to my tak tańczyliśmy i wszyscy przyglądali się nam. Pamiętam to wszystko, choć już tak dużo czasu minęło. Pamiętam ten stres. Pamiętam wszystko. Szukam wzrokiem Filipa, który stoi ze Scottem i się śmieją ściskając za dłonie. Mój syn też jest szczerze szczęśliwy i wiem to. Wiem, że większość rodziców nie pochawalałoby tego, że ich dzieci są innej orietnacji, ale ja naprawdę wszystko rozumiem. Kocham go na tyle mocno, że wcale się tym nie przejmuje. Jest zakochany, a to liczy się dla mnie najbardziej. Chcę żeby był szczęśliwy na zawsze, nie ważne co ludzie gadają. Ale ja wiem, że ze Scottem jest naprawdę szczęśliwy i bardzo mocno go kocha. Zresztą z wzajemnością. 
-Jestem szczęśliwa.
-Ja zawsze byłem szczęśliwy. Od dnia kiedy pojawiłaś się w moim życiu, naprawdę jestem szczęśliwy. Nie spodziewałem się, że to dotrwa aż do tego momentu. Nasza córka ma już męża, Filip ma chłopaka, a Jake już przyprowadził dziewczynę na wesele, a ma dopiero piętnaście lat. Kocham cię.
-Ja ciebie też kocham Harry. 
Uśmiecham się do mojego męża i delikatnie podnoszę się na palcach żeby dotknąć jego idealnych warg. Nasza chwila zostaje przerwana przez córkę Jaya i Rose. Jest taka śliczna. Ma na głowie czerwoną opaskę i idealnie pasującą do niej sukienkę. Schylam się i już po chwili jest w moich ramionach i cicho mruczy. Wszyscy tak bardzo się zmieniają, czas tak szybko leci że nawet tego tak bardzo nie zauważamy. Przemijamy z dnia na dzień i już mam te chore myśli co do mojej śmierci. Coraz bardziej się, boję że w końcu odejdziemy. Chciałabym abyśmy cofnęli się jeszcze w te stare czasy i byli tymi samymi dziećmi w miłości. Chciałabym jeszcze raz go pokochać, jeszcze raz poczuć się tak jak dawniej.
-I tak cię dostanę, zawsze to co chce, mam.
Harry wypowiada te same słowa, które powiedział przy naszym pierwszym spotkaniu, kiedy go odepchnęłam. Zna mnie jak książkę, potrafi wyczytać wszystko o czym myślę. Wiem, że to jest ta moja przysłowiowa druga połówka, którą kocham z wzajemnością. Uśmiecham się jeszcze raz do niego i widzę w jego oczach łzy. 
-Przemijamy Harry. Nasze życie cholernie przemija.
-Wiem. Ale zawsze cię kocham.
-Ja ciebie też.
Widzę, że coraz więcej par wchodzi na parkiet. Dostrzegam także Jake'a z dziewczyną, którą przyszedł. Ma na imię Alice. Jest śliczna. Jej długie, ciemne włosy upięte są w ciasnego koka na boku głowy. Nasz najmłodszy syn śmieje się do niej i przyciąga do uścisku. Ona się wcale nie sprzeciwia, zarzuca swoje ręce na jego szyje i całuje jego policzek. Caroline ześlizguje się z moich rąk, a my z moim mężem teraz możemy tańczyć. Chwyta moją dłoń i już po chwili jesteśmy na parkiecie. Zaczyna kołysać się na boki, a ja się uśmiecham. Ponieważ, on jest najlepszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać w moim spokojnym życiu. Nigdy nie wypuściłabym go z moich rąk i nigdy mu na to nie pozwolę. Dałam mu szansę tamtego dnia i skradł mi serce. Zostawiłam wszystko, sprzeciwiałam się tylko po to aby z nim być. Tak bardzo walczyliśmy o siebie. Harry walczył o mnie, a ja o niego. Nasza historia jest nie do uwierzenia. Dziewczyna z dobrej dzielnicy i chłopak ze złej. Chłopak dla którego najważniejszy jest seks, pieniądze, używki i wyścigi samochodowe. I nieśmiała dziewczyna, która ma wielu przyjaciół. Gra w szkolej lidze siatkówki i jedno przypadkowe spotkanie sprawia, że tak po prostu zakochują się w sobie. Tracą dla siebie głowę. Muszą być z sobą ze wszystkich sił. Muszą zburzyć wszystkie mury, które są między nimi aby wreszcie ułożyć swoje życie. Gdyby ktoś kiedyś opowiedział mi taką historię zapewne zaczęłabym się śmiać i mówić, że to jest niemożliwe, ale teraz nigdy bym tak nie stwierdziła. Harry zmienił się prawie pod każdym względem, a to tylko dla mnie. Chciał wreszcie, zerwać z tym wszystkim i potrzebował kogoś kto mu w tym wszystkim pomoże. Wybrał mnie, nawet nie wiem czemu. Po prostu mnie wybrał. Przymykam powieki i przypominam sobie wszystko. Jak nie chciał wtedy odpuścić i po raz drugi podszedł i poprosił mnie o taniec. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, żeby to zrobić, ale wiedziałam że po prostu muszę. W tym momencie kompletnie tego nie żałuję. Wtedy może trochę żałowałam, ponieważ pojawiał się w moim życiu coraz częściej. Nienawidziłam siebie za to, że kiedykolwiek go spotkałam, ale kiedy powiedział mi o tych wyścigach coś we mnie pękło. Bałam się, że może mu coś się stać, a znaczył dla mnie nie wiem ile, ale na tyle że nie chciałam aby ginął. Chciałam, żeby żył. Chciałam go poznawać coraz bardziej. Coraz bardziej zgłębiać tajemnice jego życia i dowiedzieć się jaki w głębi duszy jest, a teraz wiem. Jest kochającym mężem, który nie chce nas stracić. Mamy trójkę wspaniałych dzieci, którzy znaczą dla nas tak wiele. I teraz wyobraźmy sobie to, że Harry nie zauważa mnie na tym lotnisku. Totalnie nie zwraca na mnie uwagi. Nie podchodzi w klubie. Nie jest natarczywy. Nie śledzi mnie. Nie walczy o miłość do mnie. Nie walczy z ojcem. Nie byłoby naszej miłości. Nie byłoby Anastasi, Filipa czy Jake'a. Nie tańczyłabym teraz na weselu swojej jedynej córki. Nie widziałabym jacy wszyscy są szczęśliwi. Nie wiem co byłoby gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Nie chcę sobie tego wyobrażać, ponieważ naprawdę jestem szczęśliwa. Staję na palcach i delikatnie całuję mojego męża w usta.
-Na zawsze.

_______________________________
Tak, a więc to koniec. Może trochę szkoda, ale wiem że już prawie nikt tego nie czytał więc mała ulga. Czuję się wspaniale, że mogłam dokończyć to ff. Za niedługo powinna pojawić się notka co do nowego ff, które prawdopodobnie będzie z Liamem w roli głównej. Nie będę teraz opowiadać, ale mam nadzieję, że już za niedługo pojawi się tutaj notka o tym ff :)
Sonia x

wtorek, 24 marca 2015

Epilog I

21 grudnia, 2021 r.

-Mamusiu, bo Filip bawi się choinką.
-A gdzie tata? Przecież miał z tobą ubierać choinkę. 
-Rozmawia przez telefon. Słyszałam, że to wujek Ashton. Tatuś strasznie brzydko mówił.
-Idź do Filipa, Ana.
Głos Anastasi wyrwał mnie ze snu. Uśmiecham się do swojej córki, choć naprawdę źle się czuję. Leżę cały czas na kanapie i mam mroczki przed oczami. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale to nie może być nic dobrego. Przypominam sobie rozmowę z lekarzem, powiedział, że to tylko grypa i będę miała wysokie temperatury. Nie wyobrażałam sobie, że będzie aż tak źle. Jeszcze Filip jest taki mały, a ja teraz nie mogę go karmić, przez te wszystkie leki. Czas leci tak szybko, jeszcze trzy lata temu nie było na świecie Anastasi Styles i nie zapowiadało się na to, że kiedykolwiek się pojawi. A teraz mamy ją i naszego ślicznego synka. Jest tak cholernie podobny do mnie. Przymykam powieki i wzdrygam się na wspomnienie o porodzie. 


***

-Ja już nie dam rady.
-Dominice, nie możesz się teraz poddać. To tylko dwie godziny. Syn jest dobrze ułożony.
-Nie mam już siły, to za długo. 
-Rodziłaś przez piętnaście godzin córkę i musieliśmy zrobić cesarskie cięcie, a teraz nie ma przeciwwskazań do tego abyś urodziła naturalnie. Postaraj się trochę.
Spoglądam z niedowierzaniem na mojego położnego który jest tak cholernie spokojny. Mam już tego dość, jestem spocona, zmęczona i chce mi się spać. Harry'ego nie ma bo musiał zostać z Anastasią. Pewnie teraz siedzą na korytarzu i czekają, aż to gówno w końcu się skończy, aż wreszcie przestane rodzić. Super, że nie ma zastrzeżeń do tego żebym rodziła naturalnie, ale i tak nie chcę tego robić. Cesarka to jest zbawienie. Ale wiem, że doktor Green nie zgodzi się na to. Jest taki dziwny. Bardzo go lubię, ale nie powinien mnie aż tak bardzo katować. Mocno nabieram powietrza i prę. Drę się na całą salę nie przejmując się tym, że na korytarzu też mogą mnie słyszeć. Mam to gdzieś, ponieważ to tak cholernie boli. Nabieram do ust powietrza łapczywymi oddechami i po raz kolejny staram się jak najmocniej przeć. Kurwa, ty mały zgredzie jak zaraz nie wyjdziesz to przestanę. Będziesz tam siedział do końca swojego życia, czyli bardzo krótko bo umrzesz. Mam ochotę uderzyć samą siebie za te myśli, ale już po chwili słyszę płacz. O matko, nareszcie. Opadam na poduszkę, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy jedna po drugiej. Moja podświadomość wstaje z fotela i zaczyna bić mi brawo i wiwatować. Kiedy wreszcie jedna z pielęgniarek kładzie mi na piersi mojego syna całego w białej mazi i krwi w jakimś zielonym kocyku, mam ochotę go ucałować. Kocham go bardzo mocno i jestem z siebie dumna, że udało mi się to zrobić bez zbędnych cięć skalpelem i wyciągania wnętrzności. Jest taki mały, ma ciemne włosy i zamknięte powieki. Jego rączka delikatnie przesuwa się wzdłuż jego głowy, a on ziewa. Matko jaki on jest cudowny. Delikatnie całuję jego czoło i muskam palcem wskazującym nosek. Jest brudny racja, ale tutaj nie ma czego się brzydzić, ponieważ to wszystko jest we mnie. Uśmiecham się do doktora Greena, a on pokazuje pielęgniarce żeby zabrała mi syna, ponieważ muszą mnie zszyć. Oh, nie. Nie zabierajcie mi Filipa Oliviera Stylesa. Chcę dotykać jego delikatnej skóry i widzieć jak jego klatka piersiowa delikatnie się unosi, a po chwili szybko opada. Nie jest podobny do Harry'ego, przypomina bardziej mnie i cholernie mnie to cieszy. Nie chcę tylko żeby wzrost także miał po mnie, bo później będzie miał jakieś kompleksy. Ale nie myślmy o tym, jeszcze raz całuję jego brudne czółko, a pielęgniarka wysyła mi pełen szczęścia uśmiech i już po chwili zabiera mi z rąk mój mały skarb.


***

-To był o wiele lepszy poród, ale jednak było trudno.
Mówię sama do siebie i podnoszę się z kanapy. Cicho kasłam i kieruję się w stronę kuchni. Muszę zażyć leki. Nim daję radę popchnąć drzwi słyszę rozmowę.
-Ale Ashton ja nie mogę.. Rozumiem, ale są święta.. Zrozum Dominice jest chora, a mamy dwójkę dzieci.. To już nie jest jedna Anastasia teraz jest też Filip.. Ashton, koniec kropka nie było tematu.. A tak w ogóle ty powinieneś opiekować się teraz Julienne i waszymi córkami.. dobrze, pójdziemy tam na nowy rok albo w sylwestra, ale nie teraz. Proszę.. dobrze to do usłyszenia.
Nie wiem o co chodzi, ale wiem, że to jest coś złego. Nie chcę wiedzieć co tutaj się dzieje. Jeśli znowu wplątali się w jakieś gówno pozabijam ich wszystkich. Nie mam zamiaru znowu umierać milion razy tylko dlatego, że nie mogę się do ani jednego z tych kretynów dodzwonić. Wchodzę na zimne płytki gołymi stopami i dostrzegam jak Harry opiera się o blat szafki mocno zaciskając na niej palce. Lustruję go całego i dostrzegam, że przez biały t-shirt widać każdy tatuaż, a dresowe spodnie luźno zwisają mu z bioder. Ma nagie stopy, a włosy wyglądają jakby dopiero wstał z łóżka. Ahh. tak. Nasze dzieci. Stoi do mnie tyłem, ale wiem że coś jest nie tak. Wiem, że coś go gryzie. Podchodzę do niego i oplatam ramiona wokół torsu przylegając policzkiem do pleców. Z jego ust wydobywa się stłumiony jęk i już po chwili jego dłonie znajdują się na moich. Mocno zaciska uścisk i odwraca się w moją stronę. Patrzę w jego oczy i dostrzegam w nich strach, złość i coś jeszcze bezradność. O mój Boże. Mój biedny Harry. Co się dzieje? Czy ktoś coś ci zrobił? Przewracam oczami na tę myśl, ponieważ to jest nie możliwe. Nadal trzymam dłonie na jego torsie, a on jedną dłonią chwyta moją brodę, a drugą poprawia kosmyk, który wypadł z wysoko upiętego koka. Wiem, że śmierdzi ode mnie tymi lekami i chorobą. To chyba jest najgorszy z możliwych zapachów, ale jemu to chyba nie przeszkadza. Nachyla się i łączy nasze wargi. On mnie teraz po prostu potrzebuje, Wiem, że jest bezradny w tym co teraz się dzieje, a ja po prostu nie mam ochoty wiedzieć o co chodzi. Mocno zaciskam powieki i pilnuję się, żeby z pod moich powiek nie wypłynęła ani jedna łza. Tak bardzo go kocham. Kocham mojego Harry'ego, nie ważne jakim jest. Jeśli jest zły, arogancki, miły, czuły, bezradny też go kocham. Po prostu kocham go tak mocno, że nigdy nie przestanę. W chwili kiedy wiem, że chce wedrzeć się do moich ust odpycham się delikatnie od niego. Kręcę przecząco głową. 
-Czemu?
-Bo mam grypę. Zarazisz się. A wystarczy, że ja jestem chora. Nie potrzebny nam drugi. 
Uśmiecham się do niego, a on wymusza uśmiech na swojej twarzy i jeszcze raz przyciąga mnie do siebie. Tak bardzo się zmienił, nie wyobrażałam sobie, że może być aż tak dobrze. Odkąd na świecie jest Anastasia wszystko się zmieniło. Zaczął postrzegać świat inaczej, już nikt nie jest tutaj wrogiem. Wszyscy chcą wspólnego dobra. Kiedy wreszcie wychodzę z uścisku sięgam po leki. Wiem, że obserwuje każdy mój ruch, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Nie przeszkadza mi to tak jak wcześniej. Kiedy już wszystko zażyłam odwracam się do niego i uśmiecham się po raz kolejny. Wychodzimy z kuchni i już nie słychać ani śmiechu Anastasi, ani cichego pomrukiwania Filipa. Co się stało? Do cholery co się stało? Przed chwilą wszystko było okej. Uśmiecham się na to co widzę. Nasza starsza córka, trzyma rączkę młodszego braciszka, leżą na miękkim dywanie i śpią. W moich oczach zbierają się łzy, a Harry mocno przyciąga mnie do siebie i całuje moje czoło. Tak bardzo ich wszystkich kocham, nie chciałabym żeby kiedyś odeszli. Nie wytrzymałabym tego, choć wiem, że kiedyś nadejdzie ten dzień. Że Filip i Anastasia wyprowadzą się i będą żyli własnym życiem. Ale najważniejsze jest to, żeby byli szczęśliwi. Chcę żeby osoba z którą będą chcieli dzielić życie kochała ich bezgranicznie tak jak Harry kocha mnie. 

-------------------------------

23 lipca, 2024 r.

-Harry, ale co się dzieje? Czemu się pakujesz? Coś się stało!
Krzyczę na niego cały czas chodząc za nim. Wpadł do domu i szybko zaczął pakować swoje rzeczy. Nie wiem, o co chodzi, ale domyślam, się. To przez, to że widział śmierć Luke'a. To wszystko przez to. Ci wszyscy bandyci, którzy przychodzili i wygrażali mi i moim dzieciom śmiercią. Dopóki Harry nie zgłosił tego wszystkiego na policję. Wtedy wszystko zaczęło się sypać. Dostawałam pogróżki listami, ale sądziłam że już nic mi nie grozi. Pewnego dnia przyszli jacyś policjanci po cywilnemu i powiedzieli, że Harry jest świadkiem koronnym w sprawie śmierci Luke'a. Czułam, że coraz bardziej się zapadamy. Jest pod nami przepaść, a my już nigdy nie będziemy mogli z niej się wydostać. Siadam na łóżku i przykładam sobie dłonie do twarzy, aby nie musiał patrzeć na moje łzy. Zanoszę się szlochem i nie mogę go przerwać. Kocham go, kocham go tak mocno, że po prostu się boję że go stracę na zawsze. A jeśli już nigdy nie wróci. A jeśli zabiją go. Co ja wtedy zrobię. Anastasia ma sześć lat, a Filip zaledwie trzy. Nie poradzę sobie z tym wszystkim. Nagle słyszę, że przestaje się pakować. Delikatnie przykuca przy mnie i chwyta moje kolana. Chwyta za nadgarstek prawej ręki i odciąga ją od twarzy odsłaniając wszystkie łzy. Mocno przygryzam wargę od środka, kiedy on delikatnie pociąga mnie za brodę, a jego włosy spadają na jego czoło. Ehh.. wygląda tak dorośle. Mój kochany Harry. Podnoszę dłoń do jego policzka, a on przechyla głowę w stronę ciepłego dotyku. Jest taki miękki. A jeśli nigdy nie będę mogła go już zobaczyć.
-Nie płacz. Zabierają mnie, bo gdy tu jestem, nie jesteście bezpieczni. Zrozum. Nie jesteście bezpieczni, a pamiętasz co ci obiecałem. Że chcę ci zapewnić bezpieczeństwo, nawet jeśli miałbym oddać swoje życie. Teraz nie jesteś tylko ty. Są też nasze małe dzieci.
-Ty nie wrócisz, prawda? Już nigdy. Proszę powiedz mi, że nie wrócisz ale nie obiecuj, że wrócisz. Nie chcę tego słuchać. 
-Wrócę. Przysięgam, że wrócę. W końcu, ktoś musi pilnować naszej córki, żeby nie sprowadzała jakichś kutasów do domu. Rozumiesz, kochanie wrócę. Wrócę do ciebie. Wrócę do Anastasi. Wrócę do Filipa. 
-Proszę nie wyjeżdżaj, nie poradzę sobie teraz. Nie teraz. 
-Wiesz, że muszę. Przepraszam, po prostu muszę. Zostawię ci wszystkie pieniądze, które mamy, samochody. Jeśli nie wrócę, co jest niemożliwe nie przejmuj się tym wszystkim, znajdź sobie kogoś innego. Kogo będziesz potrafiła pokochać prawdziwą miłością, taką jak mnie. Wiem, że potrafisz. Wiem, że będziesz na tyle silna, żeby pokochać kogoś innego. 
-Nie! Kocham tylko ciebie. Nic tego nie zmieni, rozumiesz, kurwa?
Kręci głową, a ja pochylam się w dół opierając czoło o jego. Patrzę w jego oczy w których widać smutek, miłość i złość. Złość? Na kogo on jest zły? Na mnie, przecież tylko pogarszam całą tą sprawę mówiąc jak bardzo go kocham. Koniec tego. Nie może tutaj dłużej być, będę musiała zaraz odebrać Anastasię ze szkoły i Filipa ze żłobka. Nie mogę teraz im pokazać, że tata odejdzie na zawsze, bo nie wiem czy to prawda. W jego słowach było tyle prawdy. Kiedy mówił, że wróci. Wróci dla nas. Chwytam jego twarz w dłonie i mocno przyciskam swoje wargi do jego nieco spierzchniętych. Takiego właśnie pokochałam, takiego Harry'ego. Próbuje wtargnąć do moich ust, ale się nie zgadzam. Nie tym razem, nie chcę takiego pożegnania. Po prostu chcę go pocałować. Uśmiecham się i wstaję na równe nogi. Szybko zbiegam na dół i wyciągam torebkę z kuchni. Stoję w drzwiach, kiedy on idzie ze swoją walizką. Kładzie na komodzie kluczyki, komórkę,  dokumenty i karty kredytowe. Przewracam oczami, ponieważ naprawdę mi to nie potrzebne. Kiedy próbuję wyjść z domu chwyta mój nadgarstek i mocno szarpie. 
-Posłuchaj. Oddałem swoje serce, oddałem swoją duszę dla ciebie. Wiem, że mieliśmy czasem wzloty i upadki, ale kocham cię. Kocham cię najmocniej na świecie. Nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek będę potrafił tak kochać. To ty mnie tego nauczyłaś. Nauczyłaś mnie co to znaczy miłość i dziękuję ci. Cholernie ci dziękuję. Obiecuję, że wrócę. Do zobaczenia kochanie.
-Do widzenia Harry.
Czuję jak po moich policzkach płyną łzy kiedy kieruję się w stronę samochodu. Widzę, jak wychodzi z domu z dwoma ochroniarzami, którzy nawet nie wiem skąd się tutaj wzięli. Wycofuję samochód po podjeździe i we wstecznym lusterku dostrzegam jak pakują walizki mojego chłopaka do czarnego audi chyba A4, a on wsiada do jakiegoś SUV-a. Nie płacz już Dominice, musisz być silna dla waszych dzieci. Powiesz im po prostu, że tatuś musiał wyjechać bardzo daleko, ponieważ miał ważne sprawy w pracy. Mocniej zaciskam palce na kierownicy i kieruję się w kierunku miasta. Mój oddech staje się spokojniejszy, a łzy płyną coraz rzadziej. Nie wiem czy wróci, może wróci a może jedno. Ale wiem coś, wiem że mnie kocha równie mocno jak ja kocham jego. Będę za nim tęskniła jak za nikim innym nie licząc mamy. 


------------------------

21 sierpnia,  2026 r. 

Wiem powinnam się pozbierać po jego wyjeździe ale to naprawdę trudne. Nie ma go. Gdyby nie nasze cudowne dzieci pewnie rzuciłabym się z mostu, albo pojechała wraz z nim narażając swoje życie. Nie mam już nic oprócz pustych wspomnień z czasów gdy byliśmy razem szczęśliwi. Gdy pierwszy raz trzymał Anastasię na rękach i chwalił mnie za to jaka byłam dzielna. Wtedy to wszystko było piękne, a teraz już go nie ma i pewnie nigdy już nie wróci. Tak były z nim problemy, nachodziła nas mafia i naprawdę się wtedy bałam. Nie o siebie. Najbardziej bałam się o nasze dzieci. O Anastasię i Filipa. Myślałam, że gdy odejdzie będzie coraz łatwiej, wszystkie nasze problemy znikną, ale jest wprost przeciwnie. Minęły już dwa lata odkąd nie jesteśmy już jedną wielką rodziną. Pewnie teraz żyje jak król jako świadek koronny i zabawia się z jakimiś laskami. Nie mam z nim w ogóle kontaktu i to najbardziej mnie boli. Boli mnie brak osoby, która wybudziłaby mnie z tego koszmaru i powiedziała, że teraz wszystko będzie już dobrze. Ze stanu, który właśnie przeżywałam wyrwała mnie delikatna dłoń naszej ośmioletniej córeczki. Delikatnie uchylam swoje powieki i wreszcie dostrzegam jej ciemne loki. 
-Mamusiu, bo babcia dzwoniła i mówiła że będzie u nas za jakieś pół godziny.
-Dobrze Ana. Już wstaję. A powiedz mi myszko gdzie jest Filip?
-Ma dopiero pięć lat, nie mógł sobie nigdzie iść. Jest w salonie i maluje jakieś bazgroły na tych swoich kartkach.
-Przepraszam, że kompletnie się wami teraz nie zajmuje, ale źle się czuję od pewnego czasu.
-Nic się nie dzieję mamusiu. Najważniejsze jest twoje zdrowie. 
Uśmiecham się do niej i wyciągam rękę aby delikatnie dotknąć jej policzka. Ma te jego kurwa cudowne szmaragdowe tęczówki i ten sam nos. Nie mam pojęcia czy mój mąż kiedykolwiek jeszcze do nas wróci. Obiecał, że tak, ale teraz już sama nie wiem. Minęło już tyle czasu, a ja nie miałam najmniejszego kontaktu z nim. Nawet jeśli wróci to czy będzie potrafił znowu zbliżyć się do nas tak jak wcześniej. Nawet nie wiem czy Anastasia i Filip go pamiętają, czy tylko udają, że wiedzą o tym, że to ich tata jest na zdjęciach. Nie mam najmniejszego pojęcia. Kiedyś mieliśmy taką cudowną przyszłość przed nami, póki nie pojawili się ci policjanci. Tego popołudnia dosłownie wszystko się zmieniło. Spakował torby i wyjechał bez żadnego pożegnania. Zostawił telefon, nie było z nim żadnego kontaktu, nawet nie wiedziałam gdzie go do kurwy wywieźli. Ale z drugiej strony jestem z niego dumna, chciał pokazać jaki jest silny i jak potrafi pomóc policji.
-Zejdź Ana na dół do brata, ja się ubiorę i dołączę do was.
Delikatnie skinęła głową i pochyliła się aby pocałować mój policzek. Kiedy wreszcie to zrobiła szybko rzuciła się w stronę drzwi a jej kroki stawały się coraz bardziej ciche, co oznaczało, że mnie posłuchała. Nawet teraz. Już dwa lata po tym wszystkim nie mogę się pozbierać. Każdej nocy widzę to co się wtedy działo, gdy powtarzał, że wróci choć oboje wiedzieliśmy, że tak nie będzie. Wmawiał sobie i mi że będzie inaczej, że jeszcze nasze życie się ułoży. Cały czas mam nadzieję że to jakiś popierdolony sen, cały czas myślę że gdy się obudzę będzie leżał obok mnie. Będzie delikatnie gilgotał moją skórę swoimi ciemnymi lokami, jego jedwabiste usta wprowadzą mnie w totalne zapomnienie, duże dłonie odnajdą się znowu na wszystkich skrawkach mojego ciała, a cudowne szmaragdowe oczy przywrócą dawny blask moim, już trochę wyblakłbym tęczówkom. Ciężko zwlekam się z łóżka i mrużę powieki, ponieważ światło słoneczne oślepia mnie na kilka sekund. Kieruję się w stronę szafy i nie jest to ta sama szafa co kiedyś. Jest inna. Są w niej jego ubrania, nawet nie wiem dlaczego. Po prostu są. Po prostu chcę aby tu były. Chce pamiętać.Wiem, że już nigdy nie wróci. Pamiętam jak zostawił mi tylko wszystkie karty i samochody i te pieprzone dokumenty. Ale co mi dadzą pieniądze i jakieś pojebane samochody? Ja potrzebuję go. Potrzebuję go w tym domu, który kupił specjalnie po naszym ślubie żebyśmy mieli więcej przestrzeni, dom z podjazdem i ogród. Zakładam na siebie biało-miętowy sweter, rurki i białe conversy. Jeszcze raz spoglądam w lustro. To wszystko na mnie wisi, wyglądam tak chujowo. Wyglądam tak chujowo już od dwóch lat i nie potrafię tego już zmienić. Tak chyba pozostanie już na zawsze, ponieważ on nigdy nie wróci. Wiem, że ten dzień będzie należał do przeciętnych. Pójdziemy z dziećmi na miasto, kupimy kilka shake'ów i lodów. Wrócimy do domu. Znowu ten sam nudny wieczór na grach lub telewizorze. Dokładnie wiem jak ten dzień minie i wcale nie chcę mi się schodzić na dół. Ale muszę, muszę to zrobić dla dwój moich skarbów. Dla Filipa i Anastasi. Kocham ich jak tylko mogę i staram się darować ich dokładnie miłością obojga rodziców. Schodzę po schodach i dostrzegam ich w salonie. Moja córka coś tłumaczy swojemu bratu po czym wybuchają śmiechem. Także się uśmiecham, choć na chwilę i podchodzę do nich.  
-Głodni jesteście?
-Nie. Jennifer zrobiła nam owsiankę na śniadanie.
I uf.. Jennifer. Boże kocham tą gosposię, robił i robi wiele rzeczy kiedy ja wypłakuję się w poduszkę i chcę zapomnieć o całym Bożym świecie. Uśmiecham się do nich i delikatnie gładzę delikatne włosy naszego syna. Wszyscy zwracamy głowę ku drzwiom kiedy słyszymy domofon. Wiem, że to przyszła mama. Znaczy Anne, kazała mi tak do siebie mówić, kiedy Harry wyjechał i nas zostawił. Zapewne przyjechał z nią Jay. Ohhh.. mój słodki, mały Jay. Co ja gadam już nie taki mały. Teraz to już jest mężczyzna i to kurewsko przystojny. Gdybym była w jego wieku i nie miała jakiejś pojebanej depresji zapewne umówiłabym się z nim. Ehh.. pamiętam jeszcze jak był w wieku naszej Anastasi i opiekowaliśmy się nim, ponieważ Harry tak bardzo narzekał na to jak mama go wychowuje. Nie chciał aby cokolwiek mu się stało. A teraz? Teraz ma własne dzieci ni nie może być przy nich. Nie może oglądać jak dorastają, jak się zmieniają i nie może ich chronić. 
-Witaj Dominice.
-Cześć mamo. Hej Jay.
Mój sztuczny uśmiech nie umyka ich uwadze. Zauważają jak cholernie jest mi teraz ciężko. Już od dwóch lat staram się wygrzebać z tego wszystkiego, ale po prostu się nie da. Noszę go cały czas w sercu i nie mogę przestać. Anne ma na sobie różowy top i ciemne, obcisłe dżinsy. Na stopach sandały, a w ręce torebkę. Obok niej stoi jej szesnastoletni syn, który jest od niej o głowę wyższy. Ma na sobie ciemną marynarkę i koszulę zapiętą pod samą szyję.


http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=153384180


-Odzywał się do ciebie?
-Nie. Ale ja już naprawdę nie wiem co mam mówić Anastasi. Ona naprawdę już wszystko rozumie i nie chcę aby źle postrzegała swojego ojca.
Wchodzę razem z Anne do kuchni, a Jay poszedł do salonu. Odwracam się w stronę okna, ponieważ chcę nacisnąć przyciski, ponieważ już wcześniej się umówiłyśmy, że najpierw wypijemy kawę, a później pójdziemy na miasto. Ta kobieta jest dla mnie cholernym wsparciem. Nigdy, aż takiego nie miałam. Przyjeżdża tutaj prawie codziennie, ponieważ jak na razie mieszkają w Londynie. Póki są wakacje, a Jay nie ma szkoły, to mogą sobie na to pozwolić. Kocham ją równie mocno jak tą prawdziwą mamę, której niestety nie może być tu przy mnie. 
-Mów cały czas, że tata wyjechał i wróci za jakiś czas. Tylko nie wiesz kiedy.
-Mamo ale to jest cholernie trudne. Nie radze sobie z tym. Pewnie gdyby nie Filip i Anastasia na tym świecie dawno bym się zabiła albo rzuciła się na poszukiwania Harrego. Dobrze, wiesz jak go kocham.
-On też was kocha równie mocno. Chyba pamiętasz dlaczego wyjechał z kraju. Chciał was chronić. Jest świadkiem koronnym w tej popierdolonej sprawie o zabicie twojego przyjaciela. I dobrze wiesz, że gdyby nie wyjechał byłoby jeszcze gorzej. Bylibyście nachodzeni i nie mieli jak uciekać z tego bagna.
Odkładam jedną z filiżanek na wysepkę i podaję cukierniczkę. Oddycham głęboko, a moje serce staje się jak dwustukilowy kamień. Siadam tuż obok niej i zaczynam bawić się swoimi palcami. Moje życie ssie. 
-A ty jak się czujesz, ile ważysz? Poprawiło się coś?
-Nic się nie poprawiło. Ważę tyle ile ważyłam, i wiem że 43 kilo przy wzroście 1.65 jest naprawdę złe, ale nic nie poradzę. Tak cholernie się o niego martwię, że to zżera mnie stres.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. 
Chwyta moją dłoń i delikatnie gładzi jego wierzch. Tak bardzo ich wszystkich kocham, gdyby nie oni i ich wsparcie umarłabym. Tak umarłabym i nie żartuję. Umarłabym z tej cholernej tęsknoty za nim. Opieram swoją głowę o jej ramię, a ona całuje czubek mojej głowy. 

-----------------------------------

-Babciu, a kiedy wujek Niall i ciocia Gemma przyjadą tutaj z Nikki?
-Wiesz Ana. To nie jest takie łatwe. Nikki teraz ma trudny okres w nauce. Są wakacje, ale jednak już ma wiele rzeczy do roboty. Skończyła dziesięć lat i zaczęła chodzić na dodatkowe kółka zainteresowań, piłkę nożną, tańce i inne takie.
Uśmiecham się kiedy Anne przyciąga szybkim ruchem Filipa na swoje kolana, który jest jeszcze bardziej zmęczony niż zanim wyszliśmy z domu. Pociągam kolejny łyk kawy i zauważam, że Jay przygląda mi się z konsternacją. Wiem o co mu chodzi. On to wie. On wie, że tak bardzo cierpię, choć tego nie pokazuję. On wie, że jest ze mną coraz gorzej. On wie, że ja umieram. Jak na razie nie ma dla mnie żadnego ratunku. I wiem, że on jest tego świadomy.Wiem, że ja po prostu marnieje w oczach i jest coraz gorzej. Z dnia na dzień się zmieniam. 
-Dominice, czy możemy porozmawiać w cztery oczy?
Jego głos przeszywa całe moje ciało i sprawia, że zaczynam drżeć. Jest w okresie mutacji i jego głos cały czas się zmienia. Raz jest piskliwy, a raz głęboki. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, ponieważ będzie pogadanka o moim zdrowiu i takie typowe bla, bla, bla. Wiem, że i tak mnie to nie ominie więc zgadzam się. Delikatnie przytakuję głową, chwytam z oparcia krzesła moją torebkę i wstaję od stołu, gdy on jest już tuż przy mnie. Chwyta moją dłoń i szybko prowadzi do parku na przeciwko. Tak strasznie mi go przypomina. To jest taki mój Harry, gdy oglądałam te wszystkie jego zdjęcia ze szkoły. Taki Harry, którego pamiętam. Przygryzam wargę od zewnątrz, ponieważ nie chcę się teraz rozpłakać. Kiedy jesteśmy już na ścieżce prowadzącej do altanki zatrzymuje mnie. Chwyta moje ramiona i patrzy prosto w moje oczy, co sprawia, że moje serce wali mocniej, ponieważ do kurwy ta rozmowa będzie okropna i już mam tego świadomość. 
-Proszę cię. Jak Harry się odezwie, powiedz mu żeby już wracał. Mam dość cierpienia mamy, Gemmy a zwłaszcza twojego. Za każdym razem gdy przyjeżdżamy jest z tobą coraz gorzej. Dziewczyno, ty marniejesz w oczach. Jesteś coraz chudsza i gdyby nie ten makijaż pewnie blada. Z dnia na dzień stajesz się inna, twoje oczy są puste. Nie mają żadnego koloru. Powiedz mi tak szczerze kiedy ostatni raz cokolwiek jadłaś? Odpowiedz mi. Kiedy ostatni raz?
Potrząsa moimi ramionami, a pod moimi powiekami zbierają się pierwsze łzy. Nienawidzę siebie, nienawidzę swojego życia, nienawidzę Harry'ego. Spuszczam wzrok na swoje stopy, lecz nie na długi czas. Jay chwyta moją brodę w dwa palce i pociąga głowę do góry tak, żebym po raz kolejny spojrzała w jego cudowne oczy. 
-Ja..ja nie wiem.
Szepczę, a pierwsze łzy płyną po moich policzkach. Patrzę cały czas na niego i widzę mojego męża. Widzę mojego męża, który ma w oczach strach. Boi się o mnie. W tych oczach, kryje się jeszcze złość, nieopanowana złość. Moja podświadomość ledwo zwleka się z łóżka i chwiejąc się na nogach przygląda się temu co zaraz się wydarzy. Jay nie krzyczy, nie robi prawie nic, tylko zamyka nas w uścisku, delikatnie pocierając dłońmi moje plecy. Mój oddech jest szybszy a emocje sięgają zenitu. Łzy płyną niczym potok, a serce bije jak oszalałe. Jak dobrze, że został mi on. Brat mojego męża, którym kiedyś się zajmowałam. Mój mały słodki Jay. Nie wiem jak można pokochać kogoś tak mocno jak ja pokochałam tego chłopaka.
-Tak bardzo cię kocham, nie chcę aby cokolwiek ci się stało. Pamiętaj jeśli ty umrzesz, jak Harry wróci zabiję go własnymi rękami. Obiecuję ci to. Jesteś dla mnie jedynym ratunkiem od tego wszystkiego. Chciałbym tutaj wrócić na stałe i zamieszkać z wami, Mama mi nie pozwala. Tak bardzo chciałbym być przy tobie i pilnować cię na każdym kroku. I uwierz w końcu mi się to uda. Może na reszcie przemówię mamie do rozsądku. 
Traktuje mnie jak nikt inny. Jest taki miły, ale zarazem cholernie chce tym wszystkim rządzić. Rozumiem go, po prostu się boi tak jak reszta rodziny. Boi się, że pewnego dnia ja też zniknę. Tylko ja naprawdę. Na zawsze i nieodwracalnie. Nie wiem, czy Jay traktuje mnie jak siostre ale wydaje mi się, że od pewnego czasu raczej tak jest. Ja wiem, że jest ze mną cholernie źle. Te wszystkie leki i to wszystko mnie powoli wykańcza. Nic nie poradzę na to, że chudnę i marnieję w oczach. Nagle słyszę dzwonek swojego telefonu. Wyrywam się z uścisku Jaya i zaczynam grzebać w torebce. Kiedy wreszcie znajduję aparat, którego poszukiwałam zauważam, że to nieznany. Spoglądam na Jaya, a on zaciska wargi w jedną linię. Nie mam pojęcia kto to może być, ale może to ktoś ważny. Nigdy nie odbieram od nieznanych bo się boje, ale tym razem coś mi mówi, że po prostu muszę to zrobić. Po prostu muszę. 
-Kto to?
-Numer nieznany.
-Odbierz.
Odchodzę kilka metrów od niego i kieruję się w stronę altanki. Przeciągam zieloną słuchawkę, a po drugiej stronie słyszę szybki oddech jakby ktoś bał się odezwać. Właśnie mam coś powiedzieć w chwili kiedy ktoś coś tam mamrocze. Jego głos jest załamany i jakiś inny, ale rozpoznaję go. Kurwa to jest mój mąż. Mój pieprzony Harry. Ta kurwa Harry Styles. Mój własny Harold Edward Styles. Mój oddech przyspiesza, serce zaczyna mocno walić, a oczy zaczynają błyszczeć.
-Przepraszam kochanie.
-Boże jak się cieszę, że dzwonisz. Tak bardzo za tobą tęsknię.
Pod moimi powiekami zbiera się coraz więcej, których nie będę potrafiła za moment powstrzymać i wypłyną potokiem na moje policzki. Dłonie zaczynają mi się pocić, a w ustach mi zasycha. Tak bardzo za nim tęskniłam, tak bardzo chciałam wreszcie usłyszeć ten jego pieprzony głos. Stoję jak wryta i nie potrafię się kompletnie poruszyć. Widzę ludzi, którzy chodzą po parku i nie wiem co konkretnie się dzieje. Czy zaraz się obudzę, czy to się dzieję naprawdę i rozmawiam z moim mężem pierwszy raz od dwóch lat.
-Też za tobą tęsknie kochanie. Jestem już bezpieczny. Ale na razie nie mogę wrócić do Anglii. Naprawdę chciałbym was zobaczyć, ale na razie nie mogę. 
-Rozumiem, Harry.
-A ty jak się czujesz? 
-Normalnie. Wszystko dobrze. Właśnie jestem na mieście z mamą, Jayem i dzieciakami. 
-Pod żadnym pozorem nie mów im, że ze mną rozmawiasz. Nikt nie może się dowiedzieć o tym, że ze mną rozmawiałaś. Nawet Anastasia albo Filip. Nikt.
Teraz się zaczęło. Długi strumień słonej wody wreszcie zaczyna spływać po mojej twarzy. Nie potrafię przestać, po prostu nie potrafię. Jego głos i oddech sprawia, że cała zamieram i jeszcze bardziej za nim tęsknię. Każde słowo, które wypowiedział do tej chwili przyprawiało mnie o cholerny ból, a ciężki oddech i moje zdenerwowanie nie pozwalały mi się już kompletnie odezwać. 
-Muszę już kończyć. Kocham cię.
-Ale, Harry.
-Tak?
-Pamiętaj, że zawszę wszyscy będziemy na ciebie czekać. Brakuje nam ciebie. Mam nadzieję, że szybko do nas wrócisz.
-A ja mam nadzieję, że będę mógł wtulić się w twoje ciepłe ciało. Wycałować cię za wszystkie czasy. I spędzać całe dnie na zabawie z naszymi małymi pociechami.  
-Już nie takimi małymi. Anastasia skończyła osiem lat, a Filip trzy. Te dwa lata tak szybko minęły.
Już nie wytrzymuję, przestępuję z nogi na nogę i wiem, że Jay mi się przygląda. Muszę zatrzymać katar, który spływa z mojego nosa więc pociągam nosem z nadzieją, że mój mąż tego nie usłyszy. Wtedy domyśli się, że płaczę. Przełykam ślinę i w momencie kiedy mam zacząć mówić, on mi przerywa.
-Nie płacz kurwa. Przecież wiesz, jak tego nie lubię.
-Wiem.
Nie wiem czy chciał coś powiedzieć dalej, ale ja już nie chciałam tego słuchać. To było zbyt bolesne. To zbyt wiele jak na jeden dzień. Naprawdę zbyt wiele jak dla mnie. Czuję, że moje serce rozrywa się na milion kawałków. Szybko przyciskam przerwanie połączenia i słyszę głuchy sygnał. Nie słyszę jego głosu, teraz słyszę to zwyczajowe "pip, pip, pip". Wrzucam telefon do torebki i zaczynam kierować się w stronę Jaya. Mam ochotę powiedzieć mu wszystko, ale powiedziałam że nikt się nie dowie. Teraz chcę żeby tak po prostu się do mnie przytulił, bo muszę o tym zapomnieć. Muszę zapomnieć o tym, że mój mąż dzwonił przed chwilą i mówił jak bardzo mnie kocha i jak cholernie za nami tęskni. 
-Kto to był?
-Nie mogę. Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam.
-To był Harry, prawda?
Wiem, że on nic nie powie. Kiwam głową, a on owija ramiona wokół mnie cicho szepcząc mi do ucha, że wszystko będzie w porządku. Czasem zastanawiam się jak taki chłopak jak on potrafi tak sobie ze wszystkim radzić. Nie przejmować się niczym i zachowywać zimną krew. Kocham go. Tak cholernie go kocham. Jest dla mnie naprawdę bardzo ważny. Delikatnie pociera moje plecy, a ja powoli zaczynam uspokajać swój żałosny szloch. Jeszcze nigdy tak bardzo nie czułam pustki. Lepiej byłoby gdyby nie zadzwonił. Po co on to zrobił? Chciał mieć tą satysfakcję, że doprowadza mnie do łez? Nie rozumiem. Hmm.. trudno żebym rozumiała człowieka, którego nie widziałam od dwóch lat, dopiero dzisiaj usłyszałam jego ciepły głos. Jay wie jak bardzo kocham jego brata i chcę pozostać mu wierna już do końca. Obiecałam to sobie, obiecałam Harry'emu i obiecałam Bogu. W szczęściu czy w chorobie. W niedostatku czy bogactwie. Zawsze będziemy razem, aż śmierć nas nie rozłączy.  

-----------------------------------

-Mamusiu powiesz mi wreszcie gdzie jest tatuś?
-Wiesz, Anastasio. Tatuś musiał pojechać w bardzo długą podróż. 
Nasza starsza córka wdrapuje się na moje kolana. Na nasze twarze pada słabe światło lampki, która stoi na komodzie przy drzwiach. Lustruję szybko pokój upewniając się, że dziewczynka jest spakowana na balet. Wydaję mi się że trochę poćwiczyłyśmy, a Filip już śpi. Wiem, że Anastasia też tęskni. Nie pokazuje tego, ale wiem że też tęskni. Czeka mnie ta rozmowa co zwykle. Nasza córka pyta się o dokładnie to samo każdego wieczoru. Jakby myślała, że coś może się zmienić z dnia na dzień. 
-A kiedy wróci?
-Posłuchaj. Naprawdę pojechał bardzo daleko. Chciał nas chronić przed złymi panami, żeby nic nam się nie stało. Kiedyś wszyscy do niego pojedziemy, albo on przyjedzie do nas już na zawsze. Tak naprawdę tatuś jest bardzo blisko nas. Jest w naszych serduszkach i zawsze będzie tam mieszkał kochanie. Tatuś nie może nam się pokazywać, ani z nami rozmawiać. Musi nas chronić jak dzielny rycerz. Ale powiem ci, że on jest dumny z tego, że ma taką cudowną, utalentowaną córeczkę. 
-Mamusiu, ale ja chcę żeby tatuś już wrócił i był przy nas.
-Pamiętasz jak tatuś ci kiedyś opowiadał, że w końcu każdy pojedzie w bardzo długą podróż. Albo uda mu się wrócić albo nigdy już nie wróci.
Przytakuje i porusza swoim kucykiem na głowie. Owija ramiona wokół mnie i mocno przytula się do mojej piersi. Mój mały, słodki aniołek. Jeszcze kilka lat temu była taką małą dziewczynką, a teraz już chodzi do szkoły. Pochylam się i całuj ciepłą skórę mojej córki na czole. Nawet nie wyobraża sobie jak bardzo ją kocham, zresztą tak samo jak Filipa. 
-Troszkę cię wtedy okłamał. Nie każdy musi jechać w taką podróż tylko tatuś jest kimś ważnym i musiał wyjechać. Codziennie modli się za nas. Osobno za ciebie, osobno za babcię, Jaya, mnie, Filipa, ciocię Gemmę i resztę. Myśli też o nas gdy powoli zamyka swoje powieki, a rzęsy łaskoczą jego policzek. Mówi za każdym razem takie słowa 'Tak bardzo ich kocham, z jednej strony nie wiem dlaczego wyjechałem, ale z drugiej wiem. Chciałem żeby byli bezpieczni i nie zagrażało im już nic'. 
-A kocha nas wszystkich jednakowo?
-Oczywiście, że nie każdego obdarowuje innym uczuciem. Niektórych kocha bardziej, a niektórych mniej. Ale bądź pewna ty jesteś jego słodką księżniczką. Stara się chronić nas przed wszystkimi złymi rzeczami. Czuwa nad nami i kocha nas tak mocno jak kochał gdy wyjeżdżał w swoją długą podróż.
-A dlaczego w ogóle wyjechał?
-Musiał wyjechać, ponieważ nie chciał aby cokolwiek nam się stało. Wróci do nas już niedługo. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość.
-Czyli jak będziemy już naprawdę bezpieczni zadzwonisz do tatusia, a on wróci?
-Tak słoneczko. Oczywiście. Ale myślę, że tatuś będzie doskonale wiedział kiedy będzie musiał wrócić.
-A przywiezie nam jakieś pamiątki?
-Tak. Na pewno nie jedną.
-Ale wiesz jaki prezent byłby najlepszy. Gdyby udało ci się troszkę przytyć. I żebyś wyzdrowiała. Bo babcia mówi, że twoja sylwetka już naprawdę jest niezdrowa.
-Wiem, kochanie wiem.
-Albo chciałabym też siostrzyczkę. Fajnie by było mieć taką siostrzyczkę.
-Zobaczymy co da się zrobić królewno. A teraz śpij słodko. Naprawdę jest już bardzo późno, a ja też jestem zmęczona. Niech ci się śnią kolorowe sny. Jutro masz rano balet, musisz się wyspać.
-Wiem mamusiu. A tobie niech przyśni się tatuś.
Delikatnie całuje mój policzek i zsuwa się na materac odwracając się w stronę ściany. Podtrzymuję się ramy łóżka i odpycham się od niej. Nie mam siły. Moje nogi się chwieją, a ja nie mogę teraz upaść. Muszę się położyć i choć na chwilę zasnąć. Szybko podchodzę do framugi drzwi i opieram się o nią. Przyglądam się miarowemu oddychaniu Anastasi. Nasza córka zmaga się jeszcze przez chwilę ze swoim snem. Uśmiecham się tylko i klikam pstryczek przy lampce, co sprawia, że pokój spowija ciemność. Wiem, że jest już bardzo duża i nie boi spać się przy zgaszonym świetle. Chwytam za klamkę i ciągnę za sobą drzwi delikatnie zostawiając je uchylone. Ogarnia mnie dziwne uczucie i wiem. Wiem, że Harry teraz o mnie myśli i jest przy mnie. Wiem, że chce zapobiec moim łzą, które niekontrolowanie spływają po mojej twarzy. Gdyby teraz mógł tutaj być na pewno nie pozwoliłby mi płakać. Znalazłby sposób na to, abym się uśmiechnęła. Tak bardzo chcę poczuć jego obecność, ale nie tą mentalną tylko tą prawdziwą obecność. Dotyk mojego stanowczego Harry'ego. Chcę usłyszeć nawet ten jego ostry ton gdy mówi, żebym nie płakała albo żebym zaczęła jeść. Opieram się plecami o ścianę i przygryzam wargę. Czeka mnie kolejna noc. Kolejna noc strachu. Gdy wszystkie światła gasną, a ja zostaję sama w pokoju ogarniają mnie te najgorsze myśli. Boję się, że zadzwonić ktoś z policji i powie mi, że jednak nie jest bezpiecznie, będziemy musieli uciekać, albo mój mąż nie żyje. Uderzam kilka razy głową w ścianę i gdy zaczyna doskwierać mi ból z tyłu przebiegam dłonią po włosach. Potok łez którego nie potrafiłam powstrzymać nadal wylewa się na moją już całą czerwoną od płaczu twarz. 
-Tak bardzo bym chciała żebyś wrócił do nas i był już do końca. Patrzył jak Anastasia i Filip dorastają. Jak zmieniają się z wiekiem. Ale wbrew pozorom jestem z ciebie kurewsko dumna. Nie bałeś się przeciwstawić tym idiotom. Tęsknie za tobą i wiem, że to, że modle się codziennie do Boga o twój powrót nie oznacza, że wrócisz. Zwłaszcza po tamtej rozmowie. Nawet sam nie wiesz kiedy będziesz mógł wrócić do kraju. Ale wiesz czego najbardziej się obawiam, tego że już nigdy cię nie zobaczę.

Harry's Pov

-Harry powinieneś iść już spać. Jutro czeka nas trudny dzień. 
-Pierdolisz tak każdego dnia David. Mam już dość tego. W Anglii czekają na mnie moje dzieci i żona. Nie widziałem ich od dwóch lat, nawet nie wiesz jak to mnie cholernie boli. To, że pobrzdąkam sobie na gitarze, poczytam książki nie sprawi, że zapomnę o nich. Obiecałem jej, że wrócę i zrobię to. Rozumiesz kurwa, zrobię to.
Spoglądam na jednego z moich ochroniarzy, który ma na głowie czarne ray-bany, krótkie dżinsowe spodenki i białe polo. Trzyma w dłoni szklankę ze zmrożoną herbatą. Mam już dość mieszkania tutaj. To nie jest dla mnie. Szybko wychodzę z kuchni powstrzymując swoje łzy. Nie mogę teraz płakać, po prostu nie mogę im pokazać, że jest coraz gorzej. Nie wiem czy to zauważyli ale od kilku dni jestem cholernie zamknięty w sobie. Kiedyś mogli ze mnie czytać jak z otwartej książki, a teraz jest to wręcz niemożliwe. Wbiegam po białych schodach na górę i już po chwili popycham ciężką, drewnianą strukturę drzwi do mojej sypialni. W momencie rzucam się na łóżko i mam ochotę zabić każdą napotkaną osobę. Wyrwać jej serce, tak samo jak moje zostało wyrwane z dniem gdy musiałem tutaj wyjechać. Ciężko oddycham w materiał białej poduszki, a moje włosy luźno opadają wokół mojej głowy. Mam ochotę teraz wrzeszczeć, ale nie potrafię. Nie chcę nic mówić, ale mój penis nie był używany już dwa lata. Nawet przeze mnie. Nie potrafiłem zrobić tego sam, po prostu nie dawałem rady. Próbowałem wyobrażać sobie ją, ale i tak się nie udawało. Pierwszy raz mam jedno uczucie, które gromadzi się przez cały czas we mnie. Czuję, że tym razem jestem sam i nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. Nikt nie może mi pomóc. Jestem ja i moje problemy. Ja i mój zasrany świat. Ja i przeciwieństwa losu, które nie pozwalają mi na powrót do rodziny. Czuję się bezradny w tej całej popieprzonej sytuacji. Tak jak małe dziecko, gdy zrobi coś złego i nie potrafi nic z tym zrobić. Jest takie bezradne. Tak jak ja. Nie mogę sobie z tym po prostu poradzić. Przypominam sobie coś! Mogę zadzwonić. Taylor i David mi pozwalają już to robić. Szybko otwieram szufladkę szafki nocnej i wyciągam z niej swój telefon. Otwieram spis połączeń i wybieram numer mojej żony. Nie wiem po co to robię, ponieważ znowu będę tęsknić, ale wiem, że po prostu muszę do niej zadzwonić i usłyszeć jej głos. Nie wiem czy jest z nią wszystko dobrze, mam nadzieję, że tak. Inaczej chyba się zabiję. Będę nienawidził siebie do końca i nigdy nie przestanę. Moja żona, nie może cierpieć ze względu na mnie. Po prostu nie może. Mamy do cholery dwójkę dzieci! Kilka głuchych sygnałów i już po chwili słyszę przyspieszony oddech po drugiej stronie. 
-Hej. Obudziłem cię?
-Nie. 
-Która u ciebie godzina?
-Czwarta nad ranem. Dobra tak szczerze to była pierwsza noc jaką można powiedzieć przespałam, a nie jechałam na środkach nasennych. 
-Dominice, powiedz mi tak szczerze z tobą jest źle, prawda? Wiem, że tak jest.
-Ohh.. daj spokój. Nie mam ochoty z tobą już nigdy rozmawiać. Sprawiasz, że moje serce rozbija się na milion kawałków. 
-O co ci chodzi? Przecież cię kocham. A po za tym zostawiłem karty kredytowe.
-Kurwa tutaj nie chodzi o pieniądze. Tu chodzi o nas i nasze dzieci, które cierpią. A zwłaszcza chodzi o mnie. 
-No ale ja nic nie poradzę, że muszę tutaj być. Przepraszam.
-Nie to ja przepraszam. Krzyczę na ciebie bez powodu, wiem że jak już wszystko będzie okej to wrócisz. Po prostu ja już nie wytrzymuję. Nie daję rady bez ciebie. 
-A jak się czujesz? Martwię się o was.
-Z dziećmi dobrze.  Dlaczego dzwonisz?
-David i Taylor już mi pozwalają. 
-Tak bardzo cię kocham Harry.
-Dominice? Dlaczego płaczesz?
-Harry. Ja umieram.
Moje serce przestaje bić. Dominice umiera? To jest kurwa nie możliwe. Ona gada jakieś głupoty. Boję się teraz odezwać. Jej oddech stał się szybszy, a moje serce przestało bić. Czy ja umarłem? A może to tylko sen? Może mojej żonie tak naprawdę nic nie jest. Słyszę jej szloch, co sprawia, że pod moimi powiekami także zbierają się łzy. Ona żartuje prawda? To nie może być prawda, jeśli tak to ja umrę pierwszy. Nie poradzę sobie bez niej. Opadam całym ciałem na łóżko a z moich ust wydostaje się zduszony jęk. 
-Żartujesz, tak? Wkręcasz mnie za to, że mnie tu nie ma prawda?
-Nie. Ja naprawdę umieram. Musiałam ci to powiedzieć. Odkąd cię nie ma strasznie schudłam, łykam jakieś prochy które podobno pomagają mi funkcjonować. Nic nie jem, bo nie potrafię. Cały czas myślę o tobie i o tym co robisz. Gdzie jesteś i kiedy wreszcie wrócisz. Twój brat ma zamiar wprowadzić się do nas i zapisać się tutaj do szkoły. Boi się, że któregoś dnia zasnę na łóżku i już się nie obudzę. Że wtedy Ana lub Filip znajdą mnie na łóżku zimną. Że umrę. On najbardziej obawia się właśnie tego. Że mnie któregoś dnia zabraknie. 
-Wiesz, że nie możesz tego zrobić?
-Ale czego?
-Nie możesz umrzeć. Nie możesz tego zrobić. Przecież wrócę, obiecałem ci to i słowa dotrzymam. Zawsze dotrzymywałem. Jesteś moim słońcem, moim oddechem. Rozumiesz? Nie dam rady bez ciebie. Będę musiał sobie sam radzić, a naprawdę sobie nie poradzę. Kocham cię słońce. Tak cholernie za wami tęsknie. Czasem żałuję, że musiałem być tam na miejscu i widzieć to wszystko. Gdybym tylko nie poszedł. Nie byłoby pieprzonego problemu. Bylibyśmy najszczęśliwszą rodziną na ziemi. Prosiłem cię, żebyś nie robiła niczego głupiego, ale ty jak zwykle mnie nie słuchałaś. Wolałaś mieć w dupie to co do ciebie mówię, zamiast choć na chwilę przystopować i pozwolić mi przemówić ci do rozsądku. Tu nie chodzi tym razem tylko o ciebie! Tutaj chodzi o Anastasię i Filipa, którzy już nie mają ojca. Chcesz żeby nie mieli matki? Chcesz tego kurwa? Tak bardzo cię kocham.
Nie słyszę jej. Oddech jest umiarkowany co oznacza, że zasnęła. Zabiję wszystkich, którzy nie pomogą jej. Nawet choć na chwilę nie zatrzymają się i obojętnie przejdą obok niej. Muszę kurwa wrócić do Londynu. Nie mogę dopuścić do tego, żeby jedyna osoba w której zakochałem się do szaleństwa tak po prostu odeszła. Jesteśmy już tyle lat razem, a ja czuję się jak głupi nastolatek. Za każdym razem zakochuję się w niej od nowa. Jest taka cudowna, drobna i niestety teraz chuda. Boję się co zastanę, gdy naprawdę będę mógł wrócić. Boję się, że ten widok sprawi, że moje łzy będą spływać po moich policzkach bezustannie.


----------------------------

13 czerwca, 2028 r.


Śmiech Anastasi, Filipa i Jaya sprawia, że się uśmiecham. Jest lepiej, trochę lepiej. Rozmawiałam wiele razy z moim mężem i uświadomiłam sobie, że nie mogę odejść. Już od dwóch lat Jay mieszka z nami. Wszystko jest w porządku pogodziłam się z tym, że możliwym będzie to, że już nigdy nie spotkam swojego męża. Uśmiecham się raczej sama do siebie, ponieważ Jay podbiega do mnie i zamacza palec wskazujący w sosie pomidorowym. Uderzam jego dłoń, a on się do mnie uśmiecha. 
-A teraz powiedz mi jak ma na imię?
-Ohh.. zachowujesz się jak mama. Halo, ja mam już osiemnaście lat. No ale dobra. Rose. Ma na imię Rose. Okej?
-Śliczne imię, a kiedy przyprowadzisz ją do domu?
-Chyba oszalałaś.
Wybuchamy śmiechem, a po domu rozchodzi się dźwięk domofonu. Anastasia krzyczy, że ona otworzy. Wycieram brudny kącik ust Jaya ściereczką i wychodzimy z kuchni.
-Dzień dobry. Mama jest w domu, zaraz przyjdzie. Ja chyba pana znam. O właśnie idzie. Mamo, jakiś pan. 
Ciepła dłoń Jaya nadal trzyma moje ramię, gdy przechodzimy powolnym krokiem drogę z kuchni do korytarza. Brat mojego męża szepcze mi na ucho, że przyprowadzi Rose tutaj, bo przecież nie jestem jego matką i nie zrobię mu żadnego obciachu. Po raz kolejny wybuchamy śmiechem. Pierwsze co rzuca mi się w oczy splecione dłonie Anastasi i Filipa. Przełykam gulę w gardle, która budowała się od momentu, gdy ktoś zadzwonił domofonem. Dostrzegam czarne air-maxy i chude łydki. Moje serce bije coraz mocniej, a oczy wzrok wznosi się ku górze. Jay mocno zaciska dłoń na moim ramieniu i wiem, że on już wie kto tam jest. Też się domyślam i mam nadzieję, że tym razem to jest on. Mój oddech ustaje, a serce na moment przestaję bić. Widzę mojego męża. Włosy ma spięte w wysokiego koka, na ramieniu ma torbę a obok siebie walizki. Zamykam oczy i otwieram je po raz kolejny. Matko on jest prawdziwy. On wrócił. Szybkim ruchem wyswobadzam się z uścisku Jaya i przechodząc obok dzieci rzucam się na niego. Oplatam swoje nogi wokół jego bioder, a on zaczyna się śmiać. Mocno przyciska mnie do siebie i wiem, jak to musi wyglądać. Dzieci nie powinny tego widzieć, wiem. Ale ja po prostu nie potrafię tak bardzo go kocham. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy, a jego palce mocno wbijają się w moją skórę na plecach. Wiem, że jest zdesperowany i tak cholernie mnie potrzebuje. Tak długo czekałam na ten moment, tak długo czekałam na to, żeby wtulić się w jego ciało. Pachnie tak samo gdy wyjeżdżał. Nawet nie wiem kiedy, ale nasze dzieci znalazły się u jego nóg i mocno je ściskają. Słyszę wołania "tata, tata", "tata, on wrócił". Ale był tylko on. Oderwałam się do niego i popatrzyłam na jego twarz. Nie ujrzałam prawie najmniejszej zmiany, prócz tej blizny na czole. Jest nowa. Nie pamiętam jej. Ta stara po wypadku też jest, ale wiem jak wygląda i to nie jest ta sama. Jego tęczówki są pełne szczęścia, ale jednak płacze. Mój mąż płacze. Uśmiecham się  i ocieram jego łzy spływające po policzkach. Nasze wargi się stykają, co sprawia, że przez całe moje ciało przepływa dreszcze emocji, którego nie czułam przez te wszystkie lata. 
-Boże. Filip. Zamknij oczy. Całują się.
Anastasia szepcze do swojego brata, po czym Jay razem z nimi wchodzą do domu i zamykają drzwi. Teraz wiem, że mogę robić co chcę. Wdzieram się do jego ust i delikatnie przesuwam językiem po jego podniebieniu. Ohh.. matko jest dosłownie taki jak zapamiętałam. Jego dłonie zsuwają się na moje pośladki i delikatnie ściskają je. Odrywam się od niego, ponieważ już naprawdę nie mogę złapać oddechu. Opieram swój nos o jego i uśmiecham się. 
-Pamiętają mnie. 
-Dużo o tobie rozmawialiśmy. Najwięcej od czasu gdy Jay tutaj zamieszkał. Codziennie z nimi o tobie rozmawiał. Pokazywał zdjęcia. Robił wszystko żeby cię pamiętali. 
-Boże, tak bardzo za tobą tęskniłem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak moje serce mocno waliło w chwili kiedy dowiedziałem się, że mogę wrócił. Moje dłonie trzęsły się gdy wylądowaliśmy w Heathrow, nie wiedziałem jak mnie przyjmiecie. Nie wiedziałem czy ktokolwiek będzie pokładał nadzieje w tym, że kiedyś wrócę. 
-Miałam chwilę zwątpienia, ale gdy Jay się wprowadził mówił mi, że wrócisz. Bo po co dzwoniłbyś tyle razy gdybyś nie miał wrócić.
-Powiedziałaś mu? Przecież cię prosiłem, żebyś tego nie robiła. Obiecałaś.
-Proszę cię. Przecież przez te dwa lata zauważył, że zamykam się w pokoju i mówię jak najciszej mogę. 
-Będę musiał cię ukarać.
-Ale niby za co?
-Po pierwsze za to, że mówiłaś mi że nikt nie wie o tym, że rozmawiamy, a po drugie jesteś tak cholernie lekka. 
Przewracam oczami, na co on zaczyna się śmiać. Upuszcza mnie na ziemię i otwiera drzwi domu. Chwytam za jego walizkę i wchodzimy do środka. Dzieci w momencie rzucają się w naszą stronę, a po moich policzkach po raz kolejny płyną łzy. Jay uśmiecha się do mnie, a przez moje ciało przepływają miłe iskierki. Wreszcie będziemy szczęśliwi. Czy to w ogóle jest możliwe? Sądziłam, że nigdy nie będziemy już szczęśliwi, ale sądzę, że jednak teraz może się to zmienić. Nasze życie się zmieni. Jay i Gemma będą mieli brata. Anne będzie miała syna. Ja będę miała męża, a Anastasia i Filip nareszcie po tych czterech latach będą mieli tatę. Prawdziwego tatę, który będzie ich kochał bardzo mocno. Mój mąż kuca i bierze w ramiona nasze dzieci. W momencie zaczynam płakać, ponieważ to jest widok o którym marzyłam. Marzyłam o jego powrocie i nareszcie się udało. To było moje największe marzenie od tych kilku lat. Anastasia zaczyna płakać i szeptać coś do mojego męża. 
-Tak, będę już na zawsze. 
Teraz już wiem co mówiła. Moje serce się zaciska, ponieważ, wiem jak wszyscy cierpieli. 

----------------------------

Spoglądam w lustro kiedy szczotkuję sobie zęby i zauważam, że mój mąż mi się przygląda. Jego włosy są takie długie, a ciało prawie niewidocznie się zmieniło. Ma owinięty ręcznik wokół bioder i wygląda tak cudownie. Wypluwam resztkę pasty i już po chwili czuję jego dłonie na moich biodrach. Uśmiecham się i płuczę usta celowo wypinając swoją pupę w stronę jego przyrodzenia. Boże, kto by pomyślał, że będę kiedykolwiek aż tak pragnęła jego dotyku. Czuję jak nachyla się nade mną i już po chwili jest przy moim uchu. 
-Nie rób tak, bo będę zmuszony przelecieć cię tutaj w łazience, a serio tego nie chcę. 
Mój uśmiech staje się szerszy w chwili kiedy jego dłoń delikatnie dotyka mojego pośladka i robi na nim małe kółka. Szybkim ruchem odwracam się w jego stronę i kładę swoje dłonie na jego ramiona. On mocniej przybiera mnie do blatu szafki i chwyta w palce niesforny kosmyk, który wpadł mi na twarz. Wkłada go za ucho i uśmiecha się.
-Nigdy nie zapomniałem jaka jesteś piękna. Śniłaś mi się każdej nocy. Czasem to były koszmary, że odchodzisz, ale częściej śniłaś mi się taka cudowna i beztroska. Jak tutaj wracałem naprawdę się bałem, że nie będziesz chciała mnie znać.
-Przestań jesteś moim mężem, przeszliśmy już nie jedną rzecz. Ta była najtrudniejsza, ale przetrwaliśmy. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy.
-Ty dla mnie też, kochanie. 
Przygryzam dolną wargę, a on uśmiecha się. Pochyla się i delikatnie całuje moje czoło. Jest taki jak pamiętam. Potrzebuję go. Naprawdę go potrzebuję. Jego dłonie wędrują na moje uda i podnoszą mnie na jego wysokość. Oplatam nogi wokół jego bioder i wkładam głowę w zagłębienie między jego głową a ramieniem składając delikatne pocałunki. Jego skóra pachnie brzoskwiniowym żelem do kąpieli. Odchyla głowę dając mi jeszcze większy dostęp. Moje oczy rozszerzają si w chwili w której dostrzegam kilka siniaków na jego karku. Zapytam się o nie później, nie chcę żeby opowiadał mi to teraz, ponieważ mam ochotę spędzić z nim chociaż trochę czasu sam na sam. Bez żadnych problemów, po prostu beztrosko. Jego dłonie zaciskają się na moich biodrach i zaczyna iść ze mną w stronę pokoju. Delikatnie poruszam się na nim, a jego oddech przyspiesza. Nagle zderzam się z miękką pościelą na łóżku, a on opiera ręce po obu stronach mojej głowy. 
-Obiecaj mi, że później porozmawiamy.
-Obiecuję.
Na jego słowa czuję, jak przez moje ciało przepływa fala przyjemności, ponieważ chce pogadać. Wiem, że będzie się wypytywał o to dlaczego było ze mną, aż tak źle i w ogóle. Ale teraz to nie jest ważne. Uśmiecham się do niego i chwytam jego kark, przyciągając go do siebie i łącząc nasze usta. Są tak miękkie. Jego dłonie wędrują w dół mojego ciała przyprawiając mnie tym o ciarki, ale przyjemnie ciarki. Pieści swoim językiem moje podniebienie i delikatnie znaczy swoimi palcami małe kółka na moim ciele. Kiedy zahacza palcem o gumkę spodenek sprawia tym, że po raz pierwszy od czterech lat pragnę czegoś tak histerycznie. Tak histerycznie jak nigdy. Ma odsunąć dłoń, ale ja szybkim ruchem zakrywam ją swoją i nie pozwalam mu na to. Czuję, że jego penis twardnieje i coraz mocniej na mnie napiera. Z moich oczu sączą się łzy, nawet nie wiem dlaczego. Jego bliskość sprawia, że płaczę. Nie przestając mnie całować delikatnie zsuwa ze mnie spodenki i pozostawia je na kolanach. Jego ciemne włosy oplatają moją twarz. Jego dłoń delikatnie dotyka mnie tam i sprawia, że całe pożądanie już buduje się w dole mojego brzucha. Mój oddech przyspiesza, jakby co najmniej był to mój pierwszy raz. Można powiedzieć, że jest to pierwszy raz. Pierwszy raz od tych czterech lat. Wiem, że po tym wszystkim zostaną ślady na moich ustach, ponieważ on co chwilę przygryza moją wargę i ciągnie ją do góry. Wkładam palce między ręcznik, a jego skórę na pośladkach. Ciągnę w dół materiał pozostawiając go idealnie nagiego. Mój mąż idealnie nagi, nie pamiętam kiedy ostatnio go takiego widziałam. Cichy jęk wydobywający się z moich ust informuje moje ciało o tym, że już jest we mnie. Odchylam głowę w tył, ponieważ porusza się tak powoli i tak cholernie zmysłowo, jak nie on. Tak, dzisiaj będziemy się kochać. Wypycham swoje biodra na spotkanie z nim, a on jęczy gardłowo. Przygryza dolną wargę i wiem, że to wystarczyłoby żebym doszła. Kiedy zauważa, że jest już dobrze przyspiesza swoje ruchy i uśmiecha się do mnie. Jego zielone tęczówki wwiercają mnie w materac. Mój oddech jest cholernie płytki, serce przyspiesza a opuszki palców mocno wbijają się w jego ramiona. Zostaną ślady i wiem to. Ma nowy tatuaż. Poniżej tego na obojczyku, gdzie ma datę urodzenia mamy. Nie wiem co to jest, ale przyglądam się temu bardziej i dostrzegam datę 13.06.2028. To dzisiaj. Wiedział, że dzisiaj wróci. Nachyla się nade mną i delikatnie przyciska swoje wargi do moich nie prosząc o nic więcej. Jestem już blisko, tak cholernie blisko. Wykonuje dwa mocniejsze pchnięcia, a ja zaciskam się wokół niego sprawiając, że on także w momencie dochodzi. Opada na mnie całym swoim ciałem cicho jęcząc. Nadal jest we mnie i oddycha bardzo ciężko. 
-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też.

Harry's Pov

Mój oddech jest cholernie szybki, wystarczyły mi jej ciche jęki do tego abym doszedł. Jej oddech, który był blisko mnie i wiedziałem, że nie odejdzie. Czuję jej serce, które bije bardzo szybko i kości, które wbijają się w moje ciało. Boże, jak ja jej pragnąłem. Jak bardzo pragnąłem ją przez te cztery lata. 
-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też.
Zwinnym ruchem schodzę z niej tym samym wychodząc z niej. Jej cichy jęk sprawia, że czuję się wspaniale. Podchodzę do komody i zakładam na siebie bokserki. Odwracam się i dostrzegam, że ma już na sobie spodenki i podniosła się wyżej na poduszkach. Chciałbym zobaczyć jej włosy, ale cały czas ma je spięte. Jedną rękę opieram na biodrze, a drugą pocieram swoje czoło. Jest taka śliczna, ale te jej kości są okropne. Podchodzę do łóżka i kładę się obok niej opierając głowę na ręce. Spogląda na mnie i także układa się przodem, ale opierając głowę na poduszce. Delikatnie kładę palce drugiej dłoni na jej żebrach i zaczynam delikatnie wodzić po nich. 
-Czemu to robiłaś?
-Nie potrafiłam jeść. Bałam się każdego dnia, że ktoś zadzwoni i powie, że cię zabili. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie było trudne. Nawet nie wiesz jak bardzo wtedy cierpiałam. Wydawało mi się, że najlepiej będzie jak umrę. 
-Nie masz ani jednego włosa na ciele, jakim cudem? 
-Gdy wyjechałeś, chciałam choć trochę się zmienić. Mam wycięte włosy laserem i już nigdy ich nie będzie. Dobrze wiesz, że zawsze się wstydziłam tych wszystkich włosków, dla mnie zawsze to był wstyd.
-Ale ja je lubiłem.
-Ale ja nie. Ale teraz powiedz mi co tobie się stało. Tutaj i tutaj.
Wskazała palcem na bliznę na czole i siniaki na karku. Matko to jest trochę dziwna historia, bo przecież jak można pobić się z ochroniarzami, którzy oddaliby za ciebie życie gdyby tylko mogli. Po prostu jest mi teraz za to wstyd, bo wiem, że oni wcale nie chcieli dla mnie źle. Chcieli dla mnie jak najlepiej, a ja traktowałem ich na początku jak szmaty. Wyżywałem się na nich za to, że nie ma mojej rodziny przy mnie i są tylko oni. Miałem ich początkowo dość, ale po roku wiedziałem, że oni chcą jak najlepiej. A siniaki to inna sprawa, ale powiem jej.  Nie chcę mieć przed nią żadnych tajemnic, ponieważ jest moją żoną, którą kocham ponad swoje życie i nie chcę nigdy stracić. Biorę głęboki oddech i zbieram się na odwagę do wyznania tej idiotycznej rzeczy. 
-Pobiłem się kilka razy z ochroniarzami. Raz sam sobie rozwaliłem głowę butelką, bo byłem pijany. Te siniaki to ostatnio. Znowu się upiłem i siedziałem na barierce mojego balkonu. Przestraszyłem się psa, którego tam mieliśmy. Wszedł do mojego pokoju i polizał moją dłoń. Ześlizgnąłem się z barierki i upadłem na ziemię. Bolało jak cholera, ale po prostu upiłem się bo powiedzieli mi, że mogę wrócić. I to wszystko było ze szczęścia. 
-Dlaczego się z nimi biłeś?
-Bo zabrali mi was. Odebrali mi największe szczęście na tym świecie. Sądziłem, że chcą dla mnie jak najgorzej, ale po roku zrozumiałem że są przyjaciółmi i chcą mi jak najlepiej pomóc. Traktowali mnie naprawdę dobrze, a ja przez rok nie potrafiłem z nimi normalnie porozmawiać. Biłem ich i chciałem wrócić. Powiedzieli mi, że jeśli chcę zabić swoją rodzinę to proszę bardzo. Wiedziałem wtedy, że muszę czekać aż wszystkich zamkną i wy będziecie bezpieczni. 
Przysuwa się do mnie i desperacko przyciska mnie do swojego ciała wtulając głowę w mój tors jak nigdy. Nie wiem co się dzieje, ale przyciągam ją do siebie ramieniem i delikatnie całuję jej czoło. Pachnie tak cudownie. Chwytam za gumkę i pociągam ją w dół. Są krótkie, one są krótkie i wiem to. Mój oddech więźnie w gardle w chwili kiedy czuję, że jest ich mało. Nigdy ich tyle nie było. Ma je do ramion i wiem to. 
-Czemu ścięłaś włosy?
Wzrusza tylko ramionami i jeszcze mocniej się we mnie wtula. Wyciągając rękę gaszę światło świecące się po mojej stronie łóżka i przyciskam ją jeszcze mocniej. Moja mała, słodka żona. Nie pamiętam kiedy tak po prostu ją tuliłem. Patrzyłem na jej zdjęcia i tylko dlatego pamiętałem jak wygląda. Lecz wiem teraz, że ją naprawdę kocham, tak jak ona mnie, ponieważ gdybyśmy nie dzielili się tym cudownym uczuciem już dawno nie rozmawialibyśmy razem, nie zaczekałaby na mnie i nie leżelibyśmy teraz w tym łóżku. Oddycha spokojniej ale mocniej mnie ściska. Nie wiem co się dzieje.
-Powiesz mi co się dzieje?
-Boje się, że po raz kolejny odejdziesz.
-Zostanę już na zawsze. Obiecuję. Już nigdy nie odejdę. 

________________________
Tak, a więc to już prawie koniec. Został ostatni epilog, wiem że to ff nie było jakieś oszałamiające ale fajnie mi się pisało, choć czasem faktycznie nie miałam weny. Teraz pojawi się nowe ff. Tylko jeszcze rozmyślam o kim, czy bardziej o Zaynie czy Liamie. Kocham każdego kto choć przeczytał tą jedną jedyną część i pozostawił po sobie najmniejszą pamiątkę. 
Sonia
x.

środa, 25 lutego 2015

32. To już dzisiaj pani Styles?

-Harry spójrz na mnie?
Mówię do niego, kiedy zanosi się łzami i mocniej zaciska palce na mojej dłoni. Z jednej strony cieszę się, że nic się nie stało dziecku, ale z drugiej nadal czuje ten okropny ból. Uśmiecham się do niego, ale on staje się coraz bardziej roztrzęsiony. Przecież do kurwy już przestałam krwawić, nic mi już nie jest.
-Ej okej, przepraszam. Tak?
-Kurwa to nie tak, że ja cię obwiniam. To nie jest twoja wina. Tak musiało po prostu być.
W momencie wstaje z krzesła i podnosi ręce w obronnym geście. Reszta ludzi leżących ze mną na sali przygląda mu się. Jest wściekły i widzę to, tylko nie mam pojęcia na co, ani tym bardziej na kogo. Na mnie? Przecież powiedział, że to nie moja wina. Od pewnego czasu już tak bardzo mnie irytuje. Przewracam oczami, a on kopie krzesło na środek sali. Momentalnie podskakuję na łóżku i ogarnia mnie wstyd. Patrzę na niego i mam nadzieję, że chodź mój wzrok przemówi do niego. Kręci przecząco głową i wybiega z sali. Czuje się totalnie zażenowana, gdy inni nie spuszczają wzroku z mojej osoby. Ciężko opadam na poduszki i zanoszę się płaczem odwracając się w stronę ściany. Nie mam ochoty oglądać nikogo nawet jego. Delikatnie skubię skrawek szpitalnej pościeli, którą dali mi od razu po rozpatrzeniu mojej sprawy. Może chodzi mu też o to, że to wszystko go przerośnie, ponieważ teraz jeszcze więcej czasu będzie musiał spędzać ze mną. Będzie musiał mnie niańczyć i być na każde zawołanie. Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale na pewno nie powinien tak reagować, ponieważ ani ja ani on nie jesteśmy temu winni. Lekarz powiedział, że poronienie zagrożone zdarza się u siedemdziesięciu trzech procent młodych kobiet w ciąży. Początkowo brzmiało to okropnie, nie wiedziałam o co z tym chodzi, ale gdy lekarz powiedział jak mam postępować, że najlepiej będzie jak spędzę resztę ciąży w domu leżąc w łóżku, wszystko mi przeszło. Już nie denerwuje się tak jak wcześniej. W przeciwieństwie do mojego męża. Miałam pozostać jeszcze na oddziale przez kilka godzin, aby upewnić się że wszystko będzie dobrze. Delikatnie jeżdżę dłonią po brzuchu i modle się o to, żeby nasze dziecko nie miało takiego wybuchowego charakteru jak Harry, bo nie wytrzymam. Przewracam się na bok, w stronę ściany, tak żeby odgrodzić się od wścibskich ludzi patrzących się na mnie. Mam ochotę wydłubać im oczy. Chce mi się płakać, gdy już nikt tego nie może zauważyć. Nagle słyszę że krzesło przysuwa się w moją stronę, a w zasięgu mojego wzroku pojawia się Harry. Przebiega dłonią po swoich włosach, a ja czuje ten okropny odór.
-Dobra, przepraszam. Nie powinienem. Nic się przecież nie stało. 
-Ohh.. serio? Sądziłam, że wszystko to moja wina.
-Dobra, przestań. Po prostu byłem zdezorientowany i nie wiedziałem o co chodzi. Przeraziłem się tym, że możemy stracić dziecko. 
Spogląda na mnie i kładzie dłoń na mojej. Nienawidzę jego humorów. Raz staje się agresywną osobą, a już po chwili znowu staje się tym kochającym mnie Harrym. Nienawidzę tego po prostu.  Przewracam oczami, ale wcale nie chce żeby zabierał dłoni. Pragnę jego dotyku, tylko po to aby czuć że wszystko jest już okej. Uśmiecha się do mnie i mocno zaciska swoje długie palce. 
-Kocham cię. Przepraszam, nie chciałem krzyczeć.
-Też cię kocham.
Delikatnie drugą dłonią dotykam jego policzka i ocieram łzy spływające po nich.  Nie chcę żeby płakał, po prostu nie chcę patrzeć na jego cierpienie, nienawidzę tego. Ludzie, którzy leżą ze mną w sali nadal się na nas patrzą jakbyśmy co najmniej zabili przed chwilą jakiegoś człowieka, a teraz udajemy, że wszystko jest okej. Mam ich dość, ponieważ nie powinni wtykać swoich popieprzonych nosów w nie swoje sprawy. Jego włosy odstają w różne strony jakby co najmniej wstał z łóżka. Nagle drzwi otwierają się i do sali wchodzi mój tata i Lilianne. Zajebiście. Po prostu zajebiście. Spoglądam na Harry'ego, a on wzrusza ramionami i wypowiada głuche przepraszam. Mam ochotę teraz go uderzyć, ponieważ nie chciałam żeby oni musieli się martwić. Zaciskam szczękę, a on zaczyna się śmiać. Ociera swoje łzy, wstaje z krzesła i podaje sobie dłonie z moim tatą. Pokazuje Lilianne krzesło, żeby mogła sobie usiąść. Doprowadzam się do porządku i siadam prosto uśmiechając się do nich. Tata opiera rękę na łóżku i kręci przecząco głową. Chce mi się z niego śmiać, ponieważ stara się udawać poważnego i wściekłego, ale jakoś mu to nie wychodzi. Delikatnie dotykam materiału pościeli i staram się zmniejszyć swoje zdenerwowanie do minimalnego poziomu. Czuje, że wszyscy patrzą się na mnie tak jakbym miała im się tłumaczyć, choć wcale nie muszę. Przecież to nie jest moja wina, po prostu tak musiało się stać, to chyba logiczne. Niektórzy mają problemy podczas ciąży, a niektórzy nie. Ja jestem z tej pierwszej grupy i wiem że będzie ciężko, nie będę mogła nic robić. Będę musiała tylko leżeć w domu i uważać na to żeby nie przesadzać z ruchem. 
-I jak się czujesz?
Ciepły głos Lilianne sprawia, że moje ciało oblewa fala przyjemności i zaczynam się odprężać. Wreszcie ktoś zastanawia się nad tym jak się czuje. A nie tylko denerwuje się z powodu dziecka. Naprawdę tęsknie za mamą, ale ona potrafi ją zastąpić. Kocham ją bardzo mocno tak jak kochałabym mamę gdyby nadal żyła. 
-Już wszystko okej. Lekarz powiedział, że to było poronienie zagrożone. I teraz moja ciąża jest zagrożona i muszę leżeć cały czas w domu. 
Uśmiecham się do niej choć wcale nie jestem szczęśliwa, żałuje tego że to wszystko musiało się tak potoczyć. Ale żadne z nas nie miało na to najmniejszego wpływu, tak po prostu musiało być i koniec kropka. Lilianne delikatnie chwyta moją dłoń i zaczyna gładzić kciukiem moje knykcie, jest serio kochana. Liczę się dla niej chyba jak prawdziwa córka lub coś w tym stylu.
-A Rose? Wreszcie wyleczyła się z tego zapalenia płuc?
Kręci przecząco głową, a ja wiem że jest serio źle. Nie ukrywali tego przede mną. Wiem, że moja siostra leży w szpitalu, ponieważ jest chujowo. Pewnie teraz poszła spać, a oni przyjechali do mnie. 
-Nie. Ale lekarz rokuje, że wyzdrowieje już za tydzień. Już jest coraz lepiej w porównaniu do tego co było. Przecież ona już prawie umierała.
Odpowiada, a ja widzę pierwsze łzy w jej oczach. Żałuje, że zapytałam się o moją siostrę, nie spodziewałam się że może być to aż dla niej taki drażliwy temat. Logiczne, że zbierają się w niej emocje bo to jej córka, a moja siostra, ale nie spodziewałam się że jest aż tak. Chciałabym ją teraz tak bardzo przeprosić, że zaczęłam ten temat. Uśmiecham się słabo do niej w nadziei że choć na chwilę na jej twarzy pojawi się uśmiech, który przeze mnie musiała zastąpić łzami. Nienawidzę gdy ktoś przy mnie płacze, to jest po prostu okropne. A teraz czuje, że dzieje się to przeze mnie co jeszcze bardziej dobija mnie w tej chwili. Biorę głęboki oddech i mocno zaciskam dłoń, na jej drobnych palcach. Spogląda na mnie, a ja wypowiadam głuche przepraszam, na co ona tylko uśmiecha się do mnie.


---------------------------------


-Mój Boże, Harry serio chcesz być aż tak powściągliwy?
-A jeśli uszkodzę płód. Dobrze wiesz, że jest z tobą źle i nie możesz się przemęczać.
-Ale ty nawet nie chcesz mnie dotknąć, odkąd dziecko kopnęło nie masz najmniejszej ochoty mnie dotykać. Brzydzisz się mnie, ja rozumiem ale bez kurwa, przesady. Nie jestem jakaś trędowata, tylko jestem twoją żoną i jestem do kurwy w ciąży. Czy to tak trudno zrozumieć. Ja pierdole z tobą jest gorzej niż się spodziewałam, myślałam że będziesz normalnie patrzył na moją ciąże, a nie kurwa pierdolił cały czas że jeszcze coś się stanie. Nie rozumiesz, że nic nie może się stać temu pieprzonemu dziecku jak mnie dotkniesz. Nie wiem gdy mnie pocałujesz, ono na pewno nie wypieprzy z mojej macicy. Jestem w ósmym miesiącu i już naprawdę nie wytrzymuje. Wydaje ci się, że możesz coś zrobić mi i dziecku, jeśli tak to wypieprzaj z tej sypialni, nawet nie prosząc mnie o to czy możesz zostać, bo nie mam ochoty oglądać twojej obitej mordy. Znowu zaczynasz te swoje chore gierki, a mnie się brzydzisz. Swojej żony z którą masz dziecko brzydzisz się. A może ja ci się po prostu znudziłam? Może masz jakąś inną, co Haroldzie? Masz może jakąś ładniejszą, hmmm..może blondynkę z długimi nogami no i na pewno z super figurą modelki, a nie z takim okropnym brzuchem jaki ja mam. No powiedz mi prawdę, wolę ją poznać teraz niż dowiedzieć się jutro, za tydzień, miesiąc, rok od któregoś z naszych znajomych. To byłoby najgorsze co mogłoby się wydarzyć, gdyby ktoś powiedział, że mnie zdradzasz. Najpierw zabiłabym ciebie, później ją, a na końcu siebie. Rozumiesz? Powiedz mi prawdę.
Patrzę na niego żałośnie, a jego wzrok jest totalnie przerażony. Mój niepohamowany wybuch gniewu, musiał go przerazić, no ale bez przesady. Nie wytrzymam sekundy dłużej bez jego dotyku, nawet jeśli kładziemy się spać, on odwraca się do mnie plecami. Czuje się jakby mnie już tak naprawdę nie kochał. Jakby to nie był już prawdziwy on, tylko jakiś człowiek bez serca, muszący opiekować się kobietą w ciąży, która tak naprawdę się dla niego nie liczy od pewnej chwili, ponieważ nie może jej już pieprzyć. Przewracam oczami i krzyżuje ręce na brzuchu. Moja podświadomość wreszcie zaczyna bić mi brawo i kłaniać się do stóp. Jest zadowolona tak jak i ja sama, że wreszcie przełamałam się i powiedziałam mu co tak naprawdę od niego chcę. Ja po prostu pragnę jego dłoni na najmniejszym skrawku mojego ciała, lub ust na policzku lub chociaż na czole. Nagle on zrywa się z łóżka i przebiega palcami po ciemnych włosach. Jego wzrok jest wyraźnie wściekły, a ja głośno przełykam ślinę. No przecież nic ci nie zrobi, nie odważyłby się tego zrobić. Jesteś w ciąży. Przewierca mnie całą i po chwili delikatnie kładzie dłoń na moim brzuchu. Matko, co to święto jakieś że mój mąż postanowił mnie dotknąć. Nie spuszcza ze mnie wzroku cały czas delikatnie muskając swoimi palcami mój ciążowy brzuch, matko jaki on jest delikatny.
-To było trudne twoim zdaniem? Czy sądzisz, że coś mi się stało?
-Matko, tak bardzo cię przepraszam kochanie. Ja po prostu się bałem, że wyrządzę wam jakąś krzywdę. Nie powinienem tego robić. I proszę cię, nie mów że mógłbym mieć inną bo dobrze wiesz, że tylko ciebie kocham i obiecywałem ci że będę z tobą dopóki śmierć nas nie rozłączy, tak? Nie spojrzałem na inną odkąd pojawiłaś się w moim życiu. No może kilka razy, ale żadna nie pociągała mnie tak jak ty. Byłaś tą jedną jedyną i wiedziałem to od dnia, kiedy spotkaliśmy się w tym klubie. Później ty tak szybko mi zaufałaś, twoja operacja, później przeprowadzka do mnie to tak szybko się działo. To wszystko tak szybko się działo. I wiedziałem, że jesteś tą jedyną z którą chcę być do końca i to się nie zmieniło, rozumiesz? Nadal cię kocham tak jak kochałem, a z tym brzuchem to może nie wyglądasz kusząco, ale daje to jedyny plus, że faceci nie oglądaliby się za tobą na ulicy gdybyś wychodziła z domu. 
Uśmiecha się do mnie a wokół oczu i na czole powstają zmarszczki. Matko dopiero teraz zauważam jak się starzejemy. On ma już dwadzieścia trzy lata, a ja dwadzieścia. Starzejemy się z każdym dniem, choć tak naprawdę nie widać tego po nas. Delikatnie poprawia niesforny kosmyk moich włosów i wkłada go za ucho. Chwyta za tył głowy i przyciąga mnie do siebie w taki sposób, że mój brzuch napiera delikatnie na jego tors. Spoglądam w jego oczy w których buduje się ten cholerny strach. Mam ochotę po raz kolejny na niego nawrzeszczeć, ponieważ nic mi do cholery nie będzie. A jeśli mnie nic nie będzie, to dziecku tym bardziej. 
-No pocałuj mnie kurwa!
Zaczyna się śmiać, a ja delikatnie staję na palcach. Chwyta moją brodę w dwa palce i łączy nasze wargi. Odnajduje po chwili mój język i delikatnie zaczyna masować swoim. Mój Boże, jak dawno się tak nie czułam. On tak dawno nie był już blisko mnie, nie dotykał ani nie całował. Myślałam, że jest coś nie tak, ale się pomyliłam. Jego pocałunek jest pełen strachu, pożądania, ale także miłości. Wkłada w niego cały swój wysiłek, a ja czuje że mój oddech zaczyna powoli uciekać wgłąb mojej osoby. Boje się, że za chwilę przestanę oddychać, a to byłaby najgorsza rzecz jaka mogłaby stać się ze mną. 
-Kocham cię. Przepraszam, że taki byłem.
W chwili znów spoglądam w jego zielone oczy, a on uśmiecha się po raz kolejny. Nadal delikatnie gładzi moją twarz i masuje skórę mojej głowy. Matko, nareszcie czuje się jakby był ze mną i nie bał się mnie dotykać. Nie wstydzi się mnie i wiem to, gdybym mogła pewnie zabierałby mnie na każde zakupy, ale ja nie mogę się przecież przemęczać, bo coś może mi się stać. I bla, ba, bla. Matko to już ósmy miesiąc, nic by się nie stało gdybym urodziła wcześniaka. 
-Zastanawiałeś się jakie imiona?
-Imiona?
-W sensie jeśli to chłopak, a jeśli dziewczynka?
-Chłopak to Filip, a dziewczynka to może Anastasia, a zdrobnieniem byłoby Ana. Może być?
-Cudownie.
Kręcę głową z cholernym uśmiechem na twarzy. Kurde, naprawdę podobają mi się te imiona. Nawet nie wiem kiedy przygryzam wargę, a Harry wydostaje mi ją spomiędzy zębów poprzez kciuk. 


----------------------------


Uśmiecham się do mojego męża w chwili gdy on składa łóżeczko w pokoju dla dziecka. Zmienił się, cholernie się zmienił przez te dziewięć miesięcy. Jest teraz bardziej opiekuńczy i stara się jak tylko może. Razem z chłopakami pomalowali ściany w pokoju, skręcili meble, tylko to łóżeczko. Kłócił się z nimi do końca że sam sobie z tym wszystkim poradzi i miał kurwa rację. Siadam na bujanym krześle i delikatnie odpycham się od podłogi. Jego wzrok bacznie mnie obserwuje, a sam przerywa skręcanie. Przygryza dolną wargę i przebiega po swoich długich włosach. Matko nie sądziłam, że doprowadzi je kiedykolwiek do takiego stanu, ale tak naprawdę nie przeszkadza mi to. Kocham go najmocniej na świecie i nikt tego nie zmieni. Ma na sobie luźny, biały t-shirt przez który prześwituje każdy nawet ten najmniejszy tatuaż, dżinsowe spodenki, a jego stopy są nagie. Co ja bym teraz dała aby się z nim kochać. Z miłą chęcią chciałabym urodzić już dziecko. Dziewięć miesięcy było dla nas katorgą, on bał się że mi coś zrobi a po drugie ta ciąża jest zagrożona. Ehh.. nikt chyba nie sądził że kiedykolwiek będę miała takie życie. Kochającego męża, który zadba o wszystko i będzie kochał mnie bezgranicznie. Będzie starał się otaczać mnie troską. Zwłaszcza w tym wieku, przecież mam dopiero dwadzieścia lat, a moje życie można powiedzieć już jest poukładane. Ciotka mojego męża powiedziała, że gdy już wyrobię sobie figurę to mogę wrócić do modelingu. On pracuje w firmie i cholernie dużo zarabia. Tak zdarzają się czasem wpadki, te nie miłe. Gdy dowiaduje się od innych osób, że znowu zadaje się z tym szemranym towarzystwem. Wtedy mam ochotę obrzucić go gównem, ale wiem że on tylko czasem potrzebuje się odstresować od tego wszystkiego co dzieje się u niego w pracy. Teraz siedzi cały czas w domu i wykonuje projekty w gabinecie, ale i tak jest cholernie pochłonięty tą pracą. Nie sądziłam że kiedykolwiek jego nawyki się zmienią i zacznie normalnie funkcjonować, bez żadnych narkotyków, wyścigów i tych wszystkich innych popieprzonych spraw. Podnosi się z podłogi i chwyta moją dłoń. Mocno zaciskam ją, a on jeździ kciukiem po moich knykciach. Tak wiem, że tym razem na pewno dobrze trafiłam, ja kocham jego, a on kocha mnie i to nigdy się nie zmieni. Wypuszcza z siebie powietrze, kładzie dłoń na biodrze i patrzy przez okno. 
-Sądzisz, że powinienem porozmawiać z Ashtonem?
-Po tym jak zwyzywałeś go od kurw i innych takich gdy potrzebował twojej pomocy? Sądzę, że powinieneś to zrobić, ponieważ nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Wiesz, gdy ja i Julienne musiałyśmy na to patrzyć zrobiło mi się słabo. Bałam się, że mnie też uderzysz przez to wszystko, a tak serio przecież on nic nie zrobił. Gdybyś widział jak Julienne kurczowo trzymała w swoich ramionach małego, a jej oczy zalewały się łzami w chwili gdy go uderzyłeś po raz pierwszy to było okropne Harry. Nie wiem co wtedy w ciebie wstąpiło, ale po prostu rzygać mi się chciało i było mi tak cholernie wstyd za ciebie. Nie odzywałam się wtedy do Julienne przez dobry tydzień, bo nie wiedziałam czy ma ochotę ze mną rozmawiać.
-Wiem, że wtedy nie powinienem tego robić. Ale matko zauważyłem, że cię dotyka a przecież ty jesteś moja. I broniłem tego co jest moje, tak? Nie chcę żebyś kiedykolwiek odeszła.
-Matko Harry, jaki ty jesteś czasem głupi. On ma przecież żonę i dziecko. Dotknął mnie bo go o to poprosiłam. Chciałam żeby zobaczył. A ty jak zwykle masz te swoje chore paranoje, że cię zostawię choć tyle razy ci powtarzałam, że nie zrobię tego.
Uśmiecha się do mnie krzywo, po czym kuca chwytając obie moje dłonie. Delikatnie przysuwa głowę do mojego brzucha i przykłada ucho. 
-Jesteście moi lub moje już na zawsze. Nie wybaczyłbym sobie gdyby kiedykolwiek stało wam się coś złego. 
Gdy wypowiada te słowa czuje nieprzyjemne uczucie. Coś w dole brzucha zaciska się, a później rozluźnia. I znowu to samo. I jeszcze raz. Krzywię się w bólu, a Harry przygląda mi się cały czas. Chyba już obydwoje wiemy co się dzieje. Zaczęłam rodzić. Dostałam skurczy. Staram się uspokoić jak mogę, a on idzie po torbę i pakuje moje ubrania w naszej sypialni. Oddycham głęboko, gładzę brzuch i nadal delikatnie odpycham się od delikatnego materiału dywanu na podłodze. Wiem, że nie wolno mi się denerwować i było to pierwszą rzeczą jaką powiedział mi lekarz miesiąc temu. Matko za niedługo na świat wyjdzie nowa Anastasia Styles, albo Filip Styles. Uśmiecham się raczej sama do siebie i chwytam rogu komody. Podnoszę się i staję na równe nogi. Idę do łazienki, nawet nie wiem jakim cudem i zaczynam nakładać sobie tusz na rzęsy. Nic mi nie jest ok? Są skurcze, ale przecież daję radę, gdyby było inaczej to nawet nie potrafiłabym przejść metra. Jestem silną kobietą i dam sobie radę. Spoglądam na siebie w lustrze i widzę całkiem inną osobę niż kilka lat temu. Widzę szczęśliwą Dominice, która spodziewa się dziecka ze swoim mężem. I wszystko w jej życiu jest poukładane. Najpierw oświadczyny, później ślub, nowy dom, dziecko. Wszystko jest jak należy. Uhh.. ten skurcz był cholernie mocny. Wiedziałam, że to będzie dzisiaj. Czułam to od chwili kiedy się obudziłam. Było dziwnie, a teraz jestem już pewna.
-Matko, co ty tu robisz? Miałaś siedzieć.
-Muszę przecież jakoś wyglądać.
Kręci przecząco głową, a ja zauważam że jest już kompletnie ubrany. Ma na sobie niebieską koszulę z rozpiętymi dwoma pierwszymi guzikami, długie dżinsowe spodnie i brązowe buty. Matko wygląda jak chodzący seks, ponieważ wszystko jest do niego idealnie dopasowane i wiem, że jest z różnych pokazów mody. Ohh.. matko, żyjemy jak nieprzeciętni ludzie. Burberry, Calvin Klein, Gucci, Armani. Niektórzy mogą o tym pomarzyć. Pracują po osiemnaście godzin,a  my mamy to od tak. Czasem jest mi żal tego, że nie mogę nikomu pomóc i dlatego wspieramy z Harrym jakieś fundacje dla chorych dzieci. Bierzemy udziały w balach charytatywnych, chociaż od pewnego czasu on chodził sam, bo przecież ja nie mogłam. Przewracam oczami na tamto wspomnienie i powracam do rzeczywistości. W dłoni trzyma moją torbę podróżną, a drugą ręką otacza moje ramię. O matko, przecież potrafię sama chodzić. Nie jestem obłożnie chora, tylko po prostu jestem w ciąży. 
-Wszystko zabrałeś?
-Tak. Twoje wszystkie dokumenty były na szafce, więc je wziąłem.
Matko oto mój dzielny Harry. Uśmiecham się do niego, a jego usta zaciskają się w cienką linię, jakby bał się tego że może mi się coś stać. Matko ja po prostu rodzę a on jak zwykle musi panikować. Nic mi nie będzie, no chyba że zwariuje psychicznie w momencie w którym już będę na sali porodowej i nie dadzą mi żadnego znieczulenia. Chyba wtedy naprawdę zwariuje. Wsiadam do samochodu, a Harry zajmuje miejsce kierowcy. Droga do szpitala jest cholernie krótka, ponieważ nawet nie chcę wiedzieć ile było na liczniku. To było okropne. Spokojnie wchodzę do holu i macham mojemu lekarzowi. On uśmiecha się do mnie i już po chwili stoi nade mną.
-To już dzisiaj pani Styles?
-Tak proszę pana. Niech pan powie mojemu mężowi żeby nie panikował. Doprowadza mnie tym do szału. 
Uśmiecha się do mnie, a ja sama jestem pełna podziwu dla siebie i swojego spokoju. Chyba jeszcze nigdy nie byłam aż tak spokojna jak dzisiaj. Oddycham głęboko i już po chwili jestem na sali trzymając dłoń mojego męża. Skurcze są coraz częstsze, a ja czuje jak ból oblewa całe moje ciało i paraliżuje każdą, nawet tą najmniejszą cząstkę mojego ciała. Patrzę na ciemnowłosego i przewracam oczami. Mocno zaciskam uścisk na jego dłoni i zaciskam zęby. 
-Ty kurwo. Wypierdalaj z tej sali. Nie chcę cię widzieć. Jeśli nie wyjdziesz to wykastruje cię. Urwę ci jaja rozumiesz? Rozumiesz to kurwa czy nie.
Syczę przez zęby, a on najwyraźniej jest zdezorientowany, zresztą tak jak ja. Nie sądziłam, że będę się tak zachowywać. Myślałam, że będzie lepiej, o wiele lepiej. Ale przecież jak zwykle się myliłam. Moja głowa opada ciężko, na poduszkę w chwili kiedy uświadamiam sobie, że on wcale nie wychodzi, nadal stoi nade mną i przygląda mi się jak się męczę. Od czasu do czasu drugą dłonią wyciera ręcznikiem pot z mojego czoła i szepcze, żebym była dzielna i nie poddawała się. Mam ochotę czasem uderzyć go w twarz, ale po prostu nie mam na to siły. Jestem zbyt słaba. Teraz największą uwagę muszę poświęcić naszemu nienarodzonemu dziecku. Głośno oddycham i staram się coraz mocniej przeć. Mój oddech jest urywany, a płacz zamienia się w ciche chichotanie. 

-------------------------


-Pani Styles, pani poród trwa już trzynaście godzin. Nie możemy się zgodzić na dalszy naturalny poród. Zagraża to państwa dziecku. 
Faktycznie skurcze ustąpiły i nie są już takie silne jak wcześniej, racja są męczące, a mnie cały czas się wydaję, że na świat wyjdzie nasze dziecko. Harry jest ze mną cały czas i nie chce odejść. Prosiłam go już tyle razy, żeby wrócił do domu, żeby się przebrał ale się nie zgadza. Chce być przy porodzie. Jest czasem taki denerwujący.
-Proszę zrobić tą cesarkę.
-Nie!
Krzyczę, ale wiem że to i tak nic nie da. Przecież jeszcze zabiję nasze dziecko i gdy lekarz pyta się czy wyrażam zgodę kiwam głową. Dostaję znieczulenie, a na wysokości piersi dają mi jakiś delikatny, zielony materiał  zakrywając tym moje całe wnętrzności. Kiedy wreszcie znieczulenie zaczyna działaś uśmiecham się do mojego męża. Już jest wszystko okej i wiem to. On delikatnie gładzi kciukiem moje knykcie i co chwila całuje wierzch dłoni. Widzę, że chirurdzy stoją tuż za białą szmatkę i co chwila przez ich ręce przewijają się im narzędzia. Chcę wiedzieć co tam jest, ale Harry to zauważa i słabo się do mnie uśmiecha.
-Hej, kochanie. Opowiadałem ci, jak Gemma raz weszła w końskie odchody?
-Nie.
Ohh.. serio. Będzie gadał o tym jak jego siostra weszła w jakieś popieprzone gówno. Przecież wiem, co chce zrobić. Chce odwrócić moją uwagę od tego wszystkiego. Po chwili mój świat zaczyna zanikać, ale znów wracam do niego i uśmiecham się na tę jego słabą odpowiedź. Zaczynam się powoli już denerwować, ponieważ ta chwila, minuta, godzina-nie wiem ile czasu mija, ale nie słyszę niczego. Po moim policzku zaczynają sączyć się łzy z tą najgorszą myślą. A jeśli to dziecko już umarło? Przecież powiedzieliby nam. Powiedzieliby? Przecież muszą powiedzieć. Jesteś niemądra Dominice, ale nikt cię za to nie gani, ponieważ twój poród trwa niewyobrażalnie długo. Harry chyba wie co zaczyna się dziać, więc mocno zaciska swoją dłoń na mojej, a drugą ociera moje łzy. 
-Wszystko, będzie dobrze mała. Nie płacz, to nie pomoże. 
Nagle coś wyrywa mnie z chwili rozpaczy. Słyszę płacz dziecka. Nasze dziecko żyje, matko ono płacze. Nie ono się drze i to w cholerę. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś aż tak bardzo się darł. Oddycham z ulgą, a Harry zaczyna zwalniać swój uścisk i spogląda w stronę lekarzy. Uśmiecha się i wiem, że już widzi nasze dziecko. Oh.. To nie fair, też chcę zobaczyć. Chcę wiedzieć czy to chłopczyk czy dziewczynka? 
-To dziewczynka.
-Ile ma punktów?
-Dziewięć. 
Rozmowa Harry'ego z położoną wcale nie pomaga. Ale za to wreszcie na świat przyszła mała Anastasia Diana Styles. Nasze wielkie szczęście w malutkiej osobie. Pragnę dostać ją do rąk, ale wiem, że jak na razie mi nie pozwolą. Muszą mnie najpierw zszyć, a później muszę chwilkę odpocząć. Matko, że też nie udało się urodzić naturalnie, mogłabym ją już trzymać w swoich ramionach. Widzę, że jedna z pielęgniarek ją wynosi. Zabierają naszą córkę. Mam ochotę wrzeszczeć, żeby wróciła, ale wiem, że po prostu musi ją pomierzyć, zważyć i takie tam inne gówna.
-Panie Styles, może pan wyjść, musimy zszyć pańską żonę?
-Naturalnie. A mogę iść zobaczyć córkę?
-Oczywiście, niech pan idzie do pomieszczenia gdzie udała się pielęgniarka i może pan się wszystkiemu przyglądać.
Ohh.. Harry nie odchodź. Posyła mi pełen szczęścia uśmiech i puszcza moją dłoń. Opada na łóżko obok mnie, a te chwile gdy wkładają mi wnętrzności, wszystko zszywają trwają wiecznie. Ohh.. Matko. Chyba nigdy aż tak źle się nie czułam. Kiedy wreszcie lekarze mówią mi, że już jest wszystko okej i za chwilę przewożą mnie na salę uśmiecham się w duchu i mam nadzieję, że wreszcie zobaczę naszą słodką córeczkę. Matko była tak długo wyczekiwana i wreszcie nam się udało. Widzę słabe światła lamp, gdy prowadzą mnie do mojej sali. Kiedy wjeżdżamy dostrzegam kilka balonów, kwiatki, ale nikogo nie ma prócz śpiącego Jaya. O matko, jest taki słodki. Ściska swojego ulubionego misia, a kciuka ma w buzi. Do cholery! Gdzie się podziała reszta, no tak pewnie oglądają naszą córkę. Jestem wykończona, te piętnaście godzin było dla mnie wiecznością i zaczynam się zastanawiać czy tak na sto procent chcę więcej dzieci niż jedno. Ale matko, przecież dam radę. Dałam radę przy Anastasi, dam radę i przy innym dziecku. Pielęgniarka wychodzi z sali i delikatnie zamyka za sobą drzwi. Cały czas przyglądam się bratu mojego męża. Wygląda tak słodko, jak zresztą zawsze. Zmęczenie bierze w górę i już po chwili zaczynam zasypiać.


***

-Dominice, gdzie są rodzice?
Czuję jak ktoś delikatnie ciągnie rękaw od mojej koszuli. Słabe światło lampki nocnej pozwala mi zobaczyć kto to jest. Jay uśmiecha się do mnie, a ja delikatnie dotykam jego twarzy. Jest taka delikatna. 
-Musieli pójść razem z Harrym. 
-Gdzie?
-Pewnie oglądać naszą córkę. 
Odczuwam nieprzyjemny ból, jest tępy. Jay wdrapuje się na moje łóżko i już po chwili wtula się we mnie. Owijam go swoim ramieniem i przyciskam jeszcze mocniej do siebie. Jest dla mnie taki ważny. Nawet nie wyobraża sobie. Jest już taki duży, a pamiętam jeszcze czasy gdy był taki malutki i Harry opieprzał swoją mamę za to że puściła jego ukochanego brata do jakiejś popieprzonej szkoły. Przewracam oczami na tamto wydarzenie. Oh..matko, był wtedy taki dziwny. Wiem, że troszczył się o niego i nadal to robi ale bez przesady, nie wolno go w niczym ograniczać. Może boi się też tego, że jego brat tak jak on kiedyś to zrobił wejdzie na tą złą drogę. Odwracam wzrok od niego w chwili gdy słyszę, że ktoś puka do drzwi. Czuje, że jasne światło tych chorych halogenów oplata twarz Jaya i w momencie widzę, że zasnął. Uśmiecham się w chwili gdy widzę, że to Harry trzymający małe zawiniątko na rękach. Czuję, jak pod moimi powiekami zaczynają gromadzić się pierwsze łzy. Matko, chciałabym uszczęśliwiać go tak każdego dnia. Widzę jego uśmiech i wiem, że jest ze mnie cholernie dumny. Siada na taborecie obok łóżka i nachyla delikatnie dziecko w moją stronę. Jest taka słodka. Ma na sobie coś białego, ale nie mogę ocenić co, ponieważ resztę zasłania becik. Jej zamknięte oczy i rączka przy ustach sprawia, że jest jeszcze bardziej urocza. Wyciągam rękę, aby delikatnie pogłaskać jej małe czółko. 
-Przypomina mi ciebie gdy śpisz.
Uśmiecham się do Harry'ego, ponieważ jego słowa sprawiają, że moje serce jeszcze bardziej się tym wszystkim raduje. 
-Młody już tak długo z tobą leży?
-Nie, przed chwilą mnie obudził. Sądziłam, że już nie zaśnie, ale jednak przeciwnie. Przytulił się i śpi jak zabity.
Ohh. mój mąż trzymający, nasze dziecko na rękach. Jakie to słodkie połączenie. Nigdy nie widziałam, żeby za kimś tak szalał. Wiem, że będzie dla niego oczkiem w głowie. Przygląda jej się cały czas, a ja delikatnie przymykam powieki, ponieważ także jestem strasznie zmęczona i pragnę tylko tego aby zasnąć. Nie chcę już żadnych odwiedzin i mówię to szczerze, chcę spać. A dzięki Jayowi będzie to bardziej możliwe, ponieważ przytula się do mnie, a ja szybciej zasypiam gdy ktoś jest obok mnie i delikatni dotyka mojego ciała. 


-------------------------

-Tak mamo..nie mamo..oh, matko daj spokój..nie przyjeżdżaj..nie..jak mówię nie, to chyba nie..cieszę się, że wreszcie się rozumiemy. Mamy za dużo odwiedzin w tym tygodniu, ja rozumiem że już za kilka dni są urodziny Anastasi, ale chcemy ją mieć dla siebie, a wy wszyscy przyjeżdżacie, Dominice jest już tym wszystkim zmęczona. Dobrze.. przekażę jej..też was pozdrawiamy.
Spoglądam na Harry'ego z konsternacją trzymając Anastasię i delikatnie tuląc ją do siebie. Odwraca się na pięcie, a jego wzrok jest inny niż normalnie. Pełen miłości? Tak na pewno miłości. Posyłam mu ciepły uśmiech i odwracam się od niego aby delikatnie kręcić się na boki i sprawić aby nasza córka wreszcie zasnęła. Leniwe promienie słońca wpadające przez okno, wcale mi w tym nie pomagają. Czuję jak Harry delikatnie kładzie swoje dłonie na moich ramionach i po chwili przylega do mnie całym swoim ciałem. Z moich ust wydobywa się ciche westchnienie i wiem, że on się uśmiecha.
-Moje dwie królewny. Nie wiem, którą kocham bardziej.
-Mogę cię zapewnić, że nasza miłość jest silniejsza. Nas jest więcej. 
-Możemy to zmienić.
Słyszę w jego głosie tą nutkę pożądania. Odwracam się w jego stronę, a jego oczy są ciemne i tak wiem, co ma teraz na myśli. Chce się ze mną kochać. Wzruszam tylko ramionami, a on zaczyna cicho chichotać, lecz po chwili milknie gdy zauważa, że Anastasia ziewa i przeciąga się. Jest taka słodka i coraz bardziej zaczyna przypominać mojego męża. Jest podobno strasznie długa, jak na dzieci w jej wieku co jest naprawdę niespotykane. Ale wiem komu to zawdzięcza. Harry'emu i dziękuje Bogu za to, że nie odziedziczyła po mnie niskiego wzrostu. Może zostanie jakąś sławną modelką, albo coś tego typu. Oh.. matko, nie mogę o tym teraz myśleć, to ona zadecyduje kim tak naprawdę chce być. To będzie jej sprawa, a my nie będziemy mogli się wtrącać, choć jak znam życie Harry będzie chciał we wszystko kwestionować, ponieważ już jest nadopiekuńczy, a Anastasia dopiero będzie kończyła swój pierwszy rok. Nie chcę myśleć o tym co będzie gdy, będzie miała siedemnaście lat i serio zacznie myśleć o chłopakach. Będziemy mieli chyba dużo przesłuchań, ze strony mojego kochanego lecz upartego męża. Pewnie będzie chciał przepytać wszystkich, może już zrobimy listę z pytaniami. Może pierwsze będzie brzmiało: "Jakie masz zamiary wobec naszej córki? Przelotny seks, czy coś bardziej głębszego, związek?". Na tę myśl zaczynam śmiać się z samej siebie, ponieważ przypomina mi się tata. Uśmiecham się teraz sama do siebie i żałuję, że musieli wyjechać z moją siostrą i Lilianne do Stanów. Nie wiem o co chodziło, ale podobno jakieś niedokończone sprawy. Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale mam nadzieję, że nie chodzi o nic złego. Nie ma ich już prawie przez dwa tygodnie, a ja tak bardzo za nimi tęsknię. Wchodzę cicho po schodach i otwieram drzwi od pokoju naszej córki. Ostrożnie odkładam ją do łóżeczka, całuję w czółko i już po chwili jestem na dole wyczekując tej chwili. Chwili prywatności, na którą obydwoje mamy ochotę. Cholerną ochotę. Podchodzę do mojego męża, chwytam jego twarz w dłonie i splatam nasze języki. Jego dłonie znajdują się chwilowo na moich pośladkach i delikatnie je dotykają przez materiał dżinsów. Podskakuję do góry i oplatam swoje nogi wokół jego bioder, a z jego ust wydobywa się niski jęk. Przyprawia mnie o ciarki, lecz po chwili w moim podbrzuszu buduje się pożądanie. Mój ukochany mąż, tylko ja i on. 
-Teraz jesteś tylko moja.

_________________________
Ehh.. a więc, to już koniec. Za niedługo pojawią się dwa epilogi. Później możliwe, że poinformuję was o nowym blogu, tylko jeszcze nie wiem kiedy. Mam nadzieję, że kiedyś będziecie miło wspominać tego bloga. Kocham was bardzo mocno. Trochę smutno mi, że to już koniec ale taka kolej rzeczy.